Stronki na blogu

poniedziałek, 10 lipca 2017

„Amnezja” (2004)

Jessica Shepard zostaje awansowana na inspektora wydziału zabójstw. Wraz ze swoim nowym partnerem, Mikiem Delmarco, musi rozwikłać sprawę zabójstwa mężczyzny, z którym Jessica jakiś czas temu spędziła noc. Wkrótce zaczynają ginąć kolejni niegdysiejsi kochankowie Shepard, a morderstwa mają miejsce w te noce, w które kobieta traci kontakt z rzeczywistością. Komisarz John Mills, były partner ojca Jessiki, który wychował ją po śmierci jej rodziców jest przekonany, że seryjny morderca od dłuższego czasu obserwuje policjantkę, ale uznaje, że odsunięcie jej od śledztwa zaszkodzi sprawie i karierze jego podopiecznej. Shepard tymczasem coraz bardziej wątpi w samą siebie. Zaczyna podejrzewać, że to ona odpowiada za śmierć swoich byłych kochanków.

Philip Kaufman, twórca między innymi „Inwazji łowców ciał”, readaptacji kultowej powieści Jacka Finneya, na początku XXI wieku, delikatnie mówiąc, wyprowadził krytyków z równowagi swoim wysokobudżetowym thrillerem o seryjnym mordercy. Tak zwani znawcy kina prześcigali się w piętnowaniu „Amnezji” Kaufmana, w czym w dużej części wtórowali im zwykli widzowie. Czytając opinie krytyków odnosi się wrażenie, że omawiana produkcja Kaufmana jest jedną z najgorszych w historii kinematografii, gniotem jakich mało, tworem, od którego najlepiej trzymać się z daleka. No cóż, szczęście, że nie zwykłam sugerować się ocenami innych – dzięki temu mam za sobą już nie jeden, a trzy seanse „Amnezji”, dreszczowca, który za każdym razem dostarcza mi całkiem niezłej rozrywki.

Scenariusz „Amnezji” został napisany przez Sarah Thorp (między innymi jedną z późniejszych pomysłodawczyń fabuły „The Truth About Emanuel”), natomiast budżet przeznaczony na realizację i dystrybucję filmu opiewał na (uwaga) pięćdziesiąt milionów dolarów, które nawet się nie zwróciły. Podejrzewam, że lwia część budżetu trafiła do portfeli znanych aktorów uświetniających obsadę – Samuela L. Jacksona, Andy'ego Garcii, Davida Strathairna i oczywiście odtwórczyni roli głównej Ashley Judd (aktorki, którą uwielbiam za kreacje w „Kolekcjonerze”, „Podwójnym zagrożeniu”, „Robaku” i przede wszystkim w „Bez przedawnienia”). Pragnę więc uspokoić osoby, które obawiają się przesycenia drogimi efektami specjalnymi, którzy myślą, że to twórcy tychże bzdurnych dodatków zainkasowali największą sumę pieniężną. Dostajemy co prawda kilka niedługich widoków zmiażdżonych twarzy ofiar nieuchwytnego seryjnego mordercy, ale wątpię, żeby tak oszczędne charakteryzacje ktoś uznał za szafowanie efekciarstwem. Wątpię również, żeby ktokolwiek opisał fabułę słowem „zawiła”. Bo „Amnezja” to w gruncie rzeczy bardzo prosty thriller wykorzystujący silnie wyeksploatowany motyw policyjnego śledztwa w sprawie seryjnych mordów. Nie znajdziemy tutaj nadmiernych komplikacji fabularnych, eksperymentowania z formą, czy odkształcania konwencji. Podejrzewam nawet, że spora części odbiorców nie znajdzie tutaj zaskoczenia, że stosunkowo szybko rozszyfruje tożsamość sprawcy, co wziąwszy pod uwagę rozwój akcji może znacznie obniżyć jego odbiór filmu. Okresowe tracenie kontaktu z rzeczywistością przez główną bohaterkę, inspektor Jessicę Shepard w połączeniu z faktem, że ofiarami mordercy padają jej byli kochankowie jest jasnym sygnałem dla widza, że zamiarem Sarah Thorp było wciągnięcie odbiorcy w mało odkrywczą grę polegającą na celowym zakłócaniu jego spojrzenia na pierwszoplanową postać. Scenarzystka chciała, żebyśmy, aż do ostatnich partii „Amnezji” tak naprawdę nie wiedzieli, jakim okiem powinniśmy spoglądać na główną bohaterkę – wrogim czy przyjaznym. Czy należy sympatyzować z Jessicą Shepard, czy raczej ją potępiać? Wydaje mi się, że taki był zamiar, ale jeśli o mnie chodzi to szukanie odpowiedzi na rzeczone pytanie w ogóle nie wchodziło w grę, ponieważ nie zajęło mi dużo czasu wytypowanie osoby odpowiedzialnej za serię morderstw. „Amnezję” (po raz pierwszy, przed paroma laty) oglądałam więc z pozycji osoby uświadomionej, co jakoś szczególnie mi nie przeszkadzało, nie sądzę jednak, żeby wielu widzom udało się z taką samą lekkością podejść do problemu przewidywalności niniejszej opowieści. Ale istnieje szansa, że podzielą oni moje zapatrywania na postać pierwszoplanową. Jessica Shepard odstaje od zwyczajowego modelu policjantki tropiącej seryjnego mordercę. Zamiast spokojnej, w pełni zrównoważonej kobiety dostajemy osobę z problemami psychicznymi, która w dodatku prowadzi rozwiązły tryb życia i wykazuje niepokojącą tendencję do nadużywania siły nie tylko podczas konfrontacji z podejrzanymi, ale również w kontaktach z kolegami z pracy. Nie brakuje jej determinacji i kompetencji niezbędnych do rozwiązywania zagadek kryminalnych, nierzadko jednak pozwala, aby emocje brały górę nad rozsądkiem. Czasami tak się w nich zatraca, że zupełnie traci nad sobą kontrolę, co swoją drogą również stanowi okoliczność obciążającą jej osobę. Intrygująca jest też postać partnera Jessiki, Mike'a Delmarco, kreowanego przez Andy'ego Garcię, głównie z powodu emanującej z niego tajemniczości. Scenarzystka celowo nakreśliła tak mglisty obraz tej postaci - nie dając nam możliwości wniknięcia w jego psychikę, dystansując nas od niego, podchodząc do niego w sposób, który silnie kontrastował z obrazem jego partnerki, do rozchwianego umysłu której mamy okazję pozaglądać.

Jak już nadmieniłam „Amnezja” nie eksperymentuje z konwencją thrillerów o seryjnych mordercach (no chyba, że za coś w ten deseń uznać okresowe zaniki świadomości u głównej bohaterki i ewentualne domniemanie, że policjantka tak naprawdę ściga samą siebie), niczego nie udziwnia i nie wpada w nadmierne komplikacje. Oferuje widzom z gruntu prostą, w żadnym razie niezłożoną zagadkę kryminalną z domieszką psychologii. W tej drugiej warstwie również nie znajdziemy niczego, co „obciążałoby nasze umysły”, co zmuszałoby nas do ogromnego skupienia i mozolnego przedzierania się przez procesy myślowe zachodzące w głowie głównej bohaterki celem uchwycenia istoty całej intrygi. Powiedziałabym raczej, że „Amnezja” to niewymagający myślenia twór, przy którym przy odpowiednim nastawieniu można się odprężyć po ciężkim dniu, bez konieczności ciągłego główkowania nad fabułą. W dzisiejszych czasach bardzo brakuje mi właśnie takiego nienapuszonego, prostego podejścia do tematyki seryjnych morderstw – thrillerów, które opowiadają zwyczajne historie, których twórcy nie gmatwają wszystkiego w tak agresywny sposób, że ma się wrażenie, jakby przystąpili do konkursu na najbardziej przekombinowane filmidło. Jeśli weźmie się pod uwagę preferencje dużej części współczesnej publiki trudno się im dziwić – eksperymentowanie z formą i treścią obecnie wydaje się bardziej doceniane niźli zwyczajnie nakręcone i opowiedziane historie, w których nie znajdziemy innowacyjnych rozwiązań fabularnych i spektakularnych zwrotów akcji. Wiem jednak, że istnieją jeszcze widzowie, którzy tęsknią za prostotą, doceniają tradycyjne podejście do opowieści o seryjnych mordercach ujętych z perspektywy śledczych nawet jeśli owe nie mogą pochwalić się nieprzewidywalnością. I moim zdaniem właśnie w ich stronę jest ukierunkowana „Amnezja”, właśnie oni mają największą szansę odczuć satysfakcję na widok tego przedsięwzięcia Philipa Kaufmana. Chwilami generującego zadowalające napięcie emocjonalne (acz z pewnością nie z gatunku tego paraliżującego zmysły widza), osiągającemu może nie niebotycznie wysoki, ale w mojej ocenie całkiem przyzwoity poziom dramaturgii oraz dosyć zgrabnie intensyfikujący poczucie nieuchronnie zbliżającego się zagrożenia. I oczywiście mogącego się pochwalić przystępną narracją, konsekwentnym budowaniem interesującej (pomimo konwencjonalności i przewidywalności) intrygi i takim samym portretowaniem sylwetek równie ciekawych bohaterów.

Philip Kaufman nie nakręcił arcydzieła - „Amnezja” nie może pretendować do miana jednego z czołowych reprezentantów filmowych thrillerów o seryjnych mordercach, ale też nie wydaje mi się, żeby obraz ten zasłużył sobie na tak wzmożoną krytykę, jaką zaserwowali mu głównie tak zwani znawcy kina. Może i nie zachwyca, może i nie dostarcza na tyle silnych emocji, żeby wywrzeć niezapomniany efekt na wielbicielach tego rodzaju dreszczowców, ale jako taka niewymagająca myślenia rozrywka przez niektórych z nich zapewne zostanie odebrana pozytywnie – zwłaszcza przez tych fanów thrillerów o seryjnych mordercach, którzy cenią sobie prostotę, zarówno jeśli chodzi o formę, jak i treść.

1 komentarz: