Stronki na blogu

niedziela, 11 września 2011

"Dread" (2009)


Student Stephen poznaje Quaida, który ma obsesję na punkcie ludzkich lęków. Wraz z koleżanką Stephena, Cheryl postanawiają zrobić film dokumentalny, zawierający wywiady z osobami mającymi jakieś fobie. Jednak okazuje się, że Quaid w dzieciństwie przeżył prawdziwe piekło, które odcisnęło swoje piętno na jego dorosłym życiu...

Do tego filmu podchodziłam nieco sceptycznie, z tego względu, że to produkcja europejska, a więc z oczywistych powodów spodziewałam się raczej mizernej realizacji. Oczywiście pomyliłam się - i to nie pierwszy raz:) Nakręcony w Wielkiej Brytanii "Dread" oparto na opowiadaniu Clive'a Barkera. Nie tylko stoi on na wysokim poziomie realizacyjnym, ale przy okazji serwuje widzom filmów grozy coś nowego, skłaniającego do myślenia i aż do przesady obrzydliwego. Pierwsza połowa filmu posiada minimum akcji - jedynie retrospekcje z dzieciństwa Quaida, w których będziemy świadkami brutalnego morderstwa jego rodziców oraz jego wizje odrobinę odrywają nas od powolnie prowadzonej narracji. Tutaj wspomnę o szczególnie jednym przywidzeniu Quaida, które mocno wbiło mi się w pamięć. Rzecz dzieje się w lokalu ze striptizem. Quaid obserwuje taniec erotyczny jednej z kobiet, gdy w pewnym momencie na jej ciele samoistnie zaczynają pojawiać się bezkrwawe cięcia. Ta scena robi naprawdę spore wrażenie i jest chyba najmocniejszym akcentem pierwszej połowy seansu. Poza tym na początku będziemy obcować z tematyką fobii. Wraz z bohaterami filmu dane nam będzie usłyszeć, jakie lęki gnębią ludzi biorących udział w tworzeniu filmu dokumentalnego oraz co jest ich przyczyną. Wielu widzów może to odrobinę znużyć, ale mam nadzieję, że choć jedna osoba, podobnie jak ja da się wkręcić w tę tematykę i równie mocno przeżyje wstrząsające wynurzenia osób zasiadających przed studencką kamerą. Nie ukrywam, że temat fobii zawsze niezmiernie mnie interesował, więc może dlatego pierwszą połowę "Dread" odbieram jak najbardziej pozytywnie.

Druga połowa jest już istną rzezią z porażającą ilością scen torture-porn. Osoby biorące udział w wywiadzie do filmu dokumentalnego zostaną teraz skonfrontowani z własnymi lekami - i bynajmniej nie będzie to dla nich wyzwoleniem. Tutaj na pierwszy plan wysuwają się trzy eksperymenty, które nie dość że krwawe i obrzydliwe są również nad wyraz oryginalne. Weźmy na przykład moment okaleczania narządu słuchu jednego chłopaka. I co z tego, ze krew leje się tutaj strumieniami skoro widzowie nie zwrócą na to zbytniej uwagi? I to nie dlatego, że nic ciekawego nie będziemy mieli okazji zobaczyć, nic z tych rzeczy. Na ekranie sporo się dzieje, ale nas zajmuje tylko ten niski dźwięk, który słyszymy w momencie, gdy nasza ofiara traci słuch. Przyznam się szczerze, że strasznie rozbolała mnie od niego głowa, a gdybym miała słuchać go jeszcze
przez parę minut to bez wątpienia straciłabym rozum. Zestawienie obrazu i dźwięku w tej konkretnej scenie jest wręcz porażające. Idąc dalej będziemy świadkami dramatu dziewczyny posiadającej na połowie ciała czarne znamię, które ze wstydu przed innymi studentami postanawia wydrapać. Siedząc sobie w wannie powoli, acz metodycznie pozbywa się uciążliwego problemu, a jej ciało wręcz spływa niezwykle realistyczną krwią. No i na koniec najmocniejsza scena filmu, w której wegetarianka Cheryl spożywa zarobaczone mięso. W tym momencie tak mnie zemdliło, że w każdej chwili byłam gotowa pobiec do toalety - nie żartuję, już dawno, żaden film mnie tak nie zniesmaczył, żebym była absolutnie przygotowana zwymiotować. Zakończenie to istna bomba, która automatycznie zmusiła mój umysł do dopowiedzenia sobie tego, co stałoby się później, gdyby twórcy postanowili kręcić dalej i gwarantuje wam, że obrazy, które pojawiły się w mojej głowie bynajmniej nie należały do najprzyjemniejszych.

W rolach głównych wystąpili Jackson Rathbone i Shaun Evans, którzy może i nie są jakimiś wielkimi gwiazdami kina, ale w przypadku tej produkcji całkiem nieźle się spisali. Oczywiście, było parę potknięć aktorskich z ich strony, ale nie wpłynęło to zanadto na jakość filmu. Wielu widzów zarzuca tej produkcji nielogiczność w zachowaniach bohaterów. Szczególne kontrowersje wzbudza końcowa scena, kiedy Cheryl woli powoli umierać z głodu niż zjeść mięso. W trakcie trwania seansu dowiemy się, że dziewczyna z oczywistych względów żywi wręcz paniczny strach przed mięsem, więc chyba nie ma nic dziwnego w tym, że jej fobia blokuje jej spożycie go, nawet jeśli ma szansę w ten sposób ocalić życie. Uważam, że "Dread" okaże się całkowicie logiczny tylko tym osobom, którzy znają działanie ludzkich lęków i którzy również na co dzień
zmagają się z jakąś uciążliwą fobią. Żeby było ciekawiej powiem tak: gdybym miała wybór żeby wziąć do ręki pająka albo umrzeć to gwarantuję wam, że wybrałabym to drugie. Po prostu u niektórych ludzi ich irracjonalne fobie są mocniejsze od strachu przed śmiercią i właśnie takie sytuacje obrazuje ten film. Brawa dla reżysera za poruszenie tak interesującego tematu, aczkolwiek byłabym jeszcze bardziej zadowolona, gdyby dokładniej rozwinął problematykę ludzkich fobii, ponieważ cały czas czegoś mi tutaj brakowało. Mimo, że "Dread" jak najbardziej przypadł mi do gustu to uczciwie muszę przyznać, że mógł być odrobinę bardziej dopracowany.