Stronki na blogu

niedziela, 18 czerwca 2017

Katerina Diamond „Belfer”

Dyrektor szkoły dla chłopców w Devon, Jeffrey Stone, dostaje paczkę zawierającą przedmiot nawiązujący do jego przeszłości. Tego samego dnia w miejscu jego pracy pojawia się jej nadawca i zmusza dyrektora do powieszenia się. Przedstawiciele organów ścigania klasyfikują to jako samobójstwo. Niedługo potem pojawiają się kolejne zwłoki, tak potwornie okaleczone, że policja nie ma żadnych wątpliwości, iż ma na do czynienia z ofiarami morderstw. Detektyw Adrian Miles i jego nowa partnerka Imogen Grey z powodu swoich niedawnych zawodowych problemów są odsuwani przez swojego przełożonego od tej sprawy. Nie powstrzymuje ich to jednak przed badaniem niektórych tropów. Jako pierwsi odkrywają związek pomiędzy wszystkimi morderstwami, dochodząc do słusznego wniosku, że mają do czynienia z seryjnym mordercą.
Tymczasem pracująca w muzeum Abbey Lucas, ku swojemu niezadowoleniu, dostaje polecenie zajęcia się doktorantem Parkerem Westem zbierającym materiały do swojej pracy. Młody mężczyzna okazuje się bardzo pomocny. Prowadząca samotniczy tryb życia kobieta odkrywa, że dobrze czuje się w jego towarzystwie. Z czasem rodzi się pomiędzy nimi głębsze uczucie, pomimo unikania przez obojga zwierzeń na temat swoich dotychczasowych przeżyć.

Thriller „Belfer” to bardzo dobrze przyjęta przez krytykę i fanów gatunku debiutancka powieść Brytyjki Kateriny Diamond,stanowiąca pierwszą część zaplanowanej serii o detektywach z wydziału zabójstw Imogen Grey i Adrianie Milesie. Tom drugi, „The Secret”, miał swoją światową premierę w ostatnim kwartale 2016 roku, a publikację trzeciej odsłony zatytułowanej „The Angel” wstępnie zapowiedziano na wrzesień 2017 roku. Wziąwszy pod uwagę entuzjastyczne reakcje wielu czytelników na dwie pierwszej części literackiej serii Kateriny Diamond wydaje się, że ma ona sporą szansę stania się jedną z najpoczytniejszych autorek współczesnych thrillerów. Przy założeniu, że w kolejnych odsłonach nie zatraci tego, czym podbiła serca tak wielu miłośników tego typu prozy.

UWAGA SPOILER Mam wrażenie, że „Belfer” z założenia miał być skomplikowanym dreszczowcem, którego odbiór ulega ciągłym zmianom na skutek podrzucania przez autorkę coraz to nowych faktów na temat wydarzeń i postaci zaludniających karty niniejszej powieści. Problem w tym, że Katerina Diamond już podczas prologu mocno się zagalopowała, zbytnio zagłębiając się w umysł pierwszej z ofiar seryjnego mordercy. Podczas przybliżania sylwetek kolejnych „celów” grasującego w mieście zabójcy popełniała dokładnie ten sam błąd – bez zdradzania sensu tego całego zbrodniczego procederu, ale niestety jasno dając czytelnikom do zrozumienia, że ma do czynienia z plejadą istnych szumowin i co za tym idzie niejako automatycznie zmuszając czytelnika do sympatyzowania z oprawcą. Pomimo nieznajomości jego motywów, co jeśli inaczej na to spojrzeć wydaje się być dosyć niezwykłym przypadkiem, ale osobiście wolałabym, żeby Katerina Diamond wykazała się większą biegłością w zacieraniu istoty fabuły, żeby moje nastawienie do ofiar i oprawcy nie zostało uwarunkowane już na początku książki tylko ulegało ciągłym zmianom KONIEC SPOILERA. Samemu pomysłowi na fabułę „Belfra” niczego zarzucić nie mogę, choć nie zdziwiłabym się gdyby niektórzy wyrzucali mu brak większej oryginalności. Ja tego nie uczynię, bo patrzę na tę historię w kategoriach świeższego spojrzenia na jeden z silnie wyeksploatowanych motywów tego gatunku i to zarówno w jego filmowej, jak i literackiej odsłonie. Jakiego motywu? Tego domyśliłam się już w trakcie czytania prologu, na wszelki wypadek wolę jednak nie zdradzać tego założenia – istnieje bowiem możliwość, że znajdą się osoby, którym nie uda się szybko wyciągnąć właściwych wniosków, że dadzą się zwieść początkującej pisarce pomimo jej ewidentnych braków w technice pogrywania z czytelnikiem. Niecodzienna konstrukcja „Belfra” najprawdopodobniej miała dopomóc Katerinie Diamond w procesie zaciemnienia istoty owej opowieści – zdezorientować odbiorcę i niejako dać mu poczucie obcowania z niebywale skomplikowaną intrygą, której poszczególne wątki zapewne połączą się w jakiś iście zdumiewający sposób. Nie licząc rozdziałów poświęconych ofiarom seryjnego mordercy akcja toczy się na dwóch płaszczyznach, a w zasadzie to trzech jeśli wliczyć retrospekcje z życia Abbey Lucas. Jednej z głównych bohaterek „Belfra”, której teraźniejsze dzieje również dane nam będzie poznać. Jej i doktoranta Parkera Westa, pomagającego Abbey w pracy przy wypchanych zwierzętach w muzeum. W porównaniu do portretów tej dwójki rysy psychologiczne pary detektywów trafiających na jakąś grubszą sprawę, Imogen Grey i Adriana Milesa, jawią się dosyć szczątkowo, zresztą ich dochodzenie również nakreślono bardzo pobieżnie. Może Katerina Diamond poprawi to w kolejnych tomach swojej literackiej serii, tj. bardziej rozbuduje, bo skrótowe informacje na temat tej dwójki są na tyle obiecujące, że zwyczajnie nie zasługują na takie ogólnikowe podejście. Autorka bez wątpienia posiadła zdolność zagłębiania się w psychikę wymyślonych przez siebie postaci, potrafi kreślić wyczerpujące rysy osobowościowe bohaterów, co udowodniła na przykładzie Abbey i Parkera, zwłaszcza tej pierwszej, bowiem w tym przypadku bardzo pomocne okazało się ratalne przybliżanie czytelnikom jej niegdysiejszych, jakże oburzających przeżyć.

UWAGA SPOILER „Niektórzy wierzą, że mają prawo dane od Boga, aby podporządkowywać sobie innych, aby sprawować najwyższe rządy nad nami, którzy jesteśmy dla nich zaledwie zabawkami.” KONIEC SPOILERA

Jeśli dobrze odczytuję cele, jakie przyświecały Katerinie Diamond muszę niestety stwierdzić, że eksperymentalna narracja nie zdołała „wywieść mnie w pole”, a wręcz przeciwnie: tylko utwierdziła mnie w przekonaniu, że właściwie odczytuję sens tej historii i na dodatek unaoczniła jeden z ważniejszych faktów, co akurat wydawało się być celowym zabiegiem autorki. Nie sądzę, żeby jej zamiarem było skrzętne ukrywanie tej rewelacji, już raczej zależało jej na zintensyfikowaniu wcześniej jedynie kiełkujących odczuć nie zaś silenie się na element zaskoczenia poprzez przewrotną formę tej konkretnej składowej. Wiem, że wyrażam się niejasno, ale w przypadku „Belfra” lepiej poprzestać na enigmatyczności, bo choć mnie nie nastręczyło większych problemów rozszyfrowanie ogólnego sensu tej opowieści to nie da się nie zauważyć, że Diamond starała się zamieszać – stworzyć pozornie wielowątkową powieść, której poszczególne wątki miały opierać się wszelkim próbom odbiorcy złożenia ich w jedną spójną całość. Nie mogę więc wychodzić z założenia, że dla każdego czytelnika interpretacja większości jej składowych będzie tak oczywista jak dla mnie, że każdy już podczas zapoznawania się ze wstępnymi partiami „Belfra” automatycznie wkroczy na właściwą ścieżkę i tak jak ja twardo będzie się opierał wszelkim próbom zepchnięcia go na drogę zwątpienia, czynionym przez początkującą autorkę. Której nie brak empatii, zrozumienia otaczającego ją świata, która potrafi dostrzegać i analizować wszelkiego rodzaju zepsucie, wszelkiej maści potworności, do jakich zdolny jest człowiek i bezduszność systemu, ustroju, który zdaje się faworyzować przestępców kosztem ich ofiar głównie dlatego, że za „sznurki pociągają” iście zdemoralizowane, chroniące jedynie własny interes, okrutne persony mające władzę i pieniądze, bez których w dzisiejszych czasach trudno dochodzić sprawiedliwości. Doskonale widać to na przykładzie Abbey, tego jak została potraktowana przez uczelnię, ale echa takiego pojmowania świata przez Katerinę Diamond (które całkowicie podzielam) wyraźnie pobrzmiewają również w innych wątkach i choćby za tę prawdę konsekwentnie obnażaną na kartach tej powieści jestem zmuszona przyklasnąć tej debiutującej pisarce, a plusów przecież jest więcej. Choćby niektóre, bardzo pomysłowe sposoby eliminacji ofiar, całkiem makabryczne pomimo oszczędnych opisów, które jednak uruchamiają wyobraźnię – autorka zdradza na tyle, aby nie mieć żadnych problemów z odmalowaniem sobie przed oczami tych krwawych obrazków. Jak już nadmieniłam wcześniej wymyśliła również ciekawą genezę całej intrygi, która swoją drogą była dla mnie jedynym tajemniczym elementem fabuły. Tylko szczegółów całego zbrodniczego procederu nie byłam w stanie przedwcześnie przeniknąć, choć oczywiście miałam swoją, jak się okazało błędną teorię. Przebieg dynamicznej, jakże trzymającej w napięciu końcówki zaskakujący nie był, niemniej moim zdaniem Diamond wybrała najlepszą z możliwych finalizację tej historii, zmuszającą do zadumy i wyciągnięcia bądź co bądź przygnębiających wniosków na temat świata, w którym przyszło nam żyć. Na koniec taka mała uwaga do polskiego tłumaczenia Wiesława Marcysiaka i redakcji – do doprawdy męczącej składni (należało przede wszystkim poprzestawiać niektóre słowa w jak się wydaje większości zdań) i denerwującego nadużywania słów „ciebie” i „tobie” w miejscach, gdzie bardziej pasowało „cię” i „ci”.

„Belfer” dla mnie osobiście żadnym wielkim odkryciem literackim nie jest, choć wielu recenzentów wyznaje zgoła odmienny pogląd na to zagadnienie. Katerina Diamond bez wątpienia ma zadatki na bardzo dobrą pisarkę, idealnie odnajdującą się w stylistyce thrillera. Istotnie, pokazała je na kartach tej powieści. Brakło jej jednak doświadczenia i / lub wyczucia potrzebnych do właściwego ukierunkowania drzemiącego w niej talentu, większego rozeznania w technicznych aspektach tego typu prozy, bo samej koncepcji, pomysłowi na fabułę i podejściu do sfery emocjonalnej wiele zarzucić nie można. Ta opowieść wciąga, a i owszem, ale jestem przekonana, że angażowałaby jeszcze silniej, gdyby autorka doszlifowała parę elementów, co być może uczyni w swoich kolejnych publikacjach. W końcu ćwiczenie czyni mistrza.

Za książkę bardzo dziękuję wydawnictwu

3 komentarze:

  1. Nie ukrywam, że jestem bardzo ciekawa tej historii właśnie przez wzgląd na wiele pozytywnych opinii. Dam jej szansę, chociaż będę trzymała dystans ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Skoro jest tyle sprzecznych opini dotyczących tej skiazki to sama ją przeczytam, bo jestem jej po prostu ciekawa. Ponadto sama fabuła mnie zainrygowała, boi nie czytałam jeszcze nic podobnego.

    Widze, ze zmieniłaś coś w wyglądzie bloga, bo lepiej czyta się Twoje recenzje. Dla mnie może już tak zostać, bo oczy się nie męczą.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, wprowadziłam małe zmiany. I tak zostanie dopóki nie wymyślę czegoś lepszego (bądź dopóki nie pojawią się lepsze opcje). Cieszę się, że zmiany pomogły.

      Usuń