Nastoletnia Sara mieszka w małej hiszpańskiej miejscowości z młodszym bratem i rodzicami, właścicielami sklepu mięsnego, w prowadzeniu którego dziewczyna jest zmuszona im pomagać. Samotna, prześladowana przez rówieśników dziewczyna z nadwagą. Nazywana świnką, bezlitośnie wyśmiewana także w przestrzeni wirtualnej, zamknięta w sobie dziewczynka, której nie pozwolono dorosnąć. Aż do tego lata. Pewnego popołudnia Sara zostaje napadnięta przez znajome rówieśniczki, Roci i Macę. Jest z nimi Claudia, która z zaniepokojeniem przygląda się większemu niż zazwyczaj wybuchowi agresji swoich przyjaciółek. Ale nie robi nic, by przerwać gehennę Sary. Wszystko to dzieje się na oczach nieznajomego mężczyzny, tajemniczego kierowcy furgonetki, który nie będzie bierny w obliczu przemocy. Nie okaże cienia łaski oprawcom Sary i tylko ona będzie znała twarz zbrodniarza. Mimowolna wspólniczka seryjnego mordercy.
Hiszpańsko-francuski pełnometrażowy debiut - zarówno w roli reżyserki, jak scenarzystki - Carloty Peredy, będący przedłużeniem jej kilkunastominutowego obrazu z 2018 roku pod tym samym oryginalnym („Cerdita”) i angielskim („Piggy”) tytułem, zdobywcy Goya Award i Forqué Award, który potem został wcielony do antologii filmowej pt. „The Devil's Tail” (pol. „Ogon diabła”). Zrealizowana za mniej więcej dwa i pół miliona euro opowieść o dorastaniu ubrana w ciuszki slashera. Swoista konfrontacja Peredy z własnymi lękami – życie nastolatki może być autentycznie przerażające. Zwłaszcza we współczesnym świecie, w epoce internetu, który często jest wykorzystywany przez oprawców do nieprzerwanego terroryzowania bliźnich. Wśród filmowych wpływów, główna twórczyni „Świnki” wymienia „Czy zabiłbyś dziecko?” Narciso Ibáñeza Serradora, na podstawie powieści „El juego de los niños” Juana José Plansa, „Głód miłości” Claire Denis, „Nieznajomego nad jeziorem” Alaina Guiraudie i przede wszystkim „Teksańską masakrę piłą mechaniczną” Tobe'ego Hoopera, według niej najlepszy filmowy horror w historii. Inspirację znalazła też w fotografiach Maisie Cousins i malarskiej twórczości Jenny Saville. Główne zdjęcia do „Świnki” ruszyły 17 czerwca 2021 roku, a ostatni klaps padł pod koniec lipca tego samego roku. Nagrywano w hiszpańskiej gminie Villanueva de la Vera w prowincji Cáceres, w autonomicznej wspólnocie Estremadura. Z powodu pandemii COVID-19, która swoją drogą pociągnęła za sobą dodatkowe wydatki, filmowcy stworzyli coś w rodzaju prawie nieprzepuszczalnej, hermetycznej bańki – tymczasowe miejsce zamieszkania dla ekipy i ich bliskich, którzy starali się nie wychodzić poza granice tej osady do końca zdjęć. Premierowy pokaz „Świnki” odbył się w styczniu 2021 roku na Sundance Film Festival, a to był dopiero początek tournée po filmowych festiwalach (gdzie wpadło parę nagród). W październiku 2022 roku obraz trafił do wybranych amerykańskich kin, a tydzień później ruszyła dystrybucja w internecie.
Laura Galán ponownie w roli okrutnie traktowanej nastolatki, której w sukurs przychodzi zabójczy nieznajomy. Jedną z rzeczy, której najbardziej obawiała się Carlota Pereda był pudełkowaty format (1.33:1), który wprawdzie w krótkometrażowej przygrywce doskonale się sprawdził (klaustrofobicznie i... zupełnie jak na Instagramie; tak ponoć niektórym odbiorcom się skojarzyło), ale tym razem to mogło przynieść więcej strat niż korzyści. Otóż, reżyserka i scenarzystka „Świnki” bała się, że forma będzie odwracać uwagę od treści. Ale potem przypomniała sobie między innymi „Lighthouse” Roberta Eggersa i postanowiła zaryzykować. Raz się żyje! Z jej opowieści o „Śwince” jasno wynika, że fabuła była dla niej najważniejsza. Reszta to tylko ozdobniki:) Zgodnie z jej zapowiedziami największy pomnik postawiła tutaj swojej ukochanej „Teksańskiej masakrze piłą mechaniczną” Tobe'ego Hoopera. Ten charakterystyczny duch przyczajony w brudnawym tle. Niedokładnie to samo – jakżeby inaczej – bardziej muśnięcie odrażającej otoczki kultowej opowieści, delikatnie mówiąc, o patologicznej rodzince z Teksasu, która otwarła „niekończącą się” serię, aniżeli całkowite zanurzenie w tej niezapomnianej, skrajnie nieprzyjaznej aurze. W centralnym punkcie „Świnki” postawiono puszystą nastolatkę o imieniu Sara. Zamkniętą w sobie młodą duszyczkę w starszym ciele. Rozwój zahamowany przez otoczenie. Kwiat, któremu nie pozwolono w pełni się rozwinąć. W zasadzie jeszcze pączek. Usychający. Nader skromne potrzeby, których nie może zaspokoić. Nie w tej ciasnej mieścinie, gdzie wszyscy wiedzą wszystko o wszystkich. A przynajmniej tak im się wydaje. Wydaje im się, że znają Sarę. Wystarczy na nią spojrzeć – świnka, jak się patrzy! Niezliczone warstwy zbędnego tłuszczu. Wiecznie spocona. Nieumalowana i żująca te swoje przetłuszczone włosy. Doprowadzająca innych do szału samym wyglądem. Irytująca dbających o siebie, niby atrakcyjnych młodych ludzi. W zgrabnych ciałach niezdrowe dusze. Może z wyjątkiem Claudii (przekonująca kreacja Irene Ferreiro). Tak w każdym razie myśli Sara. Claudia co prawda należy do paczki, która najbardziej się nad nią znęca, ale stoi z boku, nie „rzuca kamieniami” w bezbronną dziewczynę. Jej grzechem jest bierność w obliczu bezpodstawnej przemocy. Nie podoba ci się, to się nie patrz. Żyj i daj żyć innym. Claudia chętnie, ale niestety jest w mniejszości. Ech, ta demokracja. Czy raczej presja grupy. Są drogi słuszne i łatwe. Po co się szarpać? Ryzykować odrzucenie przez towarzystwo, wylądowanie w tym miejscu, w którym tkwi biedna Sara? Gdy sumienie nie pozwala brać udziału w sadystycznych zabawach znajomych, najbezpieczniej stanąć w rozkroku. Nie mieszać się. Trudno nie współczuć czołowej postaci omawianej produkcji, ale trzeba uważać, żeby nie wpaść przy tym w sidła zastawione przez podstępną organizatorkę tego letniego koszmaru. Kiedy jedynym obrońcą uciśnionej jest seryjny morderca, łatwo przekroczyć granice akceptacji. Nazbyt twardo opowiedzieć się po stronie dziewczyny, która zbłądziła. Ze strachu podszytego zwykłą, ludzką potrzebą zbliżenia się do jakiegoś – jakiegokolwiek – człowieka. Tym silniejszą w okresie dojrzewania. Młodzieńcze pożądanie, które może skończyć się wyjątkowo nieprzyjemnym seksualnym przebudzeniem. Twardym lądowaniem w rzeźni. A może to byłaby lepsza opcja dla tej nieszczęsnej postaci? Związek z mordercą bardziej wybawieniem niż przekleństwem dla dziewczyny, która na naszych oczach staje się kobietą. Widać to nie tylko w jej zachowaniu, także w ubiorze (staranny, przemyślany wybór strojów dla szalenie intrygującej w tej postaci Laury Galán; jak dla mnie wyśmienita, mocno intensywna kreacja): kolory kostiumów coraz mniej krzykliwe, jakby wyciszane wraz z oddalaniem się od niesłodkiego, bynajmniej niebeztroskiego dzieciństwa. Dla Sary tak zwany wiek niewinności kończy się tego upalnego-chłodnego lata. Zimne promienie słoneczne, ale nie dla mieszkańców tego nawiedzonego miejsca. Przez istotę z krwi i kości, zbuntowanego rycerza w zakrwawionej zbroi.
Czołowa postać „Świnki” Carloty Peredy schronienia może szukać jedynie w swoim pokoju. Nie jest to doskonała kryjówka, choćby dlatego, że jej apodyktyczna matka czy złośliwy braciszek w każdej chwili mogą wtargnąć do środka. Ojciec pewnie najpierw by zapukał, a nawet, gdyby zdarzyło mu się zapomnieć i przypadkiem odkrył jakiś mały sekret Sary, to najprawdopodobniej zatrzymałby to dla siebie. Jak to się mówi: w tym domu spodnie nosi matka. Omnipotentna postać, która czasami czuje się jakby wychowywała nie dwójkę, a trójkę dzieci. Nie ma wątpliwości, że jej małżonek bez niej nie przetrwałby w tym świecie. Przepadł z kretesem. Przeżuliby go i wypluli. To samo zresztą mogłaby powiedzieć o swojej córce. Wdała się w ojca, oj wdała. Niezaradne dziewczątko, któremu trzeba przypominać nawet o zażywaniu świeżego powietrza. Gdyby pozwolić jej decydować o sobie, to Sara pewnikiem nie wyściubiałaby nosa z tej swojej „zasyfionej jaskini”. I niech się nie dziwi, że tylu obrało ją sobie na cel. Zamiast płakać, najwyższy czas nad sobą popracować. Zacząć od ścisłej diety. Zrzucić sadełko, a nie wytrwale pracować na jego powiększanie. Trzeba jednak oddać matce Sary, że choć trzyma swoją rodzinę pod butem z metalową podeszwą, to przed zagrożeniami z zewnątrz gotowa do upadłego jej bronić. Rzuci się z pazurami na każdego, kto w jej obecności choćby tylko werbalnie zaatakuje jej podopiecznych, czy jak kto woli niewolników. A na Sarze już wkrótce może skupić się nieporównywalnie większy gniew społeczny niż dotychczas. Niewykluczone że ukrzyżują spanikowaną nastolatkę, kiedy prawda w końcu wyjdzie na jaw. Raczej prędzej niż później. Sara nie jest zatwardziałą przestępczynią, tylko nieprzyzwyczajoną do samodzielnego podejmowania decyzji, śmiertelnie przerażoną i boleśnie samotną, zaledwie kilkunastoletnią dziewczyną, która dojrzewa wolniej od rówieśników. W zwolnionym tempie. Aż do teraz. Kierowca białej furgonetki, kompletnie obcy jej młody mężczyzna, bezlitosny zabójca, paradoksalnie wykazał się większym sumieniem od „praworządnych” współmieszkańców Sary. Wyłącznie w stosunku do niej. I tak najbardziej zagrożona członkini tej społeczności, staje się jedyną nietykalną. Doczekała się swojego księcia i kompletnie nie wie, jak zachować się w tej sytuacji. Powinna się cieszyć? Że z jej powodu przelano krew? Nie, Sara nie jest taka. Nie życzyła śmierci swoim oprawcom, nawet wtedy, gdy na popularny portal społecznościowy wrzucili zdjęcie (z „jakże dowcipnym”, niewybrednym komentarzem) jej i rodziców zrobione w ich sklepie ze świeżym mięsem. Zresztą to pewnie nie był pierwszy taki raz. Przywykła... Nie, nic z tych rzeczy! Da się w ogóle uodpornić na takie bezkarne tortury? Tortury XXI wieku kontra staroświeckie metody. Stara, niedobra zemsta. Gorzka ambrozja. Czyżby słodycz powoli niwelowała ten cierpki posmaczek? I czego jej życzymy? Powrotu do czarnej prozy życia? Do piekła, z którego wyszła? Tamto przynajmniej zna. I co ważniejsze droga, na którą uparcie wciąga ją nieznajomy mężczyzna, nawet jeśli okazałaby się mniej wyboista, wygodniejsza dla dziewczyny, której życie, a raczej ludzie zdążyli już potężnie dać w kość, nie jest słuszna. Tak, wpadałam w pułapki zastawione przez twórców, łapałam się na „podżeganiu do przestępstwa” już nie tak niewinnej nastolatki, ale gdy odsuwałam na bok emocje, gdy opierałam się podstępnej sile tej narracji (tak blisko straszliwie okaleczonej, sponiewieranej postaci), natychmiast wygrzebywałam się z tego moralnego bagienka. Pytanie, czy Sara w pewnym momencie nie nabierze pewności, że dla niej nie ma już odwrotu? Za daleko zabrnęła w tym... nicnierobieniu. Trochę dłużyzn w moim poczuciu się w „Świnkę” zakradło. Zbytnie przeciągnięcia także niektórych sekwencji mających podnosić napięcie – powoli, powolutku, aż w końcu następuje skutek odwrotny do zamierzonego, adrenalina niepowstrzymanie zaczyna wyparowywać z układu krwionośnego. Na przykład nocny wypad do lasu z telefonem ojca w garści czy nawet ostateczna rozgrywka w miejscu, które, jak mniemam, wybrano z myślą o ulubionym filmowym horrorze „kierowniczki tego zamieszania”. Klimatycznego, niezbyt krwistego (w pamięć może zapaść jedynie postrzępiony kikut, z którego wylewa się morze szkarłatnej substancji; no dobrze, z tym morzem to trochę przesadziłam), niegłupiego retro slasherka. Ostrożnie z tym retro, ale czuć, och czuć ducha starych, dobrych niskobudżetowych horrorowych rąbanek. Lata 70. i 80. XX wieku zawsze na czasie!
Wyrafinowana siekanina od hiszpańskiej reżyserki i scenarzystki Carloty Peredy. Pierwsze pełnometrażowe osiągniecie tej pani, rozbudowa filmowej niedużej, ale dostrzeżonej budowli, którą postawiła w roku 2018. Przedłużenie nagradzanego kilkunastominutowego obrazu pod tym samym oryginalnym tytułem. Brudnawa, klaustrofobiczna opowieść ku przestrodze. Pachnąca XX-wiecznymi niedrogimi, nieśmiertelnymi slasherami i podobnym „tałatajstwem”. Jak rzadko (po tej stronie horrorowej barykady) dość mocno skoncentrowana na postaciach, intensywna historia o dziewczynie, która chcąc nie chcąc wchodzi w intrygujące konszachty z seryjnym mordercą. O ekstremalnie burzliwym dojrzewaniu, mrocznym pożądaniu i bezsensownych cierpieniach odtrąconych jednostek. Poniżanych dla rozrywki.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz