Stronki na blogu

czwartek, 13 sierpnia 2015

„Potwór z Cleveland” (2015)


Samotna matka, Michelle Knight, jest podejrzana o znęcanie się nad synem, w związku z czym może całkowicie stracić prawo do opieki nad nim. Kobieta stara się walczyć o jedyną osobę, którą kocha, ale nie ma szansy wykazać, że jest dobrą matką. W drodze na przesłuchanie przyjmuje propozycję ojca jej znajomej, Ariela Castro, który oferuje jej podwiezienie. W trakcie jazdy mężczyzna skłania kobietę, aby na chwilę zatrzymali się w jego domu. Kiedy docierają na miejsce Castro obezwładnia Michelle i zamyka w jednym z pomieszczeń. Przez parę miesięcy mężczyzna znęca się psychicznie i fizycznie nad kobietą, ale z czasem Michelle przestaje mu wystarczać. Porywa więc dwie nastolatki, Ginę DeJesus i Amandę Berry.

Telewizyjny thriller Alex Kalymnios, na podstawie opartego na faktach scenariusza Stephena Tolkina. Ariel Castro zwany „Potworem z Cleveland” w 2002 roku porwał 21-letnią Michelle Knight, w 2003 roku do niewoli trafiła również 17-letnia Amanda Berry, a w 2004 14-letnia Gina DeJesus. Do 2013 roku kobiety były przetrzymywane w jego domu w Cleveland w stanie Ohio. Sprawa wstrząsnęła całymi Stanami Zjednoczonymi, nic więc dziwnego, że zdecydowano się nakręcić film całkiem wiernie odzwierciedlający czyny, jakich dopuścił się jeden z najokrutniejszych przestępców XXI-wieku.

Przełożenie na ekran zbrodniczego odcinka życia Ariela Castro bardzo łatwo można było zepsuć, bo choć sama historia mrozi krew w żyłach dosyć częste w amerykańskim kinie o degeneratach wszelkiej maści skupienie na czarnym charakterze, w tym konkretnym przypadku obniżyłoby szokujący wydźwięk całej sprawy. Na szczęście Tolkin w swoim scenariuszu skupił się przede wszystkim na ofiarach – ich fizycznej i psychicznej kondycji w trakcie długoletniej niewoli w domu Castro. Przetrzymywanie ludzi w swoim miejscu zamieszkania, poddawanie ich torturom tuż obok niczego nieświadomych sąsiadów nie jest żadnym novum – wystarczy sobie przypomnieć sprawę Gertrude Baniszewski. Ale charakter przestępstw, jakich dopuszczali się Castro i Baniszewski w swoich własnych domach znacząco się różnił. Nadrzędnym pragnieniem „Potwora z Cleveland” nie było torturowanie młodych kobiet tylko folgowanie swoim najskrytszym seksualnym fantazjom. A la harem, jaki stworzył we własnym miejscu zamieszkania umożliwiał mu rozładowanie seksualnego napięcia, gdyż jak twierdził na rozprawie sądowej był uzależniony od pornografii. Scenariusz Tolkina doskonale odzwierciedlał jego perwersyjne preferencje, podniecenie świadomością, że posiada na własność trzy młode kobiety, z którymi może uczynić absolutnie wszystko, które są całkowicie podporządkowane jego woli.

Tytułem wstępu Kalymnios kreśli widzom nieciekawą sytuację 21-letniej, samotnej matki, Michelle Knight. Wywodzącej się z biednego środowiska, niewykształconej osoby, dla której synek jest całym światem. Nic więc dziwnego, że kiedy Knight dowiaduje się o grożącym jej odebraniu praw rodzicielskich na piechotę rusza na przesłuchanie, na którym jak ma nadzieję skłoni władze do pozostawienia jej dziecka. Nie dziwi też przyjęcie propozycji podwiezienia przez ojca jej znajomej, który jak się domyślamy zamiast na przesłuchanie zabierze ją do swojego domu, gdzie kobieta spędzi jedenaście lat swojego życia. Rozpatrując „Potwora z Cleveland” przez pryzmat thrillerów telewizyjnych, którym przecież jest, zaskakuje jego poziom brutalności. Nie dosłownej, wszak podobnie jak w „Dziewczynie z sąsiedztwa”, czy „Amerykańskiej zbrodni” twórcy odżegnują się od drobiazgowego portretowania bestialstw, jakich dopuszcza się Castro. Krzywdę Knight, a z czasem również DeJesus i Berry, Kalymnios filmuje subtelnie, bez przesadzonego rozlewu krwi, czy epatowania ujęciami porno, ale jednocześnie w taki sposób, żeby żaden widz nie miał wątpliwości, co do ich charakteru. Widzimy na przykład stojącego nad związaną Michelle oprawcę, którego ruchy ciała jednoznacznie wskazują na masturbację, albo obserwujemy mężczyznę kładącego się na kobiety, ale poza ruchami kopulacyjnymi niedane nam jest przyjrzeć się szczegółom wszystkich gwałtów. Kalymnios zdawała się rozumieć, że przeładowanie tej przerażającej historii posuniętą do ekstremum przemocą osunie ją w otchłań groteski, zniszczy wydźwięk psychologiczny i w efekcie zamiast szokować jedynie zniesmaczy odbiorców. Dostajemy więc całe mnóstwo bestialskich ujęć, których szczegóły są tak umiejętnie ukryte przed wzrokiem widza, żeby nie sprawiać wrażenia taniego torture porn, ale równocześnie na tyle jednoznacznie zaakcentowane, żeby nie pozostawiać wątpliwości, co do mąk, jakie przeżywają niewinne kobiety. Plejada tortur, jakim Castro poddaje swoje ofiary doprawdy nie zna granic – mamy tutaj między innymi zabicie ukochanego szczeniaczka Michelle, poronienie wywołane uderzeniem w brzuch czy narodziny dziecka z gwałtu. Owe jakże szokujące bestialstwa idealnie dopełnia warstwa psychologiczna, znacząco podnosząca odrażający wydźwięk scenariusza. Dzięki skupieniu twórców przede wszystkim na ofiarach początkowo widz zostaje wręcz przygnieciony poczuciem straty Michelle (znakomicie wykreowanej przez Taryn Manning), którą przeraża nie tyle los, jaki ją spotkał, ale świadomość utraty syna, jeśli nie dotrze na wyznaczone przesłuchanie. Pierwsze miesiące pobytu w więzieniu Castro znaczą wspomnienia wspólnych chwil spędzonych z synem i wyimaginowanych rozmów z nim. Świadomość sytuacji prawnej, w jakiej Michelle się znalazła i niemożność złożenia zeznań w połączeniu z cierpieniem zadawanym przez Castro nadwątlają jej psychikę, sprawiają, że zaczyna osuwać się w otchłań szaleństwa. Dopiero pojawienie się nowych dziewcząt, Amandy i Giny, daje Knight siłę i upragnione towarzystwo w postaci DeJesus.

Lata, które w większości dziewczęta spędzają w małych, brudnych pokoikach pod rządami potwora w ludzkiej skórze, choć naznaczone nieustannym cierpieniem z czasem im powszednieją. Przyzwyczają się do rzeczywistości, w jakiej przyszło im żyć. Przestają im przeszkadzać rzadkie kąpiele, jeden posiłek dziennie i nieczęsto opróżniane wiadro z nieczystościami, z którego ulatniają się przykre zapachy. Biernie przyjmują ciągłe gwałty i silne ciosy rozwścieczonego oprawcy, a nawet łańcuchy, ograniczające ich ruchy - z czasem zdjęte przez Castro. Ich postawa udowadnia, że człowiek jest w stanie przyzwyczaić się do wszystkiego, nawet sytuacji skrajnie ekstremalnej, ale też pokazuje kruchość psychiki ludzkiej, dosłownie złamanej przez drugiego człowieka. Kalymnios wręcz po mistrzowsku oddała kondycję zniewolonych kobiet, dosłownie wchodząc w ich umysły oraz co równie ważne z poszanowaniem najdrobniejszych, odstręczających szczegółów realia, w jakich przyszło im żyć. Obskurne, zanieczyszczone pomieszczenia w domu Ariela Castro i brudne, wychudzone, wycieńczone ciała ofiar z taką mocą biją z ekranu, że przysięgam, aż można poczuć nieprzyjemne zapaszki spowijające mroczne wnętrze więzienia, w jaki „Potwór z Cleveland” przekształcił swoje miejsce zamieszkania. Naprawdę nie spodziewałam się tak brudnej oprawy wizualnej po telewizyjnym thrillerze, nawet przez myśl mi nie przeszło, że Kalymnios z taką głębią, dojrzałością i empatią podejdzie do niniejszej historii. Liczyłam raczej na płaski, pozbawiony emocji scenariusz i delikatny, tożsamy dla obrazów telewizyjnych wydźwięk. I pewnie dlatego bezpardonowość „Potwora z Cleveland” tak mną wstrząsnęła. W efekcie jedyne, do czego mam obiekcję to przesłodzona końcówka, wtłoczona w scenariusz celem przybliżenia widzom dalszych losów skrzywdzonych kobiet, szczególnie Michelle. W moim mniemaniu w tym konkretnym obrazie całkowicie zbędna (można to było zamknąć w notkach biograficznych przed napisami końcowymi).

Oglądając dosyć wierną (acz gwoli doprecyzowania pozbawioną kilku szczegółów) produkcję opartą na mrożących krew w żyłach, tragicznych losach Michelle Knight, Giny DeJesus i Amandy Berry nabrałam przekonania, że koniec, jaki spotkał ich oprawcę, Ariela Castro, był zdecydowanie niewspółmierny do odrażających czynów, jakich się dopuścił. Poziom zezwierzęcenia ukazany w tym filmie zapewne jedynie w ułamku odzwierciedla stan rzeczywisty, ale to w zupełności wystarcza, aby wstrząsnąć nawet najbardziej zatwardziałymi sercami. Zdecydowanie film przeznaczony dla ludzi o mocnych nerwach, którzy nie boją się konfrontacji z historiami o prawdziwych, egzystujących obok nas, potworach w ludzkiej skórze.  

6 komentarzy:

  1. 11 lat... to wstrząsające. Ciekawe czy bohaterka odzyskała synka. Z drugiej strony, czy po tym wszystkim co ją spotkało, nadawała się jeszcze na rodzica?

    OdpowiedzUsuń
  2. Oglądałam. W moim odczuciu strasznie wydelikacony. Jak na 11 lat gwałtów i przetrzymywania to główna bohaterka wyszła z tego całkiem dobrze. Ale to produkcja dla tv nie może budzić większych kontrowersji i koniecznie musi mieć optymistyczne zakończenie.
    ilsa

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. SPOILER Bo i w realu sobie radzi. Napisała książkę, udziela wywiadów, pozytywnie patrzy w przyszłość etc. http://www.cleveland.com/metro/index.ssf/2015/03/michelle_knight_1.html
      To prawda, mogli to sprowadzić do notek biograficznych zamiast pokazywać, ale za bardzo rzeczywistości nie nagięli.

      Usuń
  3. Sami uwielbiamy horrory więc chętnie będziemy tu wchodzić:)
    Według nas najlepszy horror jaki dotąd obejrzeliśmy to ,,Obecność'' -wspaniały film!!!
    Pozdrawiamy! :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Polecam przeczytać książkę Michelle.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na pewno przeczytam tylko jeszcze nie wiem kiedy. Na razie mam parę zaległości książkowych do kupienia, więc ta pozycja musi poczekać na większe fundusze...

      Usuń