Stronki na blogu

poniedziałek, 19 stycznia 2015

„The Atticus Institute” (2015)


W latach 70-tych XX wieku doktor Henry West otworzył instytut Atticus, w którym wraz ze swoim personelem badał ludzi obdarzonych niezwykłymi umiejętnościami. W 1976 roku w ośrodku pojawiła się Judith Winstead. Kilka prostych eksperymentów udowodniło, że kobieta posiada moc jasnowidzenia i telekinezy. Zaniepokojony jej zdolnościami West informuje o jej przypadku rząd Stanów Zjednoczonych, który wysyła do Atticus ludzi, w ich mniemaniu władnych okiełznać Judith Winstead.

Mockumentary, „The Atticus Institute”, nagrany na potrzeby DVD i Blu-ray wyreżyserował na podstawie własnego scenariusza Chris Sparling. Jego pełnometrażowe doświadczenie reżyserskie, jak dotąd ograniczało się jedynie do komedii romantycznej pt. „Uzi w Alamo”, ale pisywał już scenariusze filmów grozy – „Bankomat” i „Pogrzebany”. „The Atticus Institute” jest kolejnym zrealizowanym w formie pseudodokumentu horrorem o opętaniu, powielającym znane motywy, ale za to mogącym pochwalić się umiejętnie wygenerowanym klimatem grozy.

Wydarzenia mające miejsce w latach 70-tych w instytucie badania postrzegania pozazmysłowego poznajemy za pośrednictwem zdjęć, nagrań wideo oraz wywiadów przeprowadzanych przez „twórców dokumentu” z żyjącymi świadkami ówczesnych incydentów. Taka stylistyka w zamyśle ma oczywiście podnieść wiarygodność scenariusza, wespół ze stylizacją scenografii i strojów postaci badających przypadek Judith Winstead. Przyblakłe barwy, przestarzałe sprzęty i retro wystrój wnętrz rzeczywiście sprawiają wrażenie, jakbyśmy oglądali zapis wideo z lat 70-tych, ale zabrakło mi ziarnistego obrazu, który dodatkowo wzmagałby wrażenie obcowania ze starymi nagraniami. Ponadto wywiady z żyjącymi świadkami eksperymentowania na opętanej kobiecie często pojawiają się w najmniej pożądanych momentach, w chwilach szczytowej grozy, z nagła przerywając akcje, które przecież można było zakańczać jakąś mocną jump sceną. Początkowo, kiedy narratorzy wprowadzają nas w działalność doktora Henry’ego Westa i pokrótce objaśniają przypadek Judith Winstead scenariusz bazuje głównie na aurze wszechobecnej tajemnicy i niezdefiniowanego zagrożenia. Widzimy, do czego zdolna jest kobieta (przesuwanie przedmiotów siłą woli, zapalanie świeczek na odległość i czytanie w myślach personelu) i zdajemy sobie sprawę, że jej moce wkrótce obrócą się przeciwko naukowcom, ale nie jesteśmy w stanie przewidzieć efektów jej rychłej ofensywy. Do czasu zaangażowania wojska przerywanie właściwej akcji filmu objaśniającymi wywiadami w ogóle mi nie przeszkadzało – w końcu twórcy skupiali się głównie na mrocznym klimacie, zostawiając sobie większą dosłowność na później. Nieco gorzej jest w drugiej połowie seansu. Dowodzenie nad projektem przejmuje armia Stanów Zjednoczonych, wietrząca w przypadku Winstead korzyść dla państwa. Początkowo wszystkie wydarzenia rejestrowano stabilnymi kamerami rejestrującymi jeden punkt na planie, ale z czasem Sparling zaczął posiłkować się tzw. „kręceniem z ręki”. Na szczęście niezbyt często, bo ilekroć, któryś z protagonistów chwytał kamerę obraz był tak dalece rozmazany, że doprawdy nie byłam w stanie niczego dostrzec. Bardziej zdecydowane techniki wojska postępowania z obiektami badań naturalnie procentują agresją i oporem opętanej. Kobieta w całkiem przygnębiającej scenie z żabą i psem udowadnia, że potrafi jedynie siłą woli sprawić, że serce żyjącej istoty eksploduje oraz zabić przebywających z dala od instytutu bliskich naukowców i żołnierzy, co oczywiście wzmaga aurę zagrożenia. Ale chociaż klimat nie zostaje całkowicie wyparty przez bardziej dynamiczną akcję próby większej dosłowności w moim mniemaniu okazały się mocno nieefektowne. Weźmy dla przykładu scenę z czerwoną lampą błyskową, która punktowo oświetla przywiązaną do krzesła, wstrząsaną spazmami Judith. Coś podobnego widziałam już w „La Casa Muda”, tyle, że z aparatem fotograficznym. Tam w przeciwieństwie do „The Atticus Institute” operatorzy potrafi przez długi czas przyśpieszać i zwalniać puls odbiorcy każdym kolejnym mignięciem światła, aby uderzyć z nagła pojawiającą się w kadrze istotą w najmniej spodziewanym momencie. Tutaj niestety nie dość, że można łatwo przewidzieć, kiedy nastąpi punkt kulminacyjny to na domiar złego owa jump scena wspomagana jest za cichym dźwiękiem. Żeby tego było mało zaraz po niej napięcie zostaje z nagła przerwane kolejnym wywiadem przeprowadzanym w teraźniejszości. Takich nieudolnych jump scenek jest niestety dużo więcej, łącznie z kulminacyjnymi pseudo-egzorcyzmami. Tak jakby umiejętności Sparlinga w kinie grozy ograniczały się jedynie do wygenerowania odpowiedniego klimatu grozy, ale nie potrafiły sprostać dosłownemu straszeniu.

Najważniejszą postacią „The Atticus Institute” jest rzecz jasna Judith Winstead. Rya Kihlstedt w tej niełatwej roli spisała się naprawdę znakomicie. Jej demoniczny wyraz twarzy i spazmatyczne odruchy sprawiały bardzo realistyczne wrażenie, szczególnie kiedy Sparling cały ciężar objawów opętania pozostawiał w gestii jej warsztatu. Mniej przekonująco wypadały ujęcia wymiotowania krwią bądź ektoplazmą (trudno orzec), czy wygenerowane komputerowo sekwencje oddzielania się widmowego bytu od ciała kobiety. Pozostali członkowie obsady również przyzwoicie wcielili się w swoje role, łącznie z osobami udzielającymi wywiadu „twórcom dokumentu”.

Biorąc pod uwagę całość „The Atticus Institute” mogę podsumować jedynie mianem średniawki, która gęstym klimatem grozy istotnie robi wrażenie, ale nie radzi sobie z dosłownymi manifestacjami mocy opętanej. Gdyby podreperować troszkę jump sceny i zadbać o przerażającą charakteryzację pomimo niezbyt oryginalnego scenariusza mógłby wyjść z tego całkiem przyzwoity horror religijny osadzony w stylistyce mockumentary. A bez tego zostaje jedynie przyjemna, nastrojowa rozrywka, która nie ma szans przerazić zaprawionych w kinie grozy odbiorców, ale może chociaż nieco umili im nudny wieczór.    

1 komentarz:

  1. Recenzja filmu jest oczywiście do bani, bardzo jednostronna pisana przez amatorkę kina. Spostrzeżenia i refleksje autora dość pobieżne, nie do końca spójne z tym co oglądamy w filmie.

    OdpowiedzUsuń