Stronki na blogu

czwartek, 8 października 2015

„All Hallows’ Eve 2” (2015)


Sequel horroru Damiena Leone, „Cukierek albo psikus”, który łączył w sobie cztery krótkie historie, stylizowane na jakość VHS. Kontynuację rozbudowano ilościowo – zamiast dłuższych opowieści mamy aż dziewięć shortów, będących dziełem jedenastu reżyserów (dwa segmenty reżyserowano w parach). Jesse Baget, Mike Kochansky, Andres Borghi, Elias Benavidez, Jay Holben, Bryan Norton, Antonio Padovan, Marc Roussel, Jon Kondelik, James Kondelik i Ryan Patch w moim odczuciu dorównali poziomowi części pierwszej (a może nawet go przebili…), choć jakość ich filmików nie imituje tak przekonująco nagrań na kasetach wideo. Najwięcej shortów w „All Hallows’ Eve 2” skupia się na święcie Halloween (choć nie wszystkie) i choćby z tego powodu film zdaje się być idealną pozycją na seans okolicznościowy 31 października.

Wszystkie segmenty spina młoda kobieta, która podczas samotnego wieczora odtwarza kasetę wideo znalezioną pod drzwiami swojego mieszkania. Wcześniej konsultuje się telefonicznie ze swoją znajomą i to właśnie wówczas pada kwestia, która podsumowuje stosunek twórców „All Hallows’ Eve 2” do nowoczesnej technologii. Główna bohaterka stwierdza, że posiada magnetowid, bo służy jej do oglądania „Teksańskiej masakry piłą mechaniczną”, która na Blu-rayu, podobnie jak inne filmy, jawi się denerwująco sztucznie. Innymi słowy, twórcy próbują dać w tym miejscu do zrozumienia, że tęsknią za VHS-ami, których wątpliwa jakość tylko podnosiła poziom horrorów. Jednocześnie poddają subtelnej krytyce nowoczesne wynalazki, umożliwiające seanse w plastikowej jakości HD, która zazwyczaj szkodzi temu konkretnemu gatunkowi. Po tej aluzji do zamysłu, jaki przyświecał reżyserom „All Hallows’ Eve 2” główna bohaterka wkłada kasetę do magnetowidu i zasiada przed ekranem telewizora, a my już podczas pierwszej historii uświadamiamy sobie, że nagrania nie przypominają filmów przed laty pasjami oglądanych na VHS-ach. A przynajmniej nie jakością obrazu, bo efekty specjalne, fabuły i klimat oddają już ducha kina grozy z ostatnich trzech dekad XX wieku. Być może brak widocznych oznak uszkodzenia obrazu i brak ziarna było ukłonem w stronę nowego pokolenia widzów, próbą pozyskania większej rzeszy odbiorców niż miało to miejsce w przypadku części pierwszej. Jakie motywy by twórcami nie kierowały, pomimo mojej miłości do, wciąż oglądanych, horrorów zapisanych na kasetach wideo nie byłam jakoś szczególnie zmartwiona taką koncepcją sequela. Byłabym, gdyby nie klimat grozy, towarzyszący niemalże wszystkim historiom. Mrok wręcz przygniatający prawie każde zdjęcie, potęgowany nastrojowymi ścieżkami dźwiękowymi i zaskakująco, jak na tak krótkie filmiki, udanie stopniowane napięcie pozwoliły mi zapomnieć, że oglądam tegoroczny horror. Przywiodły na myśl kino grozy z  lat 70-tych, 80-tych i 90-tych, kiedy to nawet w niskobudżetowych rąbankach klimat miał dla twórców znaczenie. Plastik w „All Hallows’ Eve 2” nie ma racji bytu – nie odnajdziemy tutaj wypieszczonych, wyrazistych obrazów w jakości HD, ani drogich efektów komputerowych, co pewnie znacząco zredukuje grupę potencjalnych odbiorców, ale prawdopodobnie nie w takim stopniu, jaki miałoby to miejsce w przypadku stylizacji jakości na nagrania na taśmie VHS-u.

Skoro film trwa zaledwie dziewięćdziesiąt minut, a wiemy, że prezentuje sobą dziewięć opowieści możemy spodziewać się czegoś na kształt literackich two-sentence. No dobrze, trochę przesadziłam, utwory nie są aż tak ekstremalnie krótkie, ale ich długość i tak zapewne będzie problematyczna dla sympatyków tylko i wyłącznie wielowątkowych, rozbudowanych scenariuszy. Mnie osobiście drażniła w takim zamyśle niemożność należytego wczucia się nie tyle w sytuację bohaterów (z tym akurat nie ma większych problemów), co w ich charakterologię, którą jak to często w shortach bywa sportretowano bardzo pobieżnie, albo wcale. Uchybienie pewnie dosyć istotne, ale jako usprawiedliwienie może posłużyć fakt, że konstrukcja wszystkich opowieści właściwie nie pozostawiała miejsca na rozwodzenie się nad osobowościami poszczególnych postaci. We wszystkich historiach (poza jedną, z kołem) najpierw skrótowo zarysowywano daną sytuację, później wyraźnie sugerowano jakieś zagrożenie, przy równoczesnym maksymalnym skupieniu na stopniowaniu napięcia, a to wszystko po to, żeby sfinalizować opowieść jakimś zaskakującym, niepokojącym, bądź widowiskowym twistem. Prostota aż przebija z warstw fabularnych, ale to dobrze, bo twórcy dzięki temu pokazują, co przesądziło o niesłabnącej do dziś popularności tych horrorów, których twórcy wiedzieli, że zawiłe fabuły w tym konkretnym gatunku nie muszą być wyznacznikiem geniuszu. Że liniowe, nieskomplikowane scenariusze mogą nieporównanie silniej oddziaływać na opinię publiczną, aniżeli zagmatwane, ambitne historie. Zgodnie z tą koncepcją dostajemy w moim mniemaniu trzy znakomite shorty, w których nie byłam w stanie dopatrzeć się absolutnie żadnych mankamentów, cztery całkiem niezłe opowieści, które co prawda nie wprawiły mnie w daleko idący zachwyt, ale i tak znacząco umiliły czas i dwa segmenty, w których nijak nie potrafiłam się odnaleźć.

O prawdziwe mistrzostwo otarła się opowieść o dyni, której pestki mają iście demoniczne właściwości, a to głównie dzięki realistycznym, krwawym efektom wykorzystanym w finale. UWAGA SPOILER Pędom przebijającym skórę bohaterów od zewnątrz i wylewającym się na podłogę wnętrznościom (choć do teraz nie rozumiem, dlaczego kobieta kontynuowała tracheotomię dziecka widząc, że jego brzuch nienaturalnie pęcznieje…) KONIEC SPOILERA. Druga w moim odczuciu znakomita historia skupia się na kobiecie, która zastaje mordercę na miejscu zbrodni, a sześć tygodni później grzęźnie wraz z nim w windzie. Choć napięcie jest mocno wyczuwalne w każdej noweli, w tym przypadku osiąga prawdziwe wyżyny, żeby dosłownie wybuchnąć w zaskakującym, przynajmniej dla mnie zakończeniu. Trzecia nieziemsko dobra opowieść skupia się na mężczyźnie, który jest prześladowany przez ducha swojej byłej dziewczyny, która popełniła samobójstwo. Dużą rolę w tej opowieści odgrywa popularny portal społecznościowy, umożliwiając wtłoczenie w akcję zgrabnej jump scenki, ale na największe uznanie zasługują wydarzenia rozgrywające się w pokoju głównego bohatera. Kobiecy upiór wyrastający zza oparcia krzesła i dzięki wyważonemu montażowi niedostrzegalnie znikający pomiędzy ujęciami oraz arcygenialna, arcyfantastyczna charakteryzacja ducha w finalnym zdjęciu. Gdybym spotkała osobę odpowiedzialną za tak upiorną twarz zapełniającą ekran chyba bym ją wycałowała. Opowieści o tajemniczych dzieciach zbierających cukierki w Halloween, o potworze spod łóżka prześladującym pewnego chłopca, o mężczyźnie wykorzystującym ludzkie ciała w charakterze halloweenowych dekoracji i spinająca całość opowieść a la „The Ring”, jak już wspomniałam nie wbijają w fotel, ale ich konstrukcja i pomysłowe, urokliwe fabuły i tak nie pozwoliły mi się nudzić. W przeciwieństwie do zbyt krótkiego, celowo przekoloryzowanego filmiku o kole, na którym zawisnął sadystyczny ojciec, któremu nastolatek wraz z kolegami zadaje rany z wykorzystaniem różnych narzędzi. Być może owy segment dostarczyłby wrażeń wyjadaczom gore, gdyby jego twórcy nie podeszli do tematu tak pobieżnie, ograniczając zbliżenia na odniesione obrażenia do denerwującego minimum. Drugą historią, która nijak nie potrafiła sprostać moim gustom była rzecz traktująca o dwóch mężczyznach, którzy składają ofiarę, jakiemuś tajemniczemu bytowi. Właściwie cała opowieść sprowadzała się do kamienia tkwiącego pośrodku niczego w zimowej scenerii, bez charakterystycznego sfinalizowania całej koncepcji. 

Zdaję sobie sprawę, że specyfika „All Hallows’ Eve 2” podobnie, jak to miało miejsce z jedynką, mimo starań twórców, najprawdopodobniej trafi w pewną niszę. Osobiście mogę tylko przyklasnąć takim przedsięwzięciom i kibicować filmowcom, którzy nie ustają w staraniach, aby dać wielbicielom kina grozy z ostatnich dekad XX wieku choćby namiastkę tego, co tak bardzo w horrorze kochają. Teraz tylko pozostaje mieć nadzieję, że ci sami twórcy, albo im podobni zaczną kręcić pełnometrażowe obrazy na realizacyjną modłę obu części „All Hallows’ Eve”.

2 komentarze:

  1. Buffy czemu oglądasz takie gówna. Dawno nie napisałaś o czymś co Cię zachwyciło. Szkoda życia na takie coś. ...

    OdpowiedzUsuń
  2. Pierwsza część "All Hallow's Eve" obejrzałem i byłem zachwycony, mało tego - uważam, że to najlepszy horror ostatnich lat i gdy powiedziałem się, że kręcą dwójkę byłem zachwycony. Zachwyt mi minął, gdy powiedziałem się, że w dwójce nie będzie klauna znanego nam doskonale z 1 części, który był niby kiczowaty, ale wzbudzał strach, czy niepokój. Postanowiłem dać jednak 2 części szansę i go obejrzałem.
    1 nowela o dyni to wg mnie nic szczególnego - da się obejrzeć, ale napięcia czy też czegoś ciekawego to tam nie było
    2 nowela o facecie nie chcącym otworzyć drzwi dzieciom w Halloween to totalne kuriozum. Może ją głupi jestem, ale nie skumałem tego kompletnie.
    3 nowela o ojcu i synie składającym ofiary czemuś tam masakrycznie nudną i też nie powiem, żebym ją zajarzył.
    4 nowela o dziewczynie widzącej zwłoki swojej przyjaciółki i oprawcę całkiem niezła, podobała mi się, ale też bez przesady.
    6 nowela o rzekomym potworze pod łóżkiem paradoksalnie jest jedną z dwóch, która podobała mi się najbardziej i też właściwie nie wiem czemu, w końcu nie było to jakoś porażająco oryginalne.
    7 nowela o czubie zabijającym osoby przychodzące do niego po cukierki - totalne kuriozum. Trwa te "dzieło" z 3 minuty, a ani tu klimatu, ani puenty, no nie wiem, nie wiem co to tam się autorom przytrafiło...
    Najbardziej podobała mi się 8 modelka o "wdowcu" po swojej dziewczynie, którą usuwa że znajomych na FB. Ten film ma klimat, napięcie, ma to coś...
    Ogólnie jednak jestem bardzo rozczarowany tym filmem. Być może po jedynce miałem zbyt wygórowane wymagania, ale jednak temu filmowi mówię zdecydowane NIE!!! Jeżeli powstanie 3 część absolutnie żądam powrotu klauna, którego to klauna kocham miłością bezwzględną!!!

    OdpowiedzUsuń