Stronki na blogu

wtorek, 1 sierpnia 2017

„Alena” (2015)

Nastoletnia Alena zostaje przyjęta do prywatnej szkoły dla dziewcząt. Próbuje się dostosować do nowego środowiska, ale nie udaje jej się zyskać akceptacji popularnej uczennicy Filippy. Dziewczyna zaczyna nękać Alenę z pomocą swoich dwóch najlepszych przyjaciółek, Cissi i Tessan. Filippę złości przyjaźń, która nawiązała się pomiędzy nową uczennicą i Fabienne, dziewczyną, o uwagę której ta pierwsza zabiega. Jej wściekłość wzrasta, gdy Alena dostaje się do szkolnej drużyny lacrosse'owej, do której przynależy również Filippa. Po zajęciach Alena zwykła spotykać się ze swoją najlepszą przyjaciółką, Josefin, dziewczyną, która ma jakiś związek z traumatycznymi wydarzeniami z jej przeszłości. Josefin nie zamierza biernie przyglądać się krzywdzie wyrządzanej jej przyjaciółce i nie ma zamiaru pozwolić, aby Fabienne zajęła jej miejsce u boku Aleny.

„Alena” to utrzymany w realiach młodzieżowych szwedzki horror nastrojowy z elementami dramatu, za reżyserię którego odpowiada Daniel di Grado. Za scenariusz w jakimś stopniu również, bo pisał go wspólnie z Kerstin Gezelius i Alexandrem Onofri (na podstawie komiksu Kima W. Anderssona), nie mając wówczas żadnego doświadczenia w tym gatunku filmowym. Premierowy pokaz „Aleny” odbył się w 2015 roku podczas Stiges Film Festival, później goszcząc jeszcze na kilku innych festiwalach. Międzynarodowego sukcesu omawiany projekt di Grado nie odniósł, czemu osobiście wcale się nie dziwię i bynajmniej nie upatruję powodów takiego stanu rzeczy wyłącznie w ograniczonej dystrybucji.

Osadzanie akcji horrorów w prywatnych szkołach nie jest żadnym novum. Żeby daleko nie szukać wystarczy przypomnieć choćby takie tytuły, jak „Mroki lasu” Lucky'ego McKee i „Internat” Mary Harron. W sumie to zdziwiłabym się, gdyby kino grozy dotychczas nie pochyliło się nad tego rodzaju miejscem, bo oferuje ono jakże chwytliwy motyw hermetycznej społeczności, wątek, który daje twórcom horrorów niemałe pole do popisu. Usytuowana w malowniczym zakątku, w niejakim oddaleniu od gospodarstw domowych, elitarna szkoła dla dziewcząt, w wydaniu Daniela di Grado, nie prezentuje się tak, jak w chociażby wspomnianych już „Mrokach lasu”. Reżyser nie koncentruje się na sygnalizowaniu widzom, że nad tym miejscem wisi jakieś mroczne fatum, dawaniu mu do zrozumienia, że personel i być może również uczniowie skrywają przed światem jakąś przerażającą tajemnicę, powoli zgłębianą przez główną bohaterkę filmu. Nie, Daniel di Grado zagrożenia kazał nam upatrywać gdzie indziej, choć nie omieszkał zarysować charakteru tego miejsca w sposób, z którego przebija pragnienie stworzenia przygniatającej atmosfery odizolowania. Nowa uczennica borykająca się z traumą, jakiej doznała w niedalekiej przeszłości, całkiem dobrze wykreowana przez Amalię Holm, Alena, szybko uświadamia sobie, że największą popularnością wśród uczniów cieszy się rozpieszczona zawodniczka drużyny lacrosse'owej, Filippa (egzaltowana Molly Nutley). Dziewczyna, która zwykła dyrygować nie tylko swoimi rówieśnicami, ale również nauczycielami. Nastolatka spoglądająca z wyższością na ludzi w swoim otoczeniu, która w razie kłopotów niezmiennie zasłania się wpływami swojego bogatego ojca. To zepsute, aroganckie dziewczę zaczyna żywić głęboką nienawiść do tytułowej postaci, która z kolei po pierwszej nieudanej próbie nawiązania z nią przyjaźni, stara się nie wchodzić jej w drogę. Bezskutecznie, jak zresztą można się tego spodziewać. UWAGA SPOILERY Poprzednie stwierdzenie można w zasadzie odnieść do absolutnie wszystkich aspektów scenariusza „Aleny”, jestem bowiem skłonna zaryzykować tezę, że nie znajdzie się wielu odbiorców tego obrazu, którzy dadzą się zwieść jego autorom. Przewidywalność pewnie nie przeszkadzałaby mi tak bardzo, gdyby nie przeświadczenie, że w zamyśle scenarzystów to właśnie przewrotność miała stanowić największą siłę tej opowieści. Widać, że twórcy bardzo starają się zaciemniać prawdziwy sens tej historii, ale ich starania okazują się kompletnie nieskuteczne (końcówka przypomina „Nieproszonych gości"). Nie wiem, jak inni, ale ja przeniknęłam ich zamysł już podczas wstępnych partii „Aleny” - już wówczas wiedziałam, jakiego rodzaju zwroty akcji scenarzyści wkrótce mi zaserwują, nie dane mi więc było przyswajać sobie tej historii z takiej perspektywy, jakiej bez wątpienia chcieli. W sumie to ich rozpaczliwe dążenie do przesłaniania sensu tej opowieści było nawet zabawne. Czasami, bo dominującą reakcją w moim przypadku było zdumienie. W negatywnym tego słowa znaczeniu. Miałam bowiem wrażenie, że twórcy „Aleny” nie mieli żadnych wątpliwości, iż udaje im się wyprowadzać odbiorcę w pole, że jest on marionetką w ich rękach, ofiarą zręcznej manipulacji, którą wkrótce nagrodzą wbijającymi w fotel zwrotami akcji. Wrażenie może fałszywe, ale naprawdę nie mogłam oprzeć się właśnie takiemu poczuciu – nie potrafiłam nie wysnuć wniosku, że twórcy „Aleny” najwyraźniej nie pokładają większej wiary w domyślność swojej grupy docelowej, że wychodzą z założenia, iż takie prymitywne próby oszukania odbiorcy w zupełności wystarczą... KONIEC SPOILERÓW. Główną bohaterkę filmu poznajemy, jako doświadczoną przez los, spokojną nastolatkę, która próbuje odnaleźć się w nowym środowisku. W kręgu dziewcząt wywodzących się z dużo bogatszych rodzin niż jej własna. Alena aktualnie mieszka z matką (której nie dane nam będzie zobaczyć) w skromnym domu, nieusytuowanym w aż takim oddaleniu od jej nowej szkoły, aby nie mogła po każdych zajęciach udawać się do niego pieszo. Szybko dowiadujemy się, że w tych okolicach mieszka również jej najlepsza przyjaciółka, Josefin. Przebojowa, niebojąca się niezgodnych z prawem działań, nastolatka, która przychodzi i odchodzi, i z postawy której przebija ogromna zaborczość. Chce mieć Alenę tylko dla siebie równocześnie zapewniając jej bezpieczeństwo w sposób, którego jej przyjaciółka nie pochwala.

„Alena” to w gruncie rzeczy typowa opowieść o nastolatce próbującej uporać się z traumą i odnaleźć w nowym środowisku złożonym z bogatych dziewcząt, wśród których znajduje się zepsuta osóbka, obdarzona sporą charyzmą. Prześladowczyni Aleny, Filippa, potrafi podporządkowywać sobie inne uczennice, poza Fabienne, której stara się przypodobać (a właściwie to nie wiadomo, czy to jedyny wyjątek, bo większość uczennic pełni tutaj role statystów). Ta ostatnia woli jednak towarzystwo Aleny, dziewczyny, która jak wiele na to wskazuje niezamierzenie powoli zajmuje miejsce Filippy na szczycie uczniowskiej hierarchii. Odpowiedzialny za zdjęcia Simon Olsson próbuje wykrzesać z tego odrobinę intymności – oko kamery nierzadko na dłużej zatrzymuje się na poszczególnych postaciach, przede wszystkim koncentrując się na twarzy pierwszoplanowej bohaterki, ale owym kadrom zdecydowanie brakuje intensywności. Przez co zamiast stwarzać poczucie swego rodzaju głębi, wzmacniać więź pomiędzy widzem i daną postacią lub potęgować jego awersję do czarnych charakterów, zmusza go do walki z sennością. Być może nie każdy właśnie tak zareaguje na warsztat Olssona, niewykluczone, że znajdą się osoby, których jego zdjęcia niemalże zahipnotyzują, którym udzielą się emocje, jakie starano się w nich zawrzeć. Takich widzów uznam za wielkich szczęściarzy, bo ja nie potrafiłam zsynchronizować się z wrażliwością twórców „Aleny” - te „przestoje” strasznie mnie wymęczyły, nawet bardziej niż dynamiczne wstawki z udziałem Josefin. Incydent w pomieszczeniu z prysznicami, sfinalizowany realistycznym widokiem zakrwawionej twarzy jednej z uczennic moim zdaniem wypadł najlepiej – pozostałe interwencje agresywnej przyjaciółki Aleny krzesały nieporównanie mniejsze napięcie i zostały osadzone w dużo mniej klimatycznej scenerii. Choć prawdę powiedziawszy nawet w tym wyróżnionym przeze mnie zdarzeniu zauważyłam pewne niedoróbki – poprzedzająca atak próba zgwałcenia Aleny przez koleżankę powinna być dłuższa, tak aby oglądający miał szansę całkowicie wtopić się w dramat napadniętej nastolatki, a spowijająca je mroczna atmosfera powinna z większą agresywnością emanować wyczuwalnym pierwiastkiem śmiertelnego zagrożenia. Tak na marginesie na tym nie kończą się akcenty homoseksualne, bo jak się okazuje jeszcze kilka innych dziewcząt odczuwa pociąg do przedstawicielek tej samej płci. Orientacja seksualna kluczowych bohaterek „Aleny” odgrywa pewną rolę w całej tej miałkiej intrydze, nie jest bez znaczenia, ale żeby jakichś tam dodatkowych silnych emocji dostarczała to nie. Można było wykrzesać z tych relacji więcej dramatyzmu, można było spojrzeć na nie z większą wrażliwością i nacechować je silniejszą groźbą wynikającą z owych związków zamiast poprzestawać na takich niemalże beznamiętnych ogólnikach.

„Alena” to film, którego boję się polecać komukolwiek. Nawet tym wielbicielom horrorów, których nie mierzi przewidywalność, ani brak większej kreatywności ze strony ich twórców. Nawet fanom w zamyśle nastrojowych horrorów (w zamyśle, bo nie zauważyłam tutaj biegłości w budowaniu przygniatającego klimatu grozy) osadzonych w realiach młodzieżowych, bo mam wątpliwości, czy sympatyków rzeczonych produkcji usatysfakcjonuje takie spojrzenie na tego typu kino. Ja ledwo dotrwałam do końca, a nie mam nic przeciwko wyżej wspomnianej konwencji, co więcej nie zależy mi zbytnio na oryginalnych scenariuszach i zaskakujących zwrotach akcji. Wydawać by się więc mogło, że to ułatwi mi przyswojenie sobie „Aleny”, że dzięki temu uda mi się spojrzeć na tę produkcję może niekoniecznie zachwyconym, ale przynajmniej przychylniejszym okiem. Tak się niestety nie stało i szczerze wątpię, żeby znalazło się wielu widzów, którzy zareagują na ten obraz zgoła odwrotnie, którzy obdarzą „Alenę” ogromną sympatią i z utęsknieniem będą wypatrywać kolejnych horrorów Daniela di Grado.

3 komentarze:

  1. Początkowo sama już tematyka wydawała mi się być zachęcająca, gdyż lubię wszelkie historie opowiadające o życiu nastolatków. Jednak nie wiem, czy jest sens ryzyka, skoro Ty ledwo dotrwałaś do końca.

    OdpowiedzUsuń
  2. Przepraszam ale w czym niby końcówka przypomina Nieproszonych gości? Bo oglądałam ten film chyba ze dwa razy i według mnie nie ma żadnych podobieństw...poza stanem "psychicznym" obu bohaterek.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. SPOILER Przypadłość głównych bohaterek to jedno, ale pod koniec jest jeszcze moment z pojawieniem się ostrego narzędzia (w "Nieproszonych gościach" noża, a w "Alenie" nożyczek) w dłoniach głównych bohaterek, a chwilę wcześniej trzymanych przez Alex i Josefin.

      Usuń