Stronki na blogu

środa, 6 lipca 2011

"The Clinic" (2010)

Ciężarna Beth wraz z narzeczonym Cameronem przemierzają Australię, aby dotrzeć na święta do rodziny. Zatrzymują się na noc w motelu. Cameron wychodzi do sklepu po coś do jedzenia, a gdy wraca odkrywa, że jego narzeczona zniknęła. Tymczasem kobieta budzi się w jakimś starym magazynie i orientuje się, że ktoś zabrał jej dziecko.

Debiut reżyserski Jamesa Rabbitts'a. Jeśli koniecznie miałabym przypasować ten obraz do jakiegoś konkretnego podgatunku horroru to moim zdaniem posiadałby najwięcej cech slashera. Jednakże w tym przypadku nie jest to takie oczywiste. Australijskie horrory zawsze oferowały nam malownicze widoczki przyrody - wystarczy przypomnieć sobie chociażby głośny "Wolf Creek" (2005). Natomiast w "The Clinic" zobaczymy tylko ponurą pustynię w pochmurny dzień. Zdawać by się mogło, że taka scenografia przyczyni się do potęgowania atmosfery grozy i początkowo rzeczywiście tak jest. Na początku seansu wszystko wydaje się być niemalże idealne - może odrobinę sztampowe, ale prawdę mówiąc to właśnie pierwsza połowa filmu najmocniej trzyma widza w napięciu.

Zaczyna się, jak każdy typowy horror. Najpierw mamy klimatyczną zarówno wizualnie, jak i dźwiękowo czołówkę, po czym na scenę wkracza pewna para przemierzająca samochodem australijską pustynię. W pewnym momencie (co za niespodzianka) zostają zepchnięci z drogi przez innego kierowcę, który szybko odjeżdża. Nasi bohaterowie dostają się do smętnego miasteczka, gdzie zatrzymują się w podejrzanym motelu. W momencie, kiedy na scenę wkracza jego właściciel już wiemy, że Beth i Cameron powinni jak najszybciej opuścić to lokum. Jednakże takie przejawy logicznego zachowania raczej się w horrorach nie zdarzają, więc nasza parka wynajmuje pokój na noc, tym samym skazując się na prawdziwy koszmar. Do tego momentu wszystko jest przyzwoicie wyważone. Widz ma do czynienia z ogranym tłem fabularnym, wydaje mu się, że dalsze wydarzenia można łatwo przewidzieć. Poza tym wyraźnie wyczuwa niepokojącą atmosferę zagrożenia. Doskonale zdaje sobie sprawę, że dla Beth i Camerona ta wycieczka nie skończy się zbyt szczęśliwie.

W dalszej części filmu Beth budzi się w wannie w tajemniczym magazynie. Nie ma już w łonie swojego dziecka, jest zdezorientowana i nie wie, jak wydostać się z tego miejsca. W tym momencie wszystkie domysły widza, co do dalszej fabuły filmu zostają odsunięte na bok, gdyż reżyser rezygnuje już z ogranych motywów w kinie grozy, w zamian oferując nam oryginalną grę o życie, z pewnym przesłaniem w tle. Na pewno druga połowa filmu zapewni nam istną jatkę. Beth spotka w magazynie inne kobiety, które przeszły przez to samo, co ona i od tego momentu widz będzie miał okazję obserwować systematyczną eliminację kolejnych uczestniczek krwawej gry. Poza tym powoli zacznie dowiadywać się, kto za tym wszystkim stoi i gdzie do diabła podziały się zaginione dzieci. Ale to później, najpierw dostaniemy rzeź, która dosyć szybko nas zmęczy. Przede wszystkim twórcy zapominają już o klimacie, liczą się tylko mordy. Nie ma atmosfery zagrożenia, a fatalna gra aktorska kobiet nie pozwala nam wczuć się w ich beznadziejną sytuację, nie pozwala nam im dopingować - w końcu cały czas zdajemy sobie sprawę, że bez względu na wszystko final girl może być tylko jedna. Zarówno zwyciężczynię gry, jak i kolejność umierania uczestniczek niezwykle łatwo jest przewidzieć, ale gorzej już sprawa ma się z motywami sprawców. UWAGA SPOILER Szczerze mówiąc nie wpadłam na to, że cała ta szopka ma na celu tylko i wyłącznie handel dziećmi. Sprawę dodatkowo komplikuje fakt, że bogaci ludzie pragną noworodków od silnych kobiet, co wydaje mi się, aż nazbyt naciągane. A jeśli dodać do tego fakt, że Beth również kiedyś była takim przehandlowanym dzieckiem i jakimś cudem akurat znów znalazła się w tym samym magazynie to cała fabuła wydaje się być naciągana do granic możliwości. Aż takie zbiegi okoliczności się nie zdarzają. Cóż, finał filmu do udanych na pewno nie należy KONIEC SPOILERA.

Na plus filmu odbieram również ścieżkę dźwiękową, która na szczęście słyszalna jest również podczas średnio udanej drugiej połowy seansu. Początkowo idealnie potęgowała atmosferę, później z klimatem było już dużo gorzej, ale to nie zmienia faktu, że do horroru wpasowuje się, aż za dobrze. Można powiedzieć, że "The Clinic" należy do tego rodzaju obrazów, które posiadają w sobie spory potencjał, przede wszystkim dzięki oryginalnemu pomysłowi na fabułę, ale równocześnie pozostawiają sporo do życzenia pod kątem realizacji. Można było wycisnąć z tego o wiele więcej, ale reżyser niestety nie wykorzystał swojej szansy i zamiast mocnego, niespotykanego horroru dał nam tylko przeciętny obraz na stosunkowo bezbolesny, rozrywkowy seans, o którym szybko się zapomina.

Ps. Dziękuję Pani Rulling za polecenie mi tego filmu.

10 komentarzy:

  1. Pani Rulling .06 lipca, 2011 21:00

    Ależ proszę ;)Mi się film naprawdę bardzo podobał. Znalazłam go przez przypadek na zalukaj.pl szukając jakiś horrorów na nudny wieczór i proszę znalazłam ten - spodobała mi się jego fabuła dlatego od zaraz musiałam go obejrzeć. Moim zdaniem gra aktorska jest dobra, nie zauważyłam w niej żadnych jakichkolwiek błędów. A w napięciu trzymał mnie cały czas. Ale z jednym zgodzę się z tobą Buffy -(SPOILER) też nie wpadłam na to, że chodzi tu tylko o czarny rynek. Osobiście wystawiam temu filmowi ocenę 8,5/10. Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  2. Przekonałaś mnie do obejrzenia ;)
    Polecam obejżeć film pt : ,,Primal''

    OdpowiedzUsuń
  3. Pani Rulling, a mi właśnie umknął ten film. Właśnie gra aktorska najmniej mi się tutaj podobała - szczególnie żeńskiej obsady, bo panowie jakoś sobie radzili. Jest parę błędów logicznych, np. kobiety mają zbyt małe nacięcia na brzuchu, żeby mogło przejść przez nie dziecko, no i każda z nich ma na koszuli taki sam pasek krwi - zupełnie jakby każdej rana przeciekła w takich samych proporcjach. Ale na to przymknęłam oko, w końcu mało jest filmów, które nie miałyby żadnych błędów logicznych. Ogólnie film odbieram na plus, aczkolwiek trochę żałuję, że reżyser nie wycisnął czegoś więcej z tego oryginalnego pomysłu na fabułę. Dzięki Pani Rulling:)
    Anonimowy na pewno sprawdzę ten tytuł - czytałam trochę na jego temat opinii innych widzów i widzę, że to kino gore, więc na pewno zapoznam się z tą produkcją.

    OdpowiedzUsuń
  4. *Fanka Filmów Grozy*07 lipca, 2011 11:49

    Ja słyszałam gdzieś o jakiś lekach które wywołują natychmiastowy poród - nie wiem, może się przesłyszałam, albo na serio istnieje takie coś;)Jeśli istnieje to "mafiosi" mogli to użyć aby dziewczyny urodziły szybko dzieci, a rozerżnięte brzuchy mają tylko po to by mieć w sobie te kolorowe "modemy" ;) Ogólnie "The Clinic" mi się podobał, mało jest teraz horrorów trzymających w napięciu oraz oryginalnej fabule;)

    OdpowiedzUsuń
  5. A o tym nie wiedziałam. Ale wiesz, wydaje mi się, że gdyby w inny sposób wywoływali poród niż przez cesarkę to coś by o tym w filmie wspomnieli. Moim zdaniem te rozcięcia akurat na brzuchu wymownie świadczą, że stamtąd wyciągali dzieci. Gdyby chodziło tylko o włożenie modemów to istnieje wiele innych miejsc w ciele, gdzie mogli je wszyć.

    OdpowiedzUsuń
  6. Pani Rulling .07 lipca, 2011 15:19

    Mogę polecić Ci też film "Na wysokości" ;p Ale nie wiem czy Ci się spodoba, ba! nawet nie wiem czy w ogóle go widziałaś? Jeśli, nie to obejrzyj go - jest naprawdę wart uwagi - przez swoją oryginalność na pewno;D Pozdrawiam!!!!

    OdpowiedzUsuń
  7. No właśnie mam w planach obejrzeć ten film i ciągle to przekładam, bo zawsze wyskakuje mi jakiś inny tytuł do obejrzenia:/

    OdpowiedzUsuń
  8. No to jeśli masz już zaplanowane ogladanie "na Wysokości", a znajdujesz jakieś inne tytułu godne objerzenia, to zwykle bierze się za oglądanie tego zaplanowanego a potem za reszte. A tak wgl to zgadzam się z Pani Rulling "na wysokości" to bardzo ambitny. Dałabym 8/10, lecz przez zakończenie (które według mnie spieprzyło cały film) daje mu 7/10 -.- Pozdrawiam!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!

    OdpowiedzUsuń
  9. "No to jeśli masz już zaplanowane ogladanie "na Wysokości", a znajdujesz jakieś inne tytułu godne objerzenia, to zwykle bierze się za oglądanie tego zaplanowanego a potem za reszte."

    Każdy ma swój system oglądania. Mój wygląda zupełnie inaczej.

    OdpowiedzUsuń
  10. Co do zbiegów okoliczności - zdarzają się na tym świecie nie takie przypadki, więc nie byłbym pewien, czy akurat tutaj przesadzono z tym.

    OdpowiedzUsuń