Warszawa.
Komisarz Robert Foks z Komedy Stołecznej Policji, po nakryciu swojej
żony na zdradzie, poznaje nastolatkę Nadię, która oferuje mu
darmowe zakwaterowanie w należącym do jej ojca hotelu w centrum
miasta. Tymczasem w Złotych Tarasach dochodzi do zuchwałej zbrodni:
siedemnastoletnia Martyna Wolska zostaje pchnięta nożem i
przerzucona przez barierkę przez nieznanego sprawcę, któremu
internauci nadają przydomek Skaza. Sprawa zostaje przekazana
komisarzowi Foksowi, któremu na polu zawodowym partneruje
podkomisarz Paweł Radecki, w przeciwieństwie do swojego wyższego
rangą kolegi, uporczywie trzymający się regulaminu. A to może
okazać się niewystarczające do rozwiązania tej konkretnej
kryminalnej zagadki. Niedługo po medialnym zabójstwie Wolskiej
tajemniczy sprawca uderza ponownie, tym samym upewniając śledczych,
że celuje w nastoletnie dziewczyny. A jedną z jego ofiar może być
Paulina Gosik, córka byłego zawodowego partnera Foksa.
|
Okładka książki. „Pomsta", Muza 2023 |
Ukończył
polonistykę na Uniwersytecie Łódzkim, w przestrzeni wirtualnej
znany też jako Poważny Postczłowiek. W swojej bibliografii ma
między innymi takie powieści grozy, jak „Polowanie na kaczki”
(2017) i „Wszechmocny” (2018) oraz między innymi takie powieści
kryminalne, jak „Nikt” (2022), „Porzuceni” (2022) i „To
mnie zabije” (2023). Zagościł też choćby w takich horrorowych
antologiach opowiadań, jak „Zombiefilia” (2013), „Księga
wampirów” (2014), „Zapomniane historie” (2016), „Gorefikacje
II” (2016), „Krwawnik 2. Opowiadania z pozornie martwej strefy”
(2016) i „Żertwa. Antologia słowiańskiego horroru” (2021).
Zajął dwudzieste szóste miejsce na liście najpoczytniejszych
autorów i autorek w Polsce 2022 (raport Biblioteki Narodowej).
Pytanie retoryczne: o kim mowa? Na 2023 rok ten Ktoś we współpracy
z wydawnictwem Muza przygotował pierwszy tom planowanej powieściowej
serii kryminalnej z bezkompromisowym komisarzem Robertem Foksem. W
cudnej okładce zaprojektowanej przez Mariusza Banachowicza.
„Z
natury unikam zdjęć, mediów społecznościowych i tak dalej. […]
Im mniej ludzie o tobie wiedzą, tym mniej mogą przeciwko tobie
wykorzystać.”
Szorstki
glina nierzadko działający na granicy prawa przez wiele miesięcy
namawiał Macieja Kaźmierczaka do przedstawienia go innym. Co
więcej, to główny bohater „Pomsty”, Robert Foks z wydziału
zabójstw Komendy Stołecznej Policji, prowadził swojego stwórcę,
kiedy ten wreszcie zechciał pochylić się nad jego historią.
Pierwsze skrzypce Kaźmierczak grał tylko w pierwszym etapie tej
kryminalnej podróży. Kaźmierczak błyskawicznie przelał na papier
pierwszy makabryczny występ tajemniczego nawet dla niego,
potencjalnego seryjnego zabójcy nastolatek i zorganizował krótki
wieczorek zapoznawczy - trzeba dodać, że w dość burzliwych
okolicznościach - z protagonistą. Te pierwsze scenki „Pomsty”
miał już dokładanie obmyślane, ale praktycznie całą resztę
pozostawił w gestii opryskliwego Roberta. Autor szedł śladami
swojej postaci, zamiast przecierać jej szlak. W sumie metoda
spraktykowana przez niejedno pióro, tym bardziej pociągająca, gdy
autor chce również bazować na elementach zaskoczenia. Skoro sam
Kaźmierczak nie był przygotowany na gwałtowne zwroty w śledztwie
komisarza Foksa, to jak ma przygotować się na nie czytelnik?
Właściwie w jakimś zakresie to na pewno jest możliwe – wiem, bo
nie wszystkie „rewelacje” przyjęłam ze stosownym zdziwieniem.
Ot, przedwcześnie dogrzebałam się do niektórych „ukrytych”
fragmentów tej bestialskiej układanki. Prawdopodobnie
najskuteczniejszego śledczego w stolicy Polski poznajemy na ostrym
zakręcie życia. Zdrada małżeńska, której główny bohater
„Pomsty” zupełnie się nie spodziewał. Potężny cios prosto w
serce od miłości jego życia. Foks jest człowiekiem porywczym, a
przynajmniej niemającym dużej wprawy w powściąganiu gniewu, ale
tym razem jakimś cudem zwalczył przemożne pragnienie poturbowania
młodego mężczyzny baraszkującego z jego żoną w ich małżeńskim
gniazdku. Nawet się nie odezwał – odwrócił się na pięcie i
poszukał pocieszania u starego znajomego. Nie żeby Foks miał o nim
jak najlepsze zdanie, ale w tej sytuacji Pan Alkohol w przekonaniu
Foksa staje się praktycznie niezbędny. Lepiej poszukać chwilowego
zapomnienia, stępić targające nim emocje, zanim dojdzie do jakichś
rękoczynów. Bo Foks tej okropnej nocy nie ręczy za siebie. O czym
na własnej skórze przekona się jakiś szukający zaczepki
młodzieniec. Nietrzeźwy komisarz ruszy z odsieczą jego znajomej,
która odwdzięczy się Foksowi darmowym pokojem w hotelu jej ojca.
Nastoletnia Nadia Czarnenko przyjechała z Kijowa, gdzie dorastała
pod okiem matki Ukrainki, która swego czasu przeżyła małą,
niekoniecznie przyjemną, przygodę z Polakiem Przemysławem
Olszewskim, wspomnianym właścicielem hotelu w centrum miasta, który
nigdy nie wykazywał większego zainteresowania córką, ale po
wybuchu wojny, „łaskawie” zapewnił jej azyl. A teraz zniknął.
Nadia podejrzewa, że ma to związek z jego ciemnymi interesami i nie
wygląda na specjalnie przejętą – nie miała dobrego kontaktu z
rodzicielem, więc czemu miałaby się o niego zamartwiać? Nie,
jeden powód do zmartwień Nadia niewątpliwie ma, a dotyczy on
prowadzenia największego legalnego, ewentualnie półlegalnego
biznesu ojca. Ma nadzieję, że jej zwykle przewidujący staruszek
przygotował kogoś do tego zadania, bo ona, szeregowa
recepcjonistka, naturalnie nie czuje się kompetentna do przejęcia
pałeczki po być może nieżyjącym już ojcu. Wszystko wskazuje na
to, że Nadia zupełnym przypadkiem poznała doświadczonego
detektywa z wydziału zabójstw, który niebawem zaangażuje się w
sprawę mogącą mieć związek ze zniknięciem Przemysława
Olszewskiego. W każdym razie spodziewam się, że przynajmniej
miłośnicy gatunku będą się liczyć z tą ewentualnością, a
wręcz doszukiwać... być może nieistniejących punktów
wspólnych;) Nie tylko między zniknięciem Olszewskiego i
nieuchwytnym zabójcą nastoletnich dziewcząt zwanym Skazą, ale i
wielce podejrzaną historią rodzinną. Znowu zupełnym przypadkiem
komisarz Robert Foks dobrze zna - a przynajmniej wydaje mu się, że
zna - rzeczoną trzyosobową rodzinę. Foks nie jest człowiekiem
zbyt towarzyskim, ale jeśli kogoś uważał za swoją przyjaciela,
to na pewno był nim Tomasz Gosik. Przez krótki czas byli zawodowymi
partnerami, a potem okrutna Opatrzność zmusiła Tomasza do zmiany
zawodu. Co ciekawe, o zaginięciu swojego jedynego dziecka,
nastoletniej Pauliny, Foksa nie informuje jego były partner, tylko
żona Tomasza Iwona. Kobieta robi to za plecami męża, który
twierdzi, że zna miejsce pobytu córki, z jakiegoś jednak powodu
nie zamierza wyjawić go nawet swojej małżonce. Czuły nos Foksa
(bez)błędnie wychwytuje krętactwa człowieka, który dotychczas
nigdy nie zawiódł jego zaufania. A teraz próbuje sprzedać mu, jak
na jego wyćwiczone ucho, okrutnie naciąganą historyjkę.
|
źródło: https://www.facebook.com/maciejkazmierczakpisze/ |
Komisarz
Robert Foks posiada cechy cynicznych detektywów z nurtu hardboiled,
przy czym jego wizerunek wydawał mi się „nieco” cieplejszy.
Maciej Kaźmierczak stworzył bohatera, który nie tylko nie stara
się przypodobać odbiorcom „Pomsty”, ale i daje jasno do
zrozumienia, że w ogóle nie jest zainteresowany zawiązywaniem
nowych przyjaźni. Jakby oczekiwał, że wścibscy czytelnicy
zachowają (nie)stosowny dystans, uszanują jego niewypowiedziane,
domyślane życzenie, by się zbytnio nie spoufalać. Ewentualnymi
karcącymi spojrzeniami Foks na pewno by się nie przejął, ale
gdyby jakimś cudem dotarła do niego wieść o ludziach z tego
naszego „alternatywnego” świata, przekonanych, że nawiązali z
nim jakąś nić sympatii, to gdyby akurat (niechcący) „wstał
prawą nogą” ubawiłby się setnie. Nie przesadzajmy –
mistrzynią zatruwania powietrza w świecie przedstawionym w
„Pomście” jest prokurator Eliza Kowalczyk. Prawdziwy wrzód
wiadomo na czym. Co prawda uwzięła się tylko na Foksa, ale jej
negatywne podejście, o ile mu wiadomo, drażni nawet jego
przełożonego, nie wspominając już o bliższych rangą kolegach.
Może z wyjątkiem jego partnera, podkomisarza Pawła Radeckiego.
Foks nie ma pewności, ale ze wszystkich znanych mu policjantów, on
wydaje się najlepszym kandydatem na duszę przychylną Kowalczyk. To
nie tyle kwestia szerokiego otwarcia na ludzi – choć Radecki zdaje
się życzliwiej usposobiony od Foksa – ile podejścia do pracy.
„Brudnemu Harry'emu” trafił się partner, który trzęsie się
na samą wzmiankę o jakimś nieregulaminowym posunięciu. Skaut i
chuligan – albo skrajnie niedobrana zawodowa para, albo pięknie
dopełniający się duet. Dream Team bądź idealny przepis na
małą katastrofę w komendzie. Może kiedy bieżące śledztwo
osiągnie temperaturę wrzenia? W zasadzie od początku zanosi się
na pracę pod silną presją, bo niezidentyfikowany sprawca rozpoczął
swoją zbrodniczą działalność z szokującym przytupem. Uderzył w
miejscu publicznym, w dodatku w nieletnią dziewczynę, którą
postronny obserwator mógłby nazwać osobą z dobrego domu. Martyna
Wolska, pierwsza znana ofiara człowieka pilnie poszukiwanego przez
warszawską policję, a już najpilniej przez komisarza Roberta
Foksa, to córka dyrektorki prywatnej szkoły językowej i pracownika
wyższego szczebla urzędu miasta. Nazwijcie mnie cyniczką, ale mam
podejrzenie graniczące z pewnością, że członkowie zespołu Foksa
nie musieliby wyciskać z siebie siódmych potów, gdyby dziewczyna
wywodziła się choćby z klasy robotniczej. Nie byliby zmuszeni
działać pod taką presją, choć w jakiejś dalszej perspektywie
przełożeni pewnie oczekiwaliby mniejszych czy większych postępów
w śledztwie. Skaza zabija na różne sposoby, a na miejscach zbrodni
zostawia infantylnie brzmiące i niewiele mówiące Foksowi, krótkie
wiadomości. Zawoalowane obwieszczenia, stwierdzenia, a najprędzej
to własne (nieobiektywne?) opinie na temat tych nieszczęsnych
młodych kobiet. Siedem grzechów niegłównych? „Zanim zdążył
sobie przypomnieć, jak wyglądały zbrodnie w kultowym filmie
„Siedem” Davida
Finchera, bo tylko tak mógł skojarzyć, jakie grzechy należały do
wspomnianej listy...”. Ech, ten Foks. Wbrew jego usilnym
staraniom, całkiem sympatyczny z niego człek. Może i czasami
działający na granicy prawa, ale jeśli system rzuca ci kłody pod
nogi w pościgu za śmiertelnie niebezpieczną jednostką, to możesz
albo przystawać i grzecznie czekać na zielone światło od
biurokratów - oj przepraszam, miałam oczywiście na myśli
zwierzchników Foksa – albo na bieżąco je pokonywać. Mniej czy
bardziej sprytnie, lepiej lub gorzej zabezpieczając swoje tyły,
nieważne. Grunt, żeby pokrzyżować plany niekoniecznie jednemu
łotrowi. „Męski kryminał”, z którym nie zawsze było mi po
drodze – miałam jakieś sporadyczne problemy z zawieszeniem
niewiary – ale panu Kaźmierczakowi mimo wszystko udawało się
podtrzymać we mnie zainteresowanie tym bezlitośnie toczącym się i
nie zawsze oficjalnym śledztwem. Swoja drogą, nie miałabym nic
przeciwko wzmocnieniu pierwiastka żeńskiego – Nadia starała się
jak mogła, ale marzy mi się taka „egzotyczna para” (ściślejsza
współpraca) jak Foks i Kowalczyk. Może w przyszłości, bo już
wiadomo, że przynajmniej Robert Foks takową przed sobą ma.
Frapująca,
wielowątkowa intryga, wyrazisty protagonista, dobre tempo (ani
pośpieszny, ani ślimaczący się fabularny pociąg), całkiem
pomysłowe wykorzystanie motywu serial killer, nieuciekanie od
trudnych, wręcz depresyjnych tematów, od potworności tego świata,
nieasekuracyjna i niemonotematyczna zbrodnicza działalność
tajemniczego zabójcy. Spodobało mi się też poczucie humoru
Macieja Kaźmierczaka, czy jak kto woli niektórych postaci żyjących
na kartach jego „Pomsty”. Uroczystego otwarcia, na moje, nieźle
(nie genialnie) się zapowiadającej powieściowej serii kryminalnej
z komisarzem Robertem Foksem.
Za
książkę bardzo dziękuję wydawnictwu
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz