Stronki na blogu

czwartek, 22 listopada 2018

„Makabra” (1980)

Jane Baker zostawia swoją córkę Lucy i syna Michaela pod opieką znajomego i udaje się do wynajmowanego przez siebie mieszkania na spotkanie z kochankiem Fredem Kellermanem. Podczas gdy Jane spędza upojne chwile w łóżku, jej córka topi swojego młodszego brata w wannie, a po wszystkim dzwoni do matki z informacją o śmierci Michaela. W drodze do domu Bakerów Jane i Fred mają wypadek samochodowy. Mężczyzna umiera na miejscu, a kobieta trafia do szpitala psychiatrycznego. Opuszcza go rok później i wprowadza się do mieszkania na piętrze, w którym wcześniej spotykała się ze swoim kochankiem. Jego właścicielem jest niewidomy Robert Duval, który mieszka w tym samym domu na parterze. Mężczyzna od dawna jest zakochany w Jane, ale ona zdaje się tego nie zauważać. Robert ma nadzieję, że teraz, gdy Fred nie żyje, a Jane na stałe ulokowała się w jego domu, staną się sobie bliżsi, ale jego starania nie przynoszą upragnionych rezultatów. Kobieta bowiem nadal nie pogodziła się ze śmiercią swojego kochanka. O ile Fred rzeczywiście zginął...

Lamberto Bava pierwsze kroki w reżyserii stawiał w latach 70-tych XX wieku – asystował wówczas swojemu ojcu, legendzie włoskiego kina grozy, Mario Bavie, przy horrorze „Schock” (ponoć, bo nie wymieniono go w czołówce) i razem wyreżyserowali jeden odcinek miniserialu I giochi del diavolo". „Makabra”, pierwszy solowy pełnometrażowy film Lamberto Bavy, najpierw pojawiła się we Włoszech - w roku 1980. Przy pisaniu scenariusza pomagali mu Antonio Avati, Pupi Avati i Roberto Gandus, a inspirację czerpali z prawdziwych wydarzeń, które rozegrały się w Nowym Orleanie. W Wielkiej Brytanii „Makabra” została wydana w 1987 roku, w wersji nieocenzurowanej, a wcześniej była przechwytywana przez policję głównie za sprawą gorszącej okładki, ale na niesławną listę video nasty tytuł ten nie trafił.

Niektórzy odbiorcy „Makabry” nie zgadzają się z oficjalną klasyfikacją tego filmu, ale według mnie horrorem jest, tyle ze zmieszanym z thrillerem psychologicznym. Lamberto Bava niewątpliwie starał się tutaj zaszokować widzów, chciał nim porządnie wstrząsnąć, wywołać poczucie wstrętu, oburzenia, zniesmaczenia, ale i przedstawić trzymające w napięciu studium mocno zaburzonej psychicznie jednostki. Bernice Stegers wciela się w „Makabrze” w postać Jane Baker, niewiernej żony, która tego samego dnia traci kilkuletniego synka i kochanka. Nikt nie wie, że za śmierć malca odpowiada jego starsza siostra Jane – wszyscy myślą, że doszło do śmiertelnego wypadku, tak samo jak to miało miejsce w przypadku zgonu Freda Kellermana (tyle że chłopiec utonął w wannie, a kochanek Jane poniósł śmierć w wypadku samochodowym). Do wypadku, za który mąż głównej bohaterki obwinia swoją żonę, a i ona sama ma sobie za złe, że zostawiła swoje dzieci (nie same, bo poprosiła znajomego, aby miał na nie oko) by móc spotkać się z kochankiem. Po tym dosyć dynamicznym wstępie akcja przeskakuje o rok do przodu. Jane opuszcza szpital psychiatryczny i udaje się do mieszkania, w którym wcześniej spotykała się z Fredem. Jego właścicielem jest niewidomy Robert Duval (w tej roli Stanko Molnar), który odziedziczył budynek po zmarłej matce. Jane dobrze ją znała – to rodzicielka Roberta zajmowała się domem zanim główna bohaterka filmu trafiła do szpitala psychiatrycznego. Od jakiegoś czasu jednak niepełnosprawny mężczyzna musi radzić sobie sam i zważywszy na okoliczności całkiem nieźle mu to idzie. W domu oczywiście nie jest tak czysto, jak za życia jego matki, kuchnia na parterze wygląda wręcz obskurnie, ale mężczyzna ma pracę (naprawia w domu instrumenty muzyczne), a pozostałe pomieszczenia, choć mroczne, nie wydają się jakoś mocno zaniedbane. Mieszkanie na piętrze wynajmowane przez Jane Baker jest takie jak je zostawiła – Robert zapewnia ją, że w czasie jej pobytu w szpitalu psychiatrycznym nikt tam nie wchodził. To zdecydowanie najprzytulniejsze miejsce w całym tym domu, znać tu kobiecą rękę, której zabrakło na parterze, „w królestwie” niewidomego mężczyzny. Pisząc o przytulności miałam na myśli sam wystrój mieszkania, w oderwaniu od sposobu jego ukazania przez operatorów i oświetleniowców, bo tutaj rzuca się w oczy pewien kontrast. Realizatorzy wcale nie starają się podkreślić urokliwości tego miejsca – już raczej wygląda to tak, jakby starano się wyrobić w widzach przekonanie, że to tylko pozory, że miejsce to, a właściwie to cały ten dom znajduje się w stanie rozkładu. Zdjęcia nie są aż tak brudne, jak na przykład w „Teksańskiej masakrze piłą mechaniczną” Tobe'a Hoopera, ale nie trzeba wytężać wzroku, żeby dostrzec nieczystości. I mrok, niezbyt mocno zagęszczony, ale niewątpliwe zalegający wewnątrz tego budynku i... w umysłach jego lokatorów. Lamberto Bava, Antonio Avati, Pupi Avati i Roberto Gandus najwięcej miejsca w swoim scenariuszu poświęcili właśnie Robertowi Duvalowi i Jane Baker. Dwóm żyjącym pod jednym dachem osobom, które mają swoje, mniej czy bardziej, mroczne tajemnice. Sekret właściciela domu znamy niemalże od początku – już na pierwszy rzut oka widać, że mężczyzna jest zakochany w Jane, ale czy jest gotowy zrobić absolutnie wszystko (nawet coś haniebnego) byle zdobyć tę kobietę? To jedno z pytań, które nasuwają się w pierwszych partiach „Makabry”, sugestia jednego zagrożenia, ale równie, jeśli nie bardziej silne jest to drugie, uosabiane przez główną bohaterkę. Jane nie wydaje się bowiem okazem zdrowia psychicznego. Przed rokiem przeżyła istne piekło i najwyraźniej roczna psychoterapia w ośrodku zamkniętym nie pomogła jej uporać się z traumą. Nic dziwnego, bo w końcu kobieta straciła dziecko i to na dodatek przez swoją niefrasobliwość, ale nie tylko o Michaela chodzi. Tego samego dnia umarła miłość jej życia, człowiek, z którym spotykała się w tajemnicy przed mężem. Mężczyzna w dosyć makabryczny sposób (szczegółów nie widzimy, ale to co pozwala się nam zobaczyć mocno porusza wyobraźnię) poniósł śmierć na jej oczach... Ale czy na pewno? Czy Fred Kellerman rzeczywiście zginął, czy to tylko spanikowany umysł Jane odmalował wówczas przed jej oczami ten upiorny obraz?

Niektóre plakaty „Makabry” zawierają bezczelny spoiler (tę recenzję starałam się opatrzyć tymi mniej mówiącymi plakatami), ale nawet jeśli nie zobaczy się ich przed seansem to istnieje duże prawdopodobieństwo, że nie będzie się oglądało tego filmu z takim nastawieniem, na jakim zależało jego twórcom. I mnie osobiście bardzo ta przewidywalność ucieszyła, bo dzięki temu uczucie wstrętu towarzyszyło mi dłużej, nie musiałam czekać na takie wrażenia do dalszych partii filmu. Co więcej to nie równało się z utratą poczucia niepewności, że przez to nie brałam pod uwagę też ataków z innych stron, że wyzbyłam się podejrzeń względem innych postaci. W latach 80-tych ludzi zaskoczonych zwrotem akcji „Makabry” pewnie trochę było, ale obecnie wątpię, żeby wielu nie zdołało dużo wcześniej się tego domyślić. Wielu nie znaczy jednak wszyscy i w sumie nie uważam tych, którzy tego przedwcześnie nie rozszyfrują za szczęściarzy. Bo moim zdaniem „Makabra” to tego rodzaju opowieść, która silniejsze wrażenia zapewnia osobom uświadomionym. Scenarzyści powinni wcześniej odkryć karty, zamiast koncentrować się na budowaniu tajemnicy (przynajmniej w kluczowym punkcie dla mnie ogromnie przewidywalnej), a przynajmniej ja tak to widzę. Zaznaczam to, bo przecież istnieją osoby, które wolą opowieści bazujące na jakichś mrocznych, brudnych sekretach, przez długi czas nieubierających w słowa zagrożenia, z którym pośrednio przyszło im się mierzyć, niedefiniujących zaburzenia psychicznego, z którym jak wiele na to wskazuje mają do czynienia. Wydaje się, że twórcy „Makabry” nie poprzestaną na jednym odchyleniu od normy, że historia ta taktuje o kilku mocno zaburzonych jednostkach. Na pewno taką osobą jest małoletnia córka Jane, Lucy, która od czasu śmierci młodszego brata mieszka tylko z ojcem. Wiemy to, bo już prolog zdradza nam, że to ona go zabiła, chociaż wszyscy sądzą, że to był wypadek. Robert Duval budzi natomiast podejrzenia – przez długi czas nie możemy być absolutnie pewni czy słuszne. Trudno opędzić się od złych przeczuć względem niego, ale nie można też wykluczyć, że jego intencje są zdrowe. Robert od dawna jest zakochany w Jane, jest o nią zazdrosny i marzy o związku z nią, ale nie mówi o tym kobiecie. Ma się wrażenie, że narasta w nim frustracja, a nawet wściekłość wywołaną niemożnością zaspokojenia swoich pragnień. Wściekłość, która w końcu może skupić się na kobiecie, mężczyzna może znaleźć dla niej ujście poprzez atak na obiekt swojej... obsesji? Czy można to już nazwać obsesją? To się okaże, a do tego czasu... Hmm, osoby, które nastawią się na rasowe gore pewnie poczują się zawiedzione, bo lwią część filmu wypełnia mozolne kreślenie portretów psychologicznych przede wszystkim dwóch postaci, Jane i Roberta, ale i parę zdecydowanych skrętów w stronę Lucy się potem pojawi. Rzecz jasna, niepełnych portretów – Lamberto Bava i jego koledzy przez długi czas nie wyjawiają tych najbardziej pożądanych informacji, przy czym, jak już wspomniałam, przynajmniej jeden przypadek niezwykle łatwo jest przeniknąć. Dla mnie to stało się jasne już przy pierwszym zbliżeniu na pewien przedmiot, z którym to chyba przede wszystkim kojarzony jest ten film (i nic w tym dziwnego). I od tego momentu, ilekroć moich uszu dochodziły jednoznaczne dźwięki z piętra domu Roberta, przed moimi oczami przewijały się doprawdy nieprzyjemne obrazy. Wiedza, którą wbrew woli twórców „Makabry” posiadłam w połączeniu z tymi odgłosami niesłychanie poruszała wyobraźnię. Nie potrzebowałam makabrycznych efektów specjalnych, żeby krzywić się z niesmakiem, ale to nie znaczy, że nie byłam zadowolona z dosłowności wrzuconych w dalszą partię filmu. Bo jak bym mogła narzekać na tak realistycznie prezentujące się obrzydliwości? No jak? Szkoda tylko, że Lamberto Bava nie rozpoczął tego spektaklu gore (nieprzesadnie krwawego) wcześniej, że przez długi czas poruszał się w ramach thrillera psychologicznego, a ściślej, że nie robił tego w sposób, który kradłby całą moją uwagę. Bywało, że opowieść ta praktycznie stała – wyglądało mi to tak, jakby Lamberto Bava zastanawiał się, w którym kierunku teraz to pchnąć, a minuty płynęły i płynęły i... Wiecie o co chodzi. Przestoje trochę mnie męczyły, ale nie aż tak, żeby chociaż pomyśleć o przerwaniu tej UWAGA SPOILER love story. Bo takie opowieści o miłości to chce się oglądać. Tak wiem, niektórzy nie uważają tego za normalne... Nie jestem tylko przekonana co do wiarygodności tej koncepcji – trochę to naciągane, bo jakoś ciężko uwierzyć w to, że po wypadku samochodowym Jane przez nikogo niezauważona przetransportowała głowę ukochanego do wynajmowanego mieszkania, a ściślej do zamrażarki w lodówce, a policja nie podała do publicznej wiadomości informacji o zaginięciu tej części ciała mężczyzny. Chyba że kobieta wydobyła głowę Freda z jego grobu jeszcze przed rozpoczęciem leczenia w ośrodku zamkniętym (na pewno nie zrobiła tego po wyjściu ze szpitala psychiatrycznego, bo to wyraźnie zostało pokazane), ze scenariusza jednak wynikało mi, że po wypadku natychmiast została przetransportowana do szpitala (ale być może to błędny wniosek). Cóż, najlepiej by zrobiono, gdyby to po prostu doprecyzowano – ot, jedno precyzyjne zdanie by wystarczyło, żeby odsunąć ode mnie te wątpliwości KONIEC SPOILERA. A ostatnie ujęcie? Świetne po prostu – zaskakujące, bo niepasujące do całości. Ktoś pewnie powie, że bezsensowne, ale ja tam lubię takie kurioza trącące makabreską.

Niezły, niezły. Nie jest to według mnie szczyt możliwości Lamberto Bavy, bo zdecydowanie wolę jego „Demony” z 1985 roku, ale i tak pogratulowałam sobie wyboru omawianego filmu. Warto było „Makabrę” zobaczyć, mimo że nie uważam tej produkcji za pozbawioną wad. Mogło być lepiej, ale ten brudny klimat i ta wstrętna tematyka zdołały w dużym stopniu zrekompensować mi niedostatki. Utrzymały mnie przed ekranem, a gdy moim oczom ukazała się plansza końcowa nie miałam wątpliwości, że było to owocne spotkanie, że nie mam powodu by żałować wyboru tego włoskiego horroru zmieszanego z thrillerem psychologicznym. Tak, cieszę się, że to obejrzałam, chociaż do ekstazy jeszcze trochę mi zabrakło. I podejrzewam, że tym, którzy nastawią się na typowe kino gore zabraknie jeszcze więcej, chociaż film istotnie budzi wstręt (a przynajmniej we mnie budził), bo odrażających efektów specjalnych nie ma tutaj wiele, a i historia ta przez większość czasu obraca się w ramach thrillera psychologicznego – szokować wówczas może głównie to, co widz sam sobie dopowie, jeśli oczywiście uda mu się przeniknąć najważniejszą tajemnicę. A to nie jest trudne.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz