Stronki na blogu

poniedziałek, 22 czerwca 2020

Victoria Selman „Krew za krew”


Londyn. Profilerka Ziba MacKenzie przypadkiem przebywa w pociągu, kiedy dochodzi do zderzenia, w wyniku którego kilkanaście osób ponosi śmierć, a jeszcze więcej zostaje rannych. Starająca się przynieść pomoc jak największej grupie osób, Ziba natrafia na starszą umierającą kobietę, której ostatnie słowa skierowane do niej brzmią: „On to zrobił. Musisz komuś o tym powiedzieć”. Profilerka postanawia dowiedzieć się o czym konkretnie mówiła nieznajoma, ale tuż po rozpoczęciu swojego prywatnego śledztwa zostaje zaangażowana w sprawę Kastratora z Londynu. Seryjnego mordercy, który od dwudziestu pięciu lat nie dawał znaku życia. Teraz uderzył ponownie, a śledztwo prowadzi inspektor Nigel Fingerling ze Scotland Yardu, negatywnie nastawiony do decyzji swojego przełożonego o włączeniu do zespołu specjalistki od portretów psychologicznych sprawców. Podczas gdy ona będzie rozpracowywać zabójcę, on będzie obserwował ją coraz bardziej utwierdzając się w tym, że połączyła ich siła wyższa.

Absolwentka Uniwersytetu Oksfordzkiego, która ma za sobą również kurs kreatywnego pisania w City Lit London oraz pracę dla „Daily Express”, „The Independent” i „Ham & High”, Brytyjka Victoria Selman, na rynku literackim zadebiutowała w 2019 roku powieścią „Blood for Blood” (pol. „Krew za krew”), otwierającą serię o profilerce Zibie MacKenzie, która już w 2017 roku otrzymała nominację do Debut Dagger Award, a potem szturmem wdarła się na listę bestsellerów Kindle'a. Dwie kolejnej odsłony mrocznych przygód Ziby, „Nothing to Lose” i „Snakes and Ladders”, ukazały się w tym samym, 2019 roku.

Powieściowy thriller „Krew za krew” autorstwa Victorii Selman wprowadza na literacką scenę nową charyzmatyczną bohaterkę, która (cóż za niespodzianka) specjalizuje się w tworzeniu portretów psychologicznych sprawców. Psycholog policyjna, profilerka, obecnie współpracująca ze Scotland Yardem, ale mogącą pochwalić się imponującym CV. Kariera Ziby MacKenzie, bo o niej mowa, zwolniła przed mniej więcej dwoma laty. Właściwe to całe jej życie praktycznie się zatrzymało, gdy jej ukochany mąż Duncan został zamordowany. Opiekę nad nią roztoczył wówczas najlepszy przyjaciel jedynego mężczyzny, którego w całym swoim życiu naprawdę kochała, dziennikarz śledczy Jack Wolfe. Mężczyzna nadal bardzo się o nią troszczy, bo Ziba ewidentnie wciąż potrzebuje kogoś, kto by nad nią czuwał. Choć się to do tego nie przyznaje, a i możliwe, że sama do końca nie zdaje sobie z tego sprawy. Życie Ziby bynajmniej nie wróciło jeszcze na właściwe tory. Kobieta wciąż głęboko przeżywa śmierć męża, choć już jakiś czas temu na powrót zajęła się tworzeniem portretów psychologicznych przestępców. Tym razem dla Scotland Yardu, ostatniego miejsca pracy Duncana. Skoro jest profilerka, musi być i sprawca. Najlepiej seryjny morderca, bo masowa fascynacja nimi chyba nigdy nie zgaśnie. I no, trzeba przyznać, że generalnie jest ciekawiej, gdy rzecz nie skupia się na pojedynczej zbrodni, a całej serii. Dobrze, trochę przesadziłam, bo Selman nie przeprowadza nas przez całą zbrodniczą działalność tak zwanego Kastratora z Londynu w sposób szczegółowy. Nie mamy okazji przyjrzeć się wszystkim jego ofiarom, ani nawet samym brutalnym czynom, których Kastrator niegdyś się dopuszczał. W latach 80-tych XX wieku. Potem z jakiegoś zagadkowego powodu przestał zabijać, a powrócił dopiero teraz, dwadzieścia pięć lat później i tak oto jego drogi przecięły się z drogami Ziby MacKenzie. Choć autorka szczędzi detali na temat dużej części poprzedniej działalności Kastratora z Londynu, to trzeba zaznaczyć, że nie są one niezbędne. To co najważniejsze z przeszłości zabójcy przybliża dostatecznie mocno. I teraźniejszości, bo jak to często w powieściach o seryjnych mordercach bywa, jemu też w „Krew za krew” towarzyszymy. Jemu i profilerce Zibie MacKenzie i jeszcze, aczkolwiek dużo rzadziej, pewnemu chłopcu, którego rolę w tę historii akurat niezwykle łatwo rozszyfrować. Victoria Selman zastosowała w swojej debiutanckiej powieści efektywny zabieg polegający na utwierdzaniu czytelnika w przekonaniu, że tajemnica tym razem nie zasadza się na tożsamości sprawcy, tylko całym procesie, który doprowadził go do tego punktu, w jakim znajduje się obecnie. Zagadka tkwi w jego przeszłości, bo przecież prawie od początku wiemy kim jest ów mężczyzna. Ma na imię Raguel i w pojedynkę zajmuje jedno z londyńskich mieszkań. Jest schizofrenikiem i fanatykiem religijnym, przekonanym że to sam Bóg powierzył mu krwawą misję, którą na powrót, po ćwierćwieczu przerwy, zaczął realizować. Śledczy mają powody przypuszczać, że człowiek nazwany przez media Kastratorem z Londynu wybiera mężczyzn, których bierze za homoseksualistów. W przeciwieństwie do czytelników zespół prowadzony przez detektywa Nigela Fingerlinga nie wie, że poszukiwany przez nich sprawca jest fanatykiem religijnym. Zakładamy, że bohaterowie prędzej czy później to odkryją, ale przez jakiś tylko w naszych oczach ekstremalna homofobia Kastratora znajdzie podłoże w jego przekonaniach religijnych. A raczej w jego chorobliwych rojeniach. Raguel uroił sobie, że sam Bóg każe mu zabijać, że powierzył mu świętą misję i zesłał Anioła Stróża, który jak to Anioł Stróż, ma go chronić. Teraz tym Aniołem Stróżem ma być Ziba MacKenzie. Takie przeczucie narasta w tym chorobliwym umyśle. Wygląda więc na to, że życie profilerki po przejściach będzie zagrożone albo, co równie prawdopodobne, morderca roztoczy nad nią swoisty parasol ochronny. Dopóki bowiem widzi w niej sojuszniczkę, nie ma bowiem powodu, by przypuszczać na nią atak. Ale zamierza być blisko niej... Tak blisko, jak tylko się da.

Życie nauczyło mnie, że zaufanie zabija szybciej niż MK-77. Ludzie zawsze zawodzą.”

Victoria Selman pracując nad „Krew za krew” korzystała z pomocy między innymi prawdziwych profilerów, więc można powiedzieć, że Ziba MacKenzie to owoc zbiorowego wysiłku. Zwłaszcza że autorka nie pozwala nam zapomnieć w jakiej dziedzinie specjalizuje się główna bohaterka „Krew za krew”. Ziba wprawdzie często ogranicza się do ogólników, odnosi do niektórych powszechnie znanych autentycznych seryjnych morderców i wyciąga oczywiste (niezbyt błyskotliwe) wnioski, które nie wiedzieć czemu bardzo imponują jej kolegom. Ale nie brakowało też w omawianej powieści momentów, w których Ziba udowadniała mi, że zasłużyła sobie na miano wyspecjalizowanej profilerki. Że posiada niemałą niewiedzę, odpowiednie przygotowanie i dobre oko. Że jest wnikliwym psychologiem, choć nie nieomylnym. To akurat dobrze, bo dodaje jej wiarygodności. O czym wspominam dlatego, że w popkulturze istnieje tendencja do wynoszenia profilerów, ale i innych śledczych na wyżyny intelektualizmu. To samo zresztą dotyczy wszelkiej maści przestępców – od geniuszy zbrodni aż roi się tak w beletrystyce, jak w kinematografii, a przecież rzeczywistość częściej pokazuje coś zgoła przeciwnego. Kastrator z Londynu pozornie też jest kimś w ten deseń – ot kolejny super przebiegły seryjny morderca, który najwidoczniej widzi i słyszy wszystko, zawsze kilka kroków przed przedstawicielami organów ścigania starającymi się go dopaść. Tak to może wyglądać na pierwszy rzut oka, a na pewno takie wrażenie odnosi Ziba i reszta zespołu przydzielonego do sprawy Kastratora z Londynu. My jednak szybko poznajemy inne oblicze tego potencjalnego geniusza zbrodni. Widzimy człowieka nieomal przegranego – toczącego samotniczy żywot w niechcianym towarzystwie wyimaginowanych głosów. Głosów bezlitośnie z niego drwiących, głosów złośliwych, aroganckich, oceniających i popychających go do czynów zdrożnych. Głosów zachęcających go do zbrodni, chwalących gdy sobie na to zasłuży (czyli za należycie wykonane zbrodnie) i ganiących za każdą fuszerkę, czy przejaw niezdecydowania. Kpiących z jego egzystencjalnych rozterek i niepozwalającym mu zapomnieć, jak ważną misję ma do wykonania. Bo rzekomo zleconą przez samego Boga Wszechmogącego. Victoria Selman na kartach „Krew za krew” wzniosła czarny charakter niepozbawiony odcieni szarości i co jeszcze bardziej zaskakujące, bieli. Zbrodnicze czyny Raguela budzą wstręt, czasami słuszny gniew doprawiony smutkiem. Krótko: są godne najwyższego potępienia, to nie ulega wątpliwości. Ale zaręczam, że były chwile, w których patrzyłam na niego współczującym okiem. I bynajmniej nie dlatego, że się o to wystarałam, tylko dzięki staraniom autorki, która co trzeba zaznaczyć wykazała się pewną odwagą, dając właśnie taką przeszłość bezwzględnemu mordercy. Nie jest to co prawda wizja nieprawdopodobna, nazbyt wymyślna, niemająca żadnego odzwierciedlenia w rzeczywistości, ale kontrowersje wzbudzić jak najbardziej może. Ta zaskakująca (ale w innym punkcie) biografia fikcyjnego mordercy uważającego się za karzącą Rękę Boga. Żeby była jasność: Selman nie atakuje religii chrześcijańskiej, a przynajmniej nie pozostawia żadnej poczynionej przezeń krytyki bez odzewu. Innymi słowy prowadzi swego rodzaju dialog na ten temat. Nie jest bezstronnym arbitrem, zajmuje stanowisko w tej sprawie, które myślę powinno pogodzić obie od wieków zwaśnione strony wiernych wyznawców i krytyków Kościoła katolickiego. Ale to tak przy okazji, bo wbrew pozorom „Krew za krew” Victorii Selman nie obraca się przede wszystkim wokół wiary poszukiwanego seryjnego mordercy. Jego wiara ma znacznie, ale istotne są też: choroba psychiczna, z którą od dawna się boryka, uzależnienie od narkotyków oraz wspomnienia, z którymi musi się mierzyć. I oczywiście policyjne śledztwo, w którym, jak się domyślamy, główną rolę odegra profilerka Ziba MacKenzie. Właściwe to od początku ją odgrywa. To głównie ona popcha to śledztwo do przodu, konsekwentnie odkrywając kolejne fakty na temat sprawcy, który bez wątpienia ją w tym wspiera. Zaprasza do gry, w której stawką może być także jej życie. Czyli kolejna rozgrywka pomiędzy seryjnym mordercą i przedstawicielką organów ścigania. Znamy to, choć nie w dokładnie takiej odsłonie. Zapewne też dużo bardziej emocjonującej, ale muszę przyznać, że autorce bez widocznego wysiłku udało się wykrzesać ze mnie, w sumie sukcesywnie narastające, zainteresowanie tą dobrze przemyślaną historią. Napięcie było, pieczołowicie wykreślone postacie (zwłaszcza Ziby i Raguela) były, jedna niespodzianka też się znalazła, a i niedająca wytchnienia akcja. Trochę później, jak już rzecz się rozkręci. Od tego momentu już do końca książki bierzemy udział w wyścigu, który wymaga od Ziby szybkiego myślenia i praktycznie natychmiastowych reakcji. Jest dynamicznie, ale Selman ujęła mnie tym, że nie pozwoliła by zawrotne tempo przysłoniło wszystko inne. Wciąż miałam duży wgląd w umysł Ziby MacKenzie, w którym naturalnie toczyła się istna gonitwa myśli, co intensyfikowało emocje z nie mniejszą siłą niż dynamiczny rozwój wydarzeń. Czyli: było dobrze.

Czyżby szykowała się nam kolejna kultowa bohaterka literacka? Kolejna kobieta dzielnie stawiająca czoło wszelkiej maści oprawcom? Specjalistka od portretów psychologiczny sprawców, gotowa podjąć każde ryzyko, byle tylko dopaść takiego czy innego niebezpiecznego osobnika? To bardzo prawdopodobne. Profilerka Ziba MacKenzie stworzona przez zamieszkałą w Londynie Victorię Selman jest na tyle intrygującą i złożoną postacią, że ma naprawdę duże szanse na zdobycie licznego grona wiernych fanów. „Krew za krew” to jej pierwszy występ, ale nie ostatni. Dwie kolejne części mrocznych przygód tej niezwykle zdeterminowanej i bardzo doświadczonej psycholog policyjnej na świecie już się ukazały i podejrzewam, że tylko kwestią czasu jest aż pojawią się również polskie wydania. Będę ich wypatrywać, choć w czysty zachwyt pierwsza odsłona serii z Zibą MacKenzie mnie nie wprawiła. Ale taka zachęta wystarczy. I jestem pewna, że wielu miłośników powieści spod znaku serial killer też będzie miało apetyt na więcej po zapoznaniu się z tym debiutanckim utworem Victorii Selman. Oby były to dobre lepszego początki. Chociaż mam pewność, że niejeden odbiorca „Krew za krew”, w przeciwieństwie do mnie, uzna, że lepiej już nie można.

Za książkę bardzo dziękuję wydawnictwu

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz