Stronki na blogu

piątek, 17 maja 2013

„Dog Soldiers” (2002)

Oddział brytyjskich żołnierzy wyrusza na ćwiczenia w szkockie góry. Na miejscu, dysponując ślepakami, muszą przechytrzyć drugi, specjalny zespół żołnierzy, ale ku swojemu przerażeniu w ich obozie zastają tylko rannego kapitana – reszta jego oddziału padła ofiarą wilkołaków. Z pomocą miejscowej kobiety mężczyznom udaje się schronić w odludnej chatce, w której będą zmuszeni przeczekać noc, broniąc się przed nacierającymi zewsząd wściekłymi wilkołakami.
 

Koprodukcja Wielkiej Brytanii, Luksemburga i Stanów Zjednoczonych, wyreżyserowana przez twórcę m.in. "Zejścia" i „Doomsday”, Neila Marshalla, garściami czerpiąca z klasycznych filmów grozy, w najlepszym tego słowa znaczeniu. W czasach, kiedy tematyka wilkołaków została niemalże całkowicie wyeksploatowana Marshall zdecydował się na swoiste połączenie „Predatora” z „Nocą żywych trupów”, równocześnie rezygnując z efektów komputerowych na rzecz nie do końca realistycznych kostiumów, ale za to wywołujących miłe wspomnienia u widzów, którzy pasjami obcują ze starszymi horrorami.
 

Klimat „Dog Soldiers” oprócz „Predatora”, co jest całkowicie zrozumiałe w przypadku uczynienia z bohaterów grupy żołnierzy, przypominał mi również późniejszą „Wściekłość”, w której z kolei więźniowie zostali wysłani w odludne tereny, gdzie przyszło im zmierzyć się z hordą bestii. 6-osobowy oddział brytyjskich żołnierzy, dysponując jedynie ślepakami (co zmieni się z chwilą dotarcia do obozu kolegów) musi zmierzyć się z watahą wilkołaków, na odludnych górzysto-leśnych terenach Szkocji. Marshall, decydując się na skoczną, w ogóle nieprzystającą do obrazowanych wydarzeń ścieżkę dźwiękową, być może nieświadomie, sprawił, iż muzyka, ani przez chwilę nie przyczynia się do potęgowania atmosfery całkowitego wyalienowania i wszechobecnego zagrożenia, wręcz przeciwnie – chwilami mocno przeszkadza we właściwym odbiorze filmu. Jednakże, z drugiej strony barykady mamy ciemne, przyprószone zdjęcia, które ciągną klimat w przeciwną, bardziej niepokojącą stronę. To „przeciąganie liny” chwilami mocno dezorientuje, ale biorąc pod uwagę późniejsze wydarzenia w drewnianej chatce można chyba śmiało powiedzieć, że obraz ostatecznie wygrywa z nietrafioną ścieżką dźwiękową. Niczym w „Nocy żywych trupów” nasi protagoniści „okopują się” w lichym domostwie, atakowanym przez znakomicie ucharakteryzowanych wilkołaków (do momentu finalnych walk wręcz, kiedy to wyraźnie widać, że to tylko kostiumy), wyłaniających się z gęstej, spowijającej chatę mgły w takt przenikliwego wycia.
 

Oprócz antagonistów bardzo istotną rolę odgrywają również interakcje pomiędzy naszymi żołnierzami i ich nową koleżanką a uratowanym z opresji kapitanem rozszarpanego na strzępy elitarnego oddziału. Z oczywistych powodów nie pałają sympatią do siebie, ale jak się wkrótce okaże przemądrzały kapitan ukrywa przed resztą coś bardzo istotnego, coś co powinno odebrać im wiarę w istotę brytyjskiej armii. Ale to nie jedyne zaskoczenie, przewidziane dla odbiorców w scenariuszu, o czym przekonamy się w finale. Połączenie horroru z akcją na ogół ukierunkowuje klimat w stronę tego drugiego gatunku, czego nie uświadczymy we wprawnych rękach Marshalla, który owszem zaserwuje nam multum strzelanek (zawsze w tego typu filmach zastanawiam się, jakim cudem używanie broni palnej w zamkniętym pomieszczeniu nikogo nie ogłusza – kuloodporny słuch?), wybuchów i walk wręcz, ale w całej tej dynamiczności nie przysłaniają one atmosfery wyalienowania – cały czas (no może, za wyjątkiem chwil, w których słyszymy skoczną muzykę) pamiętamy, że nasi protagoniści znajdują się z dala od jakiejkolwiek cywilizacji, na terenie należącym do wilkołaków, którym niestraszne ołowiane kule. Oprócz akcji i klimatu Marshallowi udała się jeszcze jedna, diablo trudna sztuka – wplecenie w scenariusz kilku humorystycznych dialogów, które wywołują krótkotrwały uśmiech widza, ale równocześnie nie niszczą mrocznej aury tej produkcji. Dla przykładu można tutaj przytoczyć krótką wymianę zdań pomiędzy jednym z żołnierzy, a jego nową znajomą:
„- Ktoś musiał słyszeć strzały.
- Kto? Najbliższy dom jest mój, a mnie tam nie ma.”

Albo tekst jednego z bohaterów, tuż przed zjedzeniem go przez dorodnego wilkołaka: „- Obyś dostał sraki, pojebie” – jak się okazuje niektórych nawet chwilę przed śmiercią trzymają się żarty:) Z kolei, jeśli miałabym wybrać najbardziej charakterystyczną, wbijającą się w pamięć scenę to zdecydowanie postawiłabym na wypływające jelita dowódcy oddziału oraz sklejanie ich butaprenem na wzór „operacji wietnamskich”. Wyłączając to wydarzenie uświadczymy jeszcze kilka scen gore, które również mają w sobie sporo tego wrodzonego wyczucia Marshalla – zero nadmiernego epatowania makabrą, sceny mordów są jedynie kolejnym środkiem wyrazu, a nie jedyną ambicją reżysera.

Myślę, że „Dog Soldiers” powinien przypaść do gustu wielbicielom horrorów wilkołaczych i żołnierskich motywów, bo choć fabuła nie ustrzegła się kilku nielogicznych wpadek to oferuje coś znacznie ważniejszego w tym gatunku filmowym – klimat oraz brak efektów komputerowych, które aż nazbyt często psują wszelką atmosferę grozy we współczesnych horrorach. Film dobry, miejscami mocno zajmujący, ale niezbyt nowatorski – więc maniacy wyszukiwania w produkcjach grozy wszelkich objawów oryginalności, niech lepiej „grzebią” gdzie indziej.

7 komentarzy:

  1. Pamiętam, że śmiałem się i śmiałem podczas seansu :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Wilkołaków niezbyt lubię oglądać, wolę już wampiry. Mam jednak słabość do żołnierskich motywów, dlatego głownie z tego powodu skuszę się na „Dog Soldiers”, tym bardziej, że brak efektów komputerowych, co dodatkowo uważam za plus.

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie, wiesz co raczej odpuszczę sobie ten film... widziałem przed chwilą trailer na YT i jakoś mnie specjalnie nie urzekło ;).

    Ale tak btw. to ostatnio (a w zasadzie w ciągu ostatniej godziny ;p) napaliłem się na książkę "Kobieta w czerni", czyli pierwowzoru produkcji z Potterem na czele ;D. I moje pytanie jest takie... czy opłaca się w ogóle to czytać... chociaż najpierw chyba powinienem zapytać czy Ty to czytałaś ;)?

    Pozdrawiam!
    Melon

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeszcze nie czytałam. Ale Ty... CZYTAJ, a potem recenzuj, żebym wiedziała, czy tracić na to kasę:)

      Usuń
    2. Czyli mam rozumieć, iż zmuszasz mnie do utraty moich ciężko zarobionych pieniędzy na coś, co możliwe, że jest beznadziejne!??? Ok, spróbuję :D.

      Usuń
  4. Mnie najbardziej rozwalił polski opis na pudełku "Szczęki, Obcy i Predator w jednym". Po takiej mieszance można spodziewać się nie wiadomo czego ;) Film zjadalny, dla fanów wilkołaków coś w sam raz.

    OdpowiedzUsuń
  5. Pamiętam,że byłam na tym filmie w kinie ze znajomymi i jakoś nie bardzo nam sie podobał...choć po Twojej recenzji może powinnam ponownie obejrzeć "Dog Soldiers" i ocenić :)

    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń