Była
piosenkarka pop Kim Sweet po latach wraca do swojego rodzinnego
miasta Duluth w stanie Minnesota, mając nadzieję, że ona i
towarzyszący jej jedenastoletni syn Brody zdołają ułożyć sobie
życie w tym miejscu. Kim zamierza też wesprzeć swojego ojca Chucka
w jego walce z rakiem. Ona i Brody wprowadzają się do niego. Do
jego niewielkiego, drewnianego domu położonego na uboczu, nieopodal
którego wkrótce grupka dzieci z podstawówki i ich nauczycielka
dokonują zastanawiającego odkrycia. Znajdują zdeformowane żaby,
które zostają przekazane do zbadania miejscowemu nauczycielowi
przyrody Trentowi. Sprawa ta najbardziej interesuje Kim. Z obawy
przed eskalacją tego niepokojącego zjawiska, kobieta rozpoczyna
amatorskie śledztwo, w którym pomaga jej Trent.
W
1995 roku grupa uczniów odkryła setki zdeformowanych żab w pobliżu
Henderson w stanie Minnesota. Do 1996 roku zgłoszenia o takich
anomaliach napłynęły z trzydziestu pięciu stanów USA i trzech
prowincji Kanady. Choć sprawa była intensywnie badana przez
naukowców, nie udało się znaleźć przyczyny deformacji płazów.
Amerykański eko horror „Strange Nature” w reżyserii i na
podstawie scenariusza, w tych rolach debiutującego w pełnym
metrażu, Jamesa Ojali (jako Jim Ojala), powstał z inspiracji tą
głośną sprawą. Ten zajmujący się głównie tworzeniem efektów
specjalnych filmowiec pochodzi z Duluth w stanie Minnesota,
przyglądał się więc całej tej sprawie niejako od środka (w
Minnesocie zdeformowanych żab było najwięcej). W jednym z wywiadów
zdradził, że widząc zdjęcia zmutowanych płazów na pierwszych
stronach gazet on i inni mieszkańcy tego regionu czuli się, jakby
przenieśli się do jakiegoś horroru science fiction. Scenariusz
„Strange Nature” James Ojala napisał w pierwszej dekadzie XXI
wieku, nie opierając się jedynie na swoich własnych wspomnieniach
i doniesieniach prasowych. Sięgnął także do książki Williama
Soudera pt. „A Plague of Frogs”, zgłębiającej zjawisko
deformacji żab. Ojala był bardzo zdziwiony tym, że filmowcy
jeszcze nie pochylili się nad tym tematem, że w momencie kiedy on
rozpoczynał pracę nad swoim pierwszym pełnometrażowym filmem nie
było żadnych produkcji na ten temat. Ani tych fabularnych
zainspirowanych autentyczną sprawą deformacji żab w Stanach
Zjednoczonych i Kanadzie, ani filmów dokumentalnych traktujących o
tejże. „Strange Nature” jest produkcją niezależną, częściowo
sfinansowaną dzięki kampanii Kickstarter. Akcję promował magazyn
„Fangoria”, co bardzo pomogło w uzbieraniu potrzebnej sumy
pieniężnej. Jamesowi Ojali było łatwiej pozyskać fundusze
niezbędne do zrealizowania tego filmowego projektu, ze względu na
doświadczenie w branży – jest osobą dość rozpoznawalną,
dzięki swojej wieloletniej pracy nad efektami specjalnymi.
Główne
zdjęcia do „Strange Nature” powstawały w 2014 roku w stanie
Minnesota (z przewagą miasta Duluth), ale co nieco dokręcono potem
w Los Angeles. Światło dzienne film ujrzał dopiero cztery lata
później – we wrześniu 2018 roku w końcu ukazał się w Stanach
Zjednoczonych, zbierając mieszane recenzje. „Strange Nature” to
jeden z tych współczesnych horrorów idących niejako pod prąd.
Podczas prac nad tym filmem James Ojala nierzadko spotykał się ze
sceptycyzmem kolegów z branży – niektórzy producenci doradzali
mu złagodzenie dramatycznego tonu scenariusza i dodanie modnych w
dzisiejszych czasach horrorowych trików. Decyzja reżysera i zarazem
scenarzysty filmu o zatrudnieniu aktorów z Minnesoty, postawianie na
nazwijmy to lokalną obsadę (nie w całości) oraz kręcenie w takim
„niepopularnym” miejscu jak Duluth też zostały przyjęte dosyć
powątpiewająco przez niektórych ludzi filmu. Ale Ojala nic sobie z
tego nie robił. Chciał nakręcić to po swojemu. Chociaż musiał
zdawać sobie sprawę z tego, że pozwala sobie na niemałe ryzyko.
Bo jego nieproszeni doradcy, jakkolwiek by się to komuś nie
podobało, mieli sporo racji. Horrory bez jump scenek, bez
dużej ingerencji komputera i na dodatek cechujące się tak wolnym
rozwojem fabularnym, w dzisiejszych czasach nie mają łatwego
żywota. Takie podejście do kina grozy święciło triumfy w
minionym wieku – teraz duża część kinomaniaków oczekuje czegoś
zgoła innego. „A co mnie to obchodzi?” - zdaje się mówić
James Ojala swoim pełnometrażowym debiutem. Takie wrażenie
odnosiłam oglądając ten „niemodny” horror i... chwała za to.
„Strange Nature” otwiera przyjazd głównej bohaterki filmu,
byłej skompromitowanej wokalistki pop Kim Sweet i jej
jedenastoletniego syna Brody'ego do Duluth w stanie Minnesota. To
ponoć niepopularne miejsce, jeśli chodzi o kino, już wówczas
poraża swoją dzikością i naturalnym pięknem. Mieniące się żywą
zielenią gęste lasy, jeziora, bagna, pola uprawne i urocze domki
porozsiewane w tej zacisznej scenerii. Trochę dalej wyrasta niezbyt
gęsto zaludnione miasto. Jak wynika ze słów jednego z bohaterów
filmu, to jedna z tych tak zwanych wymierających aglomeracji, bowiem
wielu młodych ludzi ucieka stąd tak szybko, jak tylko może. Duluth
w „Strange Nature” odmalowuje się jako miasto bez perspektyw dla
praktycznie każdego, kto swojej przyszłości nie wiąże z
rolnictwem. Kim Sweet, całkiem przyzwoicie wykreowana przez Lisę
Sheridan, też przed laty opuściła to miasto. Zostawiła swojego
ojca i znajomych, by robić karierę w branży muzycznej. I
początkowo faktycznie odnosiła sukcesy, ale ta „bajka” nie
trwała długo. Kim zakończyła swoją przygodę z muzyką w
atmosferze kompromitacji, a potem urodziła syna, który to teraz, w
wieku jedenastu lat, po raz pierwszy zawita w Duluth. Jonah Beres, w
mojej ocenie, w tej roli radzi sobie jeszcze lepiej niż jego filmowa
matka, ale Bruce Bohne wcielający się w postać Chucka, zmagającego
się z nowotworem złośliwym ojca Kim i dziadka Brody'ego, w niczym
mu nie ustępuje. Przebojowy, żyjący chwilą, wygadany dziadunio,
to zdecydowanie najbarwniejsza postać „Strange Nature”, ale ja
ze wszystkich osób zaludniających scenariusz „Strange Nature” i
tak najbardziej upodobałam sobie Kim. Z tego prostego powodu, że
wprost przepadam za silnymi, nieustępliwymi, jak lwice walczącymi o
swoje, kobietami, stawianymi w centrum scenariuszy filmowych. A taka
właśnie jest Kim Sweet. Co więcej, jest to osoba, która nie
zwykła przechodzić obojętnie obok krzywdy innych, której nie jest
obojętny los zarówno innych ludzi, jak i zwierząt. Jej syn też
taki jest, u chłopca również mocno uwidacznia się ta niezwykle
cenna cecha, ta potrzeba stawania w obronie słabszych. Choć nie
zawsze w sensie dosłownym. Najwięcej przykrości w Duluth spotyka
bowiem bardzo silnego, rosłego mężczyznę samotnie wychowującego
córkę, rówieśnicę Brody'ego, która również jest obiektem
ludzkiej złośliwości. Dlaczego ci najbliżsi sąsiedzi Chucka są
tak traktowani? Otóż, dlatego że mają wrodzone wady twarzy, James
Ojala dotyka tu więc problemu nienawiści, nierzadko podszytej
strachem względem osób pokrzywdzonych przez los. Ludzi, których
wygląd, jak to się mówi, odbiega od normy – jakkolwiek głupio
to brzmi (bo przepraszam, jak niby wygląda ta norma?). Wkurzył mnie
ten film. Ponieważ kazał mi (znowu) myśleć o potwornym zjawisku
obecnym w prawdziwym życiu, jednej z tych ludzkich postaw, która
niezmiennie wywołuje we mnie mdłości. Ciężki żywot najbliższych
sąsiadów Chucka też spotykał się z taką reakcją z mojej
strony. Czułam ogromny wstręt, ale absolutnie nie do nich, tylko do
ich krzywdzicieli. Nie tylko tych, którzy pozwalali sobie na
bardziej zdecydowane ataki względem tej dwójki, ale również tych
którzy omijali ich szerokim łukiem, rzucając w ich kierunku wrogie
i/lub zalęknione spojrzenia. Zupełnie jakby mieli się od nich
czymś zarazić... Po wybuchnięciu afery z deformacjami organizmów
żywych ta ich postawa była w pewnym sensie uzasadniona. Otóż, w
Duluth zapanowało przekonanie (oczywiście, nie wśród wszystkich),
że owa osobliwa zaraza wzięła się od tych ludzi, że to oni
zarażają różne stworzenia deformacjami ciała. Czy to
prawdopodobne widz sam będzie musiał ocenić. Przynajmniej do
pewnego momentu, do czasu aż twórcy może zechcą sprawę wyjaśnić.
Powolny
rozwój akcji moim zdaniem jest zarazem dobrodziejstwem, jak
przekleństwem scenariusza „Strange Nature”. Ma to swoje plusy,
ale i minusy z czasem z tego wyrastają. Doceniam, nazwijmy to,
niezbyt nowoczesną konstrukcję fabularną. Nieśpieszne
przeprowadzania widza przez kolejne etapy tej nieskomplikowanej
opowieści zainspirowanej prawdziwymi wydarzeniami. Nieskomplikowanej
i na pewno nieodkrywczej w szeroko pojętym horrorze. Za to dosyć
niecodziennej, jeśli mówimy o „muzie” Jamesa Ojali. Czyli
twardej rzeczywistości. Oczywiście twórca ten obudował to
fikcyjnymi cegiełkami. Nie poprzestał na zagadkowych deformacjach
żab, w tym sensie nie ograniczał się też do samych płazów.
Poszedł z tym dalej i ciężko powiedzieć, że przedstawił to na
modłę horroru. Widok zdeformowanych istot budził we mnie przede
wszystkim smutek. UWAGA SPOILER Tak na marginesie, w pewnym
momencie naszły mnie skojarzenia z „A jednak żyje” Larry'ego
Cohena KONIEC SPOILERA.
Niemniej myślę, że efekty specjalne, współtworzone przez
samego Jamesa Ojalę, można nazwać odrażającymi (co w horrorze
jest zaletą, nie wadą). Wszystkie bez wyjątku wypadają bardzo
realistycznie i cechuje je dosyć duża śmiałość. Miejscami co
prawda trochę przeszkadzały mi szaleńce ruchy kamer, sceny śmierci
cechował nadmierny dynamizm, z gatunku tych, który znacznie
utrudnia, jeśli nie uniemożliwia, zarejestrowanie wszystkich
makabrycznych szczegółów. Ale jak na współczesny horror,
płaszczyzna gore jest dosyć rozbudowana (a bo odnoszę
wrażenie, że w uogólnieniu kino grozy nie jest już tak odważne,
jak było niegdyś). Dostajemy zróżnicowane, umiarkowanie krwawe
sceny okaleczeń i mordów oraz wymyślne cielesne deformacje
organizmów żywych (w filmie wykorzystano również żywe żaby
dotknięte takimi anomaliami), których myślę nie powstydziłby się
żaden body horror. Elementy tego podgatunku w takiej postacie
się ujawniają, ale „Strange Nature” egzystuje przede wszystkim
w ramach eko horroru. I dramatu, bo narracja, jaką Ojala
narzucił pierwszej i środkowej partii filmu zdaje się właśnie w
tym kierunku popychać ową opowieść. Odbiera się to jako dramat,
ewentualnie thriller ekologiczny z elementami horroru, ale tylko do
pewnego momentu i tylko na, że tak to ujmę, jednym poziomie
świadomości. Bo choć przez długi czas przyglądamy się dosyć
prozaicznym czynnościom niektórych mieszkańców Duluth w stanie
Minnesota, znajdującym się w niepospolitej sytuacji (o czym jeszcze
nie wszyscy wiedzą), to właściwie przez cały czas czujemy
nieuchronnie zbliżające się zło. Alienacja bohaterów filmu, ta
zwarta ściana lasu otaczająca domek Chucka, usytuowany nieopodal
potencjalnie skażonego jeziora, naturalną koleją rzeczy stwarza
wrażenie pozostawania w swego rodzaju klatce, w której jak wskazują
liczne i dobitne sygnały wysyłane przez scenarzystę, znajdują się
również śmiertelnie niebezpieczne stworzenia. Niebezpieczne, ale i
budzące litość, co nie jest żadnym novum w eko horrorze.
Nowością nie jest też sugerowanie, że to członkowie gatunku
ludzkiego odpowiadają za katastrofę ekologiczną, która w filmie
Jamesa Ojali niepowstrzymanie szerzy się w Minnesocie. Do takiego
wniosku dochodzi Kim, a pomagający jej nauczyciel przyrody z
podstawówki imieniem Trent, to zdanie zdaje się podzielać. Winne
mogą, ale wcale nie muszą, być pestycydy (czyli rzecz bardzo na
czasie) stosowane przez tutejszych rolników (to jest w świecie
przedstawionym w „Strange Nature”) i produkowane przez potężną,
bardzo wpływową firmę. Mamy więc oto kolejną cegiełkę, która
w eko horrorze nie jest czymś nietypowym. A mianowicie
oskarżenie za to nieszczęście, które dotknęło między innymi
Duluth pewnej bezdusznej korporacji. Burmistrzowi tego miasta (to
znaczy nie temu prawdziwemu, tylko filmowemu) też się obrywa.
Uparte ignorowanie problemu, przedkładanie zysku ponad
bezpieczeństwo obywateli, dbałość głównie o intratne
znajomości, a maluczcy niech radzą sobie sami i przypisywanie sobie
zasług innych... Brzmi znajomo? Nie? A ja tam powiedziałabym, że
to taki polityk z krwi i kości, typowy przedstawiciel tego
środowiska. Polityk jakich wielu. James Ojala najwidoczniej w swojej
twórczości nie ma zamiaru zakłamywać realiów:) Myślę jednak,
że dobrze byłoby, gdyby trochę bardziej ożywił środkową partię
filmu. Nie tyle efektami specjalnymi, ale rozbudowaniem osobistych
dramatów niektórych mieszkańców Duluth, z jednoczesnym
uszczegółowieniem ich rysów psychologicznych. Życie szkolne
Brody'ego, los najbliższych sąsiadów Chucka (mężczyzny i jego
jedenastoletniej córki dotkniętych wrodzonymi wadami fizycznymi) i
rozwój choroby nowotworowej Chucka, rozbudziły we mnie wszak
większe zainteresowanie niż amatorskie śledztwo Kim i Trenta,
któremu poświęcono dosyć sporo miejsca, w sposób, który mnie
wydał się zwyczajnie przegadany. Myślę, że na fundamentach
tamtych wątków można by wznieść więcej, niż zaoferowała mi
działalność na rzecz ogółu w wykonaniu Kim i jej nowego
„kolegi”. Ta spokojnie mogłaby zostać skrócona, a pozostałe z
wymienionych wątków obudowane jeszcze bardziej dramatycznymi,
złowrogimi, ale i tragicznymi momentami. A tak miejscami (tylko od
czasu do czasu) robiło się nudnawo, żeby nie rzec trochę męcząco.
Myślę,
że James Ojala ma powody do satysfakcji, bez względu na to, czy
jego film dobrze się sprzeda, czy nie. Bo jak na razie do szerokiego
grona odbiorców nie trafił, co w pewnej, być może głównej
mierze, jest spowodowane lichą dystrybucją. Ale i opinie innych
widzów, w tym krytyków, mogą na co poniektórych działać
zniechęcająco. Trochę sympatyków „Strange Nature” też zdążył
już znaleźć, ale moim zdaniem może być ich dużo więcej, jeśli
tylko miłośnicy XX-wiecznego kina grozy, ze szczególnym wskazaniem
na eko horrory i body horrory dadzą mu szansę. Nie
mówię, że wszystkich ich ta propozycja przekona, ale to nie
zmienia faktu, że głównie w tych szeregach upatruję najbardziej
podatnego gruntu dla pełnometrażowego debiutu, w roli reżysera i
scenarzysty, Jamesa Ojali. Fani animal attacków i monster
movies też jednak mogliby na to zerknąć... A co tam, niechaj
obejrzą to wszyscy fani filmowych horrorów! Jak szaleć to szaleć.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz