Kształcąca się na prywatnym uniwersytecie w Karolinie Północnej, Alicia
Campbell, tafia do szpitala w bardzo ciężkim stanie, wywołanym przedawkowaniem
narkotyków. Podczas, gdy ona przebywa w śpiączce administracja szkoły prosi
szeryfa Artiego Bonnera o przeprowadzenie dyskretnego dochodzenia w tej
sprawie. Mężczyzna dociera do trzech bogatych rówieśniczek Alicii, Hadley
Ashton, Sidney Barrett i Julianne Livingston, z którymi od niedawna
poszkodowana spędzała najwięcej czasu. Dziewczyny utrzymują, że nie mają nic
wspólnego z tym, co spotkało Alicię i próbują przekonać szeryfa, że dziewczyna
nie była, jak myślą dorośli, niewinną dziewicą tylko rozpustną manipulantką.
„Przyjaciółka na śmierć i życie” to thriller Zoe Clarke-Williams, do
którego scenariusz na kanwie opowiadania Jamesa Edwardsa napisała Victoria
Strouse. Choć film nie odniósł komercyjnego sukcesu i został wręcz zmiażdżony
negatywnymi opiniami krytyków zawsze uważałam, że to jedna z ciekawszych
pozycji, traktująca o zbrodni w światku młodych ludzi. Zazwyczaj w tego typu
produkcjach mamy wyraźnie zarysowaną granicę oddzielającą pozytywną bohaterkę
od zdeprawowanych młodych Amerykanów, wywodzących się z wpływowego środowiska,
ale scenarzystka „Przyjaciółki na śmierć i życie” obrała zgoła inny, rzadziej
eksploatowany kierunek, dzięki czemu produkcja Clarke-Williams zyskała na
świeżości, która wraz z innymi niewątpliwymi superlatywami złożyła się na naprawdę
zajmujący, acz charakteryzujący się „lekką” oprawą audiowizualną thriller, co
było jednym z głównych powodów wzmożonej krytyki osobników zawodowo zajmujących
się ocenianiem filmów i co bardziej wymagających zwykłych odbiorców.
Akcja w czasie rzeczywistym skupia się na ciemnoskórym szeryfie, który
stara się rozwikłać zagadkę przedawkowania kokainy przez wzorową studentkę
prywatnej uczelni, Alicię Campbell (udana kreacja Mii Kirshner). Choć
dziewczynę wychowywała niezarabiająca wiele samotna matka, Artie Bonner
odkrywa, że w miesiącach poprzedzających przedawkowanie Alicia obracała się w
kręgach rówieśników wywodzących się z bogatych rodzin, którzy w wolnym czasie
głównie imprezowali. Wszystkie okoliczności, które doprowadziły do tragicznego
w skutkach incydentu twórcy podali w formie retrospekcji i gdyby ograniczyli
się jedynie do wizualizacji zeznań znajomych Alicii można by domniemywać, że
obraz Alicii został zafałszowany, ale dzięki wstawkom z punktu widzenia samej
głównej bohaterki w widzach nie pozostawia się żadnej wątpliwości, co do prawdziwego
oblicza Alicii, które podobnie, jak osobowość jej nowej przyjaciółki ciężko
wtłoczyć w ciasny schemat. Z retrospekcji dowiadujemy się, że jeszcze do
niedawna wzorowa, stroniąca od używek studentka w krótkim czasie zmieniła się w
„królową domówek”, wchodzącą w kontakty seksualne zarówno z mężczyznami, jak i
kobietą oraz z wykorzystaniem swoich wdzięków i wrodzonej zdolności perswazji
naginającą ludzi do własnej woli. Bonner podejrzewa, że winę za diametralną
zmianę zachowania Alicii ponoszą jej nowe przyjaciółki, z Hadley na czele, w
którą wcieliła się znakomita Meredith Monroe. Więc wydawać by się mogło, że mamy
tutaj typową relację ubogiej, pragnącej dostosować się do nowego otoczenia
dziewczyny z prowadzącą ją do zguby bogatą, zdeprawowaną rówieśniczką, która
zaprzyjaźniła się z nią, celem realizacji jakiegoś szatańskiego planu.
Początkowo istotnie można odnieść takie wrażenie, ale z czasem ze strzępów
wspomnień poszczególnych postaci wyłania się zgoła odmienny obraz dziewcząt.
Dotychczas unikających wzajemnych kontaktów Alicię i Hadley zbliżył wspólny
projekt szkolny – socjologiczne spojrzenie na przedstawicieli klasy najwyższej,
średniej i najniżej zatytułowane „Prowadź, przystosuj się lub usuń z drogi”, w
którym w skrócie wykazywały, że ubogie dzieci zazwyczaj są konformistami
ulegającymi wpływom zamożnych kolegów, a maluchy wywodzące się z klasy średniej
na ogół, podobnie jak ich rodzice starają się niczym nie wyróżniać. Pierwszy człon
pracy Alicii i Hadley, jak zauważa szeryf Artie Bonner wbrew pozorom nie
znalazł odbicia w ich wzajemnych relacjach, bo uboga Alicia, gdy tylko „dostąpiła
zaszczytu” zasilenia grona bogatych, zblazowanych rówieśników zdecydowała się
nie dostosowywać do reszty tylko górować nad wszystkimi. Stale dążyła do
znajdowania się w centrum uwagi, wydając pieniądze kolegów i „wbijając klin” w
ich wzajemne relacje. Tymczasem coraz bardziej zirytowana jej skandalicznym
zachowaniem Hadley starała się na powrót skierować jej uwagę na naukę, z myślą
o własnej średniej, która mogłaby naprawić jej napięte stosunki z ukochanym
ojcem. Oczywiście bez powodzenia, bo jak się okazało Alicia miała własny plan,
którego konsekwentnie realizowała, czego nie mogła się spodziewać dotychczas przewodząca
w swoim środowisku Hadley. Jej „przyboczne”, Sidney i Julianne, również bardzo
zgrabnie oddane na ekranie przez Dominique Swain i Rachel True sporadycznie
również ulegały wpływom Alicii, podobnie jak chłopak Hadley, Trevor, co
naturalną koleją rzeczy doprowadzało dziewczynę do szału.
Z treści „Przyjaciółki na śmierć i życie” przebija uniwersalna teza o
zgubnym wpływie środowiska na jednostkę, ale ograniczonego osobistymi autodestrukcyjnymi
preferencjami. Scenarzystka nie umniejsza winy bogatych młodych ludzi, ale jednocześnie
przytomnie zauważa, że Alicia poniekąd również odpowiadała za swoją własną
zgubę. Pragnienie obracania się w wyższych sferach było silniejsze od kształtowania
swojej świetlanej przyszłości w wymarzonej profesji prawniczej, za co z kolei
odpowiadali jej nowi koledzy, ochoczo pokazujący jej pozornie lepszy świat.
Innymi słowy interakcje głównej bohaterki z wywodzącymi się z wpływowych rodzin
rówieśnikami tworzyły swoiste „błędne koło”, z którego sama Alicia w każdej
chwili mogła się wydostać, ale nieszczęśliwie dla siebie zdecydowała się
pełnymi garściami czerpać z możliwości, jakie dawały jej nowe znajomości. Treść
„Przyjaciółki na śmierć i życie” moim zdaniem znacząco wzbogaca forma –
dwutorowa akcja, skupiająca się zarówno na wydarzeniach w czasie rzeczywistym,
jak i retrospekcjach. W przeciwieństwie do większości osób, którym dane było
zobaczyć ten film uważam też, że kolorowa oprawa młodzieńczych realiów idealnie
wpasowała się w fabułę – nacechowanie poszczególnych zdjęć mrocznością,
podskórną złowieszczością było niepotrzebne, z czego być może zdawała sobie
również sprawę Clarke-Williams. Przydałoby się parę scen bazujących na napięciu
oraz zaskakujące zakończenie, bo te zaserwowane przez Strouse bez
jakiegokolwiek wysiłku można rozszyfrować dużo wcześniej. Ale ciemna,
przybrudzona kolorystyka w kontekście takiego scenariusza mijałaby się z treścią,
dlatego też „Przyjaciółkę na śmierć i życie” traktuję, jako jeden z nielicznych
thrillerów, w których „lekka” oprawa wizualna zamiast szkodzić dopomogła w
pozytywnym odbiorze produkcji.
Ten bardzo chętnie bym obejrzała :)
OdpowiedzUsuńBardzo lekki thriller, aczkolwiek poruszający ważne aspekty. Dawno temu go widziałem, a oglądało się go przyjemnie.
OdpowiedzUsuń