Sequel horroru Damiena Leone, „Cukierek albo psikus”, który łączył w sobie
cztery krótkie historie, stylizowane na jakość VHS. Kontynuację rozbudowano
ilościowo – zamiast dłuższych opowieści mamy aż dziewięć shortów, będących
dziełem jedenastu reżyserów (dwa segmenty reżyserowano w parach). Jesse Baget,
Mike Kochansky, Andres Borghi, Elias Benavidez, Jay Holben, Bryan Norton, Antonio
Padovan, Marc Roussel, Jon Kondelik, James Kondelik i Ryan Patch w moim
odczuciu dorównali poziomowi części pierwszej (a może nawet go przebili…), choć
jakość ich filmików nie imituje tak przekonująco nagrań na kasetach wideo. Najwięcej
shortów w „All Hallows’ Eve 2” skupia się na święcie Halloween (choć nie
wszystkie) i choćby z tego powodu film zdaje się być idealną pozycją na seans
okolicznościowy 31 października.
Wszystkie segmenty spina młoda kobieta, która podczas samotnego wieczora
odtwarza kasetę wideo znalezioną pod drzwiami swojego mieszkania. Wcześniej
konsultuje się telefonicznie ze swoją znajomą i to właśnie wówczas pada
kwestia, która podsumowuje stosunek twórców „All Hallows’ Eve 2” do nowoczesnej
technologii. Główna bohaterka stwierdza, że posiada magnetowid, bo służy jej do
oglądania „Teksańskiej masakry piłą mechaniczną”, która na Blu-rayu, podobnie
jak inne filmy, jawi się denerwująco sztucznie. Innymi słowy, twórcy próbują
dać w tym miejscu do zrozumienia, że tęsknią za VHS-ami, których wątpliwa
jakość tylko podnosiła poziom horrorów. Jednocześnie poddają subtelnej krytyce
nowoczesne wynalazki, umożliwiające seanse w plastikowej jakości HD, która zazwyczaj
szkodzi temu konkretnemu gatunkowi. Po tej aluzji do zamysłu, jaki przyświecał
reżyserom „All Hallows’ Eve 2” główna bohaterka wkłada kasetę do magnetowidu i
zasiada przed ekranem telewizora, a my już podczas pierwszej historii
uświadamiamy sobie, że nagrania nie przypominają filmów przed laty pasjami
oglądanych na VHS-ach. A przynajmniej nie jakością obrazu, bo efekty specjalne,
fabuły i klimat oddają już ducha kina grozy z ostatnich trzech dekad XX wieku. Być
może brak widocznych oznak uszkodzenia obrazu i brak ziarna było ukłonem w
stronę nowego pokolenia widzów, próbą pozyskania większej rzeszy odbiorców niż
miało to miejsce w przypadku części pierwszej. Jakie motywy by twórcami nie
kierowały, pomimo mojej miłości do, wciąż oglądanych, horrorów zapisanych na
kasetach wideo nie byłam jakoś szczególnie zmartwiona taką koncepcją sequela.
Byłabym, gdyby nie klimat grozy, towarzyszący niemalże wszystkim historiom.
Mrok wręcz przygniatający prawie każde zdjęcie, potęgowany nastrojowymi
ścieżkami dźwiękowymi i zaskakująco, jak na tak krótkie filmiki, udanie
stopniowane napięcie pozwoliły mi zapomnieć, że oglądam tegoroczny horror. Przywiodły
na myśl kino grozy z lat 70-tych,
80-tych i 90-tych, kiedy to nawet w niskobudżetowych rąbankach klimat miał dla
twórców znaczenie. Plastik w „All Hallows’ Eve 2” nie ma racji bytu – nie
odnajdziemy tutaj wypieszczonych, wyrazistych obrazów w jakości HD, ani drogich
efektów komputerowych, co pewnie znacząco zredukuje grupę potencjalnych
odbiorców, ale prawdopodobnie nie w takim stopniu, jaki miałoby to miejsce w przypadku
stylizacji jakości na nagrania na taśmie VHS-u.
Skoro film trwa zaledwie dziewięćdziesiąt minut, a wiemy, że prezentuje
sobą dziewięć opowieści możemy spodziewać się czegoś na kształt literackich
two-sentence. No dobrze, trochę przesadziłam, utwory nie są aż tak ekstremalnie
krótkie, ale ich długość i tak zapewne będzie problematyczna dla sympatyków tylko
i wyłącznie wielowątkowych, rozbudowanych scenariuszy. Mnie osobiście drażniła
w takim zamyśle niemożność należytego wczucia się nie tyle w sytuację bohaterów
(z tym akurat nie ma większych problemów), co w ich charakterologię, którą jak
to często w shortach bywa sportretowano bardzo pobieżnie, albo wcale. Uchybienie
pewnie dosyć istotne, ale jako usprawiedliwienie może posłużyć fakt, że
konstrukcja wszystkich opowieści właściwie nie pozostawiała miejsca na
rozwodzenie się nad osobowościami poszczególnych postaci. We wszystkich
historiach (poza jedną, z kołem) najpierw skrótowo zarysowywano daną sytuację,
później wyraźnie sugerowano jakieś zagrożenie, przy równoczesnym maksymalnym
skupieniu na stopniowaniu napięcia, a to wszystko po to, żeby sfinalizować
opowieść jakimś zaskakującym, niepokojącym, bądź widowiskowym twistem. Prostota
aż przebija z warstw fabularnych, ale to dobrze, bo twórcy dzięki temu pokazują,
co przesądziło o niesłabnącej do dziś popularności tych horrorów, których
twórcy wiedzieli, że zawiłe fabuły w tym konkretnym gatunku nie muszą być wyznacznikiem
geniuszu. Że liniowe, nieskomplikowane scenariusze mogą nieporównanie silniej
oddziaływać na opinię publiczną, aniżeli zagmatwane, ambitne historie. Zgodnie
z tą koncepcją dostajemy w moim mniemaniu trzy znakomite shorty, w których nie
byłam w stanie dopatrzeć się absolutnie żadnych mankamentów, cztery całkiem
niezłe opowieści, które co prawda nie wprawiły mnie w daleko idący zachwyt, ale
i tak znacząco umiliły czas i dwa segmenty, w których nijak nie potrafiłam się
odnaleźć.
O prawdziwe mistrzostwo otarła się
opowieść o dyni, której pestki mają iście demoniczne właściwości, a to głównie
dzięki realistycznym, krwawym efektom wykorzystanym w finale. UWAGA SPOILER Pędom przebijającym skórę
bohaterów od zewnątrz i wylewającym się na podłogę wnętrznościom (choć do teraz
nie rozumiem, dlaczego kobieta kontynuowała tracheotomię dziecka widząc, że
jego brzuch nienaturalnie pęcznieje…) KONIEC
SPOILERA. Druga w moim odczuciu znakomita historia skupia się na kobiecie,
która zastaje mordercę na miejscu zbrodni, a sześć tygodni później grzęźnie
wraz z nim w windzie. Choć napięcie jest mocno wyczuwalne w każdej noweli, w
tym przypadku osiąga prawdziwe wyżyny, żeby dosłownie wybuchnąć w zaskakującym,
przynajmniej dla mnie zakończeniu. Trzecia nieziemsko dobra opowieść skupia się
na mężczyźnie, który jest prześladowany przez ducha swojej byłej dziewczyny,
która popełniła samobójstwo. Dużą rolę w tej opowieści odgrywa popularny portal
społecznościowy, umożliwiając wtłoczenie w akcję zgrabnej jump scenki, ale na największe uznanie zasługują wydarzenia
rozgrywające się w pokoju głównego bohatera. Kobiecy upiór wyrastający zza
oparcia krzesła i dzięki wyważonemu montażowi niedostrzegalnie znikający
pomiędzy ujęciami oraz arcygenialna, arcyfantastyczna charakteryzacja ducha w
finalnym zdjęciu. Gdybym spotkała osobę odpowiedzialną za tak upiorną twarz
zapełniającą ekran chyba bym ją wycałowała. Opowieści o tajemniczych dzieciach
zbierających cukierki w Halloween, o potworze spod łóżka prześladującym pewnego
chłopca, o mężczyźnie wykorzystującym ludzkie ciała w charakterze
halloweenowych dekoracji i spinająca całość opowieść a la „The Ring”, jak już
wspomniałam nie wbijają w fotel, ale ich konstrukcja i pomysłowe, urokliwe
fabuły i tak nie pozwoliły mi się nudzić. W przeciwieństwie do zbyt krótkiego,
celowo przekoloryzowanego filmiku o kole, na którym zawisnął sadystyczny
ojciec, któremu nastolatek wraz z kolegami zadaje rany z wykorzystaniem różnych
narzędzi. Być może owy segment dostarczyłby wrażeń wyjadaczom gore, gdyby jego twórcy nie podeszli do
tematu tak pobieżnie, ograniczając zbliżenia na odniesione obrażenia do
denerwującego minimum. Drugą historią, która nijak nie potrafiła sprostać moim
gustom była rzecz traktująca o dwóch mężczyznach, którzy składają ofiarę,
jakiemuś tajemniczemu bytowi. Właściwie cała opowieść sprowadzała się do
kamienia tkwiącego pośrodku niczego w zimowej scenerii, bez charakterystycznego
sfinalizowania całej koncepcji.
Zdaję sobie sprawę, że specyfika „All Hallows’ Eve 2” podobnie, jak to
miało miejsce z jedynką, mimo starań twórców, najprawdopodobniej trafi w pewną
niszę. Osobiście mogę tylko przyklasnąć takim przedsięwzięciom i kibicować
filmowcom, którzy nie ustają w staraniach, aby dać wielbicielom kina grozy z
ostatnich dekad XX wieku choćby namiastkę tego, co tak bardzo w horrorze
kochają. Teraz tylko pozostaje mieć nadzieję, że ci sami twórcy, albo im
podobni zaczną kręcić pełnometrażowe obrazy na realizacyjną modłę obu części
„All Hallows’ Eve”.
Buffy czemu oglądasz takie gówna. Dawno nie napisałaś o czymś co Cię zachwyciło. Szkoda życia na takie coś. ...
OdpowiedzUsuńPierwsza część "All Hallow's Eve" obejrzałem i byłem zachwycony, mało tego - uważam, że to najlepszy horror ostatnich lat i gdy powiedziałem się, że kręcą dwójkę byłem zachwycony. Zachwyt mi minął, gdy powiedziałem się, że w dwójce nie będzie klauna znanego nam doskonale z 1 części, który był niby kiczowaty, ale wzbudzał strach, czy niepokój. Postanowiłem dać jednak 2 części szansę i go obejrzałem.
OdpowiedzUsuń1 nowela o dyni to wg mnie nic szczególnego - da się obejrzeć, ale napięcia czy też czegoś ciekawego to tam nie było
2 nowela o facecie nie chcącym otworzyć drzwi dzieciom w Halloween to totalne kuriozum. Może ją głupi jestem, ale nie skumałem tego kompletnie.
3 nowela o ojcu i synie składającym ofiary czemuś tam masakrycznie nudną i też nie powiem, żebym ją zajarzył.
4 nowela o dziewczynie widzącej zwłoki swojej przyjaciółki i oprawcę całkiem niezła, podobała mi się, ale też bez przesady.
6 nowela o rzekomym potworze pod łóżkiem paradoksalnie jest jedną z dwóch, która podobała mi się najbardziej i też właściwie nie wiem czemu, w końcu nie było to jakoś porażająco oryginalne.
7 nowela o czubie zabijającym osoby przychodzące do niego po cukierki - totalne kuriozum. Trwa te "dzieło" z 3 minuty, a ani tu klimatu, ani puenty, no nie wiem, nie wiem co to tam się autorom przytrafiło...
Najbardziej podobała mi się 8 modelka o "wdowcu" po swojej dziewczynie, którą usuwa że znajomych na FB. Ten film ma klimat, napięcie, ma to coś...
Ogólnie jednak jestem bardzo rozczarowany tym filmem. Być może po jedynce miałem zbyt wygórowane wymagania, ale jednak temu filmowi mówię zdecydowane NIE!!! Jeżeli powstanie 3 część absolutnie żądam powrotu klauna, którego to klauna kocham miłością bezwzględną!!!