Ojciec
Max wsławił się przeprowadzaniem skutecznych egzorcyzmów na
oczach internautów. Emitowany na żywo program internetowy pod
tytułem „Godzina oczyszczenia', którego jest głównym bohaterem
wykreował go na bożego wojownika pomagającego ludziom opętanym
przez demony. Jego widzowie nie wiedzą, że to mistyfikacja.
Skrupulatnie przygotowane inscenizacje będące dla Maxa i jego
przyjaciół źródłem utrzymania. Dla fałszywego egzorcysty
najważniejsze jest jednak to, że dzięki temu przedsięwzięciu
stał się postacią rozpoznawalną. Łaknie jednak dużo większej
sławy i na jego nieszczęście jego marzenie już wkrótce się
ziści. Okoliczności zmuszają jego przyjaciela i zarazem
biznesowego partnera, Drew, do obsadzenia w roli opętanej kobiety w
najnowszym odcinku „Godziny oczyszczenia” jego narzeczonej Lane.
Niedługo po rozpoczęciu programu kobieta przestaje trzymać się
scenariusza. Jej twarz oraz głos ulegają drastycznej zmianie i co
gorsza kobieta zyskuje nadnaturalne moce, które wykorzystuje
przeciwko swoim znajomym, którzy nie mają wątpliwości, że Lane
naprawdę została opętana przez demona. A cały ten koszmar
rozgrywa się na oczach wielu widzów z całego świata.
W
2016 roku ukazał się dziewiętnastominutowy filmik w reżyserii
Damiena LeVecka i na podstawie scenariusza Aarona Horwitza pt. „The
Cleansing Hour” opowiadający o twórcach programu internetowego
pokazującego udawane egzorcyzmy, którzy nieoczekiwanie muszą
zmierzyć się z prawdziwym demonem. W branży filmowej LeVeck
zajmuje się przede wszystkim montażem, ale stara się realizować
również jako reżyser i scenarzysta. Rozszerzona wersja
krótkometrażowego „The Cleansing Hour” pod tym samym tytułem
(pol. „Godzina oczyszczenia”), to czwarty występ LeVecka w roli
reżysera - wcześniej nakręcił dwa shorty i jeden segment w
antologii filmowej „Dark, Deadly & Dreadful”. Scenariusz
jego pełnometrażowego debiutu powstał we współpracy z Aaronem
Horwitzem, tym samym, który napisał scenariusz krótkometrażówki
stanowiącej materiał wyjściowy omawianej produkcji. Produkcji
niezależnej, horroru satanistycznego stworzonego przez człowieka,
który, jak sam mówi, ma słabość do praktycznych efektów
specjalnych w kinematografii i „Egzorcysty” Williama Friedkina.
Damien
LeVeck jest w pełni świadomy, że kultowy „Egzorcysta” z 1973 roku
wciąż pozostaje niedoścignionym dziełem w tematyce opętań przez
demony. Popularyzatorem konwencji, z którą nadal i wciąż z
gorszym skutkiem od Williama Friedkina mierzą się co poniektórzy
twórcy horrorów. On, człowiek o imieniu nader pasującym do
tematyki jego pełnometrażowego debiutu (żarcik), nie chciał iść
śladami tych wszystkich twórców podpinających się pod schemat
„Egzorcysty”. Nie ukrywa inspiracji tamtym wiekopomnym dziełem
(w głównej mierze dotyczy to Adama Horowitza, gdyż to on opracował
całą historię), bo i trudno znaleźć horror o opętaniu, na które
arcydzieło Friedkina nie miało żadnego wpływu (wśród powstałych
po nim oczywiście), ale nie sposób nie zauważyć, że „Godzina
oczyszczenia”, odstaje od tego, na co nastawia się chyba każdy
fan kina grozy sięgający po horror o opętaniu i egzorcyzmach.
Program internetowy emitowany w czasie rzeczywistym wziąwszy pod
uwagę całokształt kinematografii żadnym novum nie jest, ale
przynajmniej ja dotychczas nie widziałam horroru o opętaniu
człowieka przez nadnaturalną istotę i naturalnie o egzorcyzmach
wykorzystującego podobną koncepcję. Motyw internetowego show
wmawiającego ludziom, że świadkują prawdziwym egzorcyzmom
przeprowadzanym przez nieustraszonego księdza, bożego wojownika w
każdym odcinku mężnie stawiającemu czoła jakiemuś demonowi (w
domyśle zawsze innemu) gnieżdżącemu się w ciele jakiegoś
nieszczęśnika. Ojciec Max (dobra kreacja Ryana Guzmana) i jego
wieloletni przyjaciel Drew (wspaniały Kyle Gallner) oraz oczywiście
pozostali członkowie ekipy technicznej programu pod tytułem
„Godzina oczyszczenia”, rozkręcili całkiem intratny biznes
polegający na ni mniej, ni więcej oszukiwaniu ludzi. Zanosi się
więc na to, że trudno będzie z nimi sympatyzować. Stanąć po ich
stronie, gdy nastąpi nieuniknione: gdy przyjdzie im się zmierzyć z
prawdziwym demonem. Na wizji, na oczach nieustannie przybywających
widzów, wśród których jak można się tego spodziewać ciężko
będzie im znaleźć sojuszników. Wbrew pozorom organizatorzy
„Godziny oczyszczenia” nie okażą się osobami skrajnie
antypatycznymi. Chociaż ojca Maxa poznajemy jako zapatrzonego w
siebie, egoistycznego typa, który bez skrupułów buduje sobie
wizerunek księdza wypędzającego demony z ciał ludzi rzekomo
zwracających się do niego o pomoc. Mężczyzny, który wykorzystuje
swoich przyjaciół do promowania siebie. Nie żeby ich do tego
zmuszał. Drew i inni działający w tym niegodziwym biznesie mogą w
każdej chwili odejść, ale nie decydują się na ten krok, ponieważ
czerpią z tego korzyści finansowe. A Drew ponadto nie chce
ryzykować zniszczenia długiej przyjaźni z Maxem. Tylko Lane, w
którą moim zdaniem w znakomitym stylu wcieliła się Alix Angelis,
zamierza porzucić ten godny pogardy interes i stara się namówić
do tego swojego przyszłego męża. Drew jest więc w rozterce: z
jednej strony jest już zmęczonym tym wszystkim i chciałby robić
coś, co nie będzie w nim budziło odrazy do samego siebie, ale z
drugiej wątpi żeby udało mu się znaleźć równie duże źródło
dochodu i nie chce zawieść swojego przyjaciela. Pomimo że
zachowanie Maxa coraz bardziej go irytuje. Woda sodowa ewidentnie
uderzyła do głowy mężczyźnie podszywającemu się pod
katolickiego księdza. A że apetyt zwykle rośnie w miarę jedzenia,
to Max chce więcej. Chce większej sławy. Przede wszystkim milionów
fanów na całym świecie. Pieniądze mają dla niego drugorzędne
znaczenie. Z tego wynika, że najlepszym charakterem z tego
(nie)wesołego grona jest Lane. A więc młoda kobieta, która już
wkrótce zostanie opętana przez nadnaturalną istotę, w istnienie
której twórcy podcastu o egzorcyzmach wcześniej pewnie nawet nie
wierzyli. Ale nie tylko jej widz będzie mógł kibicować w tej
nierównej walce z demonicznym stworzeniem sypiącym tekstami,
których pewnie nie powstydziłby się sam Freddy Krueger. Ze złą
istotą, która budziła we mnie dosyć zaskakujące uczucia. I to,
Panie i Panowie, w moich oczach najmocniej odróżnia „Godzinę
oczyszczenia” Damiena LeVecka od znanych mi horrorów o opętaniach
i egzorcyzmach. Jeszcze nigdy nie łapałam się na sympatyzowaniu z
demoniczną istotą, która na ekranie wzięła w posiadanie ciało
człowieka. Brzmi strasznie? Pewnie tak, ale zapewniam, że nie jest
aż tak kontrowersyjnie, jak mogłoby się wydawać. Twórcy „Godziny
oczyszczenia” nie pochwalają demonów, ale i nie pozostają ślepi
na grzechy Kościoła katolickiego (części kleru). Ale i w ogóle
nas wszystkich, bez względu na nasze wyznanie bądź jego brak.
Nasze nastawienie do bohaterów „Godziny oczyszczenia” tak
naprawdę zależy od tego, jak patrzymy na samych siebie. Jeśli
uważamy się za osoby krystalicznie czyste, istne ideały, które
nie mają na sumieniu żadnych, nawet najdrobniejszych przewinień,
to przyznamy rację tym internautom śledzącym przeżycia bohaterów
w dosyć mrocznym pomieszczeniu gdzieś w Los Angeles, którzy
uważają, że realizatorzy programu pt. „Godzina oczyszczenia” w
pełni zasłużyli sobie na śmierć w męczarniach.
Damien
LeVeck dał w „Godzinie oczyszczenia” wyraz swojej miłości do
praktycznych efektów specjalnych. Zatrudnił ekipę, która
stworzyła trochę naprawdę wiarygodnie się prezentujących mniej i
bardziej upiornych smaczków. Moim zwycięzcom tej nieformalnej
konkurencji są oczywiście białawe, wyłupiaste oczy opętanej
kobiety. Wykorzystane już w niejednym horrorze, ale wciąż do
pewnego stopnia na mnie oddziałujące. Budzące lekki dyskomfort
emocjonalny, czego zazwyczaj nie mogę powiedzieć o efektach
komputerowych. LeVeck przy całym swoim uwielbieniu do fizycznie
obecnych na planie rekwizytów, nie zrezygnował niestety z obrazów
generowanych komputerowo. Nie ma ich wiele, ale skłamałabym, gdybym
powiedziała, że nie zakłócały mojego odbioru tego poza tym
realistycznie się prezentującego obrazu. Lwia część fabuły
„Godziny oczyszczenia” rozgrywa się w dość skąpo oświetlonym
pomieszczeniu, które wprawdzie obiektywnie ciasne nie jest, ale
dzięki zgrabnej realizacji i oczywiście założeniom scenariusza ma
się takie wrażenie. Pełnometrażowy debiut Damiena LeVecka nie
jest jakoś szczególnie klaustrofobiczny, ale delikatne poczucie
ciasnoty zdecydowanie miałam obserwując gehennę twórców
niechlubnego programu internetowego, zgotowaną im przez demona
prawdopodobnie niedziałającego w dobrej wierze, ale chwilami takie
wrażenie istotnie sprawiającego. Niekoniecznie tak do końca
fałszywe, bo nie od dziś wiadomo, że prawda oczyszcza, a tego
właśnie istota tkwiąca w ciele Lane od Maxa i jego kolegów zdaje
się oczekiwać. Podzielenia się ze światem swoimi największymi
grzechami – wyspowiadania się milionom internautów, między
innymi z tego, że ich dochodowy program to zwykła mistyfikacja.
Oszustwo drenujące kieszenie co naiwniejszych osobników. I robiące
z Maxa prawdopodobnie najsłynniejszego egzorcystę naszych czasów.
Chociaż w rzeczywistości nim nie jest. Opętana Lane nie obraca
swojej głowy o sto osiemdziesiąt stopni, ani nie wygina całego
swojego ciała pod nieprawdopodobnymi kątami, ponieważ LeVeckowi
zależało na zachowaniu, w miarę możliwości, jak najbardziej
wiarygodnego wizerunku osoby opętanej. Nie chciał uciekać w świat
fantazji dalej niż to konieczne, ale to nie znaczy, że
charakteryzacja nosicielki demonicznej istoty ogranicza się
wyłącznie do białych oczu. Dla mnie gwaranta lekkiej upiorności,
bo i na niej reżyserowi, współscenarzyście, współproducentowi i
montażyście „Godziny oczyszczenia”, co oczywiste, bardzo
zależało. Twarz opętanej ma dodatkowe smaczki. Nieprzesadne,
minimalistyczne, co tylko dodaje im wiarygodności. UWAGA SPOILER
Sama tego nie zauważyłam, ale w jednym z wywiadów przeprowadzonych
z Damienem LeVeckiem wyczytałam, że oblicze opętanej jest odbiciem
twarzy trochę kiczowato prezentującego się władcy piekieł
ukazanego w całym swym „dostojeństwie” pod koniec filmu KONIEC
SPOILERA. A nie zawsze
mniej znaczy lepiej, co pokazuje choćby taka Regan MacNeil. Opętanej
Lane rzecz jasna sporo brakuje do kultowej dziewczynki z
„Egzorcysty”, ale taki wizerunek w moich oczach też się
obronił. I złowieszczy głos, który stworzono poprzez nałożenie
na siebie głosów Alix Angelis i Tary Karsian. Złowieszczy, ale i
dowcipny, bo czyż można się nie roześmiać, gdy demon edukuje
nieletnich odbiorców programu internetowego w kwestii narkotyków
albo serwuje cięte i trafne riposty w kierunku swoich słabych
przeciwników? Albo osób, które poddaje swego rodzaju egzorcyzmom,
bo śledząc tę trzymającą w napięciu rozgrywkę nie mogłam nie
zauważyć swoistego odwrócenia ról. Egzorcysta (tzn. człowiek
udający egzorcystę) jest egzorcyzmowany przez demoniczną postać,
która przywłaszczyła sobie ciało jego koleżanki. To znaczy może
dostąpić katharsis, w pewnym sensie oczyścić się z grzechów,
jeśli tylko odważy się podzielić nimi z internautami, wśród
których jak wiemy z życia nie brakuje ludzi, którzy wykorzystują
internet do krzywdzenia bliźnich. Ludzi, którzy chętnie przyłożą
rękę nawet do morderstwa. Bo czemu nie? Przecież ofiarami są
oszuści, czyli jednostki, które w przeciwieństwie do odbiorców
ich programu mają sporo na sumieniu... O czym jeszcze trzeba
wspomnieć „Godzina oczyszczenia” w dosyć przewrotny sposób
przedstawia stosunek, myślę, niemałej części ludzkości do
prawdy. W przewrotny, bo wykładowcą tego tematu staje się istota
do szczętu zła. Czy prawda może działać oczyszczająco w
świecie, któremu najwidoczniej przestało już na niej zależeć?
Prawda was wyzwoli. Bzdura - zdaje się mówić bądź co bądź
niegłupi demon. - Dajcie ludziom igrzyska, a uwierzą we wszystkie
kłamstwa, którymi ich poczęstujecie. A nawet jeśli nie, to
przynajmniej zbytnio nie ucierpicie, bo obecnie większe katusze
przechodzą prawdomówni. Cóż począć, takie to czasy... Nie,
twórcy „Godziny oczyszczenia” nie godzą się z tym. Morał ich
filmu jest taki (swoją drogą, posiada on nietypowe dla tego rodzaju
horroru zakończenie, a więc zaskakujące i jeszcze ważniejsze
doskonale wpasowujące się w ramy tej historii), że należy robić
wszystko, by przeciwstawiać się temu okropnemu zjawisku panującemu
w obecnym świecie. Punktować ludzi znajdujących w sobie odwagę do
podzielenia się z nami prawdą. Nawet wtedy, gdy nie stawia ich ona
w najkorzystniejszym świetle i nawet wówczas, gdy jest bolesna dla
nas samych.
Myślę,
że „Godzina oczyszczenia” Damiena LeVecka ma dużą szansę stać
się jednym z najbardziej rozpoznawalnych horrorów satanistycznych
XXI wieku. Bo ten niezbyt doświadczony reżyser zrobił coś, co
wydawało mi się, że już nigdy nie nastąpi, a mianowicie tchnął
sporo świeżości w kostniejący nurt horrorów o opętaniach przez
demony i naturalnie egzorcyzmach. Nie odciął się całkowicie od
konwencji spopularyzowanej przez Williama Friedkina w jego
legendarnym „Egzorcyście”, ale i tak poszedł dalej niż wszyscy
inni współcześni twórcy tego typu produkcji. „Godzina
oczyszczenia” nie jest wprawdzie tak przerażająca (w sumie to
raczej nikogo nie przerazi), jak „Egzorcysta”, ani nawet tak
frapująca, jak „Egzorcyzmy Emily Rose” Scotta Derricksona, ale
ogląda się to z zadowalającym zainteresowaniem, w niemałym
napięciu, ale i miejscami z rozbawieniem. Śmiejemy się jednak z
twórcami, a nie z nich. No może z wyłączeniem dodatków
cyfrowych. Więcej jednak znajdziecie tutaj wiarygodnie się
prezentujących praktycznych efektów specjalnych skupionych wokół
postaci, która ma szansę na trwałe zapisać się w historii kina
grozy. Demonicznej istoty przemawiającej ustami bezbronnej młodej
kobiety, która wyglądem co prawda zbytnio się nie wyróżnia, ale
jej sposób bycia i wypowiedzi mają w sobie moc. Moc przyciągania,
która najprawdopodobniej sprawi, że nie będziecie czuć się w
pełni komfortowo. Bo i przecież nie o nasz psychiczny komfort
twórcy horrorów zabiegają. Pełnometrażowy debiut Damiena LeVecka
sprawi, że poczujecie się cokolwiek nieswojo, Wy wszyscy (a
przynajmniej część z Was), którzy preferujecie takie klimaty.
Uważajcie więc, żeby rzeczonego dziełka nie przegapić!
Za
seans bardzo dziękuję
Film
wchodzi w skład 4. Przeglądu Horrorów Fest Makabra
Nie ma pl lektor dabing
OdpowiedzUsuń