„Wzgórza mają oczy” Wesa Cravena to odpowiedź na głośną „Teksańską masakrę piłą mechaniczną” Toba Hoopera z 1974 roku. I muszę powiedzieć, że Craven swoim filmem całkowicie przebił dzieło Hoopera. Wiem, że wielu twierdzi, że oryginał „TCM” jest lepszy, ale ja mam kompletnie odmienne zdanie na ten temat. Horror Hoopera jest zlepkiem niedorzeczności i głupoty bohaterów, czego oczywiście w żadnym razie nie można powiedzieć o remaku. Tymczasem produkcja Cravena, choć nie jest filmem wysokich lotów to przynajmniej nie razi w oczy licznymi błędami logicznymi. Bohaterowie tego dzieła nie biegają w kółko bez celu i nie pchają się na siłę w łapy morderców – co niestety miało miejsce w oryginale „TCM”.
Z kolei porównując oryginał filmu „Wzgórza mają oczy” do remaku, to niestety ten pierwszy pozostaje w tyle we wszystkich aspektach. Fabuła jest bardzo podobna w obu tych produkcjach, ale niewielkie zmiany poczynione w remaku przebiły zdecydowanie fabułę oryginału. Tutaj grupka kanibali nie jest zdeformowana, nie zabija w akcie zemsty za próbne wybuchy nuklearne – co już odebrało większość smaczku temu filmowi. Właśnie to najbardziej podobało mi się w remaku – fakt, że potworki można było zrozumieć i nawet im współczuć. A tutaj? Wierzcie mi, w tym przypadku oprawcy nie zasługują na żadną litość. Krwawych scen nie ma za wiele, a i aktorstwo leży na wszystkich płaszczyznach – ale to akurat normalne w starych horrorach, więc można spokojnie przymknąć na to oko. Na duży plus zasługuje natom
iast nastrój – ciężki, duszący, wręcz klaustrofobiczny – atmosfera stopniowana po mistrzowsku. I ten fakt przede wszystkim sprawia, że film „Wzgórza mają oczy” Cravena wybija się ponad przeciętność. Zakończenie mniej mi się podobało niż w remaku, ale cudów też się nie spodziewałam. Wygląd kanibali też pozostawia wiele do życzenia – nie są oni zdeformowani, co już wywołuje mniejsze obrzydzenie na ich widok. A na dodatek ich amatorski sposób działania połączony z ich wrodzoną głupotą zamiast przerażać miejscami wręcz śmieszy.
Jednak w ogólnym rozrachunku, muszę powiedzieć, że film ten ogląda się całkiem znośnie. Jest zupełnie pozbawiony kiczu, tak charakterystycznego dla starych horrorów. Groteski tez w nim nie znajdziemy, co tylko potęguje atmosferę grozy, która wręcz wylewa się z ekranu. Myślę, że tę pozycję każdy wielbiciel horroru powinien siłą rzeczy znać, gdyż jest to kino kultowe - dzieło Cravena jest produkcją, która jako jedna z pierwszych zapoczątkowała modę na dzisiejsze survivale z kanibalami w rolach głównych. Więc jak najbardziej polecam.