Stronki na blogu

środa, 14 marca 2012

„Siedem bram piekieł” (1981)

Liza Merril dostaje w spadku po wujku stary hotel, którego postanawia wyremontować i ponownie otworzyć. Mimo dziwnych wypadków, które mają miejsce w trakcie odnawiania hotelu kobieta nie poddaje się, uparcie dążąc do celu. Jeszcze nie wie, że hydraulik przypadkowo otworzył przejście do piekła, które znajduje się w piwnicy budynku. Od tego momentu Liza, mając do pomocy miejscowego lekarza, będzie musiała zmierzyć się z rzeczami, którym nigdy nie dawała wiary – rzeszom przerażających zombie.
Kino gore z XX wieku charakteryzowało się zadziwiającą kompatybilnością wynaturzonej przemocy z duszącym klimatem ogólnej degeneracji. Natomiast jeden z czołowych przedstawicieli włoskiej odmiany tego nurtu, Lucio Fulci, opanował owe zależności do perfekcji. Jedno z jego najsłynniejszych dzieł „Siedem bram piekieł”, dzisiaj uważane już za kultowy obraz gore, zyskało sobie rzesze fanów, ale przez swoją niecodzienną konstrukcję fabularną niemalże tyle samo przeciwników. Podobnie jak wiele innych filmów Fulci’ego tak i ten trafił w latach 80-tych na brytyjską listę produkcji zakazanych, co nie powinno dziwić zważywszy na fakt, że to jeden z najbrutalniejszych przedstawicieli nurtu gore.
„I ujrzysz morze ciemności i nic, co tam jest nie będzie odkryte.”
„Siedem bram piekieł” charakteryzuje nowatorska dysharmonia konstrukcyjna. Szczątkowa, żeby nie rzec bzdurna fabuła, która miała być jedynie pretekstem do ukazania, jak największej liczby krwawych scen. Przejaskrawione postacie, ze szczególnym wskazaniem na niewidomą Emily, przemawiającą w iście patetyczny sposób oraz naiwną do granic możliwości Lizę, która przez większą część filmu również wydaje się być ślepa na rozgrywające się wydarzenia. Zachowanie bohaterów przez brak jakiejkolwiek logiki nie pozwoli widzowi na skuteczne przewidywanie ich posunięć. Natomiast muzyka, skomponowana przez Fabio Frizzi’ego, zdaje się być żywcem wyjęta z innego obrazu – brak jakiejkolwiek synchronizacji z wydarzeniami rozgrywającymi na ekranie. Wszystkie te elementy, zawsze przypisywane na poczet wad filmu, tutaj zastosowano celowo, aby zdezorientować odbiorcę, uniemożliwiając mu przewidzenie jakichkolwiek wydarzeń. Fulci zgrabnie przekształcił ogólnie rozumiane wadliwe aspekty kinematografii w zalety, tym samym robiąc jeden z najoryginalniejszych obrazów gore, jakie powstały – a to ciekawe, zważywszy na jego naiwność fabularną.
Lucio Fulci był twórcą, stawiającym przede wszystkim na aspekt wizualny swoich filmów. Ukierunkowując swój geniusz na kino gore przede wszystkim skupiał się na drobiazgowym prezentowaniu scen mordów, których w „Siedmiu bramach piekieł” na pewno nie brakuje. Stwierdzenie „krew leje się strumieniami” w przypadku tego filmu znajduje całkowite uzasadnienie. Takiego nagromadzenia wynaturzonej przemocy, takiego dobitnego epatowania przemocą próżno szukać nawet pośród krwawych horrorów. Wizualizacja scen mordów zdaje się działać na zasadzie „cios-zbliżenie-zoom” – reżyser stara się, aby żadna z prezentowanych obrzydliwości nie umknęła uwadze widza. Przyznam się szczerze, że w pewnych momentach staje się to niemal nieznośne. Przykładowo scena z włochatymi pająkami zjadającymi mężczyznę wstrząsnęła mną do głębi. Dość nadmienić, że cierpiąc na arachnofobię już sam widok pajęczaków sprawiał mi fizyczny ból to niewyobrażalne pożeranie kawałek po kawałku poszczególnych ochłapów skóry ich ofiary całkowicie dopełniło dzieła – Fulci osiągnął swoje główne zamierzenie, zaszokował mnie do głębi i wątpię, żebym w najbliższym czasie zdołała wyrzucić tę konkretną scenę z pamięci. A takich krwawych wynaturzeń jest tutaj o wiele więcej. Jak już wspomniałam, Lucio Fulci, łączy w swoich obrazach przemoc z atmosferą, która to w „Siedmiu bramach piekieł” osiąga absolutne apogeum degeneracji, brzydoty i brudu. Tutaj wszystko jest spaczone do granic możliwości, każdy rekwizyt zdaje się być na wskroś przeżarty zepsuciem, a sam obraz wręcz poraża swoją mroczną kolorystyką. Już samym klimatem Fulci daje nam wgląd w prawdziwe Zło, które na każdym kroku czyha na naszych bohaterów.
Polecać „Siedem bram piekieł” komukolwiek byłoby raczej nie na miejscu. Entuzjaści kina gore na pewno już zapoznali się z tym obrazem, natomiast jeśli komuś brakuje mocnych wrażeń ze szczególnym wskazaniem na uczucie zniesmaczenia najlepszym wyborem będzie dla niego właśnie ta produkcja. Lucio Fulci gwarantuje zaspokojenie naszych najniższych instynktów.

5 komentarzy:

  1. Witam,
    przepraszam, ale będzie trochę nie w temacie.
    Poszukuję rzetelnej pozycji na temat motywu grozy w kulturze (szczególnie w kinie i literaturze). Byłbym wdzięczny za pomoc,
    pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja bym poleciła:
    "Danse Macabre" Stephena Kinga - lata 1950-1980
    "Nadnaturalny horror w literaturze" H.P. Lovecrafta
    "Oblicze strachu. Tradycja i współczesność horroru" Michała Kruszelnickiego
    Dodałabym jeszcze "Horror w literaturze współczesnej i filmie" Anity Has-Tokarz, ale z uwagi na sporo błędów raczej nie można uznać tej pozycji za rzetelną - chociaż jeśli jesteś wielbicielem gatunku to raczej bez trudu odsiejesz tutaj fakty od pomyłek.

    OdpowiedzUsuń
  3. Serdecznie dziękuję za pomoc! :-)

    OdpowiedzUsuń
  4. Nie ma za co:) Cieszę się, że mogłam choć trochę pomóc.

    OdpowiedzUsuń
  5. ja szukam jakiś horror o słońcu z lat 80 lub 90 może mi ktoś pomoże z góry dziekuje

    OdpowiedzUsuń