Mary,
jej mąż i dwójka ich dzieci z powodu przeniesienia siedziby firmy,
w której pracuje mężczyzna muszą przeprowadzić się na
przedmieścia, w których dorastała kobieta. Mary jako pierwsza
przyjeżdża do ich nowego domu. Jej rodzina ma do niej dołączyć
za kilka dni, a do tego czasu kobieta ma zamiar dopilnować kilku
spraw związanych z przeprowadzką. Po przyjeździe do nowego domu
Mary poznaje trzy swoje sąsiadki, które zapraszają ją na
przyjęcie organizowane przez jedną z nich na cześć jej
nastoletniego syna Maxa. Wcześniej przed swoim domem zauważa
lodziarza handlującego towarem trzymanym w małej ciężarówce.
Kobieta jeszcze nie wie, że dziwaczny mężczyzna objeżdża okolicę
nie tylko w poszukiwaniu klientów, ale również ofiar.
„The
Ice Cream Truck” to niszowy obraz w reżyserii i na podstawie
scenariusza Megan Freels Johnston, wnuczki nieżyjącego już
powieściopisarza i scenarzysty Elmore'a Leonarda, która w obu wyżej
wymienionych rolach debiutowała w 2014 roku horrorem/thrillerem pod
tytułem „Rebound”. „The Ice Cream Truck” to drugi film
Johnston, który moim zdaniem został błędnie sklasyfikowany jako
horror komediowy. Parę dowcipnych akcentów można w nim odnaleźć,
ale są one tak łagodne i jest ich tak niewiele, że nijak nie
potrafię zaakceptować oficjalnej klasyfikacji gatunkowej. Omawiana
produkcja moim zdaniem jest slasherem, kładącym większy
nacisk na klimat niźli krwawe sceny mordów.
Megan
Freels Johnston nie dopatrzyła się potencjału na filmowy horror w
tematyce dotychczas pomijanej przez twórców kina grozy. Wystarczy
przypomnieć sobie „Lodziarza” Paula Normana z 1995 roku, żeby
dojść do słusznego skądinąd wniosku, że motyw obwoźnej
lodziarni należącej do mordercy w tym gatunku nie jest żadnych
novum . Ale forma, jaką nadano „The Ice Cream Truck” dalece
odbiega od tej zaproponowanej przez twórców „Lodziarza”. I
właśnie tutaj dopatrzyłam się największej siły tego obrazu.
Moja ocena warstwy technicznej zapewne nie będzie podzielana przez
większość odbiorców „The Ice Cream Truck”, bo i nie sądzę,
ażeby Johnston celowała w szeroką publikę, żeby pragnęła
wkupić się w łaski jak największej liczby współczesnych widzów.
W jej drugim filmie nie zobaczycie „teledyskowego montażu”,
efektów komputerowych i dynamicznej fabuły pełnej zaskakujących
zwrotów akcji i różnego rodzaju, czy to typowych dla gatunku, czy
całkowicie oryginalnych, motywów. Dostaniecie tak naprawdę jeden
wątek charakterystyczny dla horroru i jeden który można wiązać
zarówno ze wspomnianym gatunkiem, jak i thrillerem o zabarwieniu
satyrycznym. Istnieje duża szansa, że wielu widzów uzna, iż
Johnston zanadto wszystko porozciągała, że jej koncepcja zyskałaby
na wartości, gdyby wzbogacić ją o jakieś dodatkowe rozwiązania
fabularne, ale ja uważam, że wówczas zaprezentowana historia
straciłaby na intensywności, że jej rozbudowa zaowocowałaby
osłabieniem (albo w ogóle utratą) tego, co uznaję za największą
atrakcję „The Ice Cream Truck”. Powolna narracja smacznie
współgra z pozornie sielską, ale nieustannie emanującą jakąś
groźbą scenerią. Groźbą, która po zapadnięciu zmroku jest
intensyfikowana ciemną kolorystyką, którą to operatorzy i
oświetleniowcy całkiem nieźle operują. Ścieżka dźwiękowa
skomponowana przez Michaela Boatenga to przysłowiowa wisienka na
torcie, element, który tak mocno potęguje złowrogi wydźwięk
sfery wizualnej, że bez niego atmosfera grozy z pewnością byłaby
mało wyrazista. Megan Freels Johnston „wrzuca” widzów na jedno
z amerykańskich przedmieść, które szerzej portretuje już podczas
czołówki, racząc nas wówczas zdjęciami ładnych domków,
otoczonych wypielęgnowanymi trawnikami, w pobliżu których nie
widzimy żadnych istot żyjących. Czym już wtedy wprawiła mnie w
mocno posępny nastrój, wynikły z przeświadczenia, że patrzę na
wymarłą okolicę. Zaraz potem Johnston wyprowadziła mnie z błędu
pokazując kilku mieszkańców owego przedmieścia, ale nie było to
równoznaczne z odsunięciem ode mnie podejrzenia, co do podszytej
jakąś groźbą osobliwości tego miejsca. Wygląda to trochę jak w
„Żonach ze Stepford” - pozorna sielanka, z której przebija
niedookreślona wrogość. Już po pierwszym rzucie oka na młodego
lodziarza zwykłego jeździć po okolicy swoją małą ciężarówką,
której pojawienie się anonsuje wesoła muzyczka wydobywająca się
z głośników zamieszczonych w tym fikuśnym pojeździe, wiemy, że
zagrożenia należy wypatrywać w tym jegomościu. Ale Johnston daje
nam również powody przypuszczać, że niebezpieczeństwo czai się
także wśród tutejszych mieszkańców, nowych sąsiadów głównej
bohaterki Mary (w tej roli przejaskrawiona i przez to w ogóle
nieprzekonująca Deanna Russo). Wścibskie, nieakceptujące
wulgaryzmów panie domu, toczące swoje pozornie idealne żywota na
otulonym gęstą ciszą amerykańskim przedmieściu i zdające się
poświęcać cały swój czas na pielęgnowanie ogrodów oraz dbanie
o swoje domy i rodziny. Dorastająca w tej okolicy, ale później
mieszkająca w Seattle w stanie Waszyngton, Mary, w ogóle nie pasuje
do tego środowiska. W porównaniu do innych zaprezentowanych
mieszkanek owego przedmieścia jawi się niczym kobieta wyzwolona,
członkini płci pięknej, która ani myśli wzorem swoich sąsiadek
redukować się do roli „kury domowej”. Johnston unaocznia ten
wątek w satyryczny sposób – nowe otoczenie Mary robi iście
tragikomiczne wrażenie. Lekkie przerysowanie wespół z trafnymi
obserwacjami niektórych przedstawicielek podmiejskiej klasy średniej
daje widzom zarówno próbkę dobrego (bo nienachalnego) humoru, jak
i krytyczną analizę prezentowanej grupy społecznej, w której
(przynajmniej w odniesieniu do jej części) niepodobna dopatrzeć
się przekłamania. Nastoletni sąsiad Mary, Max, mający po
wakacjach rozpocząć studia w pewnym momencie stwierdza, że
przedmieścia są jak wielka bańka i rzeczywiście takie ma się
wrażenie patrząc na tę scenerię. Widzimy hermetyczny światek,
który z zewnątrz wydaje się być oazą spokoju i szczęścia, ale
jak zauważa Mary to tylko pozory. Rzeczywistość zazwyczaj okazuje
się zupełnie inna.
„The
Ice Cream Truck” nie jest horrorem skierowanym do fanów daleko
idącej dosłowności. Już prędzej sprosta oczekiwaniom miłośników
nastrojowych produkcji wpisujących się w ten gatunek. Nie
wszystkim, bo Megan Freels Johnston nie podchodzi do kina grozy w
maksymalnie standardowy sposób. Jej spojrzenie jest nieco inne od
tego, do którego przyzwyczaiły nas współczesne nastrojówki,
slashery zresztą także, ale nie jest ono aż tak kuriozalne,
żebym mogła wciągnąć „The Ice Cream Truck” na listę
najdziwaczniejszych horrorów, jakie w życiu obejrzałam. Osoby
ograniczające swoją przygodę z horrorem tylko i wyłącznie do
oglądania XXI-wiecznych filmów wyświetlanych na wielkich ekranach
prawdopodobnie w tym punkcie przyjmą zgoła odmienne stanowisko, ale
wielbiciele starszych B-klasówek prawdopodobnie podzielą moje
zdanie. W „The Ice Cream Truck” dopatrzyłam się lekkich
zahaczeń o stylistykę horrorów z lat 70-tych i 80-tych i nie mówię
tutaj tylko o oldschoolowym lodziarzu (jego widok sprawił, że Mary
poczuła się jakby cofnęła się do innego epoki), ale również
kolorystyce, która nierzadko, co prawda niezbyt wyraźnie, ale
jednak, przywoływała na myśl horrory z wymienionych dekad.
Narracja, jaką obrała scenarzystka również miała w sobie coś z
minionych, lepszych dla horroru czasów, a mianowicie cechowała się
swego rodzaju rozproszeniem. Niewielkim i co muszę zaznaczyć, nie
jest ono widoczne w każdym XX-wiecznym horrorze – najczęściej
spotykam się z nim podczas obcowania ze starszymi B-klasówkami –
ale i tak bez żadnego trudu da się zauważyć, że opowieść
Johnston nie jest tak płynna, nie dba tak obsesyjnie o spójny,
zwarty ciąg przyczynowo-skutkowy, jak zwykło to czynić tak wielu
współczesnych twórców horrorów mainstreamowych. Scenarzystka
najwięcej miejsca poświęca zwyczajnemu życiu głównej bohaterki,
która to z czasem zapragnie przełamać tę rutynę. Cały czas mamy
świadomość obecności przyczajonej grozy w postaci morderczego
lodziarza zarówno dzięki sukcesywnie zagęszczającej się
złowieszczej atmosferze, jak i kilkukrotnym pojawieniom się
odzianego w biel mężczyzny na ekranie. Sceny mu poświęcone są
dużo krótsze od tych koncentrujących się na głównej bohaterce,
przez co czasami ogarniało mnie niemiłe przeświadczenie, że
niniejsza postać była marginalizowana, że sprowadzono ją głównie
do roli przyczajonego, acz mało aktywnego widma, jakie zawisło nad
miejscem akcji. „Mało aktywny” nie znaczy jednak całkowicie
bierny, bo jednak parę mordów dane nam będzie zobaczyć –
problem tylko w tym, że substancja mająca imitować krew nie
wywiązała się należycie z tego zadania, a odniesionych ran, poza
przebiciem dłoni chłopaka, też nie dostrzegłam. Charakterystyka
lodziarza, nieco oderwanego od rzeczywistości, wyciszonego i
namolnego dziwaka, odrobinę rekompensowała mi niechlujny kształt
mało krwawych mordów, ale to wcale nie oznacza, że ten grzech
został twórcom „The Ice Cream Truck” wybaczony. Gdyby wykazali
się większą dbałością o warstwę gore albo wręcz
przeciwnie, zbrodnie lodziarza skrywali przed wzrokiem widza, byłabym
bardziej kontenta, bo w takim wydaniu widoki tychże wywoływały
jedynie pogardliwe uśmieszki na mojej twarzy. Za to zakończenie
uznaję za istny strzał w dziesiątkę – nie jest oryginalne, ani
nawet niezwykle zdumiewające, ale bez wątpienia nadaje
zaprezentowanej opowieści dodatkowego wymiaru.
„The
Ice Cream Truck” nie znajdzie wielu miłośników - jestem wręcz
przekonana, że spotka się z bardzo chłodnym przyjęciem wielu,
jeśli nie większości, swoich odbiorców. Ale to wcale nie
powstrzymuje mnie przed rekomendowaniem tej produkcji fanom niszowych
horrorów, przybierających leniwe, acz całkiem mocno nastrojowe
formy. Poszukiwaczom prostych fabuł, unaocznianych z niemałą
intensywnością, opowieściom najsilniej egzystujących w konwencji
slasherowej, ale nie tylko, bo satyryczny wątek a la „Żony
ze Stepford” nie jest przecież motywem wiązanym z tym
podgatunkiem horroru. Bardziej kojarzy się z thrillerami i
nastrojówkami, a nie rąbankami. W nim dostrzeżemy między innymi
kilka humorystycznych akcentów – w paru innych miejscach również,
ale nie są one tak agresywne, żebym mogła wtłoczyć ten obraz w
poczet horrorów komediowych, dlatego przeciwnikom łączenia tych
dwóch gatunków radzę nie sugerować się oficjalną klasyfikacją
„The Ice Cream Truck”, z góry skreślając tę pozycję.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz