W
Downers Grove w stanie Illinois co roku ginie uczeń ostatniej klasy
liceum, a większość mieszkańców uważa, że to miejsce jest
obłożone klątwą. Niedługo kończąca szkołę średnią Chrissie
Swanson nie wierzy w przekleństwo. Nie drży na myśl o ostatnim
dniu szkoły, jak jej koleżanki, zamiast tego skupiając się na
zacieśnianiu więzi z Bobbym, mechanikiem samochodowym, którego od
jakiegoś czasu odwiedza w jego miejscu pracy. Jej matka wyjeżdża
na kilka dni z Downers Grove ze swoim nowym partnerem, zostawiając
Chrissie i jej młodszego brata Davida samych. Dziewczyna i jej
najlepsza przyjaciółka, Tracy, zostają zaproszone na imprezę
organizowaną przez paru członków szkolnej drużyny futbolu
amerykańskiego z Willow Creek. Jej gwiazda, Chuck, jest
zainteresowany Chrissie, ale nie zamierza poświęcać czasu na
starania o jej względy. Dziewczyna okalecza go w samoobronie, tym
samym odbierając mu szansę na karierę sportową. I sprowadzając
na siebie i ludzi, na których jej zależy ogromne niebezpieczeństwo.
W
1999 roku w Stanach Zjednoczonych po raz pierwszy ukazała się
powieść „Downers Grove” pióra Michaela Hornburga. Kilkanaście
lat później Derick Martini i autor między innymi kontrowersyjnej
powieści pt. „American Psycho”, Bret Easton Ellis, napisali
scenariusz filmu w oparciu o publikację Hornburga. Reżyserię
„Klątwy Downers Grove” wziął na siebie ten pierwszy, a budżet
produkcji szacuje się na dwa miliony dolarów. Film kręcono w
mieście Pomona w Kalifornii, a zdjęcia główne trwały dwadzieścia
pięć dni.
„Klątwa
Downers Grove” jest utrzymanym w małomiasteczkowym klimacie teen
thrillerem, choć wstępne sekwencje każą przygotować się na
horror młodzieżowy opowiadający o klątwie, z którą będą
mierzyć się protagoniści. Myśl o „Oszukać przeznaczenie”
nasunie się bezwiednie, ale te skojarzeniowe zapędy ostudzi
charakter rzeczonej klątwy. Rzeczywistej bądź wyimaginowanej.
Otóż, już na początku filmu do naszej wiadomości zostaje podana
informacja, że jeśli klątwa istnieje to w każdym roku zbiera
bardzo skromne żniwo. Zabiera tylko jedną osobę, świeżo
upieczonego absolwenta (bądź absolwentkę) szkoły średniej, a
więc nawet przy założeniu, że Downers Grove zostało przeklęte
nie możemy liczyć na gromadkę ofiar. To nie brzmi zachęcająco.
Wygląda na to, że jeśli już ktoś zginie to będzie to tylko
jedna osoba. W takim razie czym wypełniono wszystkie pozostałe
minuty filmu? Przede wszystkim obsesją młodego mężczyzny na
punkcie nastoletniej dziewczyny. Próbami pomszczenia swojej własnej
krzywdy, podszytymi wyraźną sugestią, że dręczyciel darzy
głębokim uczuciem swoją główną ofiarę. Rola głównego
mściciela przypadła w udziale Kevinowi Zegersowi, który to z całej
obsady spisał się zdecydowanie najlepiej. Tylko do niego nie mam
żadnych zastrzeżeń. Wymuszona mimika odtwórczyni roli głównej,
Belli Heathcote, „cielęce spojrzenie” i swego rodzaju
przesłodzona, rozkochana postawa Lucasa Tilla, zauważalnie udawana
przebojowość Martina Spanjersa i warsztatowa nijakość Penelope
Mitchell stanowiły doprawdy ciężkostrawną mieszankę. Szczęście,
że nie przyszło im kreować złożonych, głębokich postaci, bo w
takim wypadku efekt prawdopodobnie byłby dużo bardziej groteskowy.
Nie wiem, czy w książce było tak samo, bo nie miałam okazji jej
przeczytać, więc sformułuję to tak: czy to wzorem autora, czy w
wyniku swojej własnej inwencji Bret Easton Ellis i Derick Martini
uparcie spychali domniemaną klątwę Downers Grove na daleki plan.
Wątkiem przewodnim filmu nie jest tytułowa klątwa tylko toksyczna
relacja Chrissie i Chucka, zapoczątkowana tragicznym w skutkach
incydentem zaistniałym na imprezie zorganizowanej przez tego
drugiego i jego przyjaciół. Trudno potępiać dziewczynę za to, co
wówczas mu zrobiła. Można natomiast nielicho się zdumieć tak
dużą wytrzymałością chłopaka. Chrissie prawie wyłupiła mu
oko, a on zamiast zwijać się z bólu, jak uczyniłby to (chyba)
każdy normalny człowiek znajdujący się w takiej sytuacji, staje
przed lustrem i obmacuje okaleczone miejsce. No, no... chciałabym
mieć tak wysoki próg bólu. Po tym wydarzaniu przychodzi pora na
planowanie zemsty. To jest wówczas, gdy Chuck zdobędzie absolutną
pewność, że nie ma żadnych szans u Chrissie, bo wydaje się, że
starcie, do jakiego między nimi doszło nie odebrało mu całej
nadziei na związek z nastolatką. Koleś próbuje ją zgwałcić,
ona w samoobronie poważnie go okalecza tym samym zabierając mu
wszelkie szanse na wymarzoną karierę sportową, ale w młodym
mężczyźnie wciąż tli się nadzieja na wybudowanie na tych
zgliszczach udanego związku. Albo więc ma ekstremalnie niski iloraz
inteligencji, albo jest tak zaślepiony miłością, że nie potrafi
odróżnić rzeczywistości od swoich wyobrażeń. Z czasem jednak
bierze się w garść i przysięga zemstę na swojej krzywdzicielce –
bo według niego wina leży wyłącznie po jej stronie, z jego punktu
widzenia nie doszło do żadnej próby gwałtu, dziewczyna sobie to
wymyśliła aby jakoś usprawiedliwić swój wybuch agresji. Chuck
angażuje więc paru kolegów z drużyny w swoje przestępcze
przedsięwzięcie. Ich celem jest nie tylko nastoletnia Chrissie, ale
także ludzie, na których jej zależy. Jej nemezis stara się
skrzywdzić ją również poprzez ataki na jej młodszego brata i
przyjaciół. Ale poza mocno przygnębiającą sekwencją z psami,
pomysły Chucka w tej materii nie budzą większych emocji.
Aż
nie chce się wierzyć, że autor tak mocnego dzieła jak „American
Psycho”, powieści, wokół której narosło tyle kontrowersji,
która zszokowała dużą część światowej opinii publicznej, brał
udział w pisaniu tak ugrzecznionego scenariusza. „Klątwa Downers
Grove” to wszak kolejny przykład lekkiego, odmóżdżającego
thrillerka utrzymanego w realiach młodzieżowych, któremu brakuje
konsekwentnego budowania napięcia i stosownie mrocznej atmosfery,
ale sposób snucia konwencjonalnej opowieści jest na tyle
przystępny, żeby jakoś się to oglądało. Jeśli, rzecz jasna,
nie ma się wysokich wymagań względem kina. Bo realizacja „Klątwy
Downers Grove” przypomina tę obieraną w zdecydowanej większości
współczesnych thrillerów telewizyjnych, w których to nie
przywiązuje się dużej uwagi do wydobywania z tego jakichś silnych
emocji. Po prostu opowiada się o czymś, co nie grzeszy
oryginalnością, bez sięgania po wbijające się w pamięć
ozdobniki, ale siląc się na (w zamiarze) nieprzewidywalny zwrot
akcji. Na mnie te próby nie wywarły pożądanego skutku i nie mam
wątpliwości, że nie będę w tym odosobniona, bo finalny przewrót
naprawdę łatwo przedwcześnie rozszyfrować. Nie trzeba do tego
dużej przenikliwości – wystarczy wsłuchiwać się w rozmowy
bohaterów UWAGA SPOILER a konkretniej w jedną konwersację
Chrissie z jej przyjacielem KONIEC SPOILERA i obserwować ich
twarze, bo z emocji, które się na nich odmalowują można wiele
wyczytać. Interpretować tego wcale nie trzeba – słuchanie i
patrzenie sprawią, że wszystkie części układanki z czasem same
wskoczą na właściwe miejsce. Najbardziej w „Klątwie Downers
Grove” podobały mi się sny głównej bohaterki – tajemnicze,
mistyczne wręcz obrazy podszyte niebezpieczeństwem, wskazujące na
nieustające zbliżanie się jakiegoś nadnaturalnego zagrożenia.
Niepotrzebnie tylko wplatano w to motyw indiański, bo w tym
przypadku skręty w stronę tego często wykorzystywanego przez
amerykańskich filmowców pierwiastka w moich oczach nie znajdowały
satysfakcjonujące uzasadnienia. UWAGA SPOILER
Niedopowiedzenie sprawdziłoby się dużo lepiej – uderzenie w
takie oczywistości, odzieranie klątwy z całej tajemniczości na
rzecz silnie wyeksploatowanego tematu, którego co gorsza nie
potrafiono ciekawie przedstawić, dla mnie nie miało żadnego sensu
KONIEC SPOILERA. Mały plusik przyznaję też portretowi osób,
które winny stać na straży bezpieczeństwa i porządku
publicznego. Podejściu do policjantów, bo w dużym stopniu pokrywa
się ono z moimi własnymi obserwacjami tej grupy zawodowej. A więc
widziałam w tym sporo realizmu, choć pewnie nie każdy odbiorca
„Klątwy Downers Grove” będzie się tak na to zapatrywać.
Gdzieś tam pewnie są ludzie, którzy mają zgoła inne
doświadczenia z tymi siłami mundurowymi. Oni mogą wręcz uznać
taką postawę policjantów za całkowicie niewiarygodną, posuniętą
do takiego punktu, który nie ma najmniejszych szans zaistnieć w
prawdziwym życiu. Mogę ich jednak zapewnić, że trwają w błędzie
– że noszą różowe okulary, których powinni jak najszybciej się
pozbyć. Bret Easton Ellis i Derick Martini niejako do tego
zachęcają, nie jestem tylko w stanie powiedzieć, czy ich podejście
do policjantów (albo autora literackiego pierwowzoru) będzie w
stanie zmusić sympatyków tej grupy zawodowej do uwierzenia w to, że
tacy ludzie istnieją, że ofiary różnego rodzaju prześladowań,
ludzie dręczeni przez innych w rzeczywistości też czasem są
traktowani w taki sposób jak Chrissie przez osoby, którym podatnicy
płacą przecież za to aby zawsze stawały po stronie
pokrzywdzonych.
Takie
nijakie coś. Właśnie tak muszę podsumować „Klątwę Downers
Grove”. Schematyczny, przewidywalny teen thriller, który
tytułową klątwę traktuje mocno marginalnie, który skupia się
przede wszystkim na prześladowaniu nastolatki i ludzi, którzy są
dla niej ważni przez grupę zdemoralizowanych młodych mężczyzn.
Przez jednostki, którym wolno więcej i starają się wykorzystać
te wyjątkowe uprawnienia do pomszczenia krzywdy jednego z nich. Nic
wielce wciągającego, nic, co ma szansę wydobyć multum silnych
emocji z przynajmniej większości odbiorców, ale przy odrobinie
dobrej woli można bez większego bólu pogapić się w ekran. Jak ma
się za dużo wolnego czasu, nie ma się wielkich wymagań względem
kina i nie jest się uprzedzonym do teen thrillerów to można
po to sięgnąć. Obejrzeć i zapomnieć – bo chyba nie da się
dłużej trzymać tego w pamięci. Nawet gdyby się bardzo chciało,
a nie sądzę, żeby wielu odbiorców „Klątwy Downers Grove” o
tym marzyło.
Lubię thrillery,ale schematyczne i nijakie do mnie nie przemawiają ;D
OdpowiedzUsuń