Stronki na blogu

czwartek, 3 marca 2016

„Przyjaciółka na śmierć i życie” (2002)


Kształcąca się na prywatnym uniwersytecie w Karolinie Północnej, Alicia Campbell, tafia do szpitala w bardzo ciężkim stanie, wywołanym przedawkowaniem narkotyków. Podczas, gdy ona przebywa w śpiączce administracja szkoły prosi szeryfa Artiego Bonnera o przeprowadzenie dyskretnego dochodzenia w tej sprawie. Mężczyzna dociera do trzech bogatych rówieśniczek Alicii, Hadley Ashton, Sidney Barrett i Julianne Livingston, z którymi od niedawna poszkodowana spędzała najwięcej czasu. Dziewczyny utrzymują, że nie mają nic wspólnego z tym, co spotkało Alicię i próbują przekonać szeryfa, że dziewczyna nie była, jak myślą dorośli, niewinną dziewicą tylko rozpustną manipulantką.

„Przyjaciółka na śmierć i życie” to thriller Zoe Clarke-Williams, do którego scenariusz na kanwie opowiadania Jamesa Edwardsa napisała Victoria Strouse. Choć film nie odniósł komercyjnego sukcesu i został wręcz zmiażdżony negatywnymi opiniami krytyków zawsze uważałam, że to jedna z ciekawszych pozycji, traktująca o zbrodni w światku młodych ludzi. Zazwyczaj w tego typu produkcjach mamy wyraźnie zarysowaną granicę oddzielającą pozytywną bohaterkę od zdeprawowanych młodych Amerykanów, wywodzących się z wpływowego środowiska, ale scenarzystka „Przyjaciółki na śmierć i życie” obrała zgoła inny, rzadziej eksploatowany kierunek, dzięki czemu produkcja Clarke-Williams zyskała na świeżości, która wraz z innymi niewątpliwymi superlatywami złożyła się na naprawdę zajmujący, acz charakteryzujący się „lekką” oprawą audiowizualną thriller, co było jednym z głównych powodów wzmożonej krytyki osobników zawodowo zajmujących się ocenianiem filmów i co bardziej wymagających zwykłych odbiorców.

Akcja w czasie rzeczywistym skupia się na ciemnoskórym szeryfie, który stara się rozwikłać zagadkę przedawkowania kokainy przez wzorową studentkę prywatnej uczelni, Alicię Campbell (udana kreacja Mii Kirshner). Choć dziewczynę wychowywała niezarabiająca wiele samotna matka, Artie Bonner odkrywa, że w miesiącach poprzedzających przedawkowanie Alicia obracała się w kręgach rówieśników wywodzących się z bogatych rodzin, którzy w wolnym czasie głównie imprezowali. Wszystkie okoliczności, które doprowadziły do tragicznego w skutkach incydentu twórcy podali w formie retrospekcji i gdyby ograniczyli się jedynie do wizualizacji zeznań znajomych Alicii można by domniemywać, że obraz Alicii został zafałszowany, ale dzięki wstawkom z punktu widzenia samej głównej bohaterki w widzach nie pozostawia się żadnej wątpliwości, co do prawdziwego oblicza Alicii, które podobnie, jak osobowość jej nowej przyjaciółki ciężko wtłoczyć w ciasny schemat. Z retrospekcji dowiadujemy się, że jeszcze do niedawna wzorowa, stroniąca od używek studentka w krótkim czasie zmieniła się w „królową domówek”, wchodzącą w kontakty seksualne zarówno z mężczyznami, jak i kobietą oraz z wykorzystaniem swoich wdzięków i wrodzonej zdolności perswazji naginającą ludzi do własnej woli. Bonner podejrzewa, że winę za diametralną zmianę zachowania Alicii ponoszą jej nowe przyjaciółki, z Hadley na czele, w którą wcieliła się znakomita Meredith Monroe. Więc wydawać by się mogło, że mamy tutaj typową relację ubogiej, pragnącej dostosować się do nowego otoczenia dziewczyny z prowadzącą ją do zguby bogatą, zdeprawowaną rówieśniczką, która zaprzyjaźniła się z nią, celem realizacji jakiegoś szatańskiego planu. Początkowo istotnie można odnieść takie wrażenie, ale z czasem ze strzępów wspomnień poszczególnych postaci wyłania się zgoła odmienny obraz dziewcząt. Dotychczas unikających wzajemnych kontaktów Alicię i Hadley zbliżył wspólny projekt szkolny – socjologiczne spojrzenie na przedstawicieli klasy najwyższej, średniej i najniżej zatytułowane „Prowadź, przystosuj się lub usuń z drogi”, w którym w skrócie wykazywały, że ubogie dzieci zazwyczaj są konformistami ulegającymi wpływom zamożnych kolegów, a maluchy wywodzące się z klasy średniej na ogół, podobnie jak ich rodzice starają się niczym nie wyróżniać. Pierwszy człon pracy Alicii i Hadley, jak zauważa szeryf Artie Bonner wbrew pozorom nie znalazł odbicia w ich wzajemnych relacjach, bo uboga Alicia, gdy tylko „dostąpiła zaszczytu” zasilenia grona bogatych, zblazowanych rówieśników zdecydowała się nie dostosowywać do reszty tylko górować nad wszystkimi. Stale dążyła do znajdowania się w centrum uwagi, wydając pieniądze kolegów i „wbijając klin” w ich wzajemne relacje. Tymczasem coraz bardziej zirytowana jej skandalicznym zachowaniem Hadley starała się na powrót skierować jej uwagę na naukę, z myślą o własnej średniej, która mogłaby naprawić jej napięte stosunki z ukochanym ojcem. Oczywiście bez powodzenia, bo jak się okazało Alicia miała własny plan, którego konsekwentnie realizowała, czego nie mogła się spodziewać dotychczas przewodząca w swoim środowisku Hadley. Jej „przyboczne”, Sidney i Julianne, również bardzo zgrabnie oddane na ekranie przez Dominique Swain i Rachel True sporadycznie również ulegały wpływom Alicii, podobnie jak chłopak Hadley, Trevor, co naturalną koleją rzeczy doprowadzało dziewczynę do szału.

Z treści „Przyjaciółki na śmierć i życie” przebija uniwersalna teza o zgubnym wpływie środowiska na jednostkę, ale ograniczonego osobistymi autodestrukcyjnymi preferencjami. Scenarzystka nie umniejsza winy bogatych młodych ludzi, ale jednocześnie przytomnie zauważa, że Alicia poniekąd również odpowiadała za swoją własną zgubę. Pragnienie obracania się w wyższych sferach było silniejsze od kształtowania swojej świetlanej przyszłości w wymarzonej profesji prawniczej, za co z kolei odpowiadali jej nowi koledzy, ochoczo pokazujący jej pozornie lepszy świat. Innymi słowy interakcje głównej bohaterki z wywodzącymi się z wpływowych rodzin rówieśnikami tworzyły swoiste „błędne koło”, z którego sama Alicia w każdej chwili mogła się wydostać, ale nieszczęśliwie dla siebie zdecydowała się pełnymi garściami czerpać z możliwości, jakie dawały jej nowe znajomości. Treść „Przyjaciółki na śmierć i życie” moim zdaniem znacząco wzbogaca forma – dwutorowa akcja, skupiająca się zarówno na wydarzeniach w czasie rzeczywistym, jak i retrospekcjach. W przeciwieństwie do większości osób, którym dane było zobaczyć ten film uważam też, że kolorowa oprawa młodzieńczych realiów idealnie wpasowała się w fabułę – nacechowanie poszczególnych zdjęć mrocznością, podskórną złowieszczością było niepotrzebne, z czego być może zdawała sobie również sprawę Clarke-Williams. Przydałoby się parę scen bazujących na napięciu oraz zaskakujące zakończenie, bo te zaserwowane przez Strouse bez jakiegokolwiek wysiłku można rozszyfrować dużo wcześniej. Ale ciemna, przybrudzona kolorystyka w kontekście takiego scenariusza mijałaby się z treścią, dlatego też „Przyjaciółkę na śmierć i życie” traktuję, jako jeden z nielicznych thrillerów, w których „lekka” oprawa wizualna zamiast szkodzić dopomogła w pozytywnym odbiorze produkcji.

Koneserom mocnych, mrocznych dreszczowców „Przyjaciółki na śmierć i życie” polecać nie można, bo to jeden z tego rodzaju thrillerów, który nawet nie pretendował do zasilenia grona tego rodzaju filmów grozy. Twórcami kierowało raczej pragnienie opowiedzenia prostej, acz przynajmniej mnie, niezwykle angażującej historii, osadzonej w młodzieżowych realiach – nieupiększonej, niekombinującej z formą, co mam nadzieję, przez niejednego widza będzie poczytywane na plus. Bo film Zoe Clarke-Williams naprawdę zasługuje na uwagę, tyle, że bezpieczniej chyba będzie, jeśli sięgną po niego osoby odnajdujące się w lżejszych dreszczowcach.

2 komentarze:

  1. Ten bardzo chętnie bym obejrzała :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Bardzo lekki thriller, aczkolwiek poruszający ważne aspekty. Dawno temu go widziałem, a oglądało się go przyjemnie.

    OdpowiedzUsuń