Znane z szokujących zdjęć modelki erotyczne Catherine Legrand i Florence Guerland wspólnie wynajmują mieszkanie na nowoczesnym osiedlu. Pracują dla wymagającej kobiety nazwiskiem Valérie Landis, która zawiązała stałą współpracę z wybuchowym, lubieżnym fotografem J.B. Wszyscy wiedzą, że Catherine jest mitomanką, dobrze znaną miejscowej policji. Mimo że nikt już nie wierzy w jej opowieści o atakach na tle seksualnym na jej osobę, kobieta nie ustaje w wysiłkach, by zwrócić na siebie uwagę mundurowych. Zamiast tego mimowolnie ściąga na siebie wzrok nieznajomego mężczyzny, który nie potrafi okiełznać swojej żądzy. Seksualny maniak ukradkiem obserwuje młodą modelkę i najwyraźniej na tym nie poprzestaje. Zagrożona jest nie tylko Catherine, ale także ludzie z jej najbliższego otoczenia.
Mało znany niskobudżetowy francuski obraz z nurtu giallo w reżyserii i na podstawie scenariusza Claude'a Mulota, znanego też pod pseudonimem Frédéric Lansac, głównie kojarzonego z kinem erotycznym, twórcy między innymi horroru „La rose écorchée” (1970) i dramatu erotycznego/romansu „Black Venus” (1983). „Knife Under the Throat” (oryg. „Le couteau sous la gorge”) to jego ostatni film – dystrybucja, w jego rodzimej Francji, ruszyła w czerwcu 1986 roku, a w październiku czterdziestoczteroletni wówczas Claude Mulot utonął. W swoim czasie „Knife Under the Throat” zebrał głównie nieprzychylne recenzje od krytyków. Zarzucano mu między innymi nazbyt głośną muzykę, aktorstwo na najniższym poziomie, kiepskie oświetlenie i takąż fabułę, która miała być ukierunkowana głównie na goliznę. Co bardziej spostrzegawczy odbiorcy zauważyli, że jeden samochód oddano do użytku dwóm niezwiązanym ze sobą postaciom, co potraktowano jako widomy dowód na to, że filmowcy musieli liczyć się z każdym frankiem.
Noc. Młoda kobieta biegnie przez miasto. W rozpiętym płaszczu. Naga od pasa w dół. Tak otwiera się „Knife Under the Throat” Claude'a Mulota, francuski „wtręt” w nurt giallo spopularyzowany przez Włochów w drugiej połowie XX wieku. Wychodzi więc na to, że nie przesadzali ci krytycy, którzy wyrzucali twórcom niniejszej produkcji stwarzanie sobie okazji do rozbierania aktorek? Gdyby Catherine Legrand (niezbyt przekonujący występ Florence Guérin), bo to ona jest ową roznegliżowaną kobietą, biegła w zapiętym płaszczu, nie miałoby to najmniejszego wpływu na fabułę, ale ośmielę się wysnuć przypuszczenie, że w takim układzie ta sekwencja przeszłaby praktycznie niezauważona. Albo inaczej: w recenzjach co najwyżej by o niej napomykano – ot, wzmianka, nie tyle na temat przebiegającej przez miasto niewiasty, ile jej domniemanej przypadłości. U celu tego niecodziennego maratonu, na posterunku policji, witają ją gromkie śmiechy, pobłażliwe uśmieszki i nieskrywana irytacja detektywa z wydziału zabójstw. Roztrzęsiona kobieta mówi, że padła ofiarą ataku na tle seksualnym, a oni się śmieją. Takie czasy? Nie tym razem. Ta oburzająca reakcja mundurowych i wszystkich innych nieuważanych słuchaczy Catherine (petenci, interesanci, poszkodowani, świadkowie i/lub podejrzani), szybko się wyjaśnia. Otóż, okazuje się, że czołowa postać „Knife Under the Throat” nadzwyczaj często zgłasza podobne zdarzenia. Patologiczna kłamczucha? Takie przekonanie w każdym razie zdążyli wyrobić sobie gliniarze z tego konkretnego posterunku oraz ludzie z jej najbliższego otoczenia. Nawet jej najlepsza przyjaciółka, współlokatorka i współpracownica, Florence Guerland (taka sobie kreacja Natashy Delange), uważa że Catherine ma problem. Ona jedna szczerze się o nią martwi, a przynajmniej do czasu wprowadzenia „rycerza w lśniącej zbroi”. Szefowa Catherine i Florence, Valérie Landis (znowu taka sobie Brigitte Lahaie) ma zdecydowanie mniej cierpliwości do tej dziewczyny. Nie wykazuje takiego zrozumienia dla jej wyskoków, ale w sumie nie robi nic, by jej to wyperswadować. Dopóki to nie koliduje z jej pracą, Valérie nie zamierza robić nic w tej sprawie. To problem policji, nie jej. Ona musi się skupiać na swojej karierze, którą buduje „na plecach” Catherine i Florence. Modelek erotycznych, o uczucia których zupełnie nie dba. Valérie oczekuje, że będą na każde jej skinienie; bez dyskusji wykonywały jej polecenia. Jej i obleśnego fotografa z kontuzjowaną stopą J.B. (muszę przyznać, że całkiem niezła kreacja Jeana-Pierre'a Maurina). Valérie zdążyła już wyrobić sobie pewną markę w światku modelingu. A przynajmniej opinia publiczna kojarzy może niekoniecznie ją, ale na pewno jej modeliki z szokującymi zdjęciami. Jak słusznie zauważy sama Valérie, nie potrzeba wiele, żeby zaszokować społeczeństwo. Wystarczy pikantna sesja zdjęciowa na cmentarzu. Gdzie przyplącze się pewien wielce podejrzany, żeby nie powiedzieć groźny mężczyzna. Catherine jeszcze nie zdaje sobie z tego sprawy, ale ten wieczór przesądzi o jej dalszym losie. Jej i jej znajomych. Jak łatwo się tego domyślić, poleje się krew niekoniecznie niewinnych, najpierw jednak Catherine będzie odbierać niepokojące telefony i przeżyje przynajmniej jeden przerażający incydent w swoim mieszkaniu. Osoby, które ją znają w ogóle się tym nie przejmą, co nie dziwi zważywszy na jej wcześniejsze wybryki. Mitomanka, ot co! Sojusznika Catherine znajdzie w Nicolasie Béraud, nowo poznanym młodym mężczyźnie, który niedawno wprowadził się do jednego z sąsiednich mieszkań. Zajął lokal na tym samym piętrze, co Cartherine i Florence. Ekskluzywne osiedle, gdzie o porządek dba podejrzana kobieta z oszpeconą połową twarzy. W każdym razie twórcy starają się uczulić nas na tę postać – na przykład poprzez złowrogie dźwięki towarzyszące jej wejściom, ale myślę, że nikt też nie będzie miał wątpliwości, że ta bądź co bądź nieszczęsna kobieta, z zazdrością spogląda na Catherine i Florence. Co więcej, wyraźnie zabiega o uwagę tej pierwszej. Wykorzystuje każdą okazję, by spróbować wciągnąć ją w dłuższą rozmowę. Jej wysiłki nie tylko nie przynoszą pożądanych rezultatów, ale wręcz działają na Catherine odpychająco. Choć nie można też wykluczyć, że główna bohaterka „Knife Under the Throat” na wszelki wypadek, asekuracyjnie, na razie woli nie zawiązywać nowych znajomości. Przynajmniej dopóki nie odzyska poczucia bezpieczeństwa. Zakładając, że kiedykolwiek je miała. Prawdę mówiąc ta kwestia jest dla mnie dość niejasna. Kłamie z premedytacją, czy wierzy w swoje kłamstwa? A może nie kłamała? Może faktycznie przyciąga skrajnie nieodpowiednich mężczyzn? A kiedy wreszcie na horyzoncie pojawia się prawdziwy dżentelmen, ktoś wchodzi im w paradę. Catherine przynajmniej na razie musi obejść się smakiem. Jej rycerz wpada w sidła złej królowej, ale to akurat najmniejsze zmartwienie nieszczęśliwie zakochanej księżniczki. Używając słów pewnego klasyka: nie czas żałować róż, kiedy płoną lasy.
„Knife Under the Throat” Claude'a Mulota to utrzymana w dość obskurnym klimacie, nieodznaczająca się jakąś wielką brutalnością, jak dla mnie średnio zajmująca opowieść o seryjnym zabójcy w czarnych skórzanych rękawiczkach (a jakże!), który przypuszczalnie działa z pobudek seksualnych. Wszystko wskazuje na mroczną obsesję na punkcie młodej modelki erotycznej, która, że tak to ujmę, rykoszetem odbija się na jej najbliższym otoczeniu. Czyżby mordercy zależało na tym, aby obiekt jego westchnień pozostał sam? Wtedy pewnie łatwiej by mu było – albo jej – zbliżyć się do tej kobiety. A może w swoim mniemaniu usuwa szkodliwe dla niej środowisko? Eliminuje ludzi, którzy w jego/jej przekonaniu przysparzają cierpień Catherine Legrand albo po prostu nie są godni przebywać w jej cudownym towarzystwie? Przyznaję, że dla mnie to był twardy orzech do zgryzienia. Właściwie przerosła mnie ta, bądź co bądź, niezbyt pokomplikowana kryminalna zagadka. Wpadłam w pułapkę zastawioną przez twórców na pierwszym odcinku (nie licząc pamiętnego biegu przez miasto) fabularnej ścieżki. W sumie zabawna rzecz, biorąc pod uwagę fakt, że łamałam sobie głowę nad tym UWAGA SPOILER dlaczego twórcy nagle postanowili ukryć twarz oprawcy? Po co ukrywać coś, co już zostało pokazane? Oblicze człowieka, który na naszych oczach snuł erotyczne fantazje z Catherine, a potem na naszych oczach udusił inną kobietę. Odpowiedź powinna od razu się nasunąć - tym bardziej po głośnym alarmie na drodze, akcji następującej tuż po zabójstwie przypadkowej ofiary, choć może niezupełnie, bo kobieta ponad wszelką wątpliwość przypomina przyszłemu zabójcy Catherine, obiekt jego obsesji – ale u mnie nastąpiło chyba jakieś zwarcie, bo te wielgachne kropy jakoś nie zechciały się połączyć KONIEC SPOILERA. Ponure, przybrudzone zdjęcia i agresywna ścieżka dźwiękowa to główne powody, dla których trwałam przed ekranem. Na pewno ułatwiło mi to przeprawę przez niczym niewyróżniającą się historyjkę o zabójczym prześladowcy. No, chyba że nagromadzeniem golizny. Tak jak przestrzegali niektórzy krytycy, Claude Mulot i jego ekipa zadbali o to, by niektórym paniom nie było za gorąco:) Zwłaszcza Florence Guérin, ale nie mogłam też oprzeć się wrażeniu, że i Brigitte Lahaie miała kilka takich wymuszonych prezentacji. Mnie w każdym razie nie wyglądało to naturalnie. Za dużo tych „zbiegów okoliczności”, tych rozbieranych scenek, żebym mogła długo odrzucać od siebie myśl, że głównym celem reżysera i scenarzysty tego przedstawienia było prezentowanie wdzięków wybranych członkiń obsady. Raz po raz upominałam się w duchu, że przecież zadbano o odpowiednią, a przynajmniej atrakcyjną dla mnie, oprawę audiowizualną, a i widać jakieś nieśmiałe, a na pewno niekonsekwentne próby spenetrowania umysłu bohaterki, która na dodatek nie została dokładnie odmalowana od któregoś z szablonów najchętniej wykorzystywanych w horrorowych/thrillerowych rąbankach. Różnicę robi jej potencjalnie chorobliwa skłonność do konfabulacji. Snucia nieprawdziwych opowieści o ciężkich przeprawach ze zboczeńcami. Gwałcicielami i/lub niedoszłymi gwałcicielami, którzy najwyraźniej się na nią uwzięli. Claude Mulot w moim uznaniu nie poświęcił należytej uwagi temu aspektowi osobowości Catherine. Czy po prostu niemożności, nieumiejętności przekonania innych do tego co faktycznie ją spotyka. Gdybym miała obstawiać - w sumie muszę zgadywać, bo scenarzysta jakby z czasem kompletnie zapomniał o tym frapującym wątku - to wybrałabym wersję z kłamczuchą. Nie z pełnym przekonaniem, a pod przymusem zeznałabym, że Catherine z premedytacją próbowała zwrócić na siebie uwagę. Zrobić z siebie ofiarę odrażających zbrodni (swoich seksualnych fantazji?) aż w końcu to się na niej zemściło. Nie wywołuj wilka z lasu, głupia dziewczyno. Jeśli zaś chodzi o sceny mordów, to czuję się w obowiązku wyróżnić jedynie... właściwie nie sam moment śmierci, ile widok post mortem: wyłupione oko. Poza tym dużo szarpanin i niezmiennie niewiele „czerwonego soczku”, który mi tam nie wyglądał na krew. Zręcznej żonglerki napięciem też oddać temu widowisku nie mogę. Dostrzegałam starania – najjaskrawsze przykłady to oczywiście „okresy ciszy przed burzą”, tuż przed atakiem nieznanego(?) sprawcy, co się wyczuwa – ale bardziej satysfakcjonujących efektów niestety nie odebrałam. Silniejszych doznań „Knife Under the Throat” Claude'a Mulota zdecydowanie mi nie zapewnił. Ale klimacik niezgorszy.
Niniejsze francuskie podejście do włoskiego nurtu giallo, uznaję za niezbyt udane. Dobrze, ostatni film Claude'a Mulota „Knife Under the Throat” (oryg. „Le couteau sous la gorge”) nie okazał się dla mnie jakąś wielką męczarnią, w zasadzie bez większego wysiłku się z nim uporałam, ale na pewno mogłam trafić lepiej. Gdyby nasze drogi się nie skrzyżowały, to nic bym nie straciła. Może poza klimatem, ale bądźmy szczerzy: nie jest to żaden ewenement tamtej epoki. Ubiegłowieczne siekaniny właściwie słyną z takich zapaszków, tj. kolorków. I takich charakternych, niesubtelnych, wręcz wyrywnych, opraw dźwiękowych. W mojej opinii tylko dla „kolekcjonerów” gialli, dla największych pasjonatów tego nurtu. No dobrze, może nie tylko, ale ja nie poważę się polecać tej pozycji osobom spoza tego ścisłego kręgu. Po prostu się boję.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz