Stronki na blogu

wtorek, 7 stycznia 2020

„Odmieniec” (1972)


Lato 1935 roku. Mieszkający na wsi w Connecticut młodzi bliźniacy, Niles i Holland Perry, od śmierci ojca pozostają pod opieką babci i wujostwa, którzy mieszkają na tej samej farmie. Ich cierpiąca na depresję matka rzadko wychodzi ze swojego pokoju, ale Niles często ją odwiedza. Jego autorytetem jest jednak babcia Ada, co nie podoba się jego bratu. Z Hollandem Niles spędza najwięcej czasu. Bliźniacy Perry są oddanymi przyjaciółmi, chociaż ich charaktery bardzo się różnią. Holland, w przeciwieństwie do brata, nie dba o dobre relacje z sąsiadami i pozostałymi członkami rodziny. Jest mściwy i arogancki, ale szczerze kocha Nilesa. Jego bliźniaka tymczasem coraz bardziej niepokoi jego zachowanie. Chłopak ma powody by przypuszczać, że jego najlepszy przyjaciel stanowi poważne zagrożenie dla innych, ale stara się odrzucać te straszne myśli. Nie jest w stanie przyjąć do wiadomości prawdy o swoim ukochanym bracie, dlatego z nikim nie dzieli się swoimi obawami. Nawet gdy zaczynają umierać ludzie, którzy w ten, czy inny sposób narazili się Hollandowi.

W 1971 roku pojawiło się pierwsze wydanie debiutanckiej i jak się okazało najpopularniejszej książki nieżyjącego już amerykańskiego powieściopisarza, scenarzysty i aktora specjalizującego się w horrorze i science fiction, Thomasa Tryona: powieści grozy pt. „The Other”. Na filmową wersję tej opowieści nie trzeba było długo czekać – już w 1972 wypuszczono obraz w reżyserii Roberta Mulligana pod tym samym tytułem (pol. „Odmieniec”) powstały na kanwie uznanego, także przez krytyków, literackiego utworu Thomasa Tryona. Scenariusz napisał sam autor pierwowzoru, ale nie był zadowolony z efektu końcowego. Pisarz wprawdzie docenił kreacje Uty Hagen (filmowa Ada) oraz bliźniaków Chrisa i Martina Udvarnokych, ale według niego niektóre z pozostałych ról zostały źle obsadzone. Poza tym uważał, że Mulligan nieodpowiednio ukierunkował to przedsięwzięcie. Tryon nie krył swojego rozczarowania takim, a nie innym wyborem reżysera. Wspomniał, że rozważano powierzenie tego zadania jemu, ale gdy tak znany reżyser, jak Robert Mulligan wyraził chęć objęcia tego stanowiska, naturalnie postawiono na niego. Telewizyjne wydanie „The Other” (a przynajmniej wersja wyemitowana na kanale CBS w latach 70-tych XX wieku) trochę różni się od kinowego – telewidzowie mogli dodatkowo usłyszeć komentarz lektora tuż przed napisami końcowymi.

„Odmieniec”, thriller psychologicznym w reżyserii Roberta Mulligana (klasyfikowany również jako horror i dramat), podąża za Nilesem Perrym, małym chłopcem żyjącym na nowoangielskiej farmie w latach 30-tych XX wieku. Mulligan chciał, by widz z łatwością wszedł w jego skórę – zależało mu na doświadczeniu subiektywnym, na ochoczym przyjęciu perspektywy głównego bohatera jego filmu. Praca kamer (poza paroma wyjątkami) nie jest subiektywna – pokazanego na ekranie świata dosłownie nie oglądamy oczami małoletniego Nilesa, ale tak duże skupienie na tej postaci faktycznie umożliwia (acz tego nie gwarantuje) utożsamienie się z nim. Bez względu na wiek oglądającego. Jednym z częstych zarzutów formułowanych pod adresem „Odmieńca” jest jego sielankowa i nostalgiczna atmosfera. Podług niektórych recenzentów Mulligan zawarł w tym obrazie zbyt wiele piękna i stanowczo zbyt mało groźby. Ja odebrałam to inaczej. Właściwie ani przez chwilę nie opuszczało mnie przekonanie o swego rodzaju zgniliźnie toczącej pozornie idylliczną amerykańską wioskę, do której właśnie zawitało lato. A wraz z nim wizja całodziennych beztroskich zabaw. Niles i Holland nie odczuwają potrzeby bratania się z dzieciakami z okolicy. Co nie znaczy, że każdemu z nich wystarczy wzajemne towarzystwo. Hollandowi tak, ale Niles lubi też spędzać czas z dorosłymi. Zwłaszcza ze swoją ukochaną babcią Adą, pochodzącą z Rosji starszą kobietą, która nauczyła jego i jego brata niezwykłej sztuczki. Chociaż... Twórcy tak naprawdę nam zostawiają ocenę tego zjawiska, tj. zdefiniowanie gry, w którą zdecydowanie częściej angażuje się Niles i nie zawsze pod okiem swojej babci. Otóż, Ada nauczyła chłopców wczuwania się/wchodzenia tak w wybrane rośliny, jak w zwierzęta i ludzi. Czy to autentyczne przeżycia, czy tylko ćwiczenie wyobraźni, to już każdy musi sobie sam ocenić. To samo można powiedzieć o innych zdolnościach Nilesa. Niektórzy dopatrują się tutaj podobieństw do Danny'ego Torrance'a z wydanego parę lat później „Lśnienia” Stephena Kinga – Niles też zdaje się posiadać dar jasnowidzenia, ale w przeciwieństwie do małego lokatora hotelu Overlook, to nie jest przesądzone. Wizje, których doświadcza Niles tak naprawdę mogą być wspomnieniami, a rzekome przepowiadanie przyszłości zwykłym zgadywaniem. Mogą, ale nie muszą. Poprzez te przynajmniej pozornie nadnaturalne sekwencje (tj. wizje Nilesa i niepospolitą grę, której Ada nauczyła swoje wnuki) twórcy wprowadzają delikatny, nienachalny oniryzm, a właściwie to wzmagają wrażenie przebywania w słodko-gorzkim marzeniu sennym. Typowe dla kina z lat 70-tych XX wieku przyblakłe, spłowiałe zdjęcia okraszone melancholijną ścieżką dźwiękową skomponowaną przez Jerry'ego Goldsmitha (na etapie montażu jego wkład został okrojony o mniej więcej połowę), powolna (tak, senna) narracja silnie skoncentrowana na postaciach. Zwłaszcza na dobrym bliźniaku, ale nie tylko. Przy okazji wchodzenia chłopca w interakcje z innymi ludźmi z wioski, twórcy wykreślają nam ich profile. Mniej (wujostwo i kuzynostwo bliźniaków, sąsiedzi) i bardziej dokładnie (Holland, Ada i matka braci Perry), w zależności od wielkości roli jaką pełnią w tej historii. Historii, która dla części widzów może okazać się dosyć męcząca, rozwija się bowiem bardzo wolno, leniwie wręcz, a przy tym jest... przewidywalna. W latach 70-tych XX wieku główny zwrot akcji pewnie niejednego widza nielicho zaskoczył, ale dzisiejsza publiczność (tzn. osoby, które teraz po raz pierwszy spotkają się z tą pozycją) prawdopodobnie inaczej to zagranie przyjmie. A przynajmniej duża część współczesnych odbiorców, tym bardziej gdy mają już jakieś doświadczenie z kinem grozy. Trzeba jednak oddać Thomasowi Tryonowi, że jego koncepcja miała wpływ na rozwój tak thrillera, jak horroru, że autor ten spopularyzował pewien interesujący motyw. Książki co prawda jeszcze nie czytałam, ale przypuszczam, że już tam zastosował ów zwrot akcji. A jeśli nie, to wprowadził go w swój scenariusz, więc tak czy inaczej to jego zasługa.

Wierzcie lub nie, ale praktycznie od początku „Odmieńca” wiedziałam w jakim kierunku zmierza ta opowieść. To znaczy wstrząsającego zakończenia (naprawdę odważne, nie należy jednak przez to rozumieć, że epatujące wizualną makabrą) nie przewidziałam, ale następujące kilkadziesiąt minut wcześniej jądro tej opowieści żadną tajemnicą dla mnie nie było. Twórcy co prawda robili wszystko, co w ich mocy, żeby odwrócić między innymi moją uwagę od prawdy. Powiedziałabym nawet, że uciekali się również do drobnych oszustw, ale jeśli o mnie chodzi ich trud był nadaremny. Ani razu nie zwątpiłam w swoją teorię. Żałuję, bo „Odmieniec” to tego rodzaju dreszczowiec, który tak naprawdę został zbudowany na tym konkretnym elemencie zaskoczenia. Na rewelacji, która dla mnie żadną niespodzianką nie była więc... Poprzestańmy na tym, że to warunkowało mój odbiór całej tej historii. Odbiór bądź co bądź niewłaściwy. Nie dlatego, że moje przekonanie, które wyrobiłam w sobie już na początku filmu było błędne, tylko właśnie przez to, że było jak najbardziej trafne. Ale nie mogę powiedzieć, że nie czerpałam żadnej przyjemności z obcowania z tym dziełkiem. W sumie to ani razu nie zapragnęłam wyjść z tego magicznego świata. Bo w „Odmieńcu” istotnie tkwi jakaś magia. A właściwie to nie jakaś tam zagadkowa siła, bo jestem w stanie owe czary skonkretyzować. Przede wszystkim magia dzieciństwa. W „Odmieńcu” tak w warstwie fabularnej, jak technicznej udało się zestawić coś na kształt dwóch światów. Dwóch oblicz dzieciństwa: radosnego, beztroskiego świata dziecięcych zabaw i niezgłębionej, dodającej skrzydeł wyobraźni oraz żywota naznaczonego lękiem, zagubieniem, niezrozumieniem i dręczącą świadomością przemijalności. Niles Perry (bardzo dobra kreacja Chrisa Udvarnoky'ego) tego nieszczęsnego lata roku 1935 niejednokrotnie zetknie się ze śmiercią, za sprawą działalności swojego starszego o kilkadziesiąt minut bliźniaczego brata Hollanda (w tej roli nieustępujący swojemu bliźniakowi Martin Udvarnoky). Chłopaka, który bez najmniejszych oporów odbiera życie wybranym zwierzętom oraz ludziom, którzy w jakiś sposób mu się narazili. Bez skrupułów, bez późniejszych wyrzutów sumienia. Można powiedzieć, że Holland to osobowość psychopatyczna, ale twórcy wysyłają też do nas sygnały wskazujące na to, że chłopak ten nie jest wyzuty z cieplejszych uczuć, że nie jest mu obojętny los absolutnie wszystkich ludzi, że nie jest osobą dbającą wyłącznie o własny interes. Najbardziej zależy mu na bracie, ale niekoniecznie tylko na nim. Inną ważną postacią jest babcia chłopców imieniem Ada. Starsza kobieta, która jakiś czas temu przybyła na rodzinną farmę z Rosji. Co prawda z trudem zniosła rozłąkę z tym krajem, ale zamiast oddawać się tęsknocie woli patrzeć w przyszłości. Opiekować się wnukami i przekazywać im wiedzę. Także mistyczną? Być może, a może po prostu sztuczki, których Ada uczy swoje wnuki służą wyłącznie rozwijaniu ich wyobraźni. Ojciec chłopców umarł jakiś czas temu, a matka od tego czasu zmaga się z depresją, przez co rzadko wychodzi ze swojej sypialni, a gdy już to czyni, to zdarza jej się odpływać gdzieś myślami. Cieszy się jednak każdą chwilą spędzaną z Nilesem i bez wątpienia ubolewa nad brakiem Hollanda. Arogancki brat Nilesa nie widzi potrzeby odwiedzania schorowanej matki. Zamiast tego woli biegać po wiosce albo przesiadywać w stodole. Jego bliźniak natomiast szczerze cieszy się każdą chwilą spędzoną z rodzicielką. Miłośniczką literatury, która wcześniej czytała swoim synom, a teraz nierzadko pozwala, by to Niles czytał jej. UWAGA SPOILER Zapewne część widzów, choćby za sprawą tytułu filmu (i oryginalnego, i polskiego) zwróci uwagę na wspomnienie ulubionej baśni Hollanda – opowieści o podmienionym dziecku spisanej przez braci Grimm. Niekoniecznie każdy domyśli się jaką rolę tutaj pełni, ale przypuszczam, że niejedna osoba niejako automatycznie dojdzie do słusznego wniosku, że wzmianka o tej baśni nie znalazła się tutaj przypadkowo, że ma jakieś istotniejsze znaczenie poza tym, że to ulubiona opowieść złego bliźniaka KONIEC SPOILERA. Jak już nadmieniłam fabuła rozwija się powoli, ale nie należy przez to rozumieć, że niewiele się tu dzieje. Tyle że film bazuje przede wszystkim na klimacie (sielskość obficie podlana groźbą uosabianą przez Hollanda), napięciu i przeżyciach, także wewnętrznych, bohaterów oraz antybohaterów tej mimo dużej przewidywalności mocno angażującej opowieści o dwóch skrajnie różnych braciach bliźniakach. Dobrym i złym, grzecznym i niegrzecznym, przesadnie zuchwałym i troszczącym się o innych, mściwym i pomocnym, morderczym i uczuciowym. Który zwycięży? I czy ogóle dojdzie do starcia pomiędzy braćmi? Czy Niles znajdzie w sobie odwagę i siłę, by nie tylko przyjąć do wiadomości straszną prawdę o swoim bracie, ale i stawić mu czoło? Czy postara się przerwać terror siany przez psychopatycznego bliźniaka i zarazem swojego najlepszego przyjaciela? A może przejdzie na jego stronę i w ten oto sposób zło zatriumfuje...

Po obejrzeniu filmowej wersji kultowej powieści Thomasa Tryona, opartej na jego własnym scenariuszu, tym mocniej niż dotychczas łaknę jej pierwowzoru. „Odmieniec” (oryg. „The Other”) w reżyserii Roberta Mulligana według mnie nie jest obrazem idealnym, a przynajmniej nie najlepiej zniósł próbę czasu (przewidywalność), ale można powiedzieć, że i tak wyszłam zwycięsko z tego doświadczenia. Dostałam więcej, niż się spodziewałam na początku seansu. Wtedy jeszcze myślałam, że pozycja ta żadnych większych niespodzianek mi nie dostarczy. Zostałam jednak przed ekranem ze względu na klimat i absolutnie nie żałuję. Thriller psychologiczny na wysokim, acz nie najwyższym, poziomie. Ale to tylko moje zdanie – w oczach niektórych już sama przewidywalność może pogrążyć ten obraz, a i z pewnością nie każdy, tak jak ja, wolne tempo akcji „Odmieńca” uzna za walor. Dodajmy do tego sielankową atmosferę... W moim poczuciu mocno doprawioną groźbą, ale prawdą jest, że nie każdy tak to odebrał. Niemniej wszystkim długoletnim miłośnikom kina grozy (ze wskazaniem na thrillery psychologiczne), którym umknęła ta pozycja, radzę postarać się doprowadzić do spotkania z „Odmieńcem”.

2 komentarze:

  1. Przygody szatanistycznego Tomka Sawyera. xD 8/10

    Masz może czytaną przez Piotra Borowca polską wersję tego filmu na kompie? Podziel się, błagam!
    Pozdrawiam serdecznie,
    hail_bananas@wp.pl

    OdpowiedzUsuń