Stronki na blogu

sobota, 5 września 2015

„Śmiertelny pakt” (2013)


Siedemnastoletnie Heather Marshall i Kylie Hamilton nie uzyskują zadowalających ilości punktów w teście, którego wynik ma znaczenie przy rekrutowaniu na uczelnie. Mogą powtórzyć egzamin, ale są przekonane, że wiedza, jaką dysponują nie gwarantuje im wystarczających wyników. Kylie opracowuje więc plan oszustwa, skłaniając Heather do zwerbowania jej dawnej przyjaciółki, inteligentnej uczennicy Meredith Porter. Marshall skłania ją do napisania testu za nią, obiecując w zamian tysiąc dolarów. Meredith przystaje na to z powodu problemów finansowych ojca, który był zmuszony przerwać rehabilitację jej niepełnosprawnego młodszego brata. Porter przystępuje do egzaminu pod nazwiskiem Marshall i uzyskuje dużą liczbę punktów. Niedługo potem o taką samą przysługę prosi ją chłopak Kylie, Jordan Coleman. Ośmielona dziewczyna zgadza się napisać test również za niego, równocześnie odmawiając Kylie. Niedługo potem Hamilton wdraża w życie własny plan, który ma skłonić Meredith do napisania testu za nią. Niedługo potem dochodzi do wypadku ze skutkiem śmiertelnym, a główną podejrzaną o jego spowodowanie jest Heather Marshall.

Telewizyjny thriller Douga Campbella zrealizowany dla kanału Lifetime. Scenariusz, który reżyser „Śmiertelnego paktu” spisał razem z Barbarą Kymlicką zainspirowała sprawa wówczas dziewiętnastoletniego Sama Eshaghoffa, który dopuścił się dużego oszustwa w 2011 roku w stanie Long Island we współpracy z sześcioma innymi licealistami. Choć twórcy ochoczo informują widzów, że film oparto na prawdziwych wydarzeniach raczej nie można przywiązywać zbyt wielkiej wagi do tej rewelacji. Zbieżności scenariusza z autentyczną sprawą są niewielkie. To raczej typowy przykład produkcji na kanwie strzępka rzeczywistej okoliczności, której najważniejsze wątki są zwyczajnym wymysłem scenarzystów.

Realizacyjnie „Śmiertelny pakt” niczym nie odróżnia się od innych telewizyjnych thrillerów. Dominują pastelowe barwy, a ścieżka dźwiękowa nie odgrywa praktycznie żadnej roli. Taka oprawa audiowizualna w połączeniu z pozornie idyllicznymi, a w rzeczywistości zdeprawowanymi realiami szkolnymi przywodzi na myśl „Pięć dziewczyn z Teksasu”, chociaż problematyka jest zgoła odmienna. Obcując z telewizyjnymi thrillerami nie sposób nie zauważyć pewnej zależności. Właściwie wszystkie tego rodzaju produkcje nie skupiają się na generowaniu odpowiednio złowieszczej, trzymającej w napięciu atmosfery za pośrednictwem trików operatorskich, całą uwagę poświęcając opowiadaniu jakiejś historii. Scenariusze oczywiście nie zawsze przedstawiają ciekawe wątki, często są aż nazbyt przewidywalne i wyzute z wszelkich emocji, ale maksymalnego skupienia w przekładaniu słowa pisanego na ekran ich twórcom nie można odmówić. „Śmiertelny pakt” nie odbiega od tego schematu. Historia zaprezentowana przez Campbella, choć nie jest pozbawiona zwrotów akcji raczej nie znajdzie widza, którego rozwój fabuły mógłby zaskoczyć. Jednakże ufam, że sama problematyka filmu, pomijając całą otoczkę, zainteresuje kogoś w równym stopniu, co mnie.

Oszukiwanie na testach samo w sobie nie jest jakąś nośną koncepcją scenariusza thrillera. Już raczej niesie ze sobą obietnicę infantylnego teen-dramatu, w którym będzie się nas męczyć nieistotnymi problemami amerykańskich nastolatków i ich hulaszczym stylem życia. Jak się jednak okazuje pozory mogą mylić, bowiem scenarzyści naprawdę bardzo się pilnowali, żeby nie sprowadzić dialogów do takiego poziomu. Co więcej w tym konkretnym przypadku relacje międzyludzkie odgrywają nadrzędną rolę w napędzaniu akcji. Kiedy Heather i Kylie decydują się wdrożyć w życie prosty plan oszustwa twórcy przybliżają nam motywy obu dziewcząt, mające swoje korzenie w ich życiu rodzinnym. Ta pierwsza marzy o drogich studiach, które najprawdopodobniej zubożą jej rodziców. Nie chcąc doprowadzić matki i ojca do ruiny finansowej i równocześnie nie potrafiąc wyrzec się swoich marzeń decyduje się namówić dawną przyjaciółkę do oszustwa. Tymczasem sytuacja Kylie jest o wiele bardziej dramatyczna. Wywodząca się z bogatej, odnoszącej sukcesy rodziny, popularna w szkole dziewczyna w domu jest poddawana ciągłym naciskom ze strony matki. Kobieta groźbami próbuje wymusić na córce większe przykładanie się do nauki i pójście śladami faworyzowanej siostry, na prestiżową uczelnię. Kiedy Heather przedstawia plan inteligentnej uczennicy Meredith Porter poznajemy z kolei jej nieciekawą sytuację rodzinną. Samotnego ojca niepotrafiącego zapewnić rehabilitacji swojemu synowi, któremu bardzo potrzebny jest zastrzyk dodatkowej gotówki. Meredith, choć z oporami, przystaje na propozycję Heather gotowej zapłacić jej za napisanie testu pod jej nazwiskiem. Skrótowe historie rodzinne wszystkich trzech dziewcząt, choć mało odkrywcze, opowiedziano w tak przystępny sposób, że bez większych problemów zaangażowałam się w tę opowieść. Tym bardziej, że każdą bohaterkę natchnięto wyrazistą osobowością, przy czym przez wzgląd na moje osobiste preferencje najbardziej ucieszyła mnie postać wrednej Kylie, jak na film telewizyjny całkiem charyzmatycznie wykreowanej przez Laurę Ashley Samuels. Jak można się tego spodziewać, kiedy Porter napisze pierwszy test pod fałszywym nazwiskiem intryga się zagęści, przy czym jej dalszy przebieg nadal będzie łatwy do przewidzenia. Do dziewczyny zgłosi się chłopak Kylie, sportowiec nieprzykładający się do nauki, który również pod presją rodziców pragnie dostać się na dobrą uczelnię. Hamilton, choć zorganizowała cały proceder będzie przez Meredith całkowicie ignorowana – ani obietnice większej sumy pieniężnej, ani usilne prośby nie będą w stanie skłonić dziewczyny do udzielenia pomocy nielubianej rówieśniczce. Co jak można się tego spodziewać sprowadzi na wszystkich uczestników intrygi poważne kłopoty.

„Śmiertelny pakt” przez większą część seansu konfrontuje widzów z paroma znanymi problemami współczesnego świata. Presją ambitnych rodziców, które zmuszają dzieci do realizowania swoich, nie ich marzeń. Oszukiwaniem na egzaminach, co jak stwierdza jeden z bohaterów czasami pozwala leniwym uczniom dostać się na takie same uczelnie, co ich zapracowanym rówieśnikom. I wreszcie postawą dyrektora, który jest gotowy zignorować takie praktyki, aby zachować dobre imię szkoły i korzystać z finansów rodziców uczniów biorących udział w owych mistyfikacjach. Na samą intrygę kryminalną przyjdzie nam długo czekać, ale przywarą scenariusza nie jest późna pora zwrotu akcji tylko długość okoliczności, jakie następują po nim. Zamiast rozciągnąć kryminalną intrygę w czasie, serwując nam historię osaczenia niewinnej nastolatki, jej relacje z podejrzliwymi kolegami i bardziej skomplikowane samodzielne śledztwo, mające oczyścić ją z zarzutów twórcy oferują nam niemalże migawki z pracy policji oraz pozbawione efektu zaszczucia wątki sprowadzające podejrzenia na Heather. Jedyne, czemu Campbell poświęcił większą uwagę to postawa matki jednej z dziewcząt, gotowej pomimo faktów, z którymi się zapoznała oczyścić ją z podejrzeń. Sprawiedliwość nie ma dla niej żadnego znaczenia, nie interesuje jej, że niewinna osoba może być skazana – liczy się jedynie przyszłość, jaką zaplanowała dla swojej córki. Gdybym miała zestawić ze sobą problematykę „Śmiertelnego paktu” sprzed i po największym zwrocie akcji zdecydowanie opowiedziałabym się za pierwszą częścią filmu. Choć koncentrowała się na mniej nośnej tematyce twórcy właściwie rozłożyli środki ciężkości, zgłębiając wiele wątków. Tymczasem końcówkę przedstawili po macoszemu, tak pobieżnie, że nie miałam większych szans utożsamić się z nieciekawą sytuacją głównej bohaterki.

Pewnie niejedną osobę tym zaskoczę, ale polecam ten film. Akceptując jego przewidywalność, typowo telewizyjną realizację, skrótową końcówkę i jak zwykle w tego typu produkcjach przesłodzony finał można zapewnić sobie całkiem przyzwoitą rozrywkę w towarzystwie ciekawie opowiedzianej historii (tylko do zwrotu akcji) i bezbłędnie sportretowanych nastoletnich bohaterów. Warunkiem jest przymknięcie oczu na niedostatki realizacyjne i narracyjne, więc ktoś, kto to potrafi i odnajduje się w takich fabułach może śmiało sięgnąć po „Śmiertelny pakt”. Moim zdaniem bez wygórowanych oczekiwań film wypada całkiem znośnie, choć oczywiście wiele rzeczy aż prosiło się o dopracowanie.

3 komentarze:

  1. Całkiem fajnie się zapowiada i być może będę szukać. Na jesienne wieczory? Czemu nie :)
    Moje-ukochane-czytadelka

    OdpowiedzUsuń
  2. Obejrzałabym. Niby straszy, ale nie straszy, dzięki czemu w nocy nie bałabym się pójść do toalety. :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Czasami można obejrzeć taki przewidywalny film :) Długie wieczory się zbliżają to będzie czas :)

    OdpowiedzUsuń