Stronki na blogu

wtorek, 20 marca 2012

„Kolobos” (1999)

Recenzja na życzenie (Snakehead)
Kilkoro ludzi decyduje się na udział w reality show. Pomysłodawca programu zamyka ich w domu pełnym kamer, a jedynym ich zadaniem jest zachowywać się naturalnie. Jedna z uczestniczek projektu, cierpiąca na stany lękowe Kyra, już od pierwszego dnia pobytu w nowym miejscu doświadcza dziwnych przywidzeń. Wkrótce jej omamy staną się rzeczywistością - uczestniczy reality show będą musieli walczyć o życie z tajemniczym mordercą.
Niskobudżetowy slasher Davida Todda Ocvirk’a i Daniela Liatowitsch’a. Film znany głównie w wąskim kręgu wielbicieli krwawych horrorów, co moim zdaniem przez wzgląd na nowatorskie podejście do tego bądź, co bądź skostniałego nurtu powinno jak najszybciej się zmienić. Początkowe sceny filmu nie obiecują nam nawet ułamka tych mocnych wrażeń, których uświadczymy w dalszej części seansu. Prawdę mówiąc, zaczyna się bardzo zniechęcająco. Po krótkiej sekwencji wypadku samochodowego, na chwilę przenosimy się do szpitala, do którego trafia ofiara kraksy. Następuje retrospekcja, podczas której będziemy zmuszeni przebrnąć przez krótkie wywiady z uczestnikami reality show. Całkiem zgrabny sposób na ekspresowe przedstawienie protagonistów, aczkolwiek stanowił on główny powód mojego sceptycznego nastawienia do dalszej części projekcji. Byłam pewna, że oto mam do czynienia z kolejnym obrazem verite, w dodatku porażająco słabo zagranym. Jednakże po przekroczeniu przez bohaterów progu naszpikowanego kamerami domostwa szybko zweryfikowałam swoją pierwszą konkluzję – aktorzy nadal spisywali się nadzwyczaj drętwo i mało przekonująco, ale w żadnym wypadku nie miałam do czynienia z kolejnym pseudo dokumentem, skupiającym się przede wszystkim na stylizacji obrazu w formę programu rozrywkowego. Nie, „Kolobos” to całkowicie inny rodzaj kina grozy – inny i równocześnie doskonale znany wielbicielom slasherów, a takie intrygujące miszmasze podgatunkowe, w moim mniemaniu mają dużą szansę zainteresować potencjalnych widzów.
„Kolobos” zręcznie łączy konwencję filmowego slashera z kinem gore, równocześnie dbając o iście psychodeliczny klimat. Dzięki przywidzeniom ewidentnie chorej psychicznie Kyry już od pierwszych minut pobytu naszych bohaterów w pełnym kamer domu będziemy mieli okazję zaznać mrożących krew w żyłach chwil, jakby żywcem wyjętych z najgorszych koszmarów sennych – wyłaniająca się spod łóżka męska dłoń, na wpół obdarta za skóry twarz ukazująca się na samoistnie włączanym ekranie telewizora. Takie psychodeliczne smaczki będą obecne, aż do końca seansu, jednak twórcy nie decydują się jedynie na ich wizualną ekspresję, ale również dźwiękową. Skomponowana przez Williama Kidd’a muzyka jest kluczowym elementem mrocznego klimatu, który towarzyszy nam niemalże przez cały seans, jej łagodne tony wręcz zmuszają odbiorcę do pozostawania w ciągłym napięciu psychicznym, są obietnicą dalszych przerażających wydarzeń. A owe przerażające wydarzenia, rzecz jasna, jak na slasher przystało skupią się głównie na wymyślnych morderstwach protagonistów, które przez wzgląd na swoją nadzwyczajną brutalność prędzej wpisują się w nurt gore, aniżeli klasyczny slasher. Otóż, zważywszy na błyskawiczne rozwinięcie akcji, dość szybko odkryjemy, że dom, do którego nieopatrznie weszli uczestnicy realisty show naszpikowany jest morderczymi pułapkami, które to będą głównym przyczynkiem spływającej po ekranie krwi. A takich scen gore jest naprawdę sporo, natomiast jeśli wziąć pod uwagę niski budżet filmu, nieustannie rzucający się w oczy (szczególnie przez rozproszoną realizację oraz słabą obsadę) są one nadzwyczaj realistyczne, żeby nie rzec zwyczajnie obrzydliwe.
Twórcy prowadzą akcję filmu, trzymając się wyrobionego przez lata schematu slasherów, aczkolwiek wielokrotnie od niego odstępując, co z pewnością zaskoczy niejednego wielbiciela tego nurtu, przekonanego, że ma do czynienia z kolejnym porażająco przewidywalnym horrorem. Za przykład może tutaj posłużyć kolejność uśmiercania poszczególnych ofiar. W slasherach na ogół jest ona łatwa do przewidzenia, „Kolobos” jednak całkowicie odwraca ową utartą konwencję, sprawiając, że widz nie jest do końca pewien, czyja kolej przypada w konkretnym momencie, a co chyba ważniejsze nie ma bladego pojęcia, w jaki to oryginalny sposób zostanie uśmiercony nasz bohater. A obserwując, jakże wymyślne sceny mordów poszczególnych ofiar, które są coraz bardziej brutalne, twórcy skutecznie wzbudzają nasz apetyt na więcej. Również zakończenie oferuje nam prawdziwie nowatorski popis podejścia do tematu. UWAGA SPOILER Podejrzewana przez cały seans Kyra w istocie okazuje się morderczynią. Wszelkie sygnały wysyłane przez reżyserów, mające nas upewnić w takim rozwiązaniu akcji (jej choroba psychiczna; podejrzenia, co do jej winy artykułowane przez pozostałych bohaterów filmu) zgodnie z konwencją tego nurtu kazały nam podejrzewać kogoś innego, mniej oczywistego, natomiast twórcy w finale pokazali nam dokładnie to, co we wcześniejszych scenach tak nachalnie nam narzucali KONIEC SPOILERA.
„Kolobos” wydaje się być idealną pozycją dla entuzjastów slasherów, kina gore oraz mrocznego psychodelicznego klimatu. Jednak czuję się w obowiązku przestrzec przed seansem osoby niegustujące w amatorskiej realizacji oraz żenująco niskim poziomie gry aktorskiej – jeśli ktoś nie potrafi przymknąć oczu na te mankamenty zdecydowanie powinien odpuścić sobie tę produkcję.

2 komentarze:

  1. Bardzo dobry film i najlepszy z wykorzystujących motyw reality show.

    OdpowiedzUsuń
  2. ciekawy blog, az zatrzymalam sie na chwile i poczytalam pare recenzji. moze nawet skusze sie na obejrzenie paru ciekawych filmikow. Tak trzymac! Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń