Stronki na blogu

czwartek, 23 lipca 2015

Wilkie Collins „Nawiedzony hotel”


Hrabina Claudia Naronne rozkochuje w sobie lorda Montbarry’ego, tym samym doprowadzając do zerwania jego związku z daleką kuzynką, Agnes Lockwood. Po ślubie lordostwo Montbarry wraz z bratem Claudii, baronem Rivarem, wyjeżdżają do Wenecji, gdzie zatrzymują się w pałacu. Tymczasem Agnes zostaje poproszona przez swoją znajomą o zarekomendowanie jej męża nowożeńcom, poszukującym kuriera. Wkrótce po zatrudnieniu się w Wenecji na usługach lordostwa Montbarry kurier znika bez śladu, a dręczona poczuciem winy Agnes podejmuje się prób odnalezienia go. Niedługo po tym wydarzeniu w weneckim pałacu dochodzi do kolejnej tragedii, która zapoczątkowuje ciąg niezwykłych zjawisk. Lady Naronne wraca do Anglii i zaczyna wieszczyć okrutne przeznaczenie, które pisane jest jej i pannie Lockwood, połączonym jakąś niejasną zależnością. Tymczasem pałac w Wenecji zostaje przekształcony w hotel. W jednym z pokoi cały ród Montbarrych świadkuje przeróżnym zjawiskom o podłożu nadprzyrodzonym, które jak się wydaje zapoczątkowały wcześniejsze, owiane tajemnicą, przerażające wydarzenia mające miejsce w tym przybytku.

Wilkie Collins, żyjący i tworzący w epoce wiktoriańskiej, jeden z najbardziej docenianych beletrystów swoich czasów i bliski przyjaciel Karola Dickensa jest prawdziwą legendą angielskiej literatury. Jego najwybitniejsze dzieło, „Księżycowy Kamień” powszechnie uważa się za prekursora powieści detektywistycznej, ale pisarstwo Collinsa nie cechowało się tylko i wyłącznie konwencją sensacyjną. Pisarz słynął z łączenia wątków detektywistycznych z aurą niesamowitości, czasami objawiającą się jedynie gotyckim, tajemniczym klimatem, a czasem bardziej dosadnymi nadprzyrodzonymi zjawiskami. Pierwotnie (od czerwca do listopada 1878 roku) wydawany w odcinkach na łamach „Belgravia Magazine”, „Nawiedzony hotel” łączy w sobie wszystko, co charakterystyczne dla pisarstwa Collinsa, choć powieści nie udało się obrosnąć taką legendą, jak na przykład wspomnianemu „Księżycowemu kamieniowi”, czy „Kobiecie w bieli”. Badacze literatury w późniejszej twórczości Collinsa, z lat 70-tych i 80-tych XIX wieku dopatrują się drastycznego spadku formy, co tłumaczy się śmiercią jego literackiego mentora, Karola Dickensa i uzależnianiem Wilkiego od laudanum. Cóż, „Nawiedzony hotel” to pierwsza powieść tego autora, z jaką miałam przyjemność się spotkać, a skoro w powszechnym mniemaniu taką perłę uważa się za słabszą w dorobku Collinsa to wprost nie mogę się doczekać spotkania z jego wcześniejszymi opowieściami.

Powieść rozpoczyna spotkanie hrabiny Claudii Naronne z lekarzem, któremu zwierza się ze swoich złych przeczuć. Przekonana, że zniszczyła związek lorda Montbarry’ego z jego daleką kuzynką, Agnes Lockwood, hrabina drży na myśl o czekającym ją małżeństwie z tym człowiekiem, wierząc, iż zapoczątkuje on ciąg wydarzeń, który doprowadzi do tragedii. Fatalizm kobiety w połączeniu z zauważalnymi objawami rozchwiania psychicznego wkrótce dopełnią plotki o jej jakoby grzesznych uczynkach i okrutnym charakterze, co w mniemaniu przedstawicieli angielskich wyższych sfer doprowadzi „głowę” rodu Montbarrych do zguby. Hrabina Naronne nosi wszelkie znamiona femme fatale, ale równocześnie Collins daje nam odczuć, że wisi nad nią jakieś fatum, przed którym nie jest w stanie się obronić. Tak jakby przy kreśleniu jej osobowości inspirował się dwoma zgoła odmiennymi archetypami postaci (tragiczną i fatalną), dzięki czemu stworzył prawdziwie intrygującą bohaterkę, której jednoznaczna ocena jest zwyczajnie niemożliwa. Bardziej nieskomplikowanie jawi się panna Agnes Lockwood, kobieta z dobrego domu o chwalebnym systemie wartości. Collins przedstawia ją w czysto pozytywnym świetle, nieustannie podkreślając nieskazitelność jej egzystencji i bezinteresowność w działaniu, ale jednocześnie dając do zrozumienia, że Agnes wbrew jej samej została narzucona rola nemezis lady Naronne. Kobieta nie ma pojęcia, w jaki sposób miałaby doprowadzić do zguby żony jej ukochanego, ale ta z kolei nie ma wątpliwości, że jej los tkwi w rękach (jak sama uważa) jej rywalki. Niejednoznaczne, owiane jakąś osobliwą tajemnicą relacje obu kobiet wręcz wynoszą tę historię na prawdziwe literackie wyżyny. Gdyby Collins skupił się tylko i wyłącznie na zależnościach pomiędzy nimi, w moim mniemaniu „Nawiedzonemu hotelowi” już należałby się status arcydzieła, bo tak niekonwencjonalnych relacji próżno szukać w literaturze światowej, ale autor na tym nie poprzestał. Natchnął tę znakomitą opowieść innymi rozbudzającymi wyobraźnię wątkami, osnutymi gęstą aurą gotyckiej grozy. Wątkiem przewodnim powieści jest amatorskie śledztwo Agnes, celem wyjaśnienia tajemnicy zniknięcia męża jej znajomej. Z czasem sytuacja znacząco się komplikuje – nieoczekiwana śmierć w murach weneckiego pałacu rozpoczyna ciąg nieoczekiwanych wydarzeń, które doprowadzą ród Montbarrych do przeklętego pokoju hotelowego. Każdy członek rodziny doświadczy w nim innych niepokojących zjawisk – od braku apetytu i bezsenności przez koszmary senne i odrażające zapachy po bardziej dosadne unoszenie się w powietrzu odciętej głowy denata – ale Collins nie pozwoli sobie wyjść poza ramy tajemniczości, nawet w finale pozostawiając czytelnika z odrobiną niedosytu. Zapewne pokładając nadzieję w inteligencji odbiorcy autor nie zamyka żadnego wątku, sugerując jedynie różne możliwe rozwiązania zagadki, ale ostateczne wnioski zostawiając indywidualnej interpretacji czytelnika. Owa tajemniczość w połączeniu z nacechowanym pewną wrażliwością i niewątpliwym zmysłem estetycznym stylem, pełnym aluzji do zakłamanego życia wyższych sfer tworzą iście artystyczne dzieło z pogranicza powieści gotyckiej i detektywistycznej.

„Zapis owych wypadków nie może nie zrodzić sprzecznych wrażeń. U jednych zrodzi wątpliwości, które zgłasza rozum; u innych podsyci nadzieję, która uzasadnia wiarę, a straszliwe pytanie o przeznaczenie człowieka pozostawi tam, dokąd poniosły je stulecia czczych poszukiwań: w ciemności.”

Przy „Nawiedzonym hotelu” opowiadania załączone do najnowszej publikacji tej pozycji wydawnictwa Zysk i S-ka wypadają słabiej. Ale choć pozostają w cieniu swojego powieściowego poprzednika nie można im odmówić tożsamego warsztatowego geniuszu. Brakuje jedynie niejednoznaczności, i to we wszystkich tekstach, ale nie pomysłowości. Wilkie Collins w owych ośmiu opowiadaniach skonfrontował czytelnika z najprzeróżniejszymi formami ingerencji sił nadprzyrodzonych w życie doczesne bohaterów. Ale nie tylko, bo pomimo poruszania się w konwencji opowieści niesamowitych wyjaśnienie niektórych fabuł okazało się czysto przyziemne. Stricte nadprzyrodzone historie to „Wyśniona kobieta” traktująca o proroczym śnie, „Pani Zant i duch” wtłaczająca zjawę w rolę obrońcy kobiety przed osobą żyjącą, „Panna Jeromette i pastor” będąca kolejną próbą skonfrontowania bohaterki z dręczącym ją poczuciem nieuchronnej tragedii (jak w „Nawiedzonym hotelu”), „Dziewiąta!” opowiadająca o tajemniczej przepowiedni, która determinuje losy całej rodziny oraz „Diabelskie okulary” ukazujące patrzącemu przez nie delikwentowi wszystkie ludzkie przywary, dotykające również śmiałej, jak na prozę z XIX wieku tematyki kanibalizmu. Pomimo tego, że krótkie formy Wilkiego Collinsa załączone do tej publikacji nie mogą się równać z powieścią, klimatu wręcz nieznośnej grozy i bezbłędnego wyczucia gatunku autorowi z pewnością odmówić nie można, a to w gruncie rzeczy wystarczy żeby rozbudzić ciekawość czytelnika. Natomiast zdecydowanie słabiej prezentują się opowieści, których podłożem nie są zjawiska nadprzyrodzone, poza „Martwą ręką”, bo pomysł na nocowanie z trupem wręcz zachwycił mnie swoją prostotą i iście makabrycznym wydźwiękiem. „Upiorne łoże” traktujące o przemyślnej pułapce zgniatającej śpiących ludzi oraz „Do nieba razem z brygiem!” opowiadające o pułapce zastawionej przez Hiszpanów na pewnego marynarza znużyły mnie zbyt długim zarysowywaniem akcji i rozczarowały mało spektakularnymi finałami.

Zachwycająca, niejednoznaczna i niebywale klimatyczna powieści plus osiem opowiadań pióra prawdziwej ikony XIX-wiecznej angielskiej literatury to prawdziwa gratka dla koneserów ponadczasowej prozy. Tej grupy zapewne zachęcać nie muszę, ale ufam, że młodzi czytelnicy, odżegnujący się od klasycznej prozy również dadzą szansę tej publikacji, bo jeśli jakaś powieść ma zaszczepić w nich miłość do XIX-wiecznej literatury to „Nawiedzony hotel” ma na to sporą szansę. Wszak takiego magicznego warsztatu oraz tak głębokiej wrażliwości, poczucia estetyki i wyczucia gatunków (detektywistycznego oraz gotyckiego) próżno szukać we współczesnej beletrystyce.

Za książkę bardzo dziękuję wydawnictwu

2 komentarze:

  1. Na pewno nie odmówię sobie przeczytania tej książki. Uwielbiam klasykę grozy i chętnie poznaje każde dzieło do niej należące

    OdpowiedzUsuń