Stronki na blogu

środa, 22 maja 2024

George A. Romero, Daniel Kraus „Żywe trupy”

 
Zastępca głównego koronera San Diego Luis Acocella i etatowa pracownica kostnicy Charlene Rutkowski po godzinach przeprowadzają sekcję niezidentyfikowanego mężczyzny, który nagle wstaje i rzuca się na zaszokowanych medyków.
Nastoletnia Greer Morgan zasypia na boleśnie znanym Parkingu Przyczep Mieszkalnych Sunnybrook w Bulk w stanie Missouri, a budzi się w przerażająco obcej rzeczywistości. W trakcie krwawych walk z odmienionymi mieszkańcami: nienaturalnie powolnymi ludźmi z upiornymi białymi oczami.
W siedzibie telewizji informacyjnej WWN następuje przewrót zainicjowany przez Nathana Basemana, skompromitowanego dziennikarza, producenta programu prowadzonego przez bezlitośnie wyśmiewanego Chucka 'Buźkę' Corso, chorobliwie niepewnego siebie reportera po licznych operacjach plastycznych. Koniec z kłamstwami, koniec z lukrowaniem rzeczywistości, mówieniem ludziom tego, co chcą usłyszeć. Naga, brutalna, przerażająca prawda o końcu świata. Apokalipsa bez cenzury.
Stacjonujący na lotniskowcu USS Olympia oficer Marynarki Wojennej Stanów Zjednoczonych, Amerykanin japońskiego pochodzenia Karl Nishimura na bezprecedensowym polu bitwy napotyka przeciwnika nieporównywalnie gorszego, potworniejszego od chodzących trupów z niepohamowanym apetytem na ludzkie mięso.
A w rządowej agencji będącej wydziałem Departamentu Spisu Ludności, Amerykańskim Modelu Rodowodów i Czynników (AMLD) w Waszyngtonie, aspołeczna statystyczka Etta Hoffmann wytrwale zbiera dane z całego świata. W błogiej samotności tworzy dla niepewnych przyszłych pokoleń kronikę upadku zgniłego świata, która może być kluczem do przetrwania ludzkości.

Okładka książki. „Żywe trupy”, Zysk i S-ka 2024

Długo wyczekiwany dodatek do legendarnej filmowej serii o żywych trupach stworzonej przez zmarłego w 2017 roku amerykańsko-kanadyjskiego mistrza makabry, nazywanego też ojcem zombie movies George'a Andrew Romero Jr. Serii zapoczątkowanej w 1968 roku jednym z największych dokonań w gatunku horroru, wiecznie popularną „Nocą żywych trupów”. Zapowiadana już na początku lat 80. XX wieku epopeja o apokalipsie zombie po śmierci inicjatora projektu, George'a Romero, dokończona przez fana jego twórczości Daniela Krausa, amerykańskiego pisarza najbardziej znanego ze współpracy z Guillermo del Toro (literackie wersje „Kształtu wody” i „Trollhunters. Łowców trolli”), który raz miał przyjemność spotkać się ze sławnym reżyserem. O zaangażowaniu Krausa w pisarską działalność Romero, właściwie dziedzictwo beletrystyczne, opinia publiczna dowiedziała się niecały rok po śmierci tego ostatniego, w lutym 2018 roku, a światowa premiera „The Living Dead” (pol. „Żywe trupy”) miała miejsce w sierpniu 2020 roku, promocja powieści apokaliptycznej przypadła więc na okres pandemii COVID-19. Nieprzewidziana przeszkoda, która mocno ograniczyła kampanię reklamową, jednak wbrew obawom, sprzedaż była więcej niż zadowalająca. Zdaniem Daniela Krausa pandemia COVID-19 ciekawie zazębiła się z pechowymi wydaniami filmowymi Wielkiego George'a (najbardziej znany przykład to oczywiście utrata praw autorskich do jego najpopularniejszego dzieła, czyli rzecz jasna „Nocy żywych trupów”), a i można to też traktować jako kolejny dowód na prorocze zdolności ojca współczesnych opowieści o zombie, człowieka wyprzedzającego swoją epokę. Monumentalna budowla literacka Daniela Krausa – który bazował gównie na notatkach George'a A. Romero oraz jego starym opowiadaniu, obszernym teście wplecionym w to powiązane tematycznie, ambitniejsze przedsięwzięcie artystyczne ikony kina grozy; i oczywiście filmowym cyklu niekonwencjonalnego współautora powieści – zachwyciła choćby takie osobistości, jak Clive Barker, Grady Hendrix, Joe Hill, Paul Tremblay i Guillermo del Toro, a w Polsce objawiła się w roku 2024.

Wydawnictwo Zysk i S-ka prezentuje jedyną w swoim rodzaju kronikę końca świata. Pokaźny „manuskrypt” twardo oprawiony i gustownie wykończony (wewnętrzna część okładki i strony tytułowe) – projekt Pawła Uniejewskiego, który chyba bardziej inspirował się głośnym serialem Franka Darabonta pt. „The Walking Dead” (2010-2022) niż zombiastycznym dorobkiem George'a Romero; subiektywny odbiór frontowej części tego literackiego budynku – przygotowany pod redakcją Roberta Cichowlasa. Globalna katastrofa w trzech aktach na język polski przełożona przez Mariusza Wardę i Roberta P. Lipskiego. Apokalipsa, przejście i postapokalipsa: długie (około pięćset pięćdziesiąt stron) „Narodziny śmierci”, krótkie (niecałe pięćdziesiąt stron) „Życie śmierci” i powolna (w sumie tylko niespełna dwieście pięćdziesiąt stron) „Śmierć śmierci”. Zaczynamy od hołdu dla „Opowieści Hoffmanna” (oryg. „The Tales of Hoffmann”) obiektu niegroźnej obsesji George'a A. Romero, opery filmowej Michaela Powella i Emerica Pressburgera, wydanej w 1951 roku adaptacji opéra fantastique Jacquesa Offenbacha premierowo wystawionej w roku 1881 i opartej na trzech opowiadaniach (uwaga) E.T.A. Hoffmanna (Ernst Theodor Amadeus Hoffmann), niemieckiego prawnika, kompozytora i krytyka muzycznego, pisarza specjalizującego się w literaturze romantycznej oraz horrorze gotyckim żyjącego w latach 1776-1822. Zatem na wstępie „Żywych trupów” Daniela Krausa i George'a Romero przenosimy się do waszyngtońskiej siedziby gałęzi Departamentu Spisu Ludności nazwanej Amerykańskim Modelem Rodowodów i Czynników, w skrócie AMLD i poznajemy jedną z najbardziej wyeksponowanych postaci eposu o chodzącej śmierci - skrajnie nietowarzyską Ettę Hoffmann, bezwzględnie oddaną pracy statystyczkę żartobliwie zwaną Poetką, która w przeciwieństwie do pozostałych członków zespołu, wygląda na kompletnie nieporuszoną apokaliptycznymi doniesieniami z kraju i ze świata. Co zresztą nikogo nie dziwi – mówi się, że Etta jest tak zwanym człowiekiem bez emocji – ale niektórzy mogą być zaskoczeni jej poświeceniem dla sprawy. Nareszcie sama na posterunku! Raduje się serce osoby aspołecznej, którą „utrata zwierząt zaboli bardziej niż utrata ludzi, bo jedynym co jest pewne w sprawie plagi zombie, to to, że nie można winić za nią zwierząt”. Idąc dalej w tych niepopularnych rozważaniach, Hoffmann w duchu przyzna, że „jest w tym pewna elegancja: żywi zamknięci w ponurych rezerwatach, radzący sobie w warunkach niewiele lepszych od tych, które kiedyś zapewniali zwierzętom gospodarskim”. W Hoffmannowskim Archiwum Opowieści z Nowego Świata, opus magnum skromnej pracownicy państwowej, początek apokalipsy zombie datowany jest na 23 października, nie wiadomo którego roku. Pacjentem zero przypuszczalnie był mężczyzna o nieustalonej tożsamości, a więc John Doe, sekcję którego miał przeprowadzić zastępca głównego koronera San Diego, uzależniony od smartfona malkontent Luis Acocella, pochodzący z Meksyku obiekt westchnień niedającej sobie w kaszę dmuchać „dienerki” Charlene Rutkowski. Nocna zmiana z zagadkowym przypadkiem rzekomo zastrzelonego obywatela – „randka w nieromantycznej scenerii”, upiorna opowieść z kostnicy, początek morderczej przeprawy Charlie i Luisa. Jedna z wielu historii roztoczonych na kartach intertekstualnej powieści niespodziewanego spadkobiercy George'a Romero (ułamkowy udział przekazany przez faktyczną sukcesorkę - małżonkę - oraz wspólnego znajomego, ostatniego agenta wirtuoza makabry). Nieco chaotycznie poprowadzonych Opowieści z Nowego Świata, stosownie opatrzonych niepochwalnymi komentarzami społeczno-obyczajowymi. Krytyczna analiza ludzkości, romerowskie studium szaleństwa nazywanego postępem. „Muzea, fabryki, elektrownie, jeziora, rzeki, autostrady i domy. […] Może te rzeczy trzeba było zabrać. Rząd, wojsko, media też – wszystko to już było zgniłe”. A zombie snuły się po ulicach na długo przed historycznym dniem 10/23. Wgapieni w błyszczące ekraniki, świata poza nimi niewidzący. „Wystarczająco często przesuwałeś palcami okropne treści, że przestawałeś je widzieć czy odczuwać, a to […] było zarazem momentem, gdy zacząłeś umierać”. A najgorsze były media społecznościowe – w każdym razie nie jest żadną tajemnicą, że George Romero przynajmniej przez jakiś czas tutaj upatrywał największego zagrożenia dla gatunku ludzkiego, a może nawet całej planety Ziemia. Promowanie „ja” w świecie rozpaczliwie potrzebującym „my”. Co w „Żywych trupach” Daniel Kraus sprowadził do stwierdzenia (piękne, a przy tym przykre przesłanie), że jedyne co ludzie muszą zrobić, aby się rozwijać, to być miłosiernym wobec siebie. Marne szanse.

Okładka książki. „The Living Dead”, Tor Nightfire 2021

Świadomość zbiorowa kontra ego(centryzm). Wyścig szczurów i spacer ślimaków. Wolniakowo alternatywą dla straceńczo goniących za mamoną. Przedmioty warte więcej od bliźnich, tym bardziej przedstawicieli innych gatunków. Bezwstydne deptanie istot żywych w nieustającej walce o przedmioty martwe. Krwiożerczy konsumpcjonizm (kłania się „Świt żywych trupów” 1978) zagrożony przez kolektyw zombie. Kultura kłamstwa niszczona przez białookich „kanibali”. Przemoc odpowiedzią na... jeszcze większą przemoc? Greer Morgan, srogo płacąca za grzechy matki ciemnoskóra uczennica szkoły średniej z premedytacją robiąca dokładanie to, czego się po niej spodziewano - demoralizacja instytucjonalna, wkładanie nieletnim do głowy, że nic z nich nie będzie, zabijanie potencjału młodzieży w szkołach publicznych, gnębienie niektórych gorzej sytuowanych dzieciaków przez „autorytety” – pustoszone Stany Zjednoczone będzie przemierzać w niesłabnącym (jeśli już to rosnącym) przekonaniu, że „zainfekowani z białymi oczami nie wykazują tak wielkiego upodobania do przemocy” jak rzekomo niezainfekowani, żywi ludzie (obserwacja poczyniona niedługo po wydostaniu się z Parku Przyczep Mieszkalnych, gdzie rozegrała się jedna z moich ulubionych, najbardziej emocjonujących bitew tego armagedonu). Zdetronizowani samozwańczy władcy Ziemi. A niejaki Chuck Corso podzieli się z nami jakże trafnymi wnioskami popartymi latami doświadczeń w zawodzie dziennikarza. Brutalnie szczery wykład o nie-etyce dziennikarskiej. Środowisko „przede wszystkim winne lojalność swoim obywatelom”, „zobligowane do przedstawiania prawdy” woli cały miesiącami wałkować jeden mniej czy bardziej istotny temat (zaginięcie białej kobiety albo afera z udziałem jakiegoś celebryty, albo pozornie bezsensowne wojenki polityków – sens jest taki, by odwrócić uwagę społeczeństwa od palących problemów, którym zająć wybrańcom narodów się nie chce, tzw. tematy zastępcze – albo covid...) niż zajrzeć do blokowisk, domów opieki, szpitali, domów dziecka. „Lojalni wobec obywateli? Nie. Jesteśmy lojalni względem pieniądza” - rachunek sumienia „wiernego żołnierza” wywodzącego się ze starej dziennikarskiej szkoły Nathana Basemana, inicjatora puczu w tubie propagandowej WWN. Rehabilitacja czwartej władzy u schyłku świata. Z najmniejszym zainteresowaniem śledziłam wydarzenia na lotniskowcu USS Olympia, jednostce będącej na uposażeniu Marynarki Wojennej Stanów Zjednoczonej, która w pewnym sensie utknęła „pośrodku” oceanu. Kult jednostki w „twierdzy” niemal zdobytej przez tytułowych wątpliwych antybohaterów. Katolicki kapelan, komandor porucznik William Koppenborg, Moja Słodka i oficer z opóźnieniem, homoseksualista z japońskimi korzeniami Karl Nishimura. Drastyczne przebudzenie seksualnych żądz, religijne zaślepienie, destrukcyjny fanatyzm, który to należał do ulubionych tematów George'a Romero. Akt drugi „Żywych trupów” należy natomiast do Etty Hoffmann i tajemniczej Węszycielki. Jedenaście lat po szokującym incydencie w Zakładzie Medycyny Sądowej w San Diego ponownie spotykamy intrygującą pustelnicę, która imponująco produktywnie wykorzystała czas w twardym lockdownie. Znaczne zwolnienie tempa, wskoczenie na wygodniejsze dla mnie tory, z których wypadłam dopiero pod koniec aktu trzeciego, mimo okazjonalnych powrotów do przeszłości; wybór opowieści z Hoffmannowskiego Archiwum, czyli dopięcie tułaczek z księgi pierwszej plus niezupełnie nowy czarny charakter w „konfesjonale” Bibliotekarki. Publikację zwieńczono arcyciekawym drobiazgowym sprawozdaniem Daniela Krausa: geneza „Żywych trupów” i zarazem wzruszająca historia miłosna (fascynacja twórczością George'a Romero).

Kiedy zabraknie miejsca w piekle, zmarli wyjdą na ziemię”. Albo kiedy żywi dojdą do ściany. Opus vitae George'a A. Romero, utwór, któremu najprawdopodobniej poświęcił najwięcej czasu. Pośmiertne dzieło dopełniające największą markę zombiastyczną. Dopełnienie filmowej kroniki najbardziej zasłużonego badacza żywych trupów, przygotowane z niemałą pomocą Daniela Krausa. Duchowa współpraca? Na pewno bezcenne dziedzictwo literackie, najwyższy zaszczyt dla zdeklarowanego miłośnika pesymistycznych czy realistycznych opowieści pomysłodawcy „Żywych trupów”. Potężnej powieści o bezrozumnej agresji. Marmurowy pomnik w odcieniu zgnilizny:) dla bogatego dorobku artystycznego czempiona filmowej makabry. Niebezsensowna jatka, której nie boję się polecić także niesympatyzującym z horrorami o martwych mięsożercach. Apokalipsa Z w stylu neoklasycznym nie tylko dla wielbicieli twórczości nieśmiertelnego George'a.

Za książkę bardzo dziękuję wydawnictwu

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz