Stronki na blogu

piątek, 26 czerwca 2020

Sally Hepworth „Teściowa”


Melbourne, Australia. Diana Goodwin i jej synowa Lucy nigdy nie miały łatwych relacji. Prowadząca działalność charytatywną na rzecz uchodźców, majętna głowa rodu Goodwinów, onieśmielała, ale i często imponowała ukochanej małżonce swojego pierworodnego, Olivera. Ale choć Lucy niestrudzenie zabiegała o jej akceptację, ciągle miała wrażenie, że teściowa ledwo ją toleruje. Ich stosunki sukcesywnie się pogarszały. Aż w końcu w domu wychowujących trójkę dzieci Lucy i Olliego zjawiła się policja z informacją o śmierci Diany. Wiele wskazuje na samobójstwo, ale w toku śledztwa pojawiają się dowody świadczące za zabójstwem. W kręgu podejrzanych znajdują się bliscy ofiary: jej dzieci, zięć i Lucy, która jak się wydaje miała najbardziej napięte stosunki z Dianą.

Mieszkająca w Melbourne w Australii, Sally Hepworth, swoją pisarską karierę rozpoczęła w 2014 roku opublikowaną w Niemczech powieścią „Wenn du an meiner Seite bist”. Kolejne jej książki, w tym dobrze przyjęta przez krytykę „The Secrets of Midwives” (pol. „Słodkie sekrety”), wydawano w mniej więcej rocznych odstępach. Doceniona przez czytelników powieść„The Mother-in-Law” (pol. „Teściowa”) swoją światową premierę miała w 2019 roku, a w Polsce ukazała się w roku 2020 nakładem wydawnictwa Prószyński i S-ka. Telewizja NBC pracuje nad serialem opartym na „Teściowej” Sally Hepworth, scenarzystką którego ma być Jessica Goldberg, znana z między innymi pracy nad serialem „Sekta” (2016-2018). W 2019 roku wydano pilotażowy odcinek, ale to nie daje jeszcze gwarancji na wyemitowanie całego sezonu.

Thriller „Teściowa” pióra australijskiej powieściopisarki Sally Hepworth to opowieść o skomplikowanych relacjach w rodzinie, zagadkowej śmierci i silnych kobietach, gotowych mierzyć się z wszelkimi przeciwnościami losu. Kobietach poróżnionych, bo z powodu różnicy charakterów niepotrafiących znaleźć wspólnego języka. To na pewno, ale może być coś jeszcze. Coś ukrytego. Jakiś brudny sekret, który sprowadził śmierć na jedną z nich. Dianę Goodwin, problematyczną teściową Lucy. Kobietę niewylewną, chłodną wręcz w kontaktach ze swoimi bliskimi. Bardzo wymagającą matkę dwójki dorosłych już dzieci i kochającą żonę człowieka będącego jej całkowitym przeciwieństwem. Kobietę z zasadami, które jednym mogą wydawać się okrutne, innym natomiast jak najbardziej zasadne. I godne podziwu. Zdecydowaną większość akcji śledzimy z punktu widzenia dwóch wspomnianych już kobiet: Diany i Lucy Goodwin. W dwóch przestrzeniach czasowych. Teraźniejszości, którą otwiera informacja o śmierci Diany oraz przeszłości, latach poprzedzających samobójstwo bądź co jeszcze bardziej prawdopodobne morderstwo głowy rodu Goodwinów. W ten sposób poznajemy cały ciąg wydarzeń, który doprowadził do owej tragedii. Tragedii dla jednych, ale innym przedwczesna śmierć Diany mogła się opłacić. Na przykład Lucy. Kobiecie, którą poznajemy jako matkę trójki dzieci, które wychowuje ze swoim mężem, a ich ojcem, Oliverem Goodwinem. Człowiekiem mającym wprawdzie bogatych rodziców, ale jak się okazuje to nie przekłada się na jego budżet. A wszystko przez Dianę. Jego ukochaną matkę, do której jednak może mieć żal. Czy na tyle duży, by popchnął go do morderstwa? To możliwe, ale autorka jeszcze bardziej uprawdopodabnia wersję, że to jego żona, Lucy, odpowiada za śmierć Diany. Takie założenie nasuwa się głównie w retrospekcjach. Początkach i eskalacji konfliktu na linii teściowa-synowa. Skojarzeniom ze „Sposobem na teściową”, filmem komediowym wyreżyserowanym przez Roberta Luketica, trudno się oprzeć, choć tutaj zderzamy się z innym ciężarem gatunkowym. „Teściowa” to czysty thriller, spisany nader prostym językiem. Lekki styl Sally Hepworth w moich oczach niestety rzutował na tak przecież istotną warstwę psychologiczną. Odbierał postaciom, nawet narratorkom, tę głębię, której w podobnych dreszczowcach szukam. Dreszczowcach w tak dużym stopniu bazujących na relacjach międzyludzkich i w ogóle postaciach. Egzystencjalnych rozterkach silnych, ale to nie znaczy, że wyzbytych z wszelkich słabości, osobowościach, przemyśleniach, udrękach, radościach, pragnieniach i sposobach radzenia sobie z trudami dnia codziennego. Kryminalna podstawa „Teściowej” (tj. zagadkowa śmierć jednej z dwóch głównych bohaterek) dźwiga bardziej przyziemną budowlę, aczkolwiek nie mniej, a nawet bardziej, zajmującą. Bo pomimo niewyczerpującego, żeby nie rzec powierzchownego stylu Hepworth, historia ta jest na tyle dobrze pomyślana, że ani się obejrzałam, a już tkwiłam w zaklętym kręgu rodziny Goodwinów. Pełna podejrzeń zasianych przez autorkę. I konsekwentnie potęgowanych. Nie tylko rozwojem policyjnego śledztwa w sprawie śmierci Diany, toczącego się w umownej teraźniejszości w stolicy Australii, a nawet nie przede wszystkim, bo nie minęło dużo czasu, jak poczułam się mocniej zaangażowana w wydarzenia, które w świecie przedstawionym przez Hepworth formalnie już się dokonały. W mniej i bardziej odległą przeszłość, w której Diana jeszcze żyła, ale tylko pozornie miała się dobrze. A przecież ta dumna, nieznosząca sprzeciwu kobieta, w swoim otoczeniu uchodziła za osobę doskonale radzącą sobie z wszelkimi przeciwnościami, za istną skałę, która co prawda dawała ogromne wsparcie uchodźcom, ale niekoniecznie swoim własnym dzieciom. Olliemu i jego młodszej siostrze Nettie (właściwie: Antoinette), dorosłym ludziom, którym bardzo przydałaby się pomoc finansowa od bogatej przecież matki. Pomoc, której ta uparcie im odmawiała, bo zawsze wychodziła ze słusznego skądinąd założenia, iż dawanie dzieciom pieniędzy na dłuższą metę im zaszkodzi. Bo przez to trudniej będzie im przezwyciężać różnego rodzaju problemy. Zdaniem Diany to ciężka praca kształtuje charakter. Daje siłę niezbędną do przetrwania w tym bezlitosnym świecie. Wziąwszy pod uwagę rangę przeciwności, z jakimi muszą mierzyć się Ollie i Nettie, taka zdecydowana postawa ich matki może budzić niechęć do niej. A na pewno oburza Lucy. Po części, bo ta wywodząca się z uboższej rodziny kobieta, skrycie podziwia ogólne podejście Diany do kwestii finansowania własnych dzieci. Zasady, które stara się im wpoić, ale... Zdarzają się sytuacje, w których taka zasadnicza postawa może uchodzić za zwykłe okrucieństwo. W obliczu postępującej krzywdy rodzonych dzieci Diana, zdaje się, pozostaje nieomal obojętna. A przecież z łatwością może rozwiązać wszystkie ich problemy. Muszę przyznać, że Sally Hepworth ujęła mnie tą postacią. Postacią, która powinna rodzić swoisty dystans, jeśli już nie antypatię, której polubienie powinno przychodzić z dużym trudem, bo jest to generalnie osoba dość trudna w obyciu, ale czy pełna wad? Tutaj bym polemizowała. Właściwie to byłam pod wrażeniem stylu życia Diany Goodwin. Postawą, przez którą jej bliscy można powiedzieć cierpieli, ale z drugiej strony czyż dorośli ludzie, tak jak chciała tego Diana, nie powinni sami rozwiązywać swoich problemów? Czy to takie złe wymagać od własnych dzieci zapracowania sobie na sukces, miast wyciągania ręki po pieniądze rodziców?

Na wszystko, co ważne, musiałam ciężko zapracować. Nic z tego, co ważne, nie kosztowało ani centa.”

Jak łatwo się domyślić największą tajemnicą „Teściowej” jest śmierć tytułowej bohaterki. Pod uwagę jest brane zarazem samobójstwo, jak morderstwo, a podejrzenia śledczych skupiają się na bliskich ofiary. Sally Hepworth już na wstępie kieruje uwagę czytelnika na Lucy, synową denatki, która delikatnie mówiąc miała dość napięte stosunki z Dianą. Wygląda na to, że kobiety się nie lubiły, a główną winowajczynią takiego stanu rzeczy była osoba, która właśnie poniosła śmierć. Taki wniosek nasuwa się z pierwszych retrospekcji przybliżanych przez autorkę niejako równolegle ze zdarzeniami osadzonymi w umownej teraźniejszości. Cofamy się o lata i obserwujemy trudne początki relacji Lucy z jej apodyktyczną teściową. Teściową, której akceptacji rozpaczliwe łaknie, ale choć bardzo się stara, zamiast tego odnajduje nieumiejętnie skrywaną wrogość. Tak odbiera to Lucy. Jej postawa względem teściowej z czasem ulega więc ochłodzeniu. Lucy wprawdzie nie stara się od niej w żaden sposób odgrodzić – nie tylko nie unika jej towarzystwa, ale i zawsze służy pomocą (którą swoją drogą też nieraz od Diany otrzymuje) – jednak nie liczy już na to, że Diana stanie się dla niej jakimś substytutem matki, którą straciła już w dzieciństwie. Dzięki temu, że śledzimy tę niezbyt złożoną, ale w miarę emocjonującą opowieść oczami obu tych kobiet, prawdopodobnie poznajemy je lepiej, niż one kiedykolwiek będą miały szansę się poznać. Poza tym, że Hepworth przybliży nam znamienny okres dziejów Diany, okoliczności, które ukształtowały jej niezłomny charakter (jeszcze odleglejsze retrospekcje) i pokrótce przedstawi też nie najłatwiejszą przeszłość Lucy, pokaże nam co tak naprawdę nimi kieruje. Skąd biorą się ich nieporozumienia, jak odbierają burzliwe i niezręczne sytuacje, do których od czasu do czasu między nimi dochodzi, z czego tak naprawdę wynika cały ten przez większość czasu cichy konflikt. I czy w ogóle istnieje jakiś konflikt? Czy Lucy i Diana faktycznie są wrogami? Czy w głębi duszy naprawdę się nienawidzą? A może nie nauczyły się jeszcze ze sobą rozmawiać? Przez znaczne różnice charakterów. Z drugiej strony trudno oprzeć się wrażeniu, że sporo ich łączy. Przede wszystkim niespożyta siła i niematerialistyczne podejście do życia. Ogromna determinacja, mężne stawianie czoła wszelkim problemom dnia codziennego. Ale czy na pewno? Czy rzeczywiście nic, ale to absolutnie nic, nie jest w stanie złamać tych kobiet? Czy naprawdę są w stanie praktycznie w pojedynkę uporać się z każdym problemem? To się jeszcze okaże, ale jedno jest pewne: w rodzinie Goodwinów źle się dzieje i tak, wygląda na to, że policja nie myli się zakładając, że zabójcy Diany należy szukać właśnie w tym kręgu osób. Ludzi z najbliższego otoczenia ofiary. Policyjne śledztwo zostało przez Hapworth potraktowane po macoszemu – ot, szybka, nienastawiona na detale przebieżka ujęta z perspektywy Lucy. Pozbawione większych niespodzianek poszukiwanie prawdy na temat śmierci Diany. Prawdy, którą jestem przekonana, niejeden czytelnik odkryje na długo przed jej wyjawieniem. Z tym autorka „Teściowej” co najwyżej średnio sobie radzi – z podtrzymywaniem tajemnicy zasianej już na początku książki, z trzymaniem dociekliwego czytelnika z dala od wstrząsającego rozwiązania najważniejszej, ale nie jedynej zagadki fabularnej. Dla mnie nie było ono ani zaskakujące, ani jakoś szczególnie poruszające pod innymi względami. W każdym razie nie tak, jak moim zdaniem najatrakcyjniejszy człon owej nieskomplikowanej historii, czyli burzliwa relacja dwóch czołowych postaci książki. Szorstkiej teściowej i jej przewrażliwionej synowej.

Lekko, łatwo i dość przyjemnie. Tak ogólnie rzecz ujmując upływała mi lektura „Teściowej” pióra australijskiej powieściopisarki Sally Hepworth. Prostego thrillera o między innymi nie najprostszej relacji dwóch kobiet. I zagadkowej zbrodni. Zagadkowej niezbyt długo, a przynajmniej nie dla mnie. Thrillera mogącego się co prawda pochwalić dość intrygującą warstwą psychologiczną i obyczajową, ale osobiście wolałabym gdyby rzecz bardziej pogłębiono. Rozszerzono, dokładniej zanalizowano, ale też pozostawiono jakieś niedopowiedzenia. Przestrzeń na domysły odbiorcy. Niemniej na wieczorne odstresowanie po męczącym dniu... Tak, wydaje mi się, że jako taka „Teściowa” ma największą szansę się sprawdzić. I to nie tylko u osób przepadających za literackimi thrillerami. Myślę, że także sympatycy powieści obyczajowych mogą podjąć to małe ryzyko, dając szansę tej niewyszukanej opowieści z interesującymi żeńskimi sylwetkami.

Za książkę bardzo dziękuję wydawnictwu

1 komentarz:

  1. Skusiły mnie bardzo dobre opinie wersji anglojęzycznej i zamówiłam przedpremierowo - było warto

    OdpowiedzUsuń