Stronki na blogu

poniedziałek, 24 lutego 2025

William March „Złe nasiono”

 
Rok 1952. W uroczej amerykańskiej miejscowości od niedawna mieszka poważna młoda dama z sekretnym defektem, ośmioletnia Rhoda Penmark, uczennica prywatnej szkoły kładącej nacisk na dyscyplinę i wychowanie w duchu tradycyjnych wartości. Podczas zwyczajowej nieobecności wywodzącego się ze snobistycznego rodu ojca dziewczynki, przebywającego w delegacji Kennetha, społecznością wstrząsa informacja o utonięciu małego uczestnika pikniku, wrażliwego chłopca, tegorocznego zdobywcy medalu za kaligrafię, o którym marzyło jedyne dziecko Christine Penmark. Podziwiana przez starszych, unikana przez młodszych, inteligentna dziewczynka niezdolna do współczucia. Okoliczności śmierć rówieśnika Rhody przypominają jej matce podejrzane wypadki z poprzedniego miejsca zamieszkania. Christine wzbrania się przed strasznymi myślami o własnej córce, toczy niezwykle zażartą wewnętrzną walkę, ale jej starania nie przynoszą upragnionego rezultatu. Kochająca matka zaczyna widzieć w swojej starannie pielęgnowanej latorośli zimnokrwistą morderczynię. I musi się zastanowić, czy obowiązki wobec społeczeństwa są ważniejsze od obowiązków rodzica. Powinna zdradzić swoje dziecko czy w dalszym ciągu je chronić?

Okładka książki. „Złe nasiono”, Materia 2025

William March (1893-1954), urodzony jako William Edward Campbell, dorastał w mieście Mobile w stanie Alabama w ubogiej wielodzietnej rodzinie. Jego ojciec zajmował się oceną stanu drzew pod ewentualne inwestycje tartaków, okazjonalnie się upijał, a podczas rodzinnych posiłków zwykle recytował poezję, najczęściej Edgara Allana Poego. Natomiast matka uczyła dzieci czytać i pisać – prawdopodobnie była lepiej wykształcona od męża i zawiodła krewnych wyborem mężczyzny z niższej warstwy społecznej. W dwunastym roku życia William spłodził poemat składający się z dziesięciu tysięcy wersów – jak się wydaje jego pierwsze dzieło, które niestety zostało strawione przez ogień (młody autor sam zniszczył rękopis) – a dwa lata później przeprowadził się wraz z rodzicami i licznym rodzeństwem do osady Lockhart w Alabamie, co negatywnie odbiło się na jego edukacji. Nie mógł uczęszczać do zwykłego liceum – zamiast tego pobierał nauki w jednoizbowych budynkach, powszechnych podówczas w miejscowościach tartacznych, w których od czasu do czasu organizowano zajęcia dla dzieci i młodzieży. Dostał pracę w biurze tartaku, ale po dwóch latach w Lockhart wrócił do Mobile, znalazł zatrudnienie w lokalnej kancelarii prawnej i oszczędzał na edukację. W 1913 roku zrobił kurs na Valparaiso University w Indianie, tym sposobem uzyskując wykształcenie średnie. Następnie rozpoczął studia prawnicze na University of Alabama, których nie ukończył z powodów finansowych. Dobrze się uczył, ale nie miał pieniędzy na opłacenie czesnego. W 1916 roku zamieszkał w Nowym Jorku, znalazł pracę w kancelarii prawnej, a czas wolny spędzał głównie w teatrach. W następnym roku zgłosił się na ochotnika do piechoty morskiej Stanów Zjednoczonych; po ukończeniu szkolenia, już w 1918 roiku, został wysłany na front. Jego kompania brała udział we wszystkich większych starciach amerykańskiej armii w pierwszej wojnie światowej. Williama Campbell osiągnął stopień sierżanta i został odznaczony francuskim Krzyżem Wojennym ze Złotą Palmą i amerykańskim Krzyżem Wybitnej Służby. W 1919 roku wrócił do ojczyzny, gdzie przez jakiś czas zmagał się z psychicznymi następstwami działalności wojskowej: depresją i zespołem lęku napadowego. Do zdrowia wracał w gronie rodzinnym, znowu znalazł pracę w kancelarii prawnej w Mobile, ale szybko ją porzucił na rzecz ambitnego projektu Johna B. Watermana, założyciela prężnie rozwijającej się firmy żeglugowej Waterman Steamship Corporation. Campbell został jego osobistym sekretarzem; później wiceprezesem rodzącego się imperium. W 1928 roku William Campbell ponownie przeprowadził się do Nowego Jorku, przystąpił do kursu dla aspirujących pisarzy Uniwersytetu Columbia i zaczął pisać opowiadania. We wrześniu 1929 roku jedno z nich, pt. „The Holly Wreath”, pojawiło się na łamach magazynu „The Forum” - pierwsza publikacja tekstu Williama Edwarda Campbella (ale nie ostatnia w tej gazecie), a właściwie Williama Marcha, bo tak się podpisał (i tak już zostało) początkujący literat; użył nazwiska panieńskiego matki. Debiutancka powieść Williama Marcha, inspirowana jego wojennymi doświadczeniami „Company K” ukazała się w 1933 roku, a ostatnia, „The Bad Seed” (pol. „Złe nasiono”), w roku 1954.

Pod koniec 1950 roku William March kupił nieruchomość na Dumaine Street w Dzielnicy Francuskiej (French Quarter aka Vieux Carré ) w Nowym Orleanie i spłodził tam dwie powieści: „October Island” (1952) oraz „The Bad Seed”, którą uznał za nader skromne osiągnięcie. W każdym razie nie wiązał większych nadziei ze swoją opowieścią o morderczym dzieciaku. W ostatnim tygodniu marca 1954 roku March trafił do szpitala w związku z zawałem serca, a dwa tygodnie później wypuszczono jego najsłynniejszą powieść. March mógł przeczytać parę entuzjastycznych recenzji w prasie, ale nie dane mu było poznać skali własnego sukcesu. W maju 1954 miał drugi atak serca, który niestety okazał się zabójczy. Nie pierwszy i nie ostatni pisarz, który prawdziwą karierę zrobił dopiero po śmierci. Tylko w jednym roku sprzedano ponad milion egzemplarzy przerażającej powieści dotąd niedocenianego, praktycznie nieznanego, amerykańskiego autora; nominowanej do National Book Award for Fiction 1955 historii napisanej w czasie, w którym dużo mówiło się o przestępczości nieletnich. Wbrew obiegowym opiniom przełomowa powieść Williama Marcha nie była pierwszą obalaczką mitu o niekwestionowanej dziecięcej niewinności – świadomość społeczna w tym zakresie znacznie wzrosła już parę lat przed światową premierą „The Bad Seed” (amerykańskie społeczeństwo budzić zaczęło się - jeśli chodzi o postrzeganie małoletnich - najdalej w 1950 roku) – ale wszystko wskazuje na to, że to właśnie ten utwór zapoczątkował, trwającą po dziś dzień, modę na fikcyjne opowieści o małych psychopatach i socjopatach. Pierwszym adaptatorem „The Bad Seed” był laureat między innymi Nagrody Pulitzera, Maxwell Anderson – autor scenariusza sztuki w reżyserii Reginalda Denhama, która podbiła Broadway już w grudniu 1954 roku. Wystawiano ją do września 1955 (najpierw w obecnym Richard Rodgers Theatre, a potem w The Coronet Theatre). Nancy Kelly za rolę Christine Penmark w tym spektaklu otrzymała Tony Award, a wcielająca się w małoletnią zabójczynię Patty McCormack przez publiczność została okrzyknięta najbardziej pamiętną postacią. Niedługo później obie otrzymały nominację do Oscara (takie samo wyróżnienie spotkało Eileen Heckart za drugoplanową kreację Hortense Daigle, uhonorowaną Złotym Globem, oraz autora czarno-białych zdjęć Harolda Rossona), a McCormack dostała jeszcze nominację do Złotego Globu – to wszystko za udział w pierwszej filmowej wersji „The Bad Seed” wyreżyserowanej przez Mervyna LeRoya i uwolnionej w 1956 roku (jedna z najbardziej dochodowych produkcji Warner Bros. Pictures). Obrazem dość wiernie podążającym za książkowym oryginałem (największe odstępstwa od książki to wątek Richarda Bravo i zakończenie). Niektóre zmiany wymusili cenzorzy (Motion Picture Production Cod), gdyż obowiązujący wówczas w amerykańskim przemyśle filmowym, spisany w latach 30. XX wieku, Kodeks Haysa UWAGA SPOILER nie pozwał sprawcom przestępstw pozostać bezkarnymi KONIEC SPOILERA. Bardziej zgodna z pierwowzorem (poza paroma imionami) filmowa (telewizyjna) wersja „The Bad Seed”, w reżyserii Paula Wedkosa, pojawiła się w 1985 roku, a najluźniejsza w 2018 roku – nakręcone dla telewizji Lifetime reżyserskie osiągnięcie Roba Lowe (też odtwórcy pierwszoplanowej roli męskiej), które w 2022 roku doczekało się sequela pt. „The Bad Seed Returns” wyreżyserowanego przez Louise Archambault.

Okładka książki. „The Bad Seed”, Vintage 2015

Ponad siedemdziesiąt lat po światowej premierze Wielkiego Dzieła Williama Marcha, w lutym 2025 roku, wydawnictwo Materia dokonuje historycznego wyczynu, a przynajmniej niezwykle istotnego dla mnie – „wrzuca” na rynek polskojęzyczną edycję „Złego nasiona” za śmiesznie niską cenę (za taki egzemplarz bez żalu dałabym nawet tysiaka). Genialnie przygotowaną od strony graficznej przez pana Szymona Wójciaka – oldschoolowa miękka oprawa, równie gustowne strony tytułowe (w tej sekcji też czarno-biała ilustracja: zbliżenie na dziewczynkę z okładki) i rozdziałowe (dwukartkowe przerywniki) – pieczołowicie przetłumaczoną przez pana Igora Murawskiego, kultową powieść grozy uznawaną za wnikliwe studium psychopatii. Kanadyjski psycholog sądowy, mający niekwestionowane zasługi w dziedzinie psychologii kryminalnej, jeden z największych autorytetów w temacie „osobowość psychopatyczna”, Robert D. Hare, w swojej pierwotnie wydanej w 1993 roku książce non-fiction „Without Conscience: The Disturbing World of the Psychopaths Among Us” wyraził swoje najgłębsze uznanie dla autora tego niezwykle (jak na tamte czasy) realistycznego przedstawienia rozwoju psychopatii w dzieciństwie; dla stwórcy „osobliwej, skromnej, staromodnej” Rhody Penmark, fikcyjnej nie-bohaterki horroru/thrillera psychologicznego, zajmującego zdecydowane stanowisko we wciąż nierozstrzygniętej debacie publicznej. Natura czy wychowanie? Genetyka czy środowisko? Czy człowiek może urodzić się zły? Nieodwracalnie, nieuleczalnie zepsuty do szpiku kości? Christine i Kenneth Penmark mogliby przysiąc, że wzorowo wywiązywali się ze swoich rodzicielskich obowiązków. Kochający dom, doskonała edukacja i opieka medyczna. Zapewnili Rhodzie idealne warunki do rozwijania zdolności i zainteresowań, wspierali ją, dopingowali i pocieszali, gdy coś jej nie wyszło. Nie stosowali kar cielesnych, pozwalali córce na wyrabianie sobie własnych opinii na różne tematy i ubieranie się wedle własnego uznania, nie zmuszali do realizowania się w obszarach, na których im zależało, nigdy nie upierali się przy rozwijaniu przez nią takich czy innych umiejętności, wręcz studzili przesadne ambicje Rhody (dzisiaj znamy to jako bezstresowe wychowanie, praktyczny system pedagogiczny tworzony w latach 1950-1970, a reklamowany jeszcze wcześniej). Nie rozpieszczali, nie obstawali ślepo za swoim dzieckiem, gdy temu zdarzyło się coś zbroić, nie faworyzowali w sprawach jakichś szkolnych czy podwórkowych przepychanek. Rhoda wiedziała, co jej wolno, a czego nie. Wiedziała też, że za złamanie którejś z najważniejszych zasad państwa Penmark grozi jej niezjedzenie kolacji albo zakaz spędzania wolnego czasu na świeżym powietrzu. Pierwsze lata życia Rhoda spędziła w Baltimore, poznajemy ją jednak (właściwa akcja książki rozgrywa się w 1952 roku, ale są też retrospekcje: wspomnienia Christine Penmark) już po przeprowadzce do Apartamentów Florabelle w jakiejś mniejszej amerykańskiej miejscowości. Z pozoru idylliczne miasteczko/przedmieście, w którym dziewczynka bez trudu znalazła przyjaciół. Właściwie wdzięczną publiczność. Największymi fankami gwiazdeczki Rhody są dwie sąsiadki: najbardziej zaangażowana lokalna działaczka, bawiąca się w wybitnie przenikliwą psycholożkę (profilowanie psychologiczne dla ubogich) Monica Breedlove i „nieco naiwna” pani Forsythe, która w młodości podobno była prawdziwą pięknością i mało brakowało, by jesień życia upłynęła jej w straszliwej samotności. Ale „na szczęście” towarzystwa chętnie dotrzymuje jej stara maleńka z chciwym okiem. Patologiczna kłamczucha, wyrachowana manipulantka, egoistka, zimna zabójczyni najwyraźniej rozpracowana przez opryskliwego dozorcę, Leroya Jessupa, nieznoszącego tych wszystkich nadętych mieszkańców Florabelle, ale Christine Penmark chętnie zaciągnąłby do piwnicy i... (odważne fantazje erotyczne – potencjalny gwałciciel – jak na pruderyjne lata 50. XX wieku). Swoją drogą, w cuchnących strumieniach myśli tego rzekomo równego Rhodzie człowieka, wychwyciłam nawet odór pedofilii. Szukający zaczepki leń, który na celownik bierze absolutnie fascynującą go ośmiolatkę, mającą go za głupka. „Złe nasiono” Williama Marcha to przede wszystkim wewnętrzna walka troskliwego rodzica. Zaprzeczenie, gniew, targowanie, depresja, akceptacja - pięć etapów żałoby Christine Penmark. Matki wreszcie stającej w prawdzie (i pogrążającej się w potwornych wyrzutach sumienia), niechętnie i nieraptownie, odrzucającej fałszywy (wygodny) obraz swojego dziecka, jaki z jego pomocą sobie stworzyła. Ostatnimi czasy ciągle nieobecny ojciec Rhody robił dokładnie to samo, co jego żona – wszystkie wątpliwości uparcie rozpatrywał na korzyść „diablicy z twarzą aniołka”. Przebiegłego stworzenia z kamiennym sercem. Gargantuiczny dylemat rodzica, położenie autentycznie przerażające.

Potężny ładunek emocjonalny... przynajmniej swego czasu. „Złe nasiono” Williama Marcha na współczesnych czytelnikach nie robi już takiego wrażenia. Nie ogłusza, jak to notorycznie się zdarzało w pierwszych latach – dekadach – jego obecności na światowym rynku wydawniczym. Wystarczy przeczytać „Musimy porozmawiać o Kevinie” Lionel Shriver (ewentualnie obejrzeć filmową adaptację w reżyserii Lynne Ramsay), żeby „uodpornić się” na tę starą historię o młodej zbrodniarce. Co nie zmienia faktu, że to jedna z najważniejszych publikacji w szacownej dziedzinie horroru (i thrillera). Kamień milowy w historii literatury grozy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz