Początek XXI wieku. Samotna matka nastoletniej dziewczyny, którą w
ostatnich dniach gnębią koszmary senne, znajduje listy i dziennik datowane na
1817 rok, spisane przez jej przodka. Ich autor skupia się na wydarzeniach, które
zmieniły życie rodziny Bellów. Po tym jak głowa familii, John, został osądzony
przez Kościół za machinacje ziemskie na szkodę Kathe Batts, podejrzewanej w
okolicy o praktykowanie czarnej magii, jego rodzinę nawiedza nieczysta siła.
Poltergeist koncentruje swoje niszczycielskie moce na Johnie i jego
nastoletniej córce, Betsy, czemu świadkuje cała rodzina Bellów. Nie wiedząc jak
wyrwać się spod wpływu złośliwego bytu John zwraca się z prośbą o pomoc do
nauczyciela Betsy, Richarda Powella, który początkowo sceptycznie podchodzi do
opowieści o klątwie, rzekomo rzuconej przez Batts w odwecie na rodzinę Bellów,
ale nadprzyrodzone zjawiska, jakim świadkuje w ich dużym domostwie każą mu
zweryfikować swoje poglądy na tę sprawę.
Koprodukcja Wielkiej Brytanii, Stanów Zjednoczonych, Kanady i Rumunii
wyreżyserowana przez Courtney’a Solomona, którego inne doświadczenia w kinie
grozy ograniczają się jedynie do produkcji. Scenariusz do „Demona: Historii
prawdziwej” spisał również Solomon, w oparciu o książkę Brenta Monahana pt. „The
Bell Witch: An American Haunting”. Autentyczność jej treści była już
wielokrotnie podważana przez badaczy, co nie powstrzymało speców od marketingu
od firmowania filmu etykietką: „oparty na faktach”. Legenda poltergeista
pastwiącego się nad rodziną Bellów na początku XIX wieku na stałe wpisała się w
tradycję południowego folkloru, ale jej prawdziwość dla badaczy zjawisk
paranormalnych jest mocno dyskusyjna. Inna sprawa, że zazwyczaj sygnowanie ghost story zdaniem „na kanwie
prawdziwych wydarzeń” działa jak wabik na spragnioną mocnych wrażeń opinię
publiczną, ludzi z „otwartym umysłem” podchodzących do zjawisk paranormalnych. Zrealizowany
za czternaście milionów dolarów, swego czasu głośny, szeroko reklamowany horror
Solomona jest typowym przedstawicielem nurtu gothic ghost story. „Prawdziwa historia” demona pastwiącego się nad
rodziną Bellów w 1817 roku nie zachwyciła krytyków i zwykłych amerykańskich
widzów, przyzwyczajonych do śmiałych nastrojówek, ale w Polsce cieszyła się
dosyć dobrymi recenzjami. Być może owa rozbieżność w opiniach zasadza się na
innej wrażliwości, innych kryteriach w pojmowaniu kina grozy, albo zwyczajnie w
naszym kraju produkcja Solomona trafiła na bardziej podatny grunt. W mojej
osobie tak do końca go nie znalazła – podobnie, jak rzesza Amerykanów
całkowicie „Demona” nie dyskredytuję, ale nie mogę oprzeć się wrażeniu, że w
bardziej wprawnych rękach niniejszy materiał przedstawiałby się o wiele
zgrabniej.
Koncepcja scenariusza zasadza się na zderzeniu dwóch odległych w czasie wydarzeń.
Prolog rozgrywający się w XXI wieku jest wypadkową dla właściwych wydarzeń,
mających miejsce na początku XIX wieku, z którymi zapoznajemy się na zasadzie retrospekcji.
Oczywiście, jak można się tego spodziewać w epilogu obie strefy czasowe się
zazębią, ale do tego czasu będziemy świadkować w zamyśle niepokojącym
wydarzeniom w domu Bellów. Początkowo twórcy największy nacisk kładą na
sportretowanie zaściankowych, bogobojnych realiów, w jakich przyszło żyć
głównym bohaterom i w tej materii moim zdaniem sprawdzają się najlepiej. Stroje
z epoki i wioskowa sceneria, oddane w metalicznych barwach z łatwością wprowadzają
w stricte gotycki klimat, a mentalność mieszkańców małego miasteczka wzbogaca atmosferę
akcentami prowincjonalności. W świecie Bellów nadrzędną rolę pełni Kościół,
który nie ogranicza się jedynie do przewodnictwa duchowego, biorąc na siebie
również wymierzanie sprawiedliwości. Mieszkańcy miasteczka podporządkowują się
woli Kościoła w każdej sferze swojego życia, wierząc, że jedynie wiara w Boga
jest gwarantem dostatniego życia. John Bell (jak zwykle dobry warsztatowo
Donald Sutherland), choć bogobojny, naraża się kościelnemu wymiarowi
sprawiedliwości, który jednak traktuje go bardzo łagodnie, na szkodę kobiety
podejrzewanej o praktykowanie czarnej magii. Ten, niesprawiedliwy z punktu
widzenia ofiary Johna wyrok jest początkiem serii dziwacznych wydarzeń,
mających miejsce w domu Bellów. I tutaj w mojej ocenie zaczynają się schody.
Wrażenia wizualne – wypieszczone zdjęcia, oddane w metalicznych barwach nadal
służą twórcom za formę przekazu, ale w zderzeniu z wątkami stricte horrorowymi tracą
na swojej sile. Tak jakby głównym celem Solomona było nakręcenie dramatu z
wątkami rodem z kina grozy, a nie odwrotnie, co dla jednych będzie miało swoje
plusy, ale osoby nastawiające się na czysty horror mogą wielce się rozczarować.
Należę do tej drugiej grupy odbiorców. Nie mam nic przeciwko mieszaniu tych
dwóch gatunków, ale tylko wówczas, jeśli scenarzysta ma jakiś niekoniecznie
oryginalny, ale przynajmniej zajmujący pomysł na poprowadzenie swojej historii.
Tutaj większość wątków poprowadzono przewidywalnym torem. Ingerencja
poltergeista w życie rodziny Bellów, dręczenie Betsy i Johna w największej
mierze zasadza się na pluciu krwią tego drugiego i widowiskowym rzucaniu
nastolatką po pokoju. Widowiskowym i miejscami niezamierzenie budzącym
rozbawienie. Sceny policzkowania dziewczyny i pociągania za włosy przez jakąś
niewidzialną siłę oraz subiektywne wstawki z punktu widzenia bytu zza światów,
szczególnie jego uwidaczniająca się w chaotycznej pracy kamery panika zamiast
potęgować atmosferę zagrożenia zwyczajnie bawią, przynajmniej mnie. Problem
tych ujęć nie zasadza się jedynie na charakterze ingerencji nieznanego w życie
Bellów, ale również na wycofaniu twórców, odżegnywaniu się od zdecydowanego,
charakterystycznego straszenia oraz braku wyczucia suspensu. Sceny ataków
przebiegają błyskawicznie, bez uprzedniego potęgowania atmosfery grozy, a
charakteryzatorzy stawiają na wręcz obsesyjny minimalizm. Chociaż początkowe
sekwencje nawiedzeń Betsy (zadowalająca kreacja Rachel Hurd-Wood) sugerują
inspirację kultowym „Egzorcystą” to już eskalacja wydarzeń w najmniejszym stopniu
nie przystaje do tego obrazu. Zamiarem twórców „Demona: Historii prawdziwej”
nie było nakręcenie odważnej w przekazie ghost
story, która mogłaby na dłużej osiąść w pamięci. Nie, Solomon postawił na
stonowanie zarówno generując klimat, który właściwie nie szedł w parze z
obrazowanymi wydarzeniami, cały czas utrzymując siłę rażenia na tym samym
poziomie, jak i sięgając po efekty specjalne. Lewitacja, przeciąganie
nastolatki po pokoju, kontakty z duchem małej dziewczynki i… biały duszek
przemykający po pokoju. Pomijając wszystkie mało istotne ozdobniki właściwie do
tego sprowadzają się próby straszenia odbiorców, a to zdecydowanie za mało żeby
rozbudzić jakieś silniejsze emocje u zaprawionych w kinie grozy widzów.
Większy nacisk Solomon położył na warstwę dramatyczną scenariusza. Kondycję
psychiczną i fizyczną stłamszonej rodziny Bellów, ich głęboką wiarę w Boga i grzechy
skrywane przed światem. Historia miejscami jest trochę rozproszona, tak jakby
Solomon bez przemyślanego planu skakał po dwóch odmiennych konwencjach, ale w
porównaniu do elementów grozy na płaszczyźnie dramatycznej „Demon: Historia
prawdziwa” prezentuje się nieporównanie lepiej. Oczywiście, wzbogaciłabym
scenariusz większą liczbą zagadkowych wątków szczególnie w środkowej partii
seansu, która tak się zapętliła, w kółko pokazując to samo, że z czasem los
rodziny Bellów był mi obojętny, ale w takim kształcie również chwilami miałam
szansę oderwać się od tych nieszczęsnych, wymuszonych prób straszenia. I o czym
warto wspomnieć koniec niemalże całkowicie mnie ukontentował. Biały duszek
prezentował się kiczowato, ale już samo sfinalizowanie intrygi przynajmniej w
tej konwencji było doprawdy niecodzienne, a pozostawienie kilku niedopowiedzeń
otworzyło furtkę do różnych interpretacji wcześniejszych wydarzeń, co również w
kinie grozy bardzo sobie cenię.
„Demona: Historię prawdziwą” mogę przede wszystkim polecić wielbicielom
stonowanych gothic ghost stories, które
w większej mierze skupiają się na warstwie dramatycznej, aniżeli horrorze.
Zapewne nikt się na tym nie przestraszy, ale istnieje szansa, że przynajmniej akcenty
obyczajowe rozbudzą zainteresowanie widzów. Mnie nawet na płaszczyźnie
dramatycznej scenariusz całkowicie nie zadowolił, niestety nie udało mi się
uniknąć nudy i zobojętnienia na los Bellów, zwłaszcza w środkowej części projekcji,
ale osoby o innych zapatrywaniach na gotyckie historie o duchach być może
znajdą w tym filmie coś, co sprosta ich wymaganiom.
Trochę strasznie, chętnie dla odmiany sięgnę po taką książkę :)
OdpowiedzUsuń