Stronki na blogu

czwartek, 31 października 2019

Marc Elsberg „Chciwość”


Berlin. Laureat Nagrody Nobla w dziedzinie nauk ekonomicznych profesor Herbert Thompson i współpracujący z nim Will Cantor zmierzają na szczyt polityczny zwołany z powodu zbliżającego się największego w dziejach światowego kryzysu gospodarczego, gdzie Thompson ma wygłosić przemówienie. Noblista zamierza przedstawić wyniki pracy swojej i Cantora mogące zrewolucjonizować świat, ale jego plany zostają pokrzyżowane przez grupę wyszkolonych zabójców. Thompson, Cantor i ich kierowca padają ich ofiarami w drodze na szczyt, a jedynym świadkiem tego wydarzenia jest osiemnastoletni Jan Wutte, który w związku z tym staje się kolejnym celem zabójców. Ścigany również przez policję chłopak odnajduje człowieka, na którego nakierował go umierający Cantor: pochodzącego z Wielkiej Brytanii hazardzistę Fitzroya Peela. Wspólnie będą starali się rozwikłać zagadkę śmierci odkrywców przełomowej teorii ekonomicznej, bo to najprawdopodobniej jedyny sposób na oczyszczenie Jana z podejrzeń w związku ze śmiercią trzech osób. I przede wszystkim na ocalenie życia, ponieważ nie ma wątpliwości, że osoby, które dokonały tej zbrodni są gotowe zrobić wszystko, by prawda nie wyszła na jaw.

Austriacki pisarz Marcus Rafelsberger, publikujący również pod pseudonimem Marc Elsberg, na rynku literackim zadebiutował w 2004 roku wydaną pod własnym nazwiskiem powieścią detektywistyczną „Das Prinzip Terz”. Potem napisał jeszcze dwie powieści, ale głośno o tym autorze zrobiło się dopiero za sprawą jego „Blackout”, thrillera z 2012 roku opublikowanego pod pseudonimem Marc Elsberg. Książka ta otworzyła Austriakowi drzwi do międzynarodowej kariery. Jego kolejne utwory wydane pod tym samym pseudonimem, „Zero” i „Helix” (w Polsce wydana pod tytułem „Helisa”) również przyciągnęły wielu czytelników z różnych rejonów świata. „Chciwość” (oryg. „Gier”), kolejny thriller tego mieszkającego w Wiedniu autora swoją światową i polską premierę miał w 2019 roku i już zdążył zaskarbić sobie trochę fanów. Grupa ta zapewne w szybkim tempie będzie się rozrastać, bo Marc Elsberg nie odchodzi w owej powieści od tego, z czego przede wszystkim słynie. Czyli po raz kolejny przedstawia bardzo realną wizją globalnej katastrofy. Tym razem gospodarczej.

Jak jest teraz? Bogaci bogacą się kosztem biednych. A jak powinno być? Majątek obywateli winien być, w miarę możliwości, wyrównany? Nie, bo to byłby komunizm, a jak słusznie zauważa Marc Elsberg w omawianej powieści wiemy już, że ustrój ten nie zdaje egzaminu. Więc pozostaje krwiożerczy kapitalizm. Lepsza droga nie istnieje. A przynajmniej tak może się co poniektórym wydawać. Akcję „Chciwości” zawiązuje zabójstwo między innymi człowieka, który zmierzał na szczyt polityczny zorganizowany w Berlinie, celem przedstawienia pracy mogącej całkowicie zmienić oblicze świata. Pracy, która mogłaby zrewolucjonizować światową gospodarkę i nie tylko. W teorii odkrycie to mogłoby znacznie poprawić jakość życia na Ziemi w prawie wszystkich jego aspektach. Dobrobyt dla wszystkich nieuchylających się od pracy, brak wojen, a może nawet przywrócenie równowagi naturalnej planecie, którą my ludzie już prawie zniszczyliśmy. Jeszcze nie do końca, ale już niedługo pewnie dopniemy swego. W końcu jesteśmy na najlepszej drodze ku temu. To samo można powiedzieć o światowej gospodarce. W świecie przedstawionym w „Chciwości” największy w dziejach kryzys ekonomiczny jest już pewnikiem. Obywatele co prawda jeszcze nie odczuwają jego skutków, ale to niedługo się zmieni. Możni tego świata biorący udział w szczycie politycznym zorganizowanym w Berlinie wiedzą już, że nie da się tego uniknąć. Co nie znaczy, że nie robią nic, by... to powstrzymać? Nie. Los ludzi z niższych warstw społecznych, co nikogo nie powinno zaskoczyć, w ogóle ich nie obchodzi. Dbają wyłącznie o siebie. Wiedzą, że w tej sytuacji też można szybko pomnożyć swoje majątki. Trzeba tylko sprytnie to rozegrać, a potem spokojnie patrzeć jak inni umierają z głodu. Marc Elsberg nie jest cynikiem tylko realistą. Widzi świat takim, jakim jest. A to zdumiewająco rzadka zdolność w dzisiejszych czasach. Ten austriacki pisarz na kartach swojej „Chciwości” bez ogródek mówi nam to, co dla wszystkich powinno być oczywiste. Ale jakoś nie jest. Niemała część ludzkości wciąż wierzy w niezawodność systemu rzekomo demokratycznego. Rzekomo, bo w wielu (jeśli nie we wszystkich) krajach demokratycznych tak naprawdę rządzi garstka bogaczy. Multimilionerów i multimiliarderów wśród których pewnie i są altruiści, ale większość dba wyłącznie o własny interes. Żyją po to, by mnożyć swoje majątki. Bo pieniądz daje władzę. A gdzie w tym wszystkim są politycy? Wybrańcy narodu? Cóż, niewiele mają do powiedzenia, ale oczywiście się nie poddają... Starają się uszczknąć coś dla siebie. „Chciwość” to woda na mój młyn – powieść zawierająca w sobie wnioski, które sama już dużo wcześniej zdążyłam wyciągnąć. I od tego czasu już tylko dziwię się, że tak, zdaje się, wielu ludzi tego nie dostrzega. Akcja „Chciwości” rozgrywa się w Berlinie, na ulice którego wyległo mnóstwo demonstrantów upominających się o swoją część tortu. Sprzeciwiających się układowi, co się zowie kapitalizmem. Ciężko pracujący ludzie mają dość utrzymywania bogaczy. Bo właśnie do tego to się sprowadza – biedni pracują, a bogaci czerpią z tego największe korzyści. Co więcej Elsberg przytomnie zauważa, że ludzie z niższych warstw społecznych nie mają praktycznie żadnych szans na dostanie się do tego zaklętego kręgu osób władających światem. To warunkuje przede wszystkim urodzenie i/lub odpowiednie znajomości. Wykształcenie zazwyczaj w tym nie pomaga, ale na przykładzie Jeanne Dalli, asystentki multimiliardera Teda Holdena, Elsberg pokazuje, że takie cuda też się zdarzają. Tylko że Jeanne została szczodrze obdarzona przez naturę. Jej wygląd i już w mniejszym stopniu imponujący umysł ścisły (utalentowana ekonomistka) w połączeniu z jej sprytną strategią, pozwoliły tej wywodzącej się z klasy robotniczej i niemającej na starcie tak zwanych dobrych znajomości, jeszcze przed trzydziestką wspiąć się dużo wyżej od większości śmiertelników. Dalli towarzyszy swojemu szefowi na szczycie w Berlinie zwołanym w związku ze zbliżającym się kryzysem gospodarczym, a w tym samym czasie główny bohater książki, osiemnastoletni Jan Wutte walczy o życie u boku hazardzisty Fitzroya Peela. Wieloletniego przyjaciela właśnie zamordowanego Willa Cantora, współautora teorii ekonomicznej, która może doprowadzić do tego, że powiedzenie „nie ma sprawiedliwości na tym świecie” przejdzie do historii.

„Chciwość” została spisana w niezbyt komfortowym dla mnie stylu. Krótkie rozdziały zbudowane z maksymalnie uproszczonych zdań, w których wydaje się nie ma czasu na dokładne przyglądanie się bohaterom i antybohaterom, ani nawet odpowiednie zobrazowanie poszczególnych miejsc w Berlinie, w których dwóch do niedawna nieznających się mężczyzn walczy o życie. Jednocześnie prowadząc swoje amatorskie śledztwo związane z potrójnym zabójstwem, którego na początku książki dopuścili się tajemniczy mężczyźni teraz podążający ich śladem. Zbrodnia ta dokonała się bowiem na oczach kształcącego się na pielęgniarza osiemnastoletniego Jana Wutte, któremu nie dość, że nie udało się przekonać policji do tego, co na swoje nieszczęście widział, to na domiar złego podejrzenia śledczych skierowały się na niego. Jak już wspomniałam Marc Elsberg w bardzo powierzchowny sposób wykreśla postacie zaludniające „Chciwość”. Głównego bohatera i jego kompana, Brytyjczyka Fitzroya Peela, autor zaszczycił wprawdzie trochę uważniejszym spojrzeniem od pozostałych postaci występujących w tej nie tak znowu złożonej opowieści, ale spory niedosyt i tak niestety miałam. Tym bardziej, że to, czego Elsberg pozwolił mi dowiedzieć się o ludziach, którzy nieoczekiwanie znaleźli się w samym centrum śmiertelnie niebezpiecznej intrygi najprawdopodobniej ściśle związanej z przełomową pracą profesora Herberta Thompsona i Willa Cantora, brzmiało nader obiecująco. Widziałam w nich niemały potencjał – materiał na pamiętny duet fikcyjnych bohaterów. Ich charaktery są skrajnie różne, ale to akurat bardzo im się przydaje w tej zupełnie nowej dla nich sytuacji, w której przypadkiem się znaleźli. Dopełniają się nawzajem. Fitzroy to umysł ścisły – człowiek, który patrzy na świat poprzez liczby, matematyk i fizyk, który od jakiegoś czasu swoje talenty wykorzystuje wyłącznie w hazardzie. Nic więc dziwnego w tym, że ogromnie zależy mu na zapoznaniu się z teorią ekonomiczną opracowaną przez jego długoletniego przyjaciela Willa Cantora i profesora Herberta Thompsona, którzy właśnie stracili życie z rąk, jak wszystko na to wskazuje, zawodowych zabójców. Tymczasem jedyny świadek tego wydarzenia, młody mężczyzna, który znajduje sojusznika w Fitzu, jak zwykł nazywać Fitzroya, Jan Wutte, myśli, jak większość z nas. Nie ma większej ochoty rozmawiać o skomplikowanych równaniach matematycznych, teoriach ekonomicznych, systemach gospodarczych na nich zbudowanych etc. Jego interesuje przede wszystkim wyjście cało z sytuacji, w której ni z tego, ni z owego się znalazł. Co nie znaczy, że nie ma nic do powiedzenia na temat ustroju, w którym przyszło mu żyć. Owszem ma, a że są to obserwacje poczynione przez osobę znajdującą się na tym lub bardzo mu bliskim poziomie hierarchii społecznej, na której znajduje się lwia część ludzkości, to spora część odbiorców najpewniej to właśnie z nim będzie się najsilniej solidaryzować. Ale to, jeśli już, przyjdzie z czasem. Kiedy już rozeznamy się w gąszczu postaci i zsynchronizujemy się z dynamicznym rytmem tej opowieści. Bo już na początku książki zostajemy wrzuceni niejako w sam środek akcji, która w dalszych etapach z rzadka będzie zwalniać i to tylko na chwilę. Wydarzenia następują po sobie we wręcz zastraszającym tempie, a odbiór dodatkowo komplikuje mnogość postaci, przeskoki z jednej perspektywy w inną (w narracji trzecioosobowej). Tak naprawdę odbywające się przez cały czas trwania lektury, ale nie to najbardziej utrudniało mi odnalezienie się w tej opowieści tylko skąpienie informacji o postaciach. Z czasem dowiedziałam się o nich więcej, ale przez jakiś czas miałam problem w rozróżnieniu kto jest kim. Albo inaczej: nie bardzo potrafiłam się zorientować, jaką rolę w tej historii pełnią niektórzy z nich, a pozostałych mogłam tylko uszeregować jako tych złych, tych dobrych i tych najmniej rozeznanych w sytuacji, czyli policjantów pracujących nad tą zagadkową sprawą. No dobrze, niezbyt tajemniczą, bo kiedy już zdołałam sobie to wszystko poukładać, w czym bardzo pomogło poszerzenie portretów kluczowych postaci (w lwiej części przypadków bardzo lekkie, a w pozostałych dwóch-trzech tylko trochę większe), tajemnicą pozostawało już dla mnie tylko odkrycie, jakiego dokonali profesor Herbert Thompson i Will Cantor. Niemniej od tego momentu dużo lepiej już mi się to czytało. Nadal oczywiście ubolewałam nad ewidentnymi zaniedbaniami bohaterów (o czarnych charakterach już nie wspominając) oraz szczątkowymi opisami poszczególnych miejsc, w które trafiali podczas tej śmiertelnie niebezpiecznej rozgrywki, w której stawką było nie tylko ich życie, ale także przyszłość całego świata (zakładając, że jakąś ma, a to przecież bardzo śmiałe założenie). Tak, to nadal stanowiło niemałe uniedogodnienie w tej podróży między innymi u boku Jana Wutte, Fitzroya Peela i Jeanne Dalli, której towarzystwo tak naprawdę najbardziej sobie ceniłam. Według mnie to najciekawsza i najmniej przewidywalna postać w tym dosyć szerokim gronie osób niezbyt wprawnie wykreowanych przez Marca Elsberga. A na pewno mniej zgrabnie od wizji świata, który nie jest nam tak zupełnie obcy, bo pamiętamy przecież poważny kryzys finansowy. Tylko, że ten z lat 2007-2009 przy scenariuszu wykreślonym przez Elsberga na kartach „Chciwości” jest co najwyżej drobną uciążliwością. Austriacki autor przygotował dla swoich bohaterów coś nieporównanie gorszego. I nas też to czeka, jeśli nie zmienimy myślenia. Praca profesora Herberta Thompsona i Willa Cantora może być remedium na wszystko, kluczem do stworzenia istnej utopii. Kluczem, który tak naprawdę od zawsze jest nam znany. Czemu więc z niego nie skorzystaliśmy? Marc Elsberg udzieli na to odpowiedzi, ale to nie znaczy, że nie można tłumaczyć sobie tego na swój sposób. Co trzeba jeszcze dodać w „Chciwości”, jak pewnie zdążyliście się już domyślić, aż roi się od matematyki. O zgrozo...! Nie, nie, spokojnie. Autor przedstawił to wszystko w taki sposób, żeby nawet laik (jak przyznaje w posłowiu taki jak on) albo taki kompletny głąb matematyczny jak ja mógł bez większego trudu w wystarczającym stopniu wszystko to sobie przyswoić. Nie czuć się przytłoczonym, ujmując rzecz w skrócie, liczbami i równaniami.

Thriller „Chciwość” autorstwa Marca Elsberga (właściwie Marcusa Rafelsbergera), austriackiego bestsellerowego powieściopisarza, który zyskał międzynarodową sławę dzięki swoim katastroficznym, wielce prawdopodobnym wizjom, niepokojącym scenariuszom będącym siłą napędową jego najpoczytniejszych książek, wpisuje się w ten trend. Elsberg znowu przedstawia realistyczną wizję końca znanego nam świata, przy okazji zmuszając nas do głębokiego zastanowienia się nad rzeczywistością, w której przyszło nam żyć. Nad systemem, który pozwala bogatym bogacić się kosztem biednych. Prawdopodobnie to nie będzie pierwszy raz, kiedy przyjdzie Wam roztrząsać w myślach te problemy współczesnego świata, które Marc Elsberg zechciał w rzeczonej publikacji przedstawić, ale istnieje niemała szansa, że co poniektórych przekona on do wyciągnięcia z tego wniosków różniących się od tych, do których sam wcześniej doszedł. Przede wszystkim innego spojrzenia na tak zwany demokratyczny ustrój. System, w którym w teorii rządzi większość obywateli (z poszanowaniem praw mniejszości), a w praktyce garstka najbogatszych. „Chciwość” moim zdaniem nie jest thrillerem idealnym – daleko mu do tego – ale i tak uważam, że warto poświęcić mu trochę czasu, nie tylko dlatego, że można czegoś się z tej powieści nauczyć, ale też dla jej walorów stricte rozrywkowych. Bo takowe też posiada, choć bardzo pobieżny warsztat autora dla co poniektórych może stanowić niemałe utrudnienie. Przynajmniej przez jakiś czas, bo z własnego doświadczenia wiem, że można się z nim oswoić na tyle, żeby móc czerpać jako taką przyjemność z tej dynamicznej opowieści o między innymi pewnym przełomowym odkryciu i dwóch mężczyznach, którzy niechcący uwikłali się w niebezpieczną intrygę, rozwój której Marc Elsberg pozwala nam prześledzić. Wprawdzie niezbyt dokładnie, ale przypuszczam, że miłośnicy thrillerów i tak do pewnego stopnia dadzą się temu ponieść.

Za książkę bardzo dziękuję grupie wydawniczej

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz