Stronki na blogu

piątek, 8 kwietnia 2011

"Pozwól mi wejść" (2010)

Owen jest samotnym dzieckiem, który nie potrafi zaaklimatyzować się w środowisku szkolnym. Kiedy w siąsiedztwie pojawia się Abby chłopak szybko się z nią zaprzyjaźnia. Owen nie wie jeszcze, że dziewczynka jest wampirzycą, która łaknie ludzkiej krwi.

Film jest zarówno remakiem szweckiego filmu z 2008 roku jak i ekranizacją książki Johna Ajvide Lindqvista. Nie będzie żadnych porównań, ponieważ ani nie oglądałam oryginału, ani nie czytałam książki. Do amerykańskiej wersji "Pozwól mi wejść" długo nie mogłam się zebrać, gdyż nie przepadam za rozreklamowanymi horrorami, więc spodziewałam się taniej rozrywki z masą efektów specjalnych. W pewnym sensie jestem miło zaskoczona tym filmem, ale tylko odrobinę, gdyż w moim mniemaniu produkcja ta ma tyle samo plusów, jak i minusów.

"Pozwól mi wejść" jest horrorem w dużej mierze nastrojowym. Reżyser, Matt Reeves, postawił przede wszystkim na klimat grozy, który serwuje widzom w małych dawkach przez cały czas trwania seansu. Jakoś mnie ten nastrój nie porwał, brakło mu mocniejszych akcentów - zamiast subtelnie kreślić atmosferę twórcy powinni postawić na większą dosłowność. W końcu wystarczyło wybrać mocniejszą muzykę, zamiast tych powolnych smętów. Stopniowanie atmosfery, zwłaszcza pod koniec filmu, jest takie samo jak w masie innych tego typu horrorów. Nic oryginalnego, nic odkrywczego. Za to podobała mi się fabuła, która mimo, że bardzo monotonna zwraca uwagę przede wszystkim przez swoją oryginalność. Wątek przyjaźni głównych bohaterów wyraziście nakreślony - wszystko kręci się wokół Owena i Abby. Lubię horrory, w których główne role odgrywają dzieci, więc bardzo przypadło mi do gustu takie przedstawienie akcji.

Szczerze mówiąc niezwykle trudno jest ocenić ten film pod kątem horroru. Wprawdzie twórcy oferują nam kilka scen grozy, ale niestety garściami czerpią one z innych tego typu filmów. W dodatku cały "strach" pokazany w tym obrazie sprowadza się do efektów specjalnych, więc jeśli chodzi o mnie tego strachu w ogóle nie ma. W końcu kogo są w stanie przerazić efekty komputerowe, obrazujące przede wszystkim naszą wampirzycę hasającą po ekranie i siejącą śmierć? Żeby jeszcze wygląd tej wampirzycy po przemianie był interesujący... ale niestety, w tym aspekcie niczego nadzwyczajnego także nie zobaczymy. Są też i krwawe sceny. Ofiary, które są wręcz rozrywane na strzępy przez Abby, w jakże realistycznych scenach mordów. "Pozwól mi wejść" jest filmem wysokobudżetowym, więc na przekonującą konsystencję sztucznej krwi można liczyć. W tym aspekcie, na szczęście, się nie zawiodłam. Mimo, że film bazuje głównie na klimacie to mogłam cieszyć oko paroma momentami gore, więc choćby za to jestem wdzięczna twórcom tej produkcji. Dodam jeszcze, że moim zdaniem najlepsza scena, która myślę, że na długo zapadnie mi w pamięci to akcja w szpitalu, gdy kobieta najpierw pije swoją krew, a następnie ginie w płomieniach.
Obsadę wybrano nadzwyczaj starannie. Prawdziwym strzałem w dziesiątkę był wybór odtwórcy roli Owena, Kodiego Smit-McPhee'a, który przekonał mnie do siebie całkowicie. Taki młody, a już rozumie na czym polega wiarygodna gra aktorska. Abby wykreowała Chloe Moretz, która w horrorach ma już sporo doświadczenia, a i w tym przypadku nie zawiodła, niewątpliwie stając się największym atutem tej produkcji.

Jak widać mam mieszane odczucia względem tego filmu. Według mnie "Pozwól mi wejść" jest średnim horrorem, na którego mimo wszystko warto poświęcić odrobinę swojego czasu. Pod pewnymi względami jest bardzo oryginalny, choć słyszałam, że fanom oryginału nie przypadł do gustu. Chyba będę musiała wreszcie zabrać się za szwecki pierwowzór:)