Stronki na blogu

piątek, 12 lipca 2019

„Strange Nature” (2018)

Była piosenkarka pop Kim Sweet po latach wraca do swojego rodzinnego miasta Duluth w stanie Minnesota, mając nadzieję, że ona i towarzyszący jej jedenastoletni syn Brody zdołają ułożyć sobie życie w tym miejscu. Kim zamierza też wesprzeć swojego ojca Chucka w jego walce z rakiem. Ona i Brody wprowadzają się do niego. Do jego niewielkiego, drewnianego domu położonego na uboczu, nieopodal którego wkrótce grupka dzieci z podstawówki i ich nauczycielka dokonują zastanawiającego odkrycia. Znajdują zdeformowane żaby, które zostają przekazane do zbadania miejscowemu nauczycielowi przyrody Trentowi. Sprawa ta najbardziej interesuje Kim. Z obawy przed eskalacją tego niepokojącego zjawiska, kobieta rozpoczyna amatorskie śledztwo, w którym pomaga jej Trent.

W 1995 roku grupa uczniów odkryła setki zdeformowanych żab w pobliżu Henderson w stanie Minnesota. Do 1996 roku zgłoszenia o takich anomaliach napłynęły z trzydziestu pięciu stanów USA i trzech prowincji Kanady. Choć sprawa była intensywnie badana przez naukowców, nie udało się znaleźć przyczyny deformacji płazów. Amerykański eko horror „Strange Nature” w reżyserii i na podstawie scenariusza, w tych rolach debiutującego w pełnym metrażu, Jamesa Ojali (jako Jim Ojala), powstał z inspiracji tą głośną sprawą. Ten zajmujący się głównie tworzeniem efektów specjalnych filmowiec pochodzi z Duluth w stanie Minnesota, przyglądał się więc całej tej sprawie niejako od środka (w Minnesocie zdeformowanych żab było najwięcej). W jednym z wywiadów zdradził, że widząc zdjęcia zmutowanych płazów na pierwszych stronach gazet on i inni mieszkańcy tego regionu czuli się, jakby przenieśli się do jakiegoś horroru science fiction. Scenariusz „Strange Nature” James Ojala napisał w pierwszej dekadzie XXI wieku, nie opierając się jedynie na swoich własnych wspomnieniach i doniesieniach prasowych. Sięgnął także do książki Williama Soudera pt. „A Plague of Frogs”, zgłębiającej zjawisko deformacji żab. Ojala był bardzo zdziwiony tym, że filmowcy jeszcze nie pochylili się nad tym tematem, że w momencie kiedy on rozpoczynał pracę nad swoim pierwszym pełnometrażowym filmem nie było żadnych produkcji na ten temat. Ani tych fabularnych zainspirowanych autentyczną sprawą deformacji żab w Stanach Zjednoczonych i Kanadzie, ani filmów dokumentalnych traktujących o tejże. „Strange Nature” jest produkcją niezależną, częściowo sfinansowaną dzięki kampanii Kickstarter. Akcję promował magazyn „Fangoria”, co bardzo pomogło w uzbieraniu potrzebnej sumy pieniężnej. Jamesowi Ojali było łatwiej pozyskać fundusze niezbędne do zrealizowania tego filmowego projektu, ze względu na doświadczenie w branży – jest osobą dość rozpoznawalną, dzięki swojej wieloletniej pracy nad efektami specjalnymi.

Główne zdjęcia do „Strange Nature” powstawały w 2014 roku w stanie Minnesota (z przewagą miasta Duluth), ale co nieco dokręcono potem w Los Angeles. Światło dzienne film ujrzał dopiero cztery lata później – we wrześniu 2018 roku w końcu ukazał się w Stanach Zjednoczonych, zbierając mieszane recenzje. „Strange Nature” to jeden z tych współczesnych horrorów idących niejako pod prąd. Podczas prac nad tym filmem James Ojala nierzadko spotykał się ze sceptycyzmem kolegów z branży – niektórzy producenci doradzali mu złagodzenie dramatycznego tonu scenariusza i dodanie modnych w dzisiejszych czasach horrorowych trików. Decyzja reżysera i zarazem scenarzysty filmu o zatrudnieniu aktorów z Minnesoty, postawianie na nazwijmy to lokalną obsadę (nie w całości) oraz kręcenie w takim „niepopularnym” miejscu jak Duluth też zostały przyjęte dosyć powątpiewająco przez niektórych ludzi filmu. Ale Ojala nic sobie z tego nie robił. Chciał nakręcić to po swojemu. Chociaż musiał zdawać sobie sprawę z tego, że pozwala sobie na niemałe ryzyko. Bo jego nieproszeni doradcy, jakkolwiek by się to komuś nie podobało, mieli sporo racji. Horrory bez jump scenek, bez dużej ingerencji komputera i na dodatek cechujące się tak wolnym rozwojem fabularnym, w dzisiejszych czasach nie mają łatwego żywota. Takie podejście do kina grozy święciło triumfy w minionym wieku – teraz duża część kinomaniaków oczekuje czegoś zgoła innego. „A co mnie to obchodzi?” - zdaje się mówić James Ojala swoim pełnometrażowym debiutem. Takie wrażenie odnosiłam oglądając ten „niemodny” horror i... chwała za to. „Strange Nature” otwiera przyjazd głównej bohaterki filmu, byłej skompromitowanej wokalistki pop Kim Sweet i jej jedenastoletniego syna Brody'ego do Duluth w stanie Minnesota. To ponoć niepopularne miejsce, jeśli chodzi o kino, już wówczas poraża swoją dzikością i naturalnym pięknem. Mieniące się żywą zielenią gęste lasy, jeziora, bagna, pola uprawne i urocze domki porozsiewane w tej zacisznej scenerii. Trochę dalej wyrasta niezbyt gęsto zaludnione miasto. Jak wynika ze słów jednego z bohaterów filmu, to jedna z tych tak zwanych wymierających aglomeracji, bowiem wielu młodych ludzi ucieka stąd tak szybko, jak tylko może. Duluth w „Strange Nature” odmalowuje się jako miasto bez perspektyw dla praktycznie każdego, kto swojej przyszłości nie wiąże z rolnictwem. Kim Sweet, całkiem przyzwoicie wykreowana przez Lisę Sheridan, też przed laty opuściła to miasto. Zostawiła swojego ojca i znajomych, by robić karierę w branży muzycznej. I początkowo faktycznie odnosiła sukcesy, ale ta „bajka” nie trwała długo. Kim zakończyła swoją przygodę z muzyką w atmosferze kompromitacji, a potem urodziła syna, który to teraz, w wieku jedenastu lat, po raz pierwszy zawita w Duluth. Jonah Beres, w mojej ocenie, w tej roli radzi sobie jeszcze lepiej niż jego filmowa matka, ale Bruce Bohne wcielający się w postać Chucka, zmagającego się z nowotworem złośliwym ojca Kim i dziadka Brody'ego, w niczym mu nie ustępuje. Przebojowy, żyjący chwilą, wygadany dziadunio, to zdecydowanie najbarwniejsza postać „Strange Nature”, ale ja ze wszystkich osób zaludniających scenariusz „Strange Nature” i tak najbardziej upodobałam sobie Kim. Z tego prostego powodu, że wprost przepadam za silnymi, nieustępliwymi, jak lwice walczącymi o swoje, kobietami, stawianymi w centrum scenariuszy filmowych. A taka właśnie jest Kim Sweet. Co więcej, jest to osoba, która nie zwykła przechodzić obojętnie obok krzywdy innych, której nie jest obojętny los zarówno innych ludzi, jak i zwierząt. Jej syn też taki jest, u chłopca również mocno uwidacznia się ta niezwykle cenna cecha, ta potrzeba stawania w obronie słabszych. Choć nie zawsze w sensie dosłownym. Najwięcej przykrości w Duluth spotyka bowiem bardzo silnego, rosłego mężczyznę samotnie wychowującego córkę, rówieśnicę Brody'ego, która również jest obiektem ludzkiej złośliwości. Dlaczego ci najbliżsi sąsiedzi Chucka są tak traktowani? Otóż, dlatego że mają wrodzone wady twarzy, James Ojala dotyka tu więc problemu nienawiści, nierzadko podszytej strachem względem osób pokrzywdzonych przez los. Ludzi, których wygląd, jak to się mówi, odbiega od normy – jakkolwiek głupio to brzmi (bo przepraszam, jak niby wygląda ta norma?). Wkurzył mnie ten film. Ponieważ kazał mi (znowu) myśleć o potwornym zjawisku obecnym w prawdziwym życiu, jednej z tych ludzkich postaw, która niezmiennie wywołuje we mnie mdłości. Ciężki żywot najbliższych sąsiadów Chucka też spotykał się z taką reakcją z mojej strony. Czułam ogromny wstręt, ale absolutnie nie do nich, tylko do ich krzywdzicieli. Nie tylko tych, którzy pozwalali sobie na bardziej zdecydowane ataki względem tej dwójki, ale również tych którzy omijali ich szerokim łukiem, rzucając w ich kierunku wrogie i/lub zalęknione spojrzenia. Zupełnie jakby mieli się od nich czymś zarazić... Po wybuchnięciu afery z deformacjami organizmów żywych ta ich postawa była w pewnym sensie uzasadniona. Otóż, w Duluth zapanowało przekonanie (oczywiście, nie wśród wszystkich), że owa osobliwa zaraza wzięła się od tych ludzi, że to oni zarażają różne stworzenia deformacjami ciała. Czy to prawdopodobne widz sam będzie musiał ocenić. Przynajmniej do pewnego momentu, do czasu aż twórcy może zechcą sprawę wyjaśnić.

Powolny rozwój akcji moim zdaniem jest zarazem dobrodziejstwem, jak przekleństwem scenariusza „Strange Nature”. Ma to swoje plusy, ale i minusy z czasem z tego wyrastają. Doceniam, nazwijmy to, niezbyt nowoczesną konstrukcję fabularną. Nieśpieszne przeprowadzania widza przez kolejne etapy tej nieskomplikowanej opowieści zainspirowanej prawdziwymi wydarzeniami. Nieskomplikowanej i na pewno nieodkrywczej w szeroko pojętym horrorze. Za to dosyć niecodziennej, jeśli mówimy o „muzie” Jamesa Ojali. Czyli twardej rzeczywistości. Oczywiście twórca ten obudował to fikcyjnymi cegiełkami. Nie poprzestał na zagadkowych deformacjach żab, w tym sensie nie ograniczał się też do samych płazów. Poszedł z tym dalej i ciężko powiedzieć, że przedstawił to na modłę horroru. Widok zdeformowanych istot budził we mnie przede wszystkim smutek. UWAGA SPOILER Tak na marginesie, w pewnym momencie naszły mnie skojarzenia z „A jednak żyje” Larry'ego Cohena KONIEC SPOILERA. Niemniej myślę, że efekty specjalne, współtworzone przez samego Jamesa Ojalę, można nazwać odrażającymi (co w horrorze jest zaletą, nie wadą). Wszystkie bez wyjątku wypadają bardzo realistycznie i cechuje je dosyć duża śmiałość. Miejscami co prawda trochę przeszkadzały mi szaleńce ruchy kamer, sceny śmierci cechował nadmierny dynamizm, z gatunku tych, który znacznie utrudnia, jeśli nie uniemożliwia, zarejestrowanie wszystkich makabrycznych szczegółów. Ale jak na współczesny horror, płaszczyzna gore jest dosyć rozbudowana (a bo odnoszę wrażenie, że w uogólnieniu kino grozy nie jest już tak odważne, jak było niegdyś). Dostajemy zróżnicowane, umiarkowanie krwawe sceny okaleczeń i mordów oraz wymyślne cielesne deformacje organizmów żywych (w filmie wykorzystano również żywe żaby dotknięte takimi anomaliami), których myślę nie powstydziłby się żaden body horror. Elementy tego podgatunku w takiej postacie się ujawniają, ale „Strange Nature” egzystuje przede wszystkim w ramach eko horroru. I dramatu, bo narracja, jaką Ojala narzucił pierwszej i środkowej partii filmu zdaje się właśnie w tym kierunku popychać ową opowieść. Odbiera się to jako dramat, ewentualnie thriller ekologiczny z elementami horroru, ale tylko do pewnego momentu i tylko na, że tak to ujmę, jednym poziomie świadomości. Bo choć przez długi czas przyglądamy się dosyć prozaicznym czynnościom niektórych mieszkańców Duluth w stanie Minnesota, znajdującym się w niepospolitej sytuacji (o czym jeszcze nie wszyscy wiedzą), to właściwie przez cały czas czujemy nieuchronnie zbliżające się zło. Alienacja bohaterów filmu, ta zwarta ściana lasu otaczająca domek Chucka, usytuowany nieopodal potencjalnie skażonego jeziora, naturalną koleją rzeczy stwarza wrażenie pozostawania w swego rodzaju klatce, w której jak wskazują liczne i dobitne sygnały wysyłane przez scenarzystę, znajdują się również śmiertelnie niebezpieczne stworzenia. Niebezpieczne, ale i budzące litość, co nie jest żadnym novum w eko horrorze. Nowością nie jest też sugerowanie, że to członkowie gatunku ludzkiego odpowiadają za katastrofę ekologiczną, która w filmie Jamesa Ojali niepowstrzymanie szerzy się w Minnesocie. Do takiego wniosku dochodzi Kim, a pomagający jej nauczyciel przyrody z podstawówki imieniem Trent, to zdanie zdaje się podzielać. Winne mogą, ale wcale nie muszą, być pestycydy (czyli rzecz bardzo na czasie) stosowane przez tutejszych rolników (to jest w świecie przedstawionym w „Strange Nature”) i produkowane przez potężną, bardzo wpływową firmę. Mamy więc oto kolejną cegiełkę, która w eko horrorze nie jest czymś nietypowym. A mianowicie oskarżenie za to nieszczęście, które dotknęło między innymi Duluth pewnej bezdusznej korporacji. Burmistrzowi tego miasta (to znaczy nie temu prawdziwemu, tylko filmowemu) też się obrywa. Uparte ignorowanie problemu, przedkładanie zysku ponad bezpieczeństwo obywateli, dbałość głównie o intratne znajomości, a maluczcy niech radzą sobie sami i przypisywanie sobie zasług innych... Brzmi znajomo? Nie? A ja tam powiedziałabym, że to taki polityk z krwi i kości, typowy przedstawiciel tego środowiska. Polityk jakich wielu. James Ojala najwidoczniej w swojej twórczości nie ma zamiaru zakłamywać realiów:) Myślę jednak, że dobrze byłoby, gdyby trochę bardziej ożywił środkową partię filmu. Nie tyle efektami specjalnymi, ale rozbudowaniem osobistych dramatów niektórych mieszkańców Duluth, z jednoczesnym uszczegółowieniem ich rysów psychologicznych. Życie szkolne Brody'ego, los najbliższych sąsiadów Chucka (mężczyzny i jego jedenastoletniej córki dotkniętych wrodzonymi wadami fizycznymi) i rozwój choroby nowotworowej Chucka, rozbudziły we mnie wszak większe zainteresowanie niż amatorskie śledztwo Kim i Trenta, któremu poświęcono dosyć sporo miejsca, w sposób, który mnie wydał się zwyczajnie przegadany. Myślę, że na fundamentach tamtych wątków można by wznieść więcej, niż zaoferowała mi działalność na rzecz ogółu w wykonaniu Kim i jej nowego „kolegi”. Ta spokojnie mogłaby zostać skrócona, a pozostałe z wymienionych wątków obudowane jeszcze bardziej dramatycznymi, złowrogimi, ale i tragicznymi momentami. A tak miejscami (tylko od czasu do czasu) robiło się nudnawo, żeby nie rzec trochę męcząco.

Myślę, że James Ojala ma powody do satysfakcji, bez względu na to, czy jego film dobrze się sprzeda, czy nie. Bo jak na razie do szerokiego grona odbiorców nie trafił, co w pewnej, być może głównej mierze, jest spowodowane lichą dystrybucją. Ale i opinie innych widzów, w tym krytyków, mogą na co poniektórych działać zniechęcająco. Trochę sympatyków „Strange Nature” też zdążył już znaleźć, ale moim zdaniem może być ich dużo więcej, jeśli tylko miłośnicy XX-wiecznego kina grozy, ze szczególnym wskazaniem na eko horrory i body horrory dadzą mu szansę. Nie mówię, że wszystkich ich ta propozycja przekona, ale to nie zmienia faktu, że głównie w tych szeregach upatruję najbardziej podatnego gruntu dla pełnometrażowego debiutu, w roli reżysera i scenarzysty, Jamesa Ojali. Fani animal attacków i monster movies też jednak mogliby na to zerknąć... A co tam, niechaj obejrzą to wszyscy fani filmowych horrorów! Jak szaleć to szaleć.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz