Owen jest samotnym dzieckiem, który nie potrafi zaaklimatyzować się w środowisku szkolnym. Kiedy w siąsiedztwie pojawia się Abby chłopak szybko się z nią zaprzyjaźnia. Owen nie wie jeszcze, że dziewczynka jest wampirzycą, która łaknie ludzkiej krwi.

"Pozwól mi wejść" jest horrorem w dużej mierze nastrojowym. Reżyser, Matt Reeves, postawił przede wszystkim na klimat grozy, który serwuje widzom w małych dawkach przez cały czas trwania seansu. Jakoś mnie ten nastrój nie porwał, brakło mu mocniejszych akcentów - zamiast subtelnie kreślić atmosferę twórcy powinni postawić na większą dosłowność. W końcu wystarczyło wybrać mocniejszą muzykę, zamiast tych powolnych smętów. Stopniowanie atmosfery, zwłaszcza pod koniec filmu, jest takie samo jak w masie innych tego typu horrorów. Nic oryginalnego, nic odkrywczego. Za to podobała mi się fabuła, która mimo, że bardzo monotonna zwraca uwagę przede wszystkim przez swoją oryginalność. Wątek przyjaźni głównych bohaterów wyraziście nakreślony - wszystko kręci się wokół Owena i Abby. Lubię horrory, w których główne role odgrywają dzieci, więc bardzo przypadło mi do gustu takie przedstawienie akcji.

Obsadę wybrano nadzwyczaj starannie. Prawdziwym strzałem w dziesiątkę był wybór odtwórcy roli Owena, Kodiego Smit-McPhee'a, który przekonał mnie do siebie całkowicie. Taki młody, a już rozumie na czym polega wiarygodna gra aktorska. Abby wykreowała Chloe Moretz, która w horrorach ma już sporo doświadczenia, a i w tym przypadku nie zawiodła, niewątpliwie stając się największym atutem tej produkcji.
Jak widać mam mieszane odczucia względem tego filmu. Według mnie "Pozwól mi wejść" jest średnim horrorem, na którego mimo wszystko warto poświęcić odrobinę swojego czasu. Pod pewnymi względami jest bardzo oryginalny, choć słyszałam, że fanom oryginału nie przypadł do gustu. Chyba będę musiała wreszcie zabrać się za szwecki pierwowzór:)