Policjant
z Sycylii, inspektor Giuseppe Lojacono, przed dziesięcioma
miesiącami został przeniesiony do Neapolu, do wydziału zgłoszeń
jednego z tamtejszych posterunków policji. Od tego czasu Lojacono z
rozkazu przełożonych tkwi za biurkiem, nie angażując się w żadne
śledztwa. Decyzję tę jego przełożeni podjęli po pojawieniu się
podejrzeń o współpracę Giuseppe z mafią. Obciążające go
zeznania jednego z członków przestępczości zorganizowanej
zniszczyły mu nie tylko życie zawodowe, ale również rodzinne.
Lojacono najbardziej tęskni za swoją nastoletnią córką, ale
niemożność pracy w terenie też działa na niego przygnębiająco.
Podczas jednego ze swoich nocnych dyżurów Lojacono odbiera wezwanie
na miejsce zbrodni. Ofiarą jest nastolatek, który zginął od
jednego strzału z broni palnej. Nieopodal ciała Lojacono znajduje
zużyte chusteczki, które wkrótce staną się znakiem rozpoznawczym
seryjnego mordercy zwanego przez prasę Krokodylem. Inspektor
Giuseppe Lojacono po jakimś czasie zostaje zaangażowany w to
śledztwo przez prokurator Laurę Piras. Oboje doskonale zdają sobie
sprawę z tego, że czas działa przeciwko nim, bo im dłużej
Krokodyl pozostaje nieuchwytny, tym większe ryzyko, że zginą
kolejni młodzi ludzie mieszkający w Neapolu.
Włoch
Maurizio De Giovanni swoją powieściopisarską karierę (pisze też
opowiadania) rozpoczął w 2007 roku. Wtedy to ukazał się pierwszy
tom jego długiej kryminalnej serii z komisarzem Ricciardim pt. „Łzy
pajaca”. W 2012 roku wydano natomiast pierwszą część nowego
cyklu De Giovanniego, z inspektorem Giuseppe Lojacono, w Polsce
wypuszczoną dopiero w 2019 roku pod tytułem „Metoda Krokodyla”.
Seria ta nie wyparła tej poprzedniej – De Giovanni mniej więcej
tyle samo czasu przeznacza na rozbudowywanie obu tych kryminalnych
cyklów. Ten drugi funkcjonuje pod nazwą „I Bastardi di
Pizzofalcone” („The Bastards of Pizzofalcone”, „Bękarty z
Pizzofalcone”) i jest to zarazem tytuł drugiej części serii z
inspektorem Giuseppe Lojacono. W 2017 roku we Włoszech rozpoczęto
emisję serialu „I bastardi di Pizzofalcone” opartego na tym
cyklu Maurizio De Giovanniego, który to również wziął udział w
tym projekcie. Wydawnictwo Muza zapowiedziało już wydanie „Bękartów
z Pizzofalcone” - książka być może ukaże się jeszcze w 2019
roku.
„Metoda
Krokodyla” to powieść utrzymana w klimacie noir. Kryminał w
stylu retro, pisany w sposób, który to obecnie jest raczej rzadko
praktykowany. Współczesne kryminały na ogół mają dosyć silnie
rozwiniętą warstwę obyczajową/dramatyczną, oferują całkiem
szczegółowe portrety psychologiczne przynajmniej tych ważniejszych
postaci i skomplikowane, złożone, fikcyjne sprawy kryminalne, w
których nie brakuje zaskakujących zwrotów akcji. Tymczasem „Metoda
Krokodyla” każe mi myśleć, że Maurizio De Giovanni jest
„absolwentem starej szkoły kryminału” - takie podejście do
rzeczonego gatunku zdecydowanie łatwiej znaleźć w literaturze z XX
wieku niźli obecnego. I nawet jeśli niektórym taki warsztat wyda
się niechlujny, to większość długoletnich fanów literackiego
kryminału najprawdopodobniej z uśmiechem na ustach powita tę oto
sentymentalną podróż zorganizowaną im przez dobrze znanego we
Włoszech, a dużo mniej w Polsce, autora kryminałów. Mnie w każdym
razie uradowała ta wycieczka do zaskakująco odpychającego Neapolu,
pomimo nie do końca zadowalającego mnie języka (za co po części
winę może ponosić tłumacz, Paweł Bravo) i takowej konstrukcji
śledztwa prowadzonego przez budzącą powszechny strach, prokurator
Laurę Piras. Ale zacznijmy od plusów. Tym, co najbardziej urzekło
mnie w „Metodzie Krokodyla” było spojrzenie Maurizio De
Giovanniego na Neapol. Nie mamy tutaj do czynienia z kolejną
pocztówką, czy ofertą turystyczną, punktującą jedynie jasne,
efektowne strony tego miasta. Wręcz przeciwnie: w „Metodzie
Krokodyla” Neapol jest praktycznie całkowicie wyzuty z piękna.
Miejsce to jawi się niczym wróg nie mniejszy od seryjnego mordercy
grasującego na tym terenie, któremu prasa nadała przydomek
Krokodyl. Mroczne, brudne ulice, bieda tak dotkliwa, że nawet
nieletnich wpychająca, w bynajmniej nieopiekuńcze, ramiona mafii;
zobojętnienie na ludzką krzywdę, mijanych na ulicy ludzi
zaszczycanie co najwyżej nieufnym spojrzeniem, a najczęściej
nieodnotowywanie nawet ich obecności – to wszystko sprawia, że ma
się wrażenie, jakby zgnilizna nieustannie toczyła to miasto, jakby
degeneracja posunęła się już tak daleko, że żadna siła nie
zdoła cofnąć owego niszczącego procesu. Ani nawet go zatrzymać.
Główny bohater książki, inspektor Giuseppe Lojacono, jest
boleśnie świadomy tego faktu. Dla niego Neapol jest obskurnym
więzieniem, pełnym do szczętu zniszczonych, złamanych ludzi, dla
których, podobnie jak dla niego samego, nie ma już ratunku.
Lojacono prawie całkowicie stracił chęć do życia, nie ma w nim
już woli walki, którą to czuł jeszcze przed paroma miesiącami,
przestał się już chwytać nadziei na to, że jego egzystencja
wróci na dawny tor, że odzyska rodzinę i pracę, w której tak
dobrze się spisywał. Do czasu przesłuchania jednego z sycylijskich
gangsterów, który to zeznał, że inspektor Giuseppe Lojacono
współpracował z mafią. Właśnie wtedy życie głównego bohatera
„Metody Krokodyla” legło w gruzach. Przymusowa przeprowadzka do
Neapolu, posadzenie za biurkiem na jednym z tamtejszych podrzędnych
posterunków policji to jedno, ale jeszcze bardziej depresyjnie
działa na niego brak kontaktu z nastoletnią córką,
najprawdopodobniej definitywny rozpad jego rodziny. A to wszystko za
sprawą zeznań zwykłego gangstera. Maurizio De Giovanni nie
poświęca ani temu, ani pozostałym postaciom dużo uwagi, nie
odmalowuje ze wszelkimi detalami ich osobowości, nie zagłębia się
szczególnie w ich umysły, ale i nie pozwala by czytelnik miał
poczucie towarzyszenia osobom pozbawionym indywidualności, ludziom
bez przeszłości i cech, które pozwalałyby odróżnić jednego od
drugiego. Nie, tak źle nie jest, aczkolwiek życzyłabym sobie
bardziej, że tak powiem, nowoczesnego podejścia do bohaterów
„Metody Krokodyla” - to jest zdecydowanie szerszego omówienia
przynajmniej postaci inspektora Giuseppe Lojacono i prokurator Laury
Piras.
W
„Metodzie Krokodyla” przeplatają się różne perspektywy – w
trzeciej osobie (narrator wszechwiedzący), ale i forma epistolarna
od czasu do czasu się tutaj pojawia – dające nam wgląd w
działalność nie tylko policji i seryjnego mordercy młodych ludzi
zwanego Krokodylem, ale i innych ludzi w jakiś sposób zamieszanych
w tę sprawę. Zważywszy na to, że powieść ta nie jest długa
(spokojnie da się ją przeczytać w jeden wieczór), taka mnogość
postaci bardziej szkodzi tej publikacji niż pomaga. A przynajmniej
mój odbiór zakłócało to nieustające skakanie od jednej sylwetki
do drugiej, tym bardziej, że zdecydowana większość rozdziałów
nie była obszerna. Maurizio De Giovanni upodobał tutaj sobie bardzo
krótkie fragmenty z życia poszczególnych postaci, które po
zebraniu do kupy nie tworzą jakoś szczególnie interesujących
obrazów dalece zróżnicowanych jednostek ludzkich. Ale już dramat,
w którym uczestniczą, zwłaszcza jego geneza, był dla mnie
nośnikiem wielu emocji. Niezbyt silnych, bo miałam nieodparte
wrażenie, że wszystko toczy się za szybko, że droga ku prawdzie,
którą to kroczą między innymi inspektor Giuseppe Lojacono i
nieprzejednana, budząca strach wśród policjantów, prokurator
Laura Piras, nie jest długa i kręta. Od momentu gdy do zespołu
zajmującego się sprawą tzw. Krokodyla, dołącza Lojacono,
pozyskiwanie tropów wydaje się przychodzić z łatwością. On i
Piras w zawrotnym tempie poruszają się po jednej nitce: jeden trop
prowadzi do następnego, i nie muszą specjalnie wysilać mózgownic,
by wyciągnąć z każdego z nich odpowiednie wnioski. Nie chcę
przez to powiedzieć, że historię tę znamionuje przewidywalność,
że odbiorca „Metody Krokodyla” z łatwością rozpracuje
motywację i tożsamość seryjnego mordercy grasującego w Neapolu.
Maurizio De Giovanni przez długi czas szczędzi nam informacji na
temat tego starszego jegomościa i jego ofiar. Daje nam do
zrozumienia, że pomiędzy tymi ostatnimi prawdopodobnie istnieje
jakiś związek, którego poznanie znacznie przybliży nas i
śledczych zajmujących się tą sprawą na kartach omawianej
powieści, do tajemniczego Krokodyla. W sumie to autor zmusza nas do
szukania owego związku, chociaż jednocześnie niejako przestrzega
przed zbytnim przywiązywaniem się do tej teorii, bo Krokodyl równie
dobrze może wybierać przypadkowe osoby, nie kierować się tutaj
żadnym konkretnym kluczem. De Giovanni stosunkowo szybko zdradza, że
Krokodyl jest typem perfekcjonisty, przestępcą zorganizowanym,
planującym swoje zbrodnie w najdrobniejszych szczegółach. Nie
oznacza to jednak, że nie popełnia absolutnie żadnych błędów,
że na tej zbrodniczej ścieżce, na którą z jakiegoś skrzętnie
skrywanego przez De Giovanniego powodu wkroczył, noga ani razu mu
się nie powinie. Pierwszym niedopatrzeniem z jego strony są zużyte
chusteczki pozostawione w pobliżu zwłok nastoletniego chłopaka,
który rozpoczyna cykl zaplanowanych przez niego zbrodni. Ten błąd
jednak nie działa na jego niekorzyść – dzięki niemu morderca
zyskuje przydomek, który bardzo mu się podoba (łzy na
chusteczkach). Jego modus operandi, tytułowa metoda, którą obiera
w swojej zbrodniczej działalności, też ma coś wspólnego z tymi
gadami – tzw. krokodyle łzy to jedno, ale przyczajenie się,
długie czekanie na ofiarę i atak z zaskoczenia też miało swój
wpływ na powstanie tego, tak bardzo cenionego przez głównego
zainteresowanego, przydomku. Pomysł na ten czarny charakter to
według mniej jeden z najjaśniejszych punktów tej powieści –
obok porteru Neapolu (w którym wyczuwałam ogromną szczerość,
biła z tego nieupiększona, naga prawda, a przynajmniej tak myślę,
takie wrażenie odnoszę, bo w Neapolu nigdy nie byłam) i
znakomitego, do głębi wstrząsającego zamknięcia tej historii,
poprzedzonego bardzo przygnębiającą sprawą, której szczegółów
ujawnić nie mogę, ale myślę, że każdy, kto doczyta do tego
momentu będzie wiedział o czym mowa. Swoją drogą z tym wiąże
się też pewne zaskoczenie – udzielając odpowiedzi na wcześniej
zadane pytania Maurizio De Giovanni jednocześnie ujawnia pewien
wielce przewrotny chwyt narracyjny, z którym co prawda miałam już
okazję spotkać się w literaturze, ale jakoś ciągle daję się mu
zaskakiwać.
Pomimo
że nie jestem zwolenniczką powieści spisanych tak prostym
językiem, historii skonstruowanych z krótkich zdań i takiż samych
opisów (bardzo pobieżnych, żeby nie rzec niechlujnych), to „Metodę
Krokodyla” Włocha Maurizio De Giovanniego, czytało mi się
zaskakująco dobrze. Mój odbiór tej powieści, oczywiście, mógłby
być dużo lepszy, gdyby tylko pisarz ten operował bardziej
wyczerpującym, dojrzałym, maksymalnie obrazowym stylem, ale
wziąwszy pod uwagę moją dosyć sporą niechęć do tak prosto
napisanych powieści, naprawdę nie było źle. Tak naprawdę
zdumiało mnie to, że do takiego stopnia dałam się wciągnąć w
tę historię. W to niezbyt skomplikowane, niespecjalnie rozbudowane
śledztwo prowadzone przez powierzchownie przedstawione postacie,
które jednak z czasem nabrało takich rumieńców, że ho ho. Ale ja
już dużo wcześniej w całkiem zadowalającym stopniu zaangażowałam
się w zmagania inspektora Giuseppe Lojacono i prokurator Laury
Piras, pomimo nadmiernych uproszczeń zastosowanych przez autora,
które to w tym wątku najmocniej rzucały mi się oczy. Polecam więc
„Metodę Krokodyla” Maurizio De Giovannniego miłośnikom
literackich kryminałów, zwłaszcza tych starszych, bo ta publikacja
jasno daje do zrozumienia, że jej autor „ukończył starą szkołę
kryminału”: pisze w stylu, który obecnie nie jest preferowany
przez pisarzy specjalizujących się w tym gatunku, ale dawniej,
owszem, zazwyczaj właśnie tak pisało się kryminały.
Za
książkę bardzo dziękuję wydawnictwu
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz