W
stadionowej toalecie w Tumbie w Szwecji zostaje odnalezione ciało
zamordowanego mężczyzny. Po dotarciu do jego domu policjant odkrywa
zwłoki jego żony i pięcioletniej córeczki. Nastoletni syn, Josef
Ek, odniósł poważne obrażenia, ale w szpitalu udało się
ustabilizować jego stan. Sprawą zajmuje się komisarz Joona Linna z
Krajowej Policji Kryminalnej. Mężczyzna jest przekonany, że
kolejnym celem niezidentyfikowanego mordercy będzie starsza siostra
Josefa. Chcąc odnaleźć ją przed oprawcą Linna angażuje
psychiatrę Erika Marię Barka, byłego hipnotyzera. Komisarzowi
udaje się namówić lekarza do wprowadzenia Josefa w stan hipnozy w
celu wydobycia z nastolatka informacji na temat miejsca pobytu jego
siostry. Bark ulega jego namowom, chociaż przed dziesięcioma laty
złożył obietnicę, że już nigdy nikogo nie zahipnotyzuje. Ta
decyzja ma dla niego i jego rodziny katastrofalne skutki.
W
2009 roku szwedzki rynek wydawniczy zawojował „Hipnotyzer”,
powieść tajemniczego Larsa Keplera. Początkowo podejrzewano, że
pod tym pseudonimem ukrywa się Henning Mankell, ale on sam i wydawca
książki Keplera szybko wyprowadzili opinię publiczną z błędu.
Brano pod uwagę także paru innych powieściopisarzy, jednak dopiero
po wyczerpującym śledztwie dziennikarskim udało się ustalić
prawdziwą tożsamość autora. Tożsamości, bo okazało się, że
pod pseudonimem Lars Kepler ukrywa się małżeństwo pisarzy,
Alexander Ahndoril i Alexandra Coelho Ahndoril. Informację jako
pierwsza, jeszcze w tym samym roku, opublikowała gazeta
„Aftonbladet”. Pseudonim jest hołdem dla niemieckiego
matematyka, astronoma i astrologa Johannesa Keplera i Stiega
Larssona, autora popularnej trylogii „Millennium”. Zresztą
niektórzy recenzenci chętnie zestawiają owoce pisarskiej
współpracy pary Ahndoril z rzeczonym dorobkiem nieżyjącego już
Larssona. „Time Magazine” nazwał „Hipnotyzera” jedną z
dziesięciu najlepszych powieści roku, a „The Wall Street Journal”
wciągnął go na listę dziesięciu najlepszych powieści
kryminalnych roku. W 2012 roku odbyła się premiera filmu na podstawie omawianej powieści w reżyserii Lassego
Hallstroma.
Lars
Kepler (będę używać pseudonimu) dotychczas napisał sześć
powieści z komisarzem Jooną Linną, a w 2015 roku w Szwecji ukazała
się książka „Playground” („Plac zabaw”), pierwszy utwór
Keplera niezwiązany z jego poczytną serią. Wszystkie dzieła
Keplera trafiły już na rynek polski. Pierwsze wydanie „Hipnotyzera” (pierwszej części serii)
ukazało się w 2010 roku, ale na moje nieszczęście wspólna
twórczość państwa Ahndoril dotychczas nie była mi znana. W moje
ręce trafiło dopiero trzecie wydanie „Hipnotyzera”, publikacja
Wydawnictwa Dolnośląskiego, i z całą pewnością na tej jednej
pozycji nie zakończy się moja przygoda z Larsem Keplerem. Nie
spocznę dopóki nie zapoznam się z całą jego bibliografią, bo
jeśli pozostałe powieści są choć w połowie tak dobre jak
„Hipnotyzer” to nie pożałuję ani minuty mu poświęconej.
Przyznam, że początek, choć brutalny, nie nastroił mnie
optymistycznie. Sposób w jaki nieznany sprawca obszedł się z
rodziną Eków, zwłaszcza jej najmłodszą członkinią (przecięcie
na pół) kazał mi nastawić się na bezkompromisowe podejście do
literackiego thrillera, czyli na coś za czym wprost przepadam. Z
drugiej jednak strony nie miałam powodów by oczekiwać czegoś
innego niż kolejnej brutalnej powieści o tajemniczym seryjnym
mordercy, którego śladami w tym przypadku będą podążali
doświadczony policjant Joona Linna i psychiatra Erik Maria Bark.
Tego typu thrillerów powstało już na pęczki, literacki rynek od
dawna wręcz zalewają historie o seryjnych mordercach, których
spora część uparcie podąża wydeptaną ścieżką, z mojego
punktu widzenia w sposób tak beznamiętny, że nie mogę się
nadziwić niesłabnącej popularności tego typu utworów (nie tylko
literackich, filmowych też). Pomna jednak tego, że co jakiś czas
mimo wszystko trafia mi się jakieś niepozbawione indywidualności,
trzymające w napięciu dziełko o wielokrotnym mordercy ściganym
przez charyzmatyczną postać, nie traciłam nadziei, że w dalszych
partiach „Hipnotyzera” dostanę coś, co będzie mi się chciało
czytać. Że nie będę tylko przyglądać się mozolnej pracy
policyjnej i skakać od jednego miejsca zbrodni do drugiego w
oczekiwaniu na dekonspirację oprawcy, którego tożsamość, jak
błędnie podejrzewałam, rozszyfruję na długo przed pozytywnymi
bohaterami książki. I nie musiałam długo czekać na
natychmiastową śmierć wszystkich moich złych przeczuć,
aczkolwiek równocześnie z tym zjawiskiem pojawił się kolejny
problem. Dużo bardziej denerwujący, jak się okazało. To już nie
są te czasy, kiedy to mogłam poświęcać nawet dziesięć godzin w
ciągu doby na czytanie nie ryzykując przy tym uporczywego bólu
głowy i okropnego pieczenia oczu. Gdyby tak było to mogłabym
oszczędzić sobie mąk płynących z konieczności rozłożenia tej
powieści na trzy wieczory. Aż trzy! A przecież już pierwszego
podejścia nie chciało mi się kończyć, przecież już wtedy
walczyłam z ograniczeniami własnego organizmu (głowa omal mi nie
pękła), starałam się ignorować ból, byle tylko jeszcze trochę
odsunąć w czasie nieuchronną dłuższą przerwę w czytaniu. Takie
boje zdarza mi się toczyć, ale zapomniałam już kiedy ostatnio
doświadczyłam czegoś takiego jeśli chodzi o literaturę
skandynawską. Czy od czasu mojej przygody z trylogią „Millennium”
zdarzyło mi się tak głęboko wsiąknąć w jakąś powieść z
tego regionu Europy, że wręcz marzyłam o tym, żeby nie musieć
się z nią rozstawać? Wydaje mi się, że nie, że dopiero teraz
natrafiłam na coś, co ma dużą szansę wypełnić lukę po Stiegu
Larssonie. Co wcale nie oznacza, że Larsowi Keplerowi winno się
zarzucać kopiowanie „Millennium”, bo choć moim zdaniem poziom
techniczny jest równie wysoki to w „Hipnotyzerze” próżno
szukać powielania pomysłów nieodżałowanego Larssona.
Powiedzieć,
że „Hipnotyzer” to opowieść o seryjnym mordercy to tak jakby
nic nie powiedzieć. Tuż po pierwszym zwrocie akcji, który
następuje bardzo szybko, zostałam wciągnięta w wir
nieoczekiwanych wydarzeń, w najmniejszym nawet stopniu
niekojarzących mi się z żadną ze znanych mi konwencji utworów o
wielokrotnych mordercach. Ani nie dostałam szczegółowego wglądu w
umysł psychopaty, powieści, która choćby tylko w części
konfrontowałaby mnie z perspektywą mocno zaburzonej jednostki, ani
z mozolnym dochodzeniem policyjnym śladami rzeczonego seryjnego
mordercy. Sytuacja jest dynamiczna, zmienia się jak w kalejdoskopie.
Jedna sprawa prowadzi do następnej, która może, ale wcale nie musi
pozostawać w ścisłym związku z tą pierwszą. Nowe wątki mnożą
się w zastraszającym tempie, a korzenie niektórych sięgają
dekadę wstecz, wiążą się z przeszłością niegdyś cenionego
psychiatry i hipnotyzera Erika Marii Barka, ale ciężko o pewność,
że mają one jakieś znaczenie dla toczących się właśnie
kryminalnych spraw, prowadzonych przez Joonę Linnę. Komisarza
Krajowej Policji Kryminalnej, który, jak sam twierdzi, nigdy się
nie myli. Podejrzewam, że w kolejnych tomach ulegnie to zmianie, ale
w „Hipnotyzerze” lepiej poznajemy Erikę Marię Barka, to jemu
towarzyszymy najczęściej i to w jego umysł mamy największy wgląd.
Dokładnie poznajemy też jego najbliższych, żonę Simone i
czternastoletniego syna Benjamina borykającego się z chorobą von
Willebranda. W „Hipnotyzerze” odnajdujemy mocno rozbudowaną
płaszczyznę psychologiczną, która to koegzystuje z warstwą
kryminalną. Efekt jest wprost wyborny, produkt jaki powstaje z tego
współżycia wspomnianych dwóch płaszczyzn, nie przeplatania się
tylko właśnie symbiozy, jest tak przepyszny, że chciałoby się
smakować go dużo dłużej. W sumie to nie mam żadnych wątpliwości,
że gdyby „Hipnotyzera” rozciągnięto nawet i na tysiąc stron
to i tak miałabym poważny niedosyt prozy Larsa Keplera. Z równie
ogromnym (albo jeszcze większym) żalem rozstawałabym się z tą
fenomenalną powieścią, z porównywalnym poczuciem niezaspokojenia,
z uporczywym głodem, który mam nadzieję nie osłabnie przynajmniej
do czasu zapoznania się z całą serią o Joonie Linnie. Nie mogę
niestety przybliżyć wszystkich wątków tej opowieści, bo stanowią
one następstwa zaskakujących zwrotów akcji, tak raptownych i
ogłuszających zmian sytuacji, że gdybym nawet ograniczyła się
tylko do wypunktowania wyłącznie motywów przewodnich to bez
wątpienia zepsułabym komuś przygodę z „Hipnotyzerem”. Mroczną
przygodę, dramatyczną, iście przygnębiającą przeprawę przez
najciemniejsze zakamarki ludzkich umysłów, przez czystą rozpacz,
niewyobrażalne wyrzuty sumienia, niszczący nałóg, trudną do
wybaczenia zdradę i wiele innych jakże silnie oddziałujących na
odbiorcę składowych, łączących się w niezwykle emocjonującą
opowieść, w której nie ma miejsca na techniczne niechlujstwo. Styl
Larsa Keplera jest tak obrazowy, obfituje w tyle poruszających
wyobraźnię szczegółów, w tyle detali, że z łatwością można
zatracić poczucie rzeczywistości. Zapomnieć gdzie się przebywa, a
po skończonej lekturze mieć duże trudności z odnalezieniem się w
szarej codzienności. Bo w „Hipnotyzera” wchodzi się całym –
nie tylko umysłem, ale także ciałem. A wziąwszy pod uwagę
tematykę tego thrillera, bezkompromisowe podejście Larsa Keplera do
tego gatunku, moim zdaniem przede wszystkim osoby łaknące mocnych
wrażeń, niebywale trzymających w napięciu opowieści o
bestialstwach, do jakich zdolny jest tylko człowiek, nie będą
chciały rozstawać się ze światem wymyślonym przez Keplera.
Dodawanie
do tej litanii pochwał kolejnych „ochów” i „achów” nie
jest chyba konieczne. To, co napisałam wyżej nikomu, kto przeczyta
te słowa nie pozostawi wątpliwości jaki mam stosunek do
„Hipnotyzera” państwa Ahndoril publikujących pod pseudonimem
Lars Kepler. Ale żeby nie było niedopowiedzeń – tak, uważam tę
powieść za arcydzieło literackiego thrillera, jedną z najlepszych
szwedzkich powieści z tych, które dotychczas przeczytałam i nie
mam absolutnie żadnych wątpliwości, że powinien się z nią
zapoznać każdy wielbiciel tego gatunku. I to jak najszybciej!
Za
książkę bardzo dziękuję wydawnictwu
U, widzę, że książka ma złożoną fabułę, ale to dobrze. Osobiście nie lubię książek w których od tak można stwierdzić ,,A więc mamy mordercę, on zabije a ktoś będzie go szukał". Kiedy opowieść ma wiele wątków, nawet jeżeli wszystkie idą tym samym torem, to wszystko staje się bardziej zawiłe i właściwie bardziej ludzkie. Pozwalamy wtedy mimowolnie na to, aby coś nam zwyczajnie umknęło w natłoku wydarzeń, jak to jest w prawdziwym życiu.
OdpowiedzUsuńwłaśnie czegoś takiego szukałam :D ostatnio dużo czytałam na temat tego jak wygląda leczenie lęków hipnozą i starałam się dociekać tego czy to coś dla mnie, ale tak się wciągnęłam, że zaczęłam czytać wszystko o hipnozie co mi wpadnie w ręce :D
OdpowiedzUsuń