Stronki na blogu

czwartek, 24 października 2013

„Istnienie” (2013)


Szesnastoletnia Lisa mieszka wraz z rodzicami i młodszym bratem w dużym domu na odludziu i jako jedyna zdaje sobie sprawę, że wszyscy od jakiegoś czasu nie żyją. Teraz są skazani na ciągłe powtarzanie tego samego dnia, nawet nie zdając sobie z tego sprawy. Jedynie Lisa jest całkowicie świadoma tej nieustannej rutyny, którą pewnego dnia zakłóca tajemniczy mężczyzna, wbrew sobie prowokując ją do rozwiązania przerażającej tajemnicy, kryjącej się w murach jej domu.

Ostatnio nie mam szczęścia do najnowszych horrorów - ku swojemu ubolewaniu trafiam na marne kopie innych znanych obrazów kina grozy. Najpierw „Dark Touch”, a teraz dziełko twórcy „Cube” i „Istoty”, Vincenzo Natali, który przynajmniej obok kalkowania motywów kultowych ghost stories zaproponował mi również coś od siebie, niekoniecznie w najlepszej jakości, ale zawsze.

Muszę przyznać, że początek „Istnienia” zapowiada się nadzwyczaj obiecująco. Widzimy mocno nastrojowe zdjęcia wielkiego domostwa skąpanego w gęstej mgle oraz czwórkę jej domowników – szesnastoletnią Lisę, jej małego braciszka i rodziców, którzy spędzają wolny od obowiązków dzień we wspólnym gronie. Tę idyllę zakłóca jedynie, na pierwszy rzut oka, zbuntowana nastolatka, która z jakiegoś powodu stroni od reszty domowników, rzucając w ich stronę jedynie niejasne aluzje – kiedy matka prosi ją o zrobienie prania, ta odpowiada, że zajęła się tym wczoraj, ale ona tego nie pamięta. To zdanie nabierze sensu dopiero nazajutrz, kiedy zostaniemy skonfrontowani z powtórką całej tej rutyny – wówczas dotrze do nas, że protagoniści przeżywają w kółko ten sam dzień w murach własnego domu, z którego podobnie jak bohaterzy „Enter Nowhere” i „House Hunting” nie mogą się wydostać. Ale jak z czasem się okaże Natali nie inspirował się akurat tymi obrazami – chciał stworzyć troszkę nietypową ghost story na wzór przede wszystkim „Nawiedzonego” i „Innych”, z małymi domieszkami „Lśnienia” i „Horroru Amityville”. Skłaniając się w stronę takich żelaznych klasyków mierzył wysoko, co w ogólnym rozrachunku jedynie zwiększyło siłę jego upadku. Realizując swój film za pomocą głęboko nasyconych kolorów, które nijak nie przystają do kina grozy po intrygującym wstępie Natali rozpoczyna niekończące się żerowanie na ogranych motywach – najpierw czułam się, jakbym oglądała „Nawiedzonego” i „Innych”, UWAGA SPOILER z tą różnicą, że w „Istnieniu” reżyser wcale nie kryje, że główni bohaterowie nie żyją. Nawet kontaktowanie się Lisy z osobą żyjącą (przynajmniej w jej mniemaniu) nasuwa skojarzenia ze sławetnym obrazem Alejandro Amenabary KONIEC SPOILERA. Następnie skonfrontowano mnie z między innymi takimi mało odkrywczymi scenami, jak widzenie w lustrze twarzy kogoś innego (ostatnim horrorem, w którym coś takiego już widziałam był „Powracający koszmar”) oraz oczywiście z niewidzialnym przyjacielem, który okazuje się być prawdziwy, zupełnie jak w „Amityville” i „Lśnieniu”.

Jednakże nie byłabym sprawiedliwa, gdybym nie zaznaczyła, że Natali dodaje również coś od siebie, w dodatku na tyle sprawnie, aby być może powstrzymać, co poniektórych odbiorców od przerwania seansu. Otóż, „Istnienie” stara się przedstawić całą gamę ogranych w ghost stories motywów w sposób mocno zawoalowany, bowiem z chwilą wyłamania się naszych protagonistów z codziennej rutyny w fabułę wkrada się odrobina komplikacji. Lisa prowadzi swoje małe śledztwo pod przewodnictwem widmowej dziewczyny, którego rezultaty przez większą część seansu zwodzą widza pozornie niezwiązanymi ze sobą migawkami, które na dokładkę zdają się nijak odnosić do dotychczasowych wydarzeń. I jeszcze ten niepokojący mężczyzna, który od czasu do czasu pojawia się w domu, aby rzucić kilka pogróżek w stronę Lisy… W obliczu takiego miszmaszu ciężko jest przewidzieć następną scenę, co oczywiście chwali się twórcom, ale dobrze by było, gdyby elementy kryminalne umiejętnie zrównoważyli z horrorem, bo odnoszę wrażenie, że ten drugi gatunek został mocno zaniedbany przez nieodpartą chęć nieustannego zaskakiwania widzów, które z czasem wpadnie w taką monotematyczność, że wbrew zamiarom filmowców zacznie zwyczajnie nudzić, zamiast zdumiewać. Zdecydowanie zabrakło większego napięcia, szczególnie w scenach samotnych wędrówek Lisy po wielkim domostwie, co tym bardziej zadziwia, jeśli weźmie się pod uwagę dosyć przyzwoity warsztat aktorski Abigail Breslin. Weźmy dla przykładu moment, w którym Lisa zbliża się do łóżka, w którym ktoś spoczywa pod kołdrą – mimo, że scena sama w sobie wydaje się być mocno klimatyczna tego nastroju tam nie ma, nie odczuwa się absolutnie żadnego dreszczyku na myśl o postaci, która może wychynąć spod przykrycia. To samo w momencie otwarcia tajemniczych drzwi w domu i wędrówki po wilgotnych korytarzach ukrytych za nimi. Jedyna scena, która posiada w sobie krztynę mrocznego klimatu ma miejsce przy stole, kiedy to rodzina Lisy na jej oczach zamienia się w rozkładające się trupy – wizualnie bezkrwiste, ale pochwała specom od efektów specjalnych i tak się należy, tym bardziej jeśli weźmie się pod uwagę mało realistyczne CGI, z wyglądem widmowej dziewczyny na czele.

Pomimo najszczerszych chęci nie jestem w stanie wystawić laurki „Istnieniu” – nie z powodu jego wykorzystywania motywów z innych znanych horrorów, bo to mogłabym zaakceptować, ale tylko wówczas, gdyby twórcy zadbali o duszący klimat niezdefiniowanego zagrożenia, o który niniejszy obraz aż się prosił. Niestety, bardziej skłonili się w stronę zagadki kryminalnej, co paradoksalnie zamiast spotęgować atmosferę jedynie ją pogrążyło. Zaprzepaszczony potencjał, którego owszem można obejrzeć, ale bez nadziei na wielki hit kina grozy.

9 komentarzy:

  1. Szkoda, że potencjał tego filmu został zaprzepaszczony. A zapowiadało się tak znakomicie. Ostatnimi czasy zauważyłam, że naprawdę ciężko o dobry, przerażający horror. Ja postanowiłam zrobić sobie odpoczynek od grozy, bo mnie już nie ,,rusza'' tak jak dawniej. Widać, uodporniłam się n wszelką makabrę itp.

    OdpowiedzUsuń
  2. Widziałem trailer w kinie, od razu było widać, że strasznie to wszystko ograne... Mimo wszystko pewnie zobaczę, choć na bank nie w kinie, a przed telewizorem :-)

    OdpowiedzUsuń
  3. Lubię motywy z zapętleniem czasowym, z którego bohaterowie nie umieją się wydostać. Jeszcze lepiej jak tylko jedna postać ma świadomość tego, co się dzieję. Mimo, że laurki i zachwytów nie ma to ja chętnie obejrzę :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Od czasu kiedy widziałam trailer w kinie nie wiedziałam co o tym filmie myśleć. Z jednej strony trailer rzeczywiście wydawał się oklepany, a z drugiej dostrzegałam, jakieś takie światełko w tunelu i łudziłam się, że trailer nie pokazuje wszystkiego. Do kina się raczej nie wybiorę.

    OdpowiedzUsuń
  5. Zgadzam się z Cyrysią- ostatnio obejrzeć dobry horror to prawdziwa sztuka.

    OdpowiedzUsuń
  6. a oglądaliście jakiś tytuł z wymienionych filmow grozy, 2012-2013:

    The Purge , 11-11-11 , Dark Skies, Dark Circles, Antyviral, Insensibles, Would You Rather?

    pytam z ciekawości bo sam szukam jakiegoś ciekawego niebanalnego dreszczowca z nowszych "czasów" :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie widziałam "11-11-11", "Insensibles" i "Dark Circles. "Antiviral" to moim zdaniem nędzne popłuczyny po Davidzie Cronenbergu - syn marnie kopiuje ojca.
      Co do reszty to recki tutaj
      http://horror-buffy1977.blogspot.com/2013/08/noc-oczyszczenia-2013_16.html
      http://horror-buffy1977.blogspot.com/2013/05/dark-skies-2013.html
      http://horror-buffy1977.blogspot.com/2013/07/would-you-rather-2012.html

      Usuń
    2. dzięki Aniu za linki do recenzjii bo jakoś mi umkneły te tytuły kiedy przeglądałem Twoj spis, a przeczytam je z przyjemnością :)

      Usuń
  7. Niedawno wróciłem z seansu i sam nie wiem co sądzić... Przetrawię pewnie trochę myśli i sam napiszę recenzję, ale wstępna opinia.... Nie jest to film, który zapamiętam na dłużej, ale gdyby nie parę elementów, które wymienię za chwilę, seans uznałbym za bardzo udany. To co mi przeszkadzało najbardziej to przedłużanie scen i mimika bohaterki, gdy znajduje się w pomieszczeniu z innymi osobami. Burzyło to dla mnie poczucie realizmu. Szkoda też, że poza jumpscenkami (obraz obrazem, ale nagły dźwięk w kinie do dzisiaj powoduje u mnie małe wzdrygnięcie) nie podjęto żadnych innych prób straszenia widza (ale czy to jakaś poważna wada to też nie mogę powiedzieć).

    OdpowiedzUsuń