Stronki na blogu

środa, 5 grudnia 2018

„Prawdziwa zbrodnia” (1995)

Nastoletnia Mary Giordano interesuje się zagadkami kryminalnymi i pracą detektywistyczną. Jej ojciec policjant jakiś czas temu zginął na służbie, ale wcześniej zaraził ją swoją pasją. Od tego czasu Mary mieszka tylko z matką, siostrą i bratem. Uczęszcza do katolickiej szkoły i każdą wolną chwilę poświęca na zgłębianie swoich zainteresowań. Kiedy miasto obiega informacja o morderstwie nastolatki w wesołym miasteczku, Mary dostaje istnej obsesji na punkcie tej sprawy. Chce odkryć tożsamość sprawcy, który jak się okazuje zabijał już wcześniej, a jego ofiarami zawsze były nastoletnie dziewczęta. Z czasem Mary łączy siły z praktykantem policyjnym Tonym Campbellem, który wbrew rozkazom swojego przełożonego wcześniej starał się na własną rękę rozwiązać tę sprawę, w przekonaniu, że to przysłużyłoby się jego karierze. Ich wspólna praca szybko zaczyna przynosić owoce. Znajdują podejrzanego, któremu detektywi z wydziału zabójstw dobrze się nie przyjrzeli.

Thriller „Prawdziwa zbrodnia” to jedyny pełnometrażowy film Pat Verducci. Jedyny obraz przez nią wyreżyserowany i jedyny przez nią rozpisany, chyba że wliczy się dziewięciominutowy „Smoked” z 1997 roku. „Prawdziwa zbrodnia” to produkcja amerykańska, ale najpierw została wypuszczona w Niemczech – w 1995 roku ukazała się tam na kasetach VHS. W Stanach Zjednoczonych i kilku innych krajach również trafiła od razu na rynek VHS, ale dopiero w kolejnych latach. W swoich rodzimych Stanach Zjednoczonych w pierwszym kwartale 1996 roku.

Gwiazdka kina lat 90-tych XX wieku, Alicia Silverstone wciela się w „Prawdziwej zbrodni” w zupełne przeciwieństwo postaci z wcześniejszego „Zauroczenia” Alana Shapiro, z którą to kreacją, nie wiedzieć czemu, kojarzę ją przede wszystkim. Tutaj Silverstone nie jest niebezpieczną kokietką w pełni świadomą swojej nieprzeciętnej urody, tylko zakompleksioną osóbką, nielubiącą nawiązywać nowych znajomości, wzorem swoich rówieśników chadzać na imprezy, czy zabiegać o względy chłopców. Zamiast tego Mary Giordano zagłębia się w zagadki kryminalne, zapoznaje z niewyjaśnionymi zabójstwami popełnianymi w różnych zakątkach Stanów Zjednoczonych, profilami psychologicznymi znanych już morderców oraz ze szczegółami pracy śledczych. Mary często gości na posterunku policji. Spotyka się tam z mundurowymi, którzy służyli z jej ojcem zanim odszedł z tego świata i stara się wyciągnąć z nich jak najwięcej informacji na temat prowadzonych przez nich spraw i technik pracy detektywistycznej w ogólności. Trudno więc nazwać Mary typową nastolatką, ale też nie sądzę, żeby Pat Verducci poniosła tutaj wyobraźnia, że stworzyła postać, która wydaje się kompletnie niewiarygodna. Nawet obsesyjne dążenie głównej bohaterki „Prawdziwej zbrodni” do odkrycia tożsamości seryjnego mordercy nastoletnich dziewcząt, nie było przeze mnie odbierane jako coś oderwanego od rzeczywistości, podobnie jak rozliczne dowody na to, że uczennica szkoły średniej odnosi lepsze wyniki w pracy detektywistycznej od policjantów z dużym stażem. To ostatnie niektórym odbiorcom omawianego filmu pewnie wyda się mocno naciągane, ale ja nie mam aż takiej wiary w mundurowych, dzięki czemu mogłam przychylniejszym okiem spoglądać na tę opowieść. Kryminalną historię, w centrum której tkwiła dociekliwa nastolatka zwykła męczyć wszystkich dookoła swoimi przemyśleniami na temat zbrodniarzy, dokonanych przez nich morderstw i pracy detektywów z wydziału zabójstw. Nastolatka, która aktualnie zgłębia sprawą bestialskiego mordu dziewczyny, której siostra uczęszcza do tej samej klasy co ona. Z czasem Mary łączy siły z policyjnym praktykantem, Tonym Campbellem, w którego w niezłym stylu (ale nie lepszym od tego zaprezentowanego przez Silverstone) wcielił się Kevin Dillon. Mężczyzna wcale nie ukrywa przed Mary swoich skłonności do agresji, tłumacząc jej, że czasami to jedyny sposób na uzyskanie informacji niezbędnych do popchnięcia sprawy naprzód, a ostatecznie do schwytania przestępcy. Ponadto Tony zwierza się jej ze swojego trudnego dzieciństwa u boku despotycznego ojca i przedstawia jej swój, jedni powiedzą pesymistyczny, a inni realistyczny, ogląd świata. W tej postaci jest coś mrocznego, coś co z pewnością nie umyka uwadze Mary, ale dziewczyna dostrzega w nim również dobro, którego być może on sam w sobie nie odnajduje. Pat Verducci nakręciła thriller, z którego tchnie zarazem lekkość i wrogość. Kolorowe obrazki z pozornie beztroskiego życia nastolatki wywodzącej się z tak zwanej dobrej rodziny co jakiś czas są wypierane przez mrok uosabiany tajemniczym seryjnym mordercą, aktualnie grasującym w mieście, w którym mieszka główna bohaterka filmu (złowrogie oniryczne scenki szczególnie zwracają tutaj uwagę). Wszystko wskazuje na to, że osobnik ten działa na trasie pewnego wędrownego wesołego miasteczka, co może świadczyć o tym, że jest nim któryś z jego pracowników albo któraś z pracownic, bo i taką możliwość co poniektórzy widzowie mogą brać pod uwagę. Fabuła, choć całkiem zajmująca, według mnie nie jest najatrakcyjniejszą składową „Prawdziwej zbrodni”. Atmosfera, w jakiej utrzymano ten obraz przyciągała mnie zdecydowanie silniej – ten magiczny klimat kina lat 90-tych XX wieku, tym lepszy, bo tchnący małomiasteczkowością przywodzącą mi na myśl twórczość Stephena Kinga. Nie mam pojęcia, czy akcję filmu istotnie osadzono w niewielkim amerykańskim miasteczku, ale tak mi to wyglądało. Ze scenerii bił spokój, senność, tak typowa dla tego rodzaju miejsc, ale jednocześnie przez cały czas miało się świadomość, że to tylko pozory, że tak naprawdę nikt nie może się tutaj czuć bezpiecznie. Zupełnie jak u Kinga (i według mnie tak jak w realu): z zewnątrz sielanka, a pod powierzchnią istna zgnilizna. I właśnie tam będziemy zmierzać razem z dającą się lubić uczennicą szkoły średniej.

Mary Giordano i Tony Campbell nie potrzebują dużo czasu na znalezienie swojego podejrzanego i nie jest to osoba, którą biorą pod uwagę policjanci zajmujący się sprawą morderstwa nastolatki popełnionego w wesołym miasteczku. Co więcej, wygląda to tak jakby śledczy w ogóle nie zdawali sobie sprawy z tego, że ścigają seryjnego mordercę. Pat Verducci nie zagłębia się w tym miejscu w szczegóły, ale odebrałam to tak, jakby tylko Mary, która dokonała tego odkrycia i partnerujący jej Tony podążali rzeczonym tropem. Ta dwójka przygląda się jednemu z pracowników wesołego miasteczka, mężczyźnie ze zdeformowaną dłonią, który spotyka się z kobietą wyglądającą jak ofiara przemocy. Nie brakuje tutaj głupotek w stylu ścigania samochodu na rowerze (chyba nie muszę pisać jaki był efekt tego pościgu...), czy tak nieudolnego śledzenia podejrzanego, że aż trudno uwierzyć w to, że ani obiekt obserwacji, ani jego partnerka nie zorientowali się, że mają ogon (siedzący w samochodzie Mary i Tony nawet nie zadają sobie trudu by się schylić, gdy śledzony przez nich mężczyzna i kobieta, z którą się spotyka przechodzą nieopodal i nawet nie dbają o zachowanie odpowiedniej odległości gdy ruszają za tym pierwszym). Ale negatywnie nie zaważyły one na moim odbiorze tej opowieści. Właściwie miało to swój urok – w niskobudżetowych thrillerach z lat 90-tych takie przebłyski niemałej naiwności to w sumie norma, coś co wydaje mi się nierozerwalnie związane z tymi obrazami. Tak mocno, że często łapię się na tym, że odbieram to jako część konwencji, coś jak morderca w slasherze, któremu udaje się dopaść upatrzoną ofiarę, chociaż on wolał iść, podczas gdy ona biegła. Przewidywalność to także bolączka wielu dreszczowców z lat 90-tych (nie wszystkich), ale w przeciwieństwie do drobnych głupotek ten zgrzyt wpływa ujemnie na moją ocenę takiego obrazu. Tak też było w przypadku „Prawdziwej zbrodni”, chociaż na korzyść Pat Verducci przemawia to, że była świadoma tego, że przynajmniej część widzów szybko wkroczy na właściwą ścieżkę (sam ten fakt, a nie jej metody zminimalizowania ryzyka). Tak to wygląda później. W dalszej części seansu następuje seria gwałtownych zwrotów akcji, nowe informacje mnożą się w zastraszającym tempie, wskazując na winę coraz to innych osób, UWAGA SPOILER ale z punktu widzenia przynajmniej współczesnego widza (nie wiem jak to było z publiką w latach 90-tych XX wieku), niestety, wedle wszelkiego prawdopodobieństwa będzie to wyglądać tak, jakby Verducci chciała za bardzo, jakby zbyt usilnie dążyła do wyprowadzenia widza w pole, co tylko przynosiło jej efekt odwrotny do zamierzonego. Powiem tak: miałam jednego podejrzanego (jak się okazało właściwego) i trzymałam się go nawet wtedy, gdy Verducci wytoczyła najcięższe działa. Nie udało jej się nawet zasiać we mnie małych wątpliwości KONIEC SPOILERA i absolutnie nie doszła tutaj do głosu jakaś wyjątkowa zdolność dedukcji (takowej nie posiadam), bo naprawdę nie trzeba być orłem, żeby rozwiązać tę zagadkę na długo przed finalną rozgrywką. Właściwie to nie trzeba nawet w maksymalnym skupieniu śledzić tej historii, nie trzeba trafnie interpretować pozyskiwanych przez Mary i Tony'ego dowodów, żeby błyskawicznie rozpracować tożsamość seryjnego mordercy nastoletnich dziewcząt. Poważny mankament, ale czy zniechęcający do dalszego oglądania „Prawdziwej zbrodni”, do zapoznawania się z dalszymi partami tej historii? Mnie na pewno nie – naprawdę, ani przez moment nie musiałam zmuszać się do śledzenia rozwoju akcji, bo thrillery utrzymane w takim klimacie i opowiedziane w tak przystępny sposób zazwyczaj nie wyprowadzają mnie z równowagi nawet wtedy, gdy rozwiązania wprowadzanych zagadek nie są dla mnie żadną tajemnicą.

Polecam przede wszystkim miłośnikom lżejszym, ale i niepozbawionym mroku thrillerów z lat 90-tych XX wieku. Zwłaszcza tych z niższym budżetem, bo widać, że Pat Verducci nie dysponowała jakąś pokaźną sumą pieniężną na realizację swojego jedynego filmu pełnometrażowego, ale według mnie zdołała wyjść z tego obronną ręką. Arcydzieło to to w żadnym razie nie jest, ale i nie sądzę, żeby jego twórczyni miała takie aspiracje. I nie powiem, żebym miała jej to za złe – gdzież bym mogła, skoro tak mnie „Prawdziwa zbrodnia” wciągnęła? Bo przecież nie trzeba arcydzieła, żeby dobrze się bawić, a nie mam wątpliwości, że spora część miłośników filmowych thrillerów tak zareaguje na tę pozycję. Jeśli tylko da jej szansę, do czego, nie jakoś szczególnie gorąco, ale jednak zachęcam.

4 komentarze:

  1. Nie słyszałam wcześniej o tym filmie, ale zachęciła mnie recenzja i chętnie po niego sięgnę. Dziękuję :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Gdzie można obejrzeć ?

    OdpowiedzUsuń