Stronki na blogu

niedziela, 25 listopada 2012

„W czym mamy problem?” (1994)

Przykładna gospodyni domowa, Beverly Suthpin, mieszka na przedmieściach wraz z ukochanym mężem i dwójką nastoletnich dzieci. Na pierwszy rzut oka kobieta jest wzorem wszelkich cnót – gotuje swojej rodzinie smaczne obiadki, dom utrzymuje w nieskazitelnym porządku, szanuje sąsiadów i nawet nie przeklina. Ale gdy tylko zostaje sama zamienia się w morderczą mamuśkę, gotową zabić każdego, kto naraził się jej lub jej rodzinie.
„- On zabijał ludzi, mamo.
- Wszyscy miewamy złe dni.”

Skrzyżowanie czarnej komedii z thrillerem Johna Watersa, z przewagą tej pierwszej. W Stanach Zjednoczonych seryjni mordercy cieszą się sporym powodzeniem – wystarczy zabić kilka osób, aby doczekać się obszernej biografii i kilku jej ekranizacji. Obsesyjnych wielbicieli takich zwyrodnialców również nie brakuje – każdy schwytany przez organy ścigania seryjny morderca może pochwalić się sporą grupką swoich fanów, z którymi utrzymuje regularny kontakt listowny. Ludzie zdrowi również odczuwają jakąś niepojętą fascynację ciemną stroną życia, dlatego tak często decydują się zapoznać z biografią, jakiegoś osławionego zabójcy. Zresztą ta w gruncie rzeczy chora moda nie jest już wyłącznie problemem samych Stanów Zjednoczonych, a w większym lub mniejszym stopniu całego świata. Wydawać by się mogło, że aby szybko i skutecznie zyskać sławę należałoby wyeliminować kilka niewinnych osób – i właśnie o tym w podtekstach opowiada ta produkcja.
„W czym mamy problem?” bazuje głównie na przerysowanych, humorystycznych kontrastach. Począwszy od ścieżki dźwiękowej tak charakterystycznej dla kina familijnego, przez kolorowe zdjęcia spokojnego przedmieścia, na postaci Beverly Suthpin kończąc. W roli głównej wystąpiła Kathleen Turner, która w mistrzowski sposób pokazała dwa zupełnie odmienne oblicza. Z jednej strony jest kochającą żoną i matką, tak groteskowo słodziutką dla swojego otoczenia, tak celowo przerysowaną, że absolutnie żaden widz nie nabierze się na tę nieudolnie skrywaną maskę. A z drugiej strony nasza Beverly w rzeczywistości jest chorą umysłowo seryjną morderczynią, której motywy tak samo bawią i dają do myślenia, jak i cały obraz. Sąsiadka zajęła upatrzone przez nią miejsce parkingowe? Trzeba ponękać ją trochę obscenicznymi telefonami i listami. Nauczyciel skrytykował hobby jej syna? Należy, jak najszybciej go przejechać. Chłopak zerwał z jej córką? Żaden problem, wystarczy zadźgać go pogrzebaczem. Sąsiadka nie utylizuje śmieci? Ją również trzeba wyeliminować, oczywiście, dla dobra całej planety. Motywy, aż do przesady bezsensowne, ale gdzieś w podtekście twórcy zadają nam pytanie, czy tak na dobrą sprawę najpopularniejsi seryjni mordercy kierowali się jakąś logiką w swoim zbrodniczym postępowaniu? Oczywiście, że nie, ale to wcale nie przeszkadzało ludziom odczuwać względem nich swego rodzaju fascynacji.  Spora grupa takowych zabójców egzystowała w dwóch światach – jednym całkowicie zwyczajnym, w otoczeniu najbliższej rodziny i drugim, w którym zaspokajali swoje najniższe instynkty. Beverly również ma kochającą familię, która zdaje się niespecjalnie przejmować jej „drobnym problemem”. Dla przykładu można tutaj przytoczyć dialog pomiędzy ojcem i synem:
„- Matka oszalała.
- Mama po prostu ma jakiś problem.”
Mąż Beverly, choć początkowo oszołomiony nietypowym hobby żony stara się jedynie ocalić jej kolejne potencjalne ofiary, nie współpracując z organami ścigania. Jej córkę bardziej interesuje życie miłosne w blasku sławy matki. Natomiast syn (znakomita kreacja Matthew Lillarda), który wraz ze swoją dziewczyną jest obsesyjnym wielbicielem krwawych horrorów wreszcie może poczuć się, jak bohater filmu oraz szybko dostrzega szansę na wyciśnięcie z krwawego procederu mamusi pokaźnej sumki.
„- Będę potrzebowała adwokata?
- Raczej agenta.”

Dialogi są tak przepełnione czarnym humorem, że wręcz niemożliwością jest, aby jakikolwiek widz w kilku miejscach nie parsknął histerycznym śmiechem. No właśnie, nasze rozbawienie będzie podszyte sporą dozą zwykłej histerii, ponieważ Waters skrupulatnie wylicza wszystkie absurdy mody na seryjnych morderców. Przesłanie streścić można jednym słowem: paranoja. Paranoją jest popularność Beverly, która dopuszcza się krwawych mordów na niewinnych ludziach, paranoją jest zarabianie na tego rodzaju zwyrodnialstwach, paranoją jest reakcja jej rodziny na jak to nazywają „problem mamusi”, a kwintesencją tej paranoi jest końcowa scena rozprawy – choć raczej powinnam ją nazwać parodią sądu. „W czym mamy problem?” pomimo tak wielu akcentów komediowych w istocie jest jedną wielką kpiną z tak zwanego „amerykańskiego snu” i chorych fascynacji społeczeństwa. To przedstawiony na kompletnym luzie krzyk protestu reżysera, który w podtekstach z bolesną wręcz bezwzględnością obrazuje nam bezsensowność niesłabnącej popularności okrutnych morderców. Bawiąc uczy. Bo czy jakikolwiek widz po skończonym seansie nie odniesie wrażenia, że oto John Waters potrząsnął nim, wrzeszcząc: „obudź się, ponieważ bierzesz udział w kolejnej paranoi tego świata”? Ten film powinien obejrzeć każdy, kto poszukuje w kinie czegoś równocześnie humorystycznego i okrutnego w swej wymowie. Absolutny kult!

7 komentarzy:

  1. to jedna z moich ulubionych komedii, a jednocześnie jeden z ostatnich dobrych filmów johna watersa. przegenialny!

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie oglądałam tego filmu ale słyszałam o nim. Muszę kiedyś w wolnej chwili go poszukać. Mam nadzieję, że będzie on dla mnie doskonałą formą rozrywki.

    OdpowiedzUsuń
  3. Zdecydowanie coś dla mnie:) Dzięki Buffy, powiedz mi jeszcze gdzie to można obejrzeć?
    Ilsa

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie wiem, czy na legalnych stronach jest, a jeśli chodzi o te pirackie to pewnie Torrenty.org

      Usuń
  4. Oglądałam kupę lat temu i nadal pamiętam doskonale.Świetny film no i doskonale zagrana główna rola:)

    OdpowiedzUsuń
  5. http://mwyrwas.blogspot.com/26 listopada, 2012 17:55

    Muszę przyznać, że zaciekawił mnie temat

    OdpowiedzUsuń
  6. Cudowny film - jedna z ostatnich dobrych ról Kathleen Turner. Choć, może określenie "cudowny" wydaje się nieco na wyrost w przypadku seryjnej mamusi, której historię John Waters przedstawia. Miło wiedzieć, że ktoś jeszcze ten film pamieta i - co ważniejsze - poleca! :)
    Pozdrowienia!

    OdpowiedzUsuń