Joanna
Critchley niedawno, wraz ze swoim sześcioletnim synem Alfiem,
przeprowadziła się z Londynu do nadmorskiego miasteczka Flinstead,
w którym dorastała i w którym nadal mieszka jej matka. Pewnego
dnia do Joanny dociera niesprawdzona informacja, że we Flinstead pod
zmienionym nazwiskiem mieszka Sally McGowan, która w 1969 roku jako
dziesięciolatka zabiła nożem pięcioletniego Robbiego Harrisa, za
co trafiła do zakładu poprawczego, a po zakończeniu kary wcielono
ją do programu ochrony świadków. Joanna przekazuje dalej
sensacyjną pogłoskę na temat aktualnego pobytu Sally i już
wkrótce całe Flinstead żyje tym tematem. Joanna również żywo
się tym interesuje i tak samo jak pozostałych mieszkańców tego
małego miasteczka martwi ją to, że zabójczyni dziecka jest
częścią tego społeczeństwa. Tym bardziej, że nie ma pojęcia,
która z mieszkanek Flinstead to Sally McGowan. Na domiar złego ktoś
wie, że przyczyniła się ona do rozpowszechnienia tej plotki. Ktoś,
kto nie zamierza przejść nad tym do porządku dziennego. Joanna
odbiera mniej i bardziej zawoalowane groźby wymierzone także w jej
syna. Tym kimś może być Sally McGowan, ale równie dobrze może
być to ktoś inny, chcący jedynie zabawić się jej kosztem.
Thriller
„Plotka” to pisarski debiut Brytyjki Lesley Kary, wcześniej
pracującej między innymi w charakterze pielęgniarki i sekretarki.
Książkę tę zaczęła pisać w roku 2017 (pierwsze wydanie: rok
2018), ale pomysł na fabułę przyszedł do niej kilka lat
wcześniej. W jednym z wywiadów Lesley Kara wyznała, że do niej
również, tak jak do Joanny Critchley, dotarła plotka, że w jej
sąsiedztwie mieszka osoba, która w przeszłości popełniła
straszną zbrodnię. Polskie wydanie „Plotki” opatrzono
informacją, że powieść ta jest luźno inspirowana sprawą Mary
Flory Bell, która w 1968 roku w wieku jedenastu lat pozbawiła
życia/przyczyniła się do śmierci dwóch młodszych od siebie
chłopców. Na grudzień 2019 roku zaplanowano wydanie drugiej
książki Lesley Kary zatytułowanej „Who Did You Tell?”.
„Plotki
potrafią zabijać”. To jeden z tweetów najprawdopodobniej
adresowanych do głównej bohaterki i zarazem narratorki „Plotki”
Joanny Critchley. Nadawcą jest Sally McGowan albo ktoś, kto się
pod nią podszywa. Wiadomość ta ewidentnie brzmi jak groźba, ale
to także przesłanie omawianej powieści (jedno z wielu).
Przesłanie, które chyba każdemu jest doskonale znane, ale jakoś
na co dzień niewielu ludzi bierze sobie tę przestrogę do serca.
Obmawianie innych za ich placami, wymyślanie albo przekazywanie
dalej sensacyjnych, niesprawdzonych historyjek to jedna z
najstarszych i najpopularniejszych rozrywek ludzkości. Bo nawet
jeśli takie plotki niszczą czyjeś życie to co z tego, prawda?
Ważne, że nas to nie dotyka. Lesley Kara w swojej debiutanckiej
powieści potępia takie zachowania, ale jednocześnie każe nam
zastanowić się nad tym, co by było gdyby jakaś mrożąca krew w
żyłach plotka krążąca w niewielkim społeczeństwie okazała się
prawdziwa? Czy to tylko w części, czy w całości, bo przecież
plotki zwykły rozrastać się w zastraszającym tempie. Z
jednowątkowej opowieści robi się istna epopeja, w której naprawdę
ciężko oddzielić prawdę od wesołej twórczości osobników
biorących udział w tej okrutnej zabawie w głuchy telefon. Główna
bohaterka „Plotki”, Joanna Critchley, nie weszła w te szeregi z
niezdrowej potrzeby rozerwania się czyimś kosztem. Nie miała złych
zamiarów, dwukrotnie przekazała zasłyszaną pogłoskę o Sally
McGowan pod wpływem impulsu i z potrzeby ratowania innych z opresji.
Najpierw chciała pomóc swojej znajomej poprzez odwrócenie od niej
uwagi pewnej wścibskiej mieszkanki Flinstead, a potem wykorzystała
to narzędzie do wkupienia się w łaski matek dzieci uczęszczających
do tej samej szkoły co jej syn Alfie. Joanna bowiem uznała, że to
najlepszy sposób na uwolnienie chłopca od dręczącej go
samotności, na znalezienie mu kolegów, których to od dawna nie
miał. Być może przez to, że nie jest biały... O rasizmie Lesley
Kara również wspomina, to negatywne zjawisko także podlega jej
surowemu osądowi na kartach tej powieści, ale zdecydowanie więcej
miejsca poświęca zgubnym skutkom plotkowania i konsekwencjom
straszliwego błędu popełnionego w dzieciństwie, w okresie, w
którym to było się zupełnie inną osobą niż teraz, dziesiątki
lat później. Dylemat moralny, z którym Kara kazała mi się tutaj
zmierzyć nadal mnie dręczy, bo to jedna z tych sytuacji, której po
prostu nie potrafię poddać jednoznacznej ocenie. Sprawa Sally
McGowan nie jest czarno-biała. Nie da się (a przynajmniej ja tego
nie umiałam) dołączyć do chóru oburzonych tym, że kobieta ta od
lat przebywa na wolności i ma ochronę państwowych służb, podczas
gdy rodzinę jej ofiary pozostawiono samej sobie. Sally przez
brytyjskie społeczeństwo została osądzona dużo surowiej niż
przez tak zwany wymiar sprawiedliwości. A przynajmniej zdecydowana
większość obywateli Anglii wolałaby, by kobieta aż do śmierci
przebywała w zamknięciu. Jeśli tylko, bo nie da się oprzeć
przekonaniu, że gdyby tylko im na to pozwolono współobywatele
powiesiliby ją na suchej gałęzi. Z jednej strony trudno się im
dziwić, bo przecież osoba ta ma na sumieniu życie pięcioletniego
chłopca, którego śmierć co zrozumiałe, zniszczyła też inne
istnienia, skazała jego bliskich na nieustającą mękę. Ale z
drugiej strony wiemy, że tego okropnego czynu Sally dopuściła się
kilkadziesiąt lat wcześniej, gdy była małą dziewczynką
wychowującą się w patologicznej rodzinie. I nie znamy wszystkich
okoliczności tego zdarzenia – nie wiemy, jak dokładnie doszło do
śmierci pięcioletniego Robbiego Harrisa. Mógł to być jedynie
wypadek, ale nawet jeśli Sally z premedytacją zamordowała swojego
młodszego kolegę, to przecież była tylko dzieckiem. I to w
dodatku takim, które nie odebrało od swoich rodziców właściwych
wzorców. Tak, ale czy młody wiek i nieszczęśliwe dzieciństwo
mogą w całości usprawiedliwiać śmierć, do której się
przyczyniła? Lesley Kara każe nam się nad tym głęboko
zastanowić, snując jednocześnie trzymającą w napięciu fikcyjną
opowieść, w centrum której tkwi kobieta mająca powody do obaw o
życie swoje i swojego sześcioletniego synka.
„Plotki
są jak nasiona roznoszone przez wiatr. Nie da się przewidzieć,
gdzie wylądują, ale gdzieś na pewno. Zagnieżdżą się w
pęknięciach i szczelinach, zaczną kiełkować. A potem zapuszczą
korzenie. Nie ma znaczenia, czy jest w nich prawda, czy nie. Im
więcej razy są powtarzane, tym szybciej i bardziej rosną, niczym
łodygi fasoli pnące się ku słońcu.”
Małe
miasteczka, co często podkreślam, są doskonałą areną dla
opowieści z dreszczykiem, w mojej ocenie jednym z najbardziej
obiecujących miejsc akcji tak thrillerów, jak horrorów. Lesley
Kara operuje prostym stylem, ale absolutnie nie nazwałabym go
powierzchownym. Nieczęsto natrafiam na utwory literackie, w których
to prościutki język nie szedłby w parze z denerwującą
ogólnikowością. „Plotkę” owszem skonstruowano z krótkich
zdań, ale Kara nie szczędzi fragmentów opisowych. Z taką
dokładnością przedstawia poszczególne miejsca, sytuacje i
portrety psychologiczne postaci zaludniających ową powieść (rzecz
jasna ze szczególnym wskazaniem na główną bohaterkę i zarazem
narratorkę), że podejrzewam, że nawet czytelnicy gustujący w
bardziej rozbudowanych stylach przekonają się do warsztatu Lesley
Kary. Ja w każdym razie szybko przestałam zwracać uwagę na
długość zdań, bo po prostu przeniosłam się myślą do
nadmorskiego miasteczka o nazwie Flinstead, w Anglii. Malowniczej
oazy spokoju... Nieee, małe miasteczka takie nie są. Spokojnie
takie miejsca mogą prezentować się co najwyżej w oczach
niedzielnych turystów, wystarczy bowiem kilka dni, by odkryć, że
nieustannie toczy je istna zgnilizna. Jak zresztą każdy obszar
zajmowany przez ludzi. W małych miasteczkach, w przeciwieństwie do
wielkich miast, drobne problemy, czy te faktycznie istniejące, czy
tylko przez kogoś wymyślone, często urastają do rangi katastrofy
narodowej. Ludzie zwykli wszystko wyolbrzymiać, dopatrywać się
kłopotów, czy wręcz zagrożenia tam gdzie go nie ma, ponieważ...
Nie wiem, może z nudów? Mieszkam w takim małym miasteczku od
urodzenia, ale odpowiedzi na to pytanie jeszcze nie udało mi się
znaleźć. We Flinstead sytuacja wydaje się przedstawiać o tyle
gorzej, że niebezpieczeństwo nie wydaje się być wyimaginowane.
Wiele wskazuje na to, że Sally McGowan, jednostka, która ma na
sumieniu życie pięcioletniego chłopca, faktycznie mieszka w tym
nadmorskim miasteczku. I nawet jeśli ta kobieta nie stanowi już
żadnego zagrożenia, to nie można tego samego powiedzieć o jej
sąsiadach. Sama możliwość, że McGowan egzystuje wśród nich,
wyzwala w mieszkańcach Flinstead silne emocje, które mogą
doprowadzić do tragedii. Oczywiście, to nie tak, że cała ta
niewielka społeczność domaga się krwi McGowan, ale część
owszem. I co gorsza ludzie sami wskazali winną, wybrali już sobie
obiekt ataków, wymierzyli oskarżycielski palec w jedną kobietę,
ale to im nie wystarczy. Osoba ta musi zostać napiętnowana, trzeba
zgotować jej istny koszmar, bo w pełni sobie na to zasłużyła. A
skąd wiadomo, że to akurat ta kobieta jest znienawidzoną Sally
McGowan? Bo taka informacja krąży po miasteczku. To w zupełności
wystarczy. Naprawdę nie trzeba więcej by rozniecić ten sam ogień,
który zniszczył już tyle niewinnych istnień. A teraz być może
zniszczy kolejne. Ale to nie jedyne zagrożenie czające się w tym
pozornie zacisznym miasteczku. Główna bohaterka też ma powody do
obaw o bezpieczeństwo swoje i swojego syna. Im jednak nie tyle
zagrażają osoby marzące o zlinczowaniu Sally McGowan, ile jakaś
anonimowa jednostka, której bardzo nie podoba się to, że Joanna
Critchley przekazała dalej tę być może śmiercionośną pogłoskę
na temat Sally. Tą osobą może być sama McGowan, ale autorka każe
nam brać pod uwagę też inne możliwości. Właściwie to Lesley
Kara sprawiła, że czułam się prawie tak samo, jak podczas
oglądania i czytania „Dziecka Rosemary”. Udzieliła mi się
paranoja narratorki – tak jak ona podejrzewałam prawie wszystkie
postacie pojawiające się na kartach „Plotki”, w każdej
kobiecej twarzy widziałam twarz Sally McGowan. Biorąc jednocześnie
pod uwagę to, że osoba grożąca Joannie może być kimś zupełnie
innym, osobą w jakiś sposób związaną z Sally bądź nie. Bądź
tylko taką, która postanowiła wykorzystać całe to zamieszanie
wokół tej znienawidzonej kobiety do realizacji jakiegoś własnego
planu. Lesley Kara w mojej ocenie w podręcznikowy wręcz sposób
przeprowadza czytelnika przez tę zmuszającą do myślenia,
niezwykle emocjonującą opowieść, w której praktycznie niczego
nie można brać za pewnik. Niebezpieczeństwo zdaje się płynąć
zewsząd, czaić za dosłownie każdym rogiem, cierpliwie czekać na
dogodny moment do wypuszczenia śmiercionośnego ciosu, w
międzyczasie akcentując swoją obecność i obserwując swoje cele.
Albo po prostu zabawiając się kosztem kobiety, która to
przyczyniła się do krzywdy kogoś innego. Karząc ją w ten sposób
za bezrefleksyjne rozpuszczanie języka. Rozwiązanie tej intrygi
ogłuszy pewnie niejednego odbiorcę. I to nie tylko raz, bo ostatnia
partia obfituje w niespodzianki. W mniej lub bardziej zdumiewające,
ale w żadnym przypadku nieprzekombinowane rewelacje, z których mnie
osobiście aż dwie autentycznie znokautowały. Wcześniej myślałam,
że nic lepszego mnie już nie może spotkać, że silniejszych
przeżyć dostarczyć ta powieść już mi nie może (i nie miałam
jej tego za złe, bo naprawdę były one wystarczająco silne), ale
później przekonałam się, że to było jedynie preludium, że
największe wrażenia Lesley Kara zostawiła na koniec.
„Plotka”
to jeden z lepszych literackich thrillerów, jaki w ostatnich latach
wpadł mi w ręce. A to niemały komplement zważywszy na to, że
ogólny poziom współczesnych powieściowych dreszczowców w mojej
ocenie jest bardzo wysoki, że rynek ten jest wprost zalewany
pozycjami, od których trudno się oderwać. Takie też moim zdaniem
jest debiutanckie dzieło Brytyjki Lesley Kary. Trzymająca w
napięciu opowieść o niszczącej sile plotek i poważnych błędów
z przeszłości, które nigdy nie zostaną zapomniane, które
zniszczyły już tak wiele istnień i na tym bynajmniej nie koniec.
Grzechy z dzieciństwa mają wszak równie wielką destrukcyjną moc,
co niesprawdzone informacje bezrefleksyjnie przekazywane z ust do
ust. Rozrastające się jeszcze szybciej niż nowotwory złośliwe,
też często zbierające żniwo wśród osób, które niczym nie
zasłużyły sobie na potworny los, który ich spotyka. Z winy tej
części każdego społeczeństwa, które zwykło osadzać szybko i
bezlitośnie. Ludzi, którzy chętnie obrzucają kamieniami innych,
ale nigdy siebie. O tym między innymi jest ten jakże wciągający
thriller z doprawdy mocnym zakończeniem. Nic tylko polecać!
Za
książkę bardzo dziękuję wydawnictwu
Ojej, bardzo mnie zaciekawiłaś. :)
OdpowiedzUsuń