Rok
1952. W uroczej amerykańskiej miejscowości od niedawna mieszka
poważna młoda dama z sekretnym defektem, ośmioletnia Rhoda
Penmark, uczennica prywatnej szkoły kładącej nacisk na dyscyplinę
i wychowanie w duchu tradycyjnych wartości. Podczas zwyczajowej
nieobecności wywodzącego się ze snobistycznego rodu ojca
dziewczynki, przebywającego w delegacji Kennetha, społecznością
wstrząsa informacja o utonięciu małego uczestnika pikniku,
wrażliwego chłopca, tegorocznego zdobywcy medalu za kaligrafię, o
którym marzyło jedyne dziecko Christine Penmark. Podziwiana przez
starszych, unikana przez młodszych, inteligentna dziewczynka
niezdolna do współczucia. Okoliczności śmierć rówieśnika Rhody
przypominają jej matce podejrzane wypadki z poprzedniego miejsca
zamieszkania. Christine wzbrania się przed strasznymi myślami o
własnej córce, toczy niezwykle zażartą wewnętrzną walkę, ale
jej starania nie przynoszą upragnionego rezultatu. Kochająca matka
zaczyna widzieć w swojej starannie pielęgnowanej latorośli
zimnokrwistą morderczynię. I musi się zastanowić, czy obowiązki
wobec społeczeństwa są ważniejsze od obowiązków rodzica.
Powinna zdradzić swoje dziecko czy w dalszym ciągu je chronić?
 |
Okładka książki. „Złe nasiono”, Materia 2025 |
William
March (1893-1954), urodzony jako William Edward Campbell, dorastał w
mieście Mobile w stanie Alabama w ubogiej wielodzietnej rodzinie.
Jego ojciec zajmował się oceną stanu drzew pod ewentualne
inwestycje tartaków, okazjonalnie się upijał, a podczas rodzinnych
posiłków zwykle recytował poezję, najczęściej Edgara Allana
Poego. Natomiast matka uczyła dzieci czytać i pisać –
prawdopodobnie była lepiej wykształcona od męża i zawiodła
krewnych wyborem mężczyzny z niższej warstwy społecznej. W
dwunastym roku życia William spłodził poemat składający się z
dziesięciu tysięcy wersów – jak się wydaje jego pierwsze
dzieło, które niestety zostało strawione przez ogień (młody
autor sam zniszczył rękopis) – a dwa lata później przeprowadził
się wraz z rodzicami i licznym rodzeństwem do osady Lockhart w
Alabamie, co negatywnie odbiło się na jego edukacji. Nie mógł
uczęszczać do zwykłego liceum – zamiast tego pobierał nauki w
jednoizbowych budynkach, powszechnych podówczas w miejscowościach
tartacznych, w których od czasu do czasu organizowano zajęcia dla
dzieci i młodzieży. Dostał pracę w biurze tartaku, ale po dwóch
latach w Lockhart wrócił do Mobile, znalazł zatrudnienie w
lokalnej kancelarii prawnej i oszczędzał na edukację. W 1913 roku
zrobił kurs na Valparaiso University w Indianie, tym sposobem
uzyskując wykształcenie średnie. Następnie rozpoczął studia
prawnicze na University of Alabama, których nie ukończył z powodów
finansowych. Dobrze się uczył, ale nie miał pieniędzy na
opłacenie czesnego. W 1916 roku zamieszkał w Nowym Jorku, znalazł
pracę w kancelarii prawnej, a czas wolny spędzał głównie w
teatrach. W następnym roku zgłosił się na ochotnika do piechoty
morskiej Stanów Zjednoczonych; po ukończeniu szkolenia, już w 1918
roiku, został wysłany na front. Jego kompania brała udział we
wszystkich większych starciach amerykańskiej armii w pierwszej
wojnie światowej. Williama Campbell osiągnął stopień sierżanta
i został odznaczony francuskim Krzyżem Wojennym ze Złotą Palmą i
amerykańskim Krzyżem Wybitnej Służby. W 1919 roku wrócił do
ojczyzny, gdzie przez jakiś czas zmagał się z psychicznymi
następstwami działalności wojskowej: depresją i zespołem lęku
napadowego. Do zdrowia wracał w gronie rodzinnym, znowu znalazł
pracę w kancelarii prawnej w Mobile, ale szybko ją porzucił na
rzecz ambitnego projektu Johna B. Watermana, założyciela prężnie
rozwijającej się firmy żeglugowej Waterman Steamship Corporation.
Campbell został jego osobistym sekretarzem; później wiceprezesem
rodzącego się imperium. W 1928 roku William Campbell ponownie
przeprowadził się do Nowego Jorku, przystąpił do kursu dla
aspirujących pisarzy Uniwersytetu Columbia i zaczął pisać
opowiadania. We wrześniu 1929 roku jedno z nich, pt. „The Holly
Wreath”, pojawiło się na łamach magazynu „The Forum” -
pierwsza publikacja tekstu Williama Edwarda Campbella (ale nie
ostatnia w tej gazecie), a właściwie Williama Marcha, bo tak się
podpisał (i tak już zostało) początkujący literat; użył nazwiska panieńskiego matki. Debiutancka
powieść Williama Marcha, inspirowana jego wojennymi doświadczeniami
„Company K” ukazała się w 1933 roku, a ostatnia, „The Bad
Seed” (pol. „Złe nasiono”), w roku 1954.
Pod
koniec 1950 roku William March kupił nieruchomość na Dumaine
Street w Dzielnicy Francuskiej (French Quarter aka Vieux Carré ) w
Nowym Orleanie i spłodził tam dwie powieści: „October Island”
(1952) oraz „The Bad Seed”, którą uznał za nader skromne
osiągnięcie. W każdym razie nie wiązał większych nadziei ze
swoją opowieścią o morderczym dzieciaku. W ostatnim tygodniu marca
1954 roku March trafił do szpitala w związku z zawałem serca, a
dwa tygodnie później wypuszczono jego najsłynniejszą powieść.
March mógł przeczytać parę entuzjastycznych recenzji w prasie,
ale nie dane mu było poznać skali własnego sukcesu. W maju 1954
miał drugi atak serca, który niestety okazał się zabójczy. Nie
pierwszy i nie ostatni pisarz, który prawdziwą karierę zrobił
dopiero po śmierci. Tylko w jednym roku sprzedano ponad milion
egzemplarzy przerażającej powieści dotąd niedocenianego,
praktycznie nieznanego, amerykańskiego autora; nominowanej do
National Book Award for Fiction 1955 historii napisanej w czasie, w
którym dużo mówiło się o przestępczości nieletnich. Wbrew
obiegowym opiniom przełomowa powieść Williama Marcha nie była
pierwszą obalaczką mitu o niekwestionowanej dziecięcej niewinności
– świadomość społeczna w tym zakresie znacznie wzrosła już
parę lat przed światową premierą „The Bad Seed” (amerykańskie
społeczeństwo budzić zaczęło się - jeśli chodzi o postrzeganie
małoletnich - najdalej w 1950 roku) – ale wszystko wskazuje na to,
że to właśnie ten utwór zapoczątkował, trwającą po dziś
dzień, modę na fikcyjne opowieści o małych psychopatach i
socjopatach. Pierwszym adaptatorem „The Bad Seed” był laureat
między innymi Nagrody Pulitzera, Maxwell Anderson – autor
scenariusza sztuki w reżyserii Reginalda Denhama, która podbiła
Broadway już w grudniu 1954 roku. Wystawiano ją do września 1955
(najpierw w obecnym Richard Rodgers Theatre, a potem w The Coronet
Theatre). Nancy Kelly za rolę Christine Penmark w tym spektaklu
otrzymała Tony Award, a wcielająca się w małoletnią zabójczynię
Patty McCormack przez publiczność została okrzyknięta najbardziej
pamiętną postacią. Niedługo później obie otrzymały nominację
do Oscara (takie samo wyróżnienie spotkało Eileen Heckart za
drugoplanową kreację Hortense Daigle, uhonorowaną Złotym Globem,
oraz autora czarno-białych zdjęć Harolda Rossona), a McCormack
dostała jeszcze nominację do Złotego Globu – to wszystko za
udział w pierwszej filmowej wersji „The Bad Seed”
wyreżyserowanej przez Mervyna LeRoya i uwolnionej w 1956 roku (jedna
z najbardziej dochodowych produkcji Warner Bros. Pictures). Obrazem
dość wiernie podążającym za książkowym oryginałem
(największe odstępstwa od książki to wątek Richarda Bravo i
zakończenie). Niektóre zmiany wymusili cenzorzy (Motion Picture
Production Cod), gdyż obowiązujący wówczas w amerykańskim
przemyśle filmowym, spisany w latach 30. XX wieku, Kodeks Haysa
UWAGA SPOILER nie pozwał sprawcom przestępstw pozostać
bezkarnymi KONIEC SPOILERA. Bardziej zgodna z pierwowzorem
(poza paroma imionami) filmowa (telewizyjna) wersja „The Bad Seed”,
w reżyserii Paula Wedkosa, pojawiła się w 1985 roku, a
najluźniejsza w 2018 roku – nakręcone dla telewizji Lifetime
reżyserskie osiągnięcie Roba Lowe (też odtwórcy pierwszoplanowej
roli męskiej), które w 2022 roku doczekało się sequela pt. „The
Bad Seed Returns” wyreżyserowanego przez Louise Archambault.
 |
Okładka książki. „The Bad
Seed”, Vintage 2015 |
Ponad
siedemdziesiąt lat po światowej premierze Wielkiego Dzieła
Williama Marcha, w lutym 2025 roku, wydawnictwo Materia dokonuje
historycznego wyczynu, a przynajmniej niezwykle istotnego dla mnie –
„wrzuca” na rynek polskojęzyczną edycję „Złego nasiona”
za śmiesznie niską cenę (za taki egzemplarz bez żalu dałabym
nawet tysiaka). Genialnie przygotowaną od strony graficznej przez
pana Szymona Wójciaka – oldschoolowa miękka oprawa, równie
gustowne strony tytułowe (w tej sekcji też czarno-biała
ilustracja: zbliżenie na dziewczynkę z okładki) i rozdziałowe
(dwukartkowe przerywniki) – pieczołowicie przetłumaczoną przez
pana Igora Murawskiego, kultową powieść grozy uznawaną za
wnikliwe studium psychopatii. Kanadyjski psycholog sądowy, mający
niekwestionowane zasługi w dziedzinie psychologii kryminalnej, jeden
z największych autorytetów w temacie „osobowość
psychopatyczna”, Robert D. Hare, w swojej pierwotnie wydanej w 1993
roku książce non-fiction „Without Conscience: The Disturbing
World of the Psychopaths Among Us” wyraził swoje najgłębsze
uznanie dla autora tego niezwykle (jak na tamte czasy) realistycznego
przedstawienia rozwoju psychopatii w dzieciństwie; dla stwórcy
„osobliwej, skromnej, staromodnej” Rhody Penmark,
fikcyjnej nie-bohaterki horroru/thrillera psychologicznego,
zajmującego zdecydowane stanowisko we wciąż nierozstrzygniętej
debacie publicznej. Natura czy wychowanie? Genetyka czy środowisko?
Czy człowiek może urodzić się zły? Nieodwracalnie, nieuleczalnie
zepsuty do szpiku kości? Christine i Kenneth Penmark mogliby
przysiąc, że wzorowo wywiązywali się ze swoich rodzicielskich
obowiązków. Kochający dom, doskonała edukacja i opieka medyczna.
Zapewnili Rhodzie idealne warunki do rozwijania zdolności i
zainteresowań, wspierali ją, dopingowali i pocieszali, gdy coś jej
nie wyszło. Nie stosowali kar cielesnych, pozwalali córce na
wyrabianie sobie własnych opinii na różne tematy i ubieranie się
wedle własnego uznania, nie zmuszali do realizowania się w
obszarach, na których im zależało, nigdy nie upierali się przy
rozwijaniu przez nią takich czy innych umiejętności, wręcz
studzili przesadne ambicje Rhody (dzisiaj znamy to jako bezstresowe
wychowanie, praktyczny system pedagogiczny tworzony w latach
1950-1970, a reklamowany jeszcze wcześniej). Nie rozpieszczali, nie
obstawali ślepo za swoim dzieckiem, gdy temu zdarzyło się coś
zbroić, nie faworyzowali w sprawach jakichś szkolnych czy
podwórkowych przepychanek. Rhoda wiedziała, co jej wolno, a czego
nie. Wiedziała też, że za złamanie którejś z najważniejszych
zasad państwa Penmark grozi jej niezjedzenie kolacji albo zakaz
spędzania wolnego czasu na świeżym powietrzu. Pierwsze lata życia
Rhoda spędziła w Baltimore, poznajemy ją jednak (właściwa akcja
książki rozgrywa się w 1952 roku, ale są też retrospekcje:
wspomnienia Christine Penmark) już po przeprowadzce do Apartamentów
Florabelle w jakiejś mniejszej amerykańskiej miejscowości. Z
pozoru idylliczne miasteczko/przedmieście, w którym dziewczynka bez
trudu znalazła przyjaciół. Właściwie wdzięczną publiczność.
Największymi fankami gwiazdeczki Rhody są dwie sąsiadki:
najbardziej zaangażowana lokalna działaczka, bawiąca się w
wybitnie przenikliwą psycholożkę (profilowanie psychologiczne dla
ubogich) Monica Breedlove i „nieco naiwna” pani Forsythe,
która w młodości podobno była prawdziwą pięknością i mało
brakowało, by jesień życia upłynęła jej w straszliwej
samotności. Ale „na szczęście” towarzystwa chętnie dotrzymuje
jej stara maleńka z chciwym okiem. Patologiczna kłamczucha,
wyrachowana manipulantka, egoistka, zimna zabójczyni najwyraźniej
rozpracowana przez opryskliwego dozorcę, Leroya Jessupa,
nieznoszącego tych wszystkich nadętych mieszkańców Florabelle,
ale Christine Penmark chętnie zaciągnąłby do piwnicy i...
(odważne fantazje erotyczne – potencjalny gwałciciel – jak na
pruderyjne lata 50. XX wieku). Swoją drogą, w cuchnących
strumieniach myśli tego rzekomo równego Rhodzie człowieka,
wychwyciłam nawet odór pedofilii. Szukający zaczepki leń, który
na celownik bierze absolutnie fascynującą go ośmiolatkę, mającą
go za głupka. „Złe nasiono” Williama Marcha to przede wszystkim
wewnętrzna walka troskliwego rodzica. Zaprzeczenie, gniew,
targowanie, depresja, akceptacja - pięć etapów żałoby Christine
Penmark. Matki wreszcie stającej w prawdzie (i pogrążającej się
w potwornych wyrzutach sumienia), niechętnie i nieraptownie,
odrzucającej fałszywy (wygodny) obraz swojego dziecka, jaki z jego
pomocą sobie stworzyła. Ostatnimi czasy ciągle nieobecny ojciec
Rhody robił dokładnie to samo, co jego żona – wszystkie
wątpliwości uparcie rozpatrywał na korzyść „diablicy z twarzą
aniołka”. Przebiegłego stworzenia z kamiennym sercem.
Gargantuiczny dylemat rodzica, położenie autentycznie przerażające.
Potężny
ładunek emocjonalny... przynajmniej swego czasu. „Złe nasiono”
Williama Marcha na współczesnych czytelnikach nie robi już takiego
wrażenia. Nie ogłusza, jak to notorycznie się zdarzało w
pierwszych latach – dekadach – jego obecności na światowym
rynku wydawniczym. Wystarczy przeczytać „Musimy porozmawiać o Kevinie” Lionel Shriver (ewentualnie obejrzeć filmową adaptację
w reżyserii Lynne Ramsay), żeby „uodpornić się” na tę starą
historię o młodej zbrodniarce. Co nie zmienia faktu, że to jedna z
najważniejszych publikacji w szacownej dziedzinie horroru (i
thrillera). Kamień milowy w historii literatury grozy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz