Stronki na blogu

sobota, 8 lipca 2017

Jack Ketchum „Zabawa w chowanego”

Troje studentów, Casey, Kimberley i Steven, wraz z rodzicami spędza wakacje w małym miasteczku Dead River w stanie Maine. Miejscowy młody mężczyzna, Dan Thomas, dołącza do ich paczki w nadziei na zbliżenie się do Casey, która bardzo mu się podoba. Choć ma pewne opory uczestniczy w ich wybrykach, głównie dlatego że znajduje się pod silnym urokiem Casey. Ryzykantki, która lubi stawiać na swoim i nie zwykła otwierać się przed innym. Dan stara się lepiej ją poznać, odkryć dręczące ją fakty z jej przeszłości, ale Casey reaguje złością, gdy mężczyzna kieruje rozmowę na tematy osobiste. Podczas jednego z pierwszych spotkań z młodymi wczasowiczami Dan opowiada im o domu należącym niegdyś do Mary i Bena Crouchów, którzy zaginęli zostawiając budynek w opłakanym stanie. Opuszczone, niszczejące domostwo, o którym krążą przerażające historie porusza wyobraźnię przyjezdnych, ale dopiero jakiś czas później zdecydują się wykorzystać drzemiący w nim potencjał.

Pierwotnie wydana w 1984 roku „Zabawa w chowanego” jest drugą powieścią w pisarskim dorobku Dallasa Williama Mayra, publikującego pod pseudonimem Jack Ketchum. Przez samego Stephena Kinga nazywany (prawdopodobnie) najbardziej przerażającym facetem w Ameryce, autor między innymi głośnej, opartej na faktach, niezwykle poruszającej „Dziewczyny z sąsiedztwa”, na rynku literackim debiutował cztery lata wcześniej kontrowersyjnym utworem „Poza sezonem”, stanowiącym pierwszą odsłonę jego trylogii kanibalistycznej (ostatni tom napisał wspólnie z Luckym McKee). Choć debiutancka powieść Jacka Ketchuma wywołała małe poruszenie wśród czytelników zdecydowanie najwięcej fanów przysporzyła mu „Dziewczyna z sąsiedztwa”, która po raz pierwszy ukazała się pięć lat po „Zabawie w chowanego”, powieści, na polskie wydanie której trzeba było czekać aż do roku 2017...

„Zabawa w chowanego” to niedługa opowieść o czwórce młodych ludzi przebywających w małym miasteczku w stanie Maine, gdzie między innymi starają odganiać nudę różnego rodzaju wybrykami, czasami bardzo ryzykownymi. Większa część lektury stanowi swoisty przekrój ich wakacyjnego życia, z którego przebija jakaś nieokreślona groźba. Narratorem „Zabawy w chowanego” Jack Ketchum uczynił Dana Thomasa, młodego mężczyznę mieszkającego w Dead River, który pewnego lata zaprzyjaźnia się z trójką studentów, spędzających wakacje w tej małej, sennej mieścinie. Główny bohater powieści i zarazem narrator uprzedza fakty, już na początku opowieści dając czytelnikom wyraźnie do zrozumienia, że stanie się coś złego, że relacjonuje swoje niegdysiejsze traumatyczne przeżycia, ale samo źródło owego zagrożenia przez dłuższy czas jest przez niego ukrywane. Choć może nie do końca, bo jednak sporo miejsca poświęca kreśleniu aury niebezpieczeństwa spowijającej jedno konkretne miejsce i emanującej z jednej konkretnej postaci. Nie wiemy jednak na czym dokładnie będzie ono polegało - w jakim charakterze się objawi, jaką postać przybierze. Przez większą część lektury Ketchum wstrzymuje się przed skonkretyzowaniem owego fatum wiszącego nad protagonistami, ale nie pozwala zapomnieć o jego istnieniu. Dwa domniemane źródła rzeczonego niebezpieczeństwa pokazują dwa różne oblicza tego autora, przy czym jedno z nich stanowi swego rodzaju znak rozpoznawczy jego prozy. Jack Ketchum najbardziej upodobał sobie przedstawianie człowieka w roli potwora. Autor wyraźnie wychodzi z założenia, że nic tak nie przerazi czytelników jak zdemoralizowany, zdolny do najokrutniejszych czynów człowiek z krwi i kości, nie zaś wszelkiego rodzaju fantastyczne stwory egzystujące wyłącznie w świecie wyobraźni. Zgodnie z tą zasadą kreśli więc portret pięknej studentki Casey, pod urokiem której znajduje się narrator powieść Dan Thomas. Młody mężczyzna ma świadomość tego, że w dziewczynie tkwi coś nieczystego, że pod tą anielską twarzą kryje się coś potwornego, ale pragnienie przebywania w jej towarzystwie jest silniejsze od owych złych przeczuć względem niej. Jack Ketchum nie szczędzi starań w kierunku zantagonizowania obiektu westchnień głównego bohatera „Zabawy w chowanego”. Robi wszystko, aby utwierdzić odbiorcę w przekonaniu, że trwanie u boku tej młodej kobiety jest wielce ryzykowne, że ta relacja może doprowadzić Dana do zguby. Wydawać by się mogło klasyczna femme fatale – wyrachowana, w pełni świadoma władzy, jaką ewidentnie sprawuje nad mężczyznami i niewahająca się wykorzystywać jej do własnych, niecnych celów, piękna kobieta, którą niełatwo zadowolić. Odczuwająca silny pociąg do ryzykownych przygód, do których bez większych trudności jest w stanie nakłonić swoich towarzyszy. Gdyby Jack Ketchum poprzestał na demonizowaniu postaci Casey zapewne nikt nie miałby wątpliwości jak też potoczy się finał tej historii. Już podczas pierwszych partii książki dla każdego byłoby jasne, że rzeczona studentka sprowadzi śmierć na swoich kompanów, że stykamy się z opowieścią na kształt „Straconych” - innego utworu Jacka Ketchuma, w którym koncentrował się na pewnej mocno zaburzonej jednostce. Ale w „Zabawie w chowanego” autor uniknął owych oczywistości poprzez wplecenie w fabułę dziejów Mary i Bena Crouchów, lokalnych dziwaków, którzy zaginęli przed laty pozostawiając swoje domostwo w iście tragicznych stanie. W oblepionych ekskrementami pomieszczeniach stojącego na uboczu domu znaleziono jedynie ich wychudzone psy oraz kilka ciał tych zwierząt ponadgryzanych przez swoich niedawnych towarzyszy. Gospodarzy nigdy nie odnaleziono, co wespół z odrażającym stanem ich lokum natchnęło miejscowe dzieciaki do tworzenia niewiarygodnych historii o tym miejscu. Największą popularnością, po dziś dzień, wśród młodszych członków społeczności Dead River cieszy się teoria o nawiedzeniu tego obecnie opuszczonego domostwa. Jack Ketchum w pewnym stopniu zahacza więc o stylistykę, po którą sięga nader rzadko, z którą zazwyczaj nie jest kojarzony. Daje nam do zrozumienia, że akcja może rozwinąć się w rzadziej spotykanym w jego twórczości kierunku, że z czasem może uraczyć nas opowieścią o duchach przypuszczających atak na śmiałków decydujących się spędzić kilka nocnych godzin na tej przeklętej ziemi.

Ludzie to, ogólnie rzecz biorąc, idioci. Młodzi szczególnie. Bo dzieciaki nie wierzą w śmierć. Muszą zostać tego nauczone, a dobrym wykładowcą jest tylko choroba lub dziury w ciele. Rany. Ból. Wszystko to przychodzi z czasem, ale za to jest nieuniknione. Bo wszyscy bohaterowie to dzieci.”

W „Zabawie w chowanego” przede wszystkim urzeka zręczne pogrywanie Jacka Ketchuma z czytelnikiem, przeplatanie dwóch jakże odmiennych sugestii odnośnie natury zagrożenia. Umiejętność wykorzystania oczekiwań czytelnika wyrobionych przez lata obcowania z dwoma różnymi konwencjami (wszelkiej maści zwyrodnialce i ghost story) do własnych celów. Autor przede wszystkim stara się (jak się okazuje z pozytywnym skutkiem) zdezorientować odbiorcę. Zaciemnić istotę tej opowieści jednocześnie nie szczędząc faktów, które to wystarczy jedynie złożyć w jedną całość, aby w naszych umysłach skrystalizowało się prawdziwe oblicze owego fatum wiszącego nad protagonistami. Zadanie wydaje się więc stosunkowo proste, ale w praktyce wcale takowe nie jest – poskładanie tych wszystkich emanujących nieokiełznaną wrogością elementów w spójną całość nastręcza pewnych trudności, pomimo unikania przez Ketchuma wpadania w nadmierne komplikacje. Innymi słowy autor pokazuje nam, że na prostym szkielecie fabularnym można zbudować całkiem interesującą opowieść, tajemniczą intrygę, której tajniki chce się poznać, a której istota z jakiegoś powodu wciąż się nam wymyka. Kolejnym superlatywem „Zabawy w chowanego” jest częste udowadnianie przez Ketchuma swojej ogromnej znajomości mechanizmów zachodzących w ludzkiej psychice oraz wyciąganie na światło dzienne niektórych brudów tego świata. Autor wprost uwielbia obnażać to, co w człowieku najgorsze, budować swoje historie w oparciu o przytłaczające obserwacje z prawdziwego życia, w którym to aż roi się od odrażających potworów. Jednocześnie jednak unika uogólniania, nie wrzuca całej rasy ludzkiej do jednego worka opatrzonego etykietką „psychopata”. Zdaje sobie sprawę i daje temu wyraz w swoich utworach, że ten świat zamieszkują również dobrzy ludzie, nierzadko popełniający błędy, ale w decydującym momencie zdolni do heroicznych czynów. Jackowi Ketchumowi nie są obojętne również ofiary ludzkiego zła, potrafi wniknąć w ich psychikę w stylu, który w bolesny dla czytelnika sposób unaocznia katusze, jakie nieustannie przechodzą. W „Zabawie w chowanego” bez problemu odnajdziemy wyżej wspomniane typy osobowości, sportretowane z charakterystyczną dla tego autora przenikliwością, unaoczniającą się przede wszystkim w pojmowaniu mechanizmów ich działania. Wybryki młodych bohaterów „Zabawy w chowanego” początkowo wydają się być wyrazem niedojrzałości i swoistego przekonania o własnej nietykalności. Zdaje się, że mamy do czynienia z grupką bogatych, rozkapryszonych wczasowiczów, którzy wciągają cokolwiek naiwnego miejscowego chłopaka w swoje gierki. Z czasem jednak dane nam będzie poznać źródło owych zachowań, okrutną prawdę, która jak się wydaje ukształtowała osobowość jednostki. Przyczyniła się do tego, kim się stała. Pytanie tylko, czy zdoła sprzeciwić się mrocznym instynktom, próbującym zepchnąć ją na drogę samozagłady od owego znamiennego momentu sprzed laty, od wydarzenia, które skaziło jej duszę. UWAGA SPOILER Niejeden czytelnik zapewne doceni chwyt zastosowany przez Jacka Ketchuma w ostatnich partiach „Zabawy w chowanego”. Z satysfakcją przyjmie zaserwowany przez niego przewrót, który aż nazbyt wyraźnie uświadomi mu, że wcześniej był wodzony za nos, że padł ofiarą zręcznej manipulacji autora, a co za tym idzie odczuje niemałe zaskoczenie na wieść o faktycznym zagrożeniu. Mnie jednak nie ucieszyło takie rozwiązanie. Wydawało się bowiem nazbyt wydumane, niemile kontrastujące z wcześniejszymi wydarzeniami. Dyktowane przede wszystkim pragnieniem zaskoczenia czytelnika, zamiast jakbym wolała zaatakowania go tym co u Ketchuma najlepsze, czyli poruszającą, do głębi raniącą, okrutną prawdą o nieskończoności zła tkwiącego w jednostce. Z zewnątrz przypominającej ludzi mijanych na ulicach, może nawet naszych sąsiadów albo członków naszej rodziny, a tymczasem przechowującej w swoim wnętrzu czystą mentalną zgniliznę KONIEC SPOILERA.

Chociaż w mojej ocenie „Zabawa w chowanego” nie dorównuje paru innym znanym mi powieściom Jacka Ketchuma, nie stanowi najlepszego pisarskiego popisu tego autora (od „Dziewczyny z sąsiedztwa”, czy „Jedynego dziecka” oddziela ją wręcz ogromna przepaść) to i tak wypada całkiem nieźle. Dostarcza sporo prawie że takich emocji, jakich oczekuje się od tego pisarza. Nie osiadają one na psychice odbiorcy z taką mocą, jak miało to miejsce w przypadku choćby tych dwóch dopiero co nadmienionych utworów, ale to nie oznacza, że w ogóle się ich nie odczuwa. To że Jack Ketchum ma na koncie lepsze utwory nie sprawia, że ten jest zły, nie oznacza, że wielbiciele literatury grozy najlepiej zrobią trzymając się od tej powieści z daleka, bo moim zdaniem zasłużyła sobie ona na ich uwagę. Myślę, że ma sporą szansę usatysfakcjonować sympatyków bezkompromisowej prozy, choć niekoniecznie wprawić ich w czysty zachwyt.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz