Stronki na blogu

sobota, 19 marca 2016

Graham Masterton „Bezsenni”


Były inspektor ubezpieczeniowy, Michael Rearden, od kiedy odszedł z pracy mieszka wraz z synem i żoną w spokojnym zakątku New Seabury, zajmując się obmyślaniem różnego rodzaju wynalazków. Ostatnia duża sprawa, nad którą pracował w ubezpieczeniach dotyczyła katastrofy samolotu pasażerskiego, w trakcie której zginęło kilkaset osób. To wydarzenie nadwątliło psychikę Michaela, do tego stopnia, że był zmuszony rozpocząć trwającą do dziś terapię z wykorzystaniem hipnozy. Jednak, kiedy dawny partner Michaela proponuje mu pracę nad kolejną głośną sprawą mężczyzna po namyśle decyduje się przyjąć zlecenie, głównie z uwagi na swoją sytuację materialną, ale również z potrzeby skonfrontowania się z lękami. Sprawa dotyczy niedawno mianowanego sędziego Sądu Najwyższego, Johna O’Briena, który zginął w katastrofie helikoptera wraz z żoną, podwładnym i pilotem. Podróżująca z nimi nastoletnia córka O’Briena zaginęła, co w połączeniu z zeznaniem jednego świadka i stanem ciał każe przypuszczać, iż tuż przed wybuchem helikoptera na pokład dostała się osoba trzecia, która zamordowała wszystkich przebywających w środku. Aby firma ubezpieczeniowa uniknęła wypłaty odszkodowania Michael musi udowodnić, że pasażerowie helikoptera padli ofiarami zabójcy, ale już na początku swojego dochodzenia napotyka trudności ze strony władz. Wygląda to tak, jakby wysoko postawieni obywatele Bostonu starali się ukryć przed opinią publiczną prawdziwą przyczynę śmierci sędziego i towarzyszących mu osób. Ponadto podczas sesji hipnotycznych Michael widuje tajemniczego człowieka, nazywającego siebie panem Hillarym, który zdaje się odgrywać bardzo ważną rolę w śledztwie, które prowadzi. Podobnie bladolicy młodzi ludzie w okularach przeciwsłonecznych, którzy na jawie obserwują poczynania Michaela, który tymczasem wraz z patologiem i detektywem z wydziału zabójstw stara się znaleźć sprawców śmierci kilku kobiet, które przed zgonem były torturowane. Wiele tropów wskazuje na ich związek z katastrofą helikoptera, którym podróżował między innymi sędzia O’Brien.

„Bezsennych” autorstwa brytyjskiego poczytnego pisarza, Grahama Mastertona, po raz pierwszy wydano w 1993 roku, czyli w okresie, w którym mógł się już pochwalić dużym gronem oddanych czytelników. Wcześniejsze publikacje zdążyły już ugruntować jego pozycję autora krwawych horrorów i zajmujących thrillerów (poradniki seksualne i powieści historyczne celowo pomijam), które to gatunki Masterton zgrabnie skompilował w „Bezsennych”. Korzystając ze swojego rozeznania w prawidłach rządzącymi tymi gatunkami oraz czerpiąc ze swojej własnej rozległej wyobraźni, pisarz udowodnił, jak łatwo przekuć wyeksploatowane motywy w coś odkrywczego, jednocześnie podnosząc ich wartość fantastycznymi oryginalnymi wątkami, idealnie dopełniającymi obrazu całości. Czym między innymi „Bezsenni” zyskali sobie sympatię rzeszy spragnionych mocnych wrażeń czytelników, ale niestety nie udało im się przebić do czołówki najbardziej docenianych przez masowych odbiorców powieści Grahama Mastertona.

Wielokrotnie wspominałam, że o wiele bardziej cenię sobie thrillery Mastertona od jego horrorów, głównie przez większy element zaskoczenia i oczywiście dojrzalszy styl. W swoich dreszczowcach autor największy nacisk kładzie na skomplikowane, często bazujące na różnego rodzaju zakrojonych na szeroką skalę teoriach spiskowych intrygi, pełne znakomitych zwrotów akcji. W zderzeniu z co prawda pomysłowymi, ale w większości lapidarnie spisanymi, przewidywalnymi horrorami, stawiającymi głównie na aspekty gore, zazwyczaj thrillery Mastertona przynajmniej dla mnie prezentują się nieco bardziej dojrzale. Dlatego też pomysł połączenia dreszczowca z rasowym horrorem uznałam za wielce obiecujący, ufając, że autor „Bezsennych” postara się zawszeć wszystko, co najlepsze w jego literaturze przynależącej do obu tych gatunków w jednej powieści. I tak też uczynił, przekazując w moje ręce książkę, w której nie uświadczyłam warsztatowej lakoniczności rodem z na przykład „Manitou”, czy „Transu śmierci”, zamiast tego radując się szczegółowymi opisami i złożonymi zdaniami. A było, co opisywać, bo jak wskazuje chociażby mój przydługi opis fabuły „Bezsennych” to wielowątkowa opowieść, w której zawarto multum zaskakująco się dopełniających motywów, przez które Masterton z takim niewymuszeniem się prześlizguje, że czytelnik wprost nie może uwierzyć, że wcześniej nie dostrzegał żadnego związku pomiędzy bezwładnie porozrzucanymi częściami owej fabularnej skomplikowanej układanki. Zawiązanie akcji w postaci katastrofy helikoptera i późniejszych okrutnych mordów jego pasażerów przez tajemniczego osobnika z wykorzystaniem nożyc do cięcia metalu, sugeruje późniejsze konwencjonalne dochodzenie tropem sprawcy, ale z czasem okazuje się, że koncepcja, jaką umyślił sobie Masterton jest dużo bardziej złożona. Pisarz zauważalnie nie chciał grzęznąć wyłącznie w stricte kryminalnych szczegółach historii, przytomnie urozmaicając je motywami typowymi dla literackiego horroru i owcami własnej, niezgłębionej wyobraźni. W ten sposób dostaliśmy, co prawda drobiazgowo sportretowane dochodzenie Michaela Reardena, ale podane w kategoriach jedynie części bardziej złożonej całości, którą warunkują przede wszystkim postacie i zdarzenia rodem z horroru. Pierwszą oznaką komplikacji śledztwa jest zniknięcie córki O’Briena z pokładu helikoptera tuż przed eksplozją i zagadka śmierci pozornie niezwiązanej z tą sprawą kobiety, którą próbuje rozpracować bostońska policja. Ofiara przed zgonem była torturowana, a charakter obrażeń każe śledczym podejrzewać oddawanie się jakimś sadomasochistycznym praktykom. Zastanawiające są natomiast głębokie otwory w jej skórze sięgające do nadnerczy, co każe domniemywać, że ktoś mógł spijać z niej adrenalinę. Masterton w tym aspekcie wprost zdradza swoją inspirację wampiryzmem, przekutą w coś innowacyjnego, właściwie niespotykanego w horrorach. W każdym razie to osobliwe okaleczenie każe sądzić, że odnalezioną wkrótce zamordowaną córkę O’Briena, której ciało znaczą takie same otwory, coś łączyło z pierwszą ofiarą. Najpewniej sprawcy, których sposoby zadawania ludziom cierpienia właściwie nie znają granic. Przybliżając charakter tortur Masterton skorzystał z zarówno sztampowego modus operandi, jak na przykład przypalanie, cięcie ciała, czy oblewanie woskiem, jak niebywale odkrywczych elementów, z którymi to dotychczas nie spotkałam się ani w literaturze, ani w kinematografii grozy. Zawieszone na kołyszących się piersiach kociaki wbijające pazurki w delikatną skórę podnieconej kobiety, czy owinięcie kota drutem kolczastym i umieszczenie go w odbycie dziewczyny ogonem na zewnątrz to nie tyle krwawe ustępy, co szokujące – świadczące o rozbuchanej wyobraźni autora, niebojącego się eksperymentować z ekstremą.

Nietuzinkowość intrygi „Bezsennych” zasadza się na jej złożoności, którą kształtuje multum mniej lub bardziej typowych wątków. Dochodzenie i zadziwiające teorie spiskowe, tak często spotykane w thrillerach płynnie przechodzą w wielce istotne dla śledztwa zamieszki zapoczątkowane przez Afroamerykanów w Bostonie, a to wszystko z kolei idealnie wpasowuje się w wątki stricte horrorowe. Okrutne, acz umiarkowanie krwawe tortury i mordy, często idące w parze ze śmiałą erotyką, długowieczne, bladolice postaci z przekrwionymi oczami żywiące się adrenaliną spijaną wprost z ciał swoich ofiar, które nigdy nie śpią i dosłownie trzęsą całym światem, podróże astralne i wreszcie wątki biblijne. Co ciekawe, Masterton przekuł ten cały miszmasz, ogrom bazujących na różnych emocjach motywów w jedną, spójną całość, w której dosłownie każdy element odgrywa istotną rolę w rozwoju akcji. Owszem, pod koniec troszkę go poniosło, mowa o finalnym pojedynku, podobnie w trakcie efekciarskich wędrówek w powietrzu i samospalenia patologa, ale na szczęście owe przekombinowane ustępy pojawiają się z rzadka, przez co można Mastertonowi niniejszą przesadzoną widowiskowość wybaczyć. Na koniec (choć zapewne powinnam o tym wspomnieć wcześniej) muszę pochwalić rys psychologiczny głównego bohatera, Michaela Reardena. Szczegółowo oddaną, rozchwianą jednostkę, która walczy „ze swoimi demonami” jednocześnie pozostając w zgodzie z ideałami, nawet kosztem własnego bezpieczeństwa. Niezaprzeczalny dowód na to, że jeśli Masterton chce potrafi głęboko wniknąć w swoje postaci, dużo miejsca poświęcając ich wewnętrznym rozterkom, przez co nie ma się wrażenia towarzyszenia „papierowemu”, wyzutemu z wyrazistych emocji bohaterowi, z którymi to niestety zetknęłam się już podczas obcowania z niektórymi horrorami tego autora.

Właściwie nic, poza gorącą rekomendacją „Bezsennych”, nie zostało mi do dodania. Więc podsumowując poprzestanę na nieprzesadzonym stwierdzeniu, że tę książkę powinien przeczytać dosłownie każdy wielbiciel thrillerów, bazujących na kryminalnych dochodzeniach i teoriach spiskowych oraz miłośnik pomysłowych, umiarkowanie krwawych horrorów, których przebieg i właściwą istotę nie sposób przewidzieć bez wyraźnej pomocy autora. Zdecydowanie jedna z najbardziej starannych powieści Grahama Mastertona, spośród wszystkich, które do tej pory przeczytałam i oczywiście jedna z bardziej skomplikowanych.  

2 komentarze:

  1. Ooo, czytałam! Jak to dawno było! 6 lat temu! Ale pamiętam, że bardzo mi się książka podobała ;)

    Pozdrawiam serdecznie i zapraszam do siebie ;)
    http://tylkomagiaslowa.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja też czytałam parę lat temu i dobrze pamiętam jakie uczucia we mnie ta książka budziła. ;-) Momentami musiałam przerywać czytanie, by opanować żołądek w autobusie.

    OdpowiedzUsuń