Stronki na blogu

piątek, 6 maja 2022

Ruth Ware „Jedno po drugim”

 

Dziewięcioro pracowników technologicznego start-upu z siedzibą w Londynie i jedna była pracowniczka, Elizabeth 'Liz' Owens, przybywają do wynajętego domku we francuskich Alpach, gdzie o ich wygodę mają zadbać zaprzyjaźnieni młodzi ludzie, Erin i Danny. W grupie panuje napięta atmosfera, w związku z różnicą zdań na temat przyszłości ich popularnego serwisu internetowego. Na stole leżą ogromne pieniądze, ale nie wszyscy udziałowcy są zainteresowani ofertą. Ich problemy schodzą jednak na dalszy plan po zejściu lawiny. Odcięci od reszty świata w narastającym przekonaniu, że w ich szeregach ukrywa się śmiertelnie niebezpieczny wróg. Ktoś, kto z sobie tylko znanych powodów jeden po drugim eliminuje coraz bardziej spanikowanych więźniów Matki Natury.

Jedno po drugim” (oryg. „One by One”) to szósty z kolei wydany w Polsce - po „W ciemnym, mrocznym lesie”, „Dziewczynie z kabiny numer 10”, „Grze w kłamstwa”, „Pod kluczem” i „Śmierci pani Westaway” - psychologiczny thriller kryminalny bestsellerowej brytyjskiej powieściopisarki Ruth Warburton, fanom gatunku lepiej znanej jako Ruth Ware (pseudonim artystyczny), który swoją światową premierę miał w roku 2020. W Polsce ta nominowana do Ian Fleming Steel Dagger Award 2021, przyznawanej przez brytyjskie Stowarzyszenie Pisarzy Literatury Kryminalnej, powieść, wyszła dwa lata później pod szyldem wydawnictwa Czwarta Strona, w tłumaczeniu Anny Tomczyk. Pomysł na „Jedno po drugim” zrodził się w trakcie rozmyślań Ruth Ware o ważnych związkach w życiu człowieka. Związki przyjacielskie, rodzinne, miłosne, owszem, ale uświadomiła sobie, że dotąd nie poświęciła więcej uwagi luźniejszym relacjom, które, jeśli się nad tym zastanowić, zwykle też mocno wzbogacają, bądź utrudniają, naszą podróż przez życie. Chodzi o znajomych. Bywa tak, że spędzamy z nimi więcej czasu niż z najbliższymi przyjaciółmi, aż w końcu kontakt się urywa. Każdy idzie w swoją stronę. Takie relacje międzyludzkie mogą być albo niezwykle satysfakcjonujące, albo niezwykle toksyczne, co Ware starała się naświetlić w „Jedno po drugim”.

Kryminalna twórczość Ruth Ware jest kojarzona głównie z prozą Agathy Christie, a już zwłaszcza z kultowym „Morderstwem w Orient Expressie”. Autorka między innymi wyróżnionej przez amerykańską organizację non-profit National Public Radio i zdobywczyni Reviewers' Choice Award dla najlepszej powieści suspensu, książki „W ciemnym, mrocznym lesie”, nie dyskutuje z tymi porównaniami. Przyznaje, że twórczość królowej kryminału, ale i innych klasycznych przedstawicieli tego gatunku, ma wpływ na jej historie z mroczniejszej strony beletrystyki (pod własnym nazwiskiem pisze fantastyczne powieści dla młodzieży). Ci, którzy w poprzednich psychologicznych thrillerach kryminalnych Ruth Ware wypatrzyli swoistego ducha „Morderstwa w Orient Expressie” Agathy Christie, zapewne jeszcze szybciej przywitają się z nim w „Jedno po drugim”. Zamiast pociągu mamy samotny domek wysoko w górach, ale wokół ta sama naturalna biel – śnieżna sceneria – a w środku w pewnym sensie ten sam wróg. Zabójcza jednostka, która ukrywa się wśród potencjalnych ofiar. Ware już na początku książki ujawnia, że zginą cztery osoby. Nie zdradza ich imion, to byłoby za proste, ale możemy być pewni przynajmniej tego, że większość wykreowanych przez nią postaci przetrwa ten alpejki koszmar. Niniejszy ruch może być odebrany dwojako: niepożądana informacja albo sprytny sposób na wprowadzenie suspensu. Najbardziej znanym praktykiem tej metody był Alfred Hitchcock. „Uzbrojenie bomby” na widoku. Uchylenie rąbka tajemnicy ma wzmocnić napięcie. Z tej jednej, zwykle maleńkiej, pewności rodzi się niepewność. Czytelnik „Jedno po drugim” nie może oczekiwać w pełni szczęśliwego zakończenia. Praktycznie od początku (pomijając małe wprowadzenie do Snoopa, a w zasadzie profile niektórych, można powiedzieć najważniejszych, użytkowników tego fikcyjnego serwisu internetowego) mamy pewność, że „ z tej szachownicy zostaną bezpowrotnie stracone cztery figury”. Dla nich nie ma żadnej nadziei. Zajrzeliśmy w przyszłość, zostaliśmy postawieni przed faktem dokonanym, nie mam więc najmniejszych powodów wątpić w to, że tajemniczy żniwiarz Ware wprowadził w życie przynajmniej część swojego planu. Chcąc poznać szczegóły, musimy cofnąć się o parę dni. Fabuła zawiązuje się w dniu przyjazdu dziesięcioosobowej grupy z Wielkiej Brytanii do kurortu we francuskich Alpach. Wydarzenia śledzimy z punktu widzenia dwóch młodych kobiet, które prawdopodobnie nigdy wcześniej się nie spotkały. Jedną z nich jest opiekunka najbardziej interesującego nas domku udostępnianego turystom w tej malowniczej okolicy, dwudziestoparoletnia kobieta imieniem Erin. Obowiązki dzieli z Dannym, młodym mężczyzną, z którym zdążyła się już zaprzyjaźnić. Ona zajmuje się głównie utrzymywaniem tego rustykalnego, a przy tym całkiem luksusowego obiektu w czystości, a on gotowaniem. Jako że Danny nie jest przyjaźnie usposobiony do turystów, kontakty z gośćmi w przeważającej mierze Erin wzięła na siebie. Drugą narratorką jest Elizabeth 'Liz' Owens, jedyna osoba, która nie jest na wyjeździe służbowym. Ona jedna nie jest już częścią zespołu Snoop. Tak nazywa się portal internetowy przed laty założony przez, jak to się mówi, dobrze urodzonych przyjaciół, Tophera St. Clair-Bridgesa i Evę van den Berg. Po trudnych początkach, biznes zaczął przynosić ogromne zyski, ale teraz sytuacja znowu jest mocno niepewna. Eva upiera się przy sprzedaży akcji, podczas gdy Topher najwyraźniej wciąż wierzy, że to tylko przejściowy kryzys. Eva i Topher prowadzą coś w rodzaju przeciągania liny. Większość akcjonariuszy wybrało już strony w tej grze o naprawdę wielkie pieniądze i do niedawna bardzo dochodową firmę, która przecież jeszcze może odbić się od dna, wątpliwe, ale nie niemożliwe. Została tylko jedna niezdecydowana osoba. Posiadaczka najmniejszych akcji, która ma mieć ostatnie słowo w tej sprawie. Tak się złożyło, że to właśnie Liz, była pracownica Snoopa ma zakończyć ten spór.

Gdyby jedna z czołowych postaci „Jedno po drugim” Ruth Ware mogła cofnąć czas, to pewnie nie zdecydowałaby się na zakup tych akcji. Dzięki nim już wkrótce ta ledwo wiążąca koniec z końcem dziewczyna może stać się milionerką, ale to jakoś jej nie pociesza. Żałuje, że kiedyś dała się namówić Topherowi na dołączenie do grona akcjonariuszy Snoopa. Liz Owens nie jest typem osoby, która dobrze czuje się w towarzystwie innych ludzi. A tym bardziej takich „złotych chłopców i dziewczynek”, jak ci wszyscy pracownicy technologicznego start-upu, w którym Liz stawiała swoje pierwsze większe kroki na ścieżce zawodowej. Topherowi wiele można zarzucić – arogancki, manipulujący ludźmi, wybuchowy - ale Liz wiele mu zawdzięcza. Czuje, że zaciągnęła u niego wielki dług (zatrudnił tę dopiero wchodzącą na rynek pracy, niemającą więc jeszcze żadnych referencji, zupełnie nieznaną mu dziewczynę). Liz jest rozdarta. Może wreszcie odwdzięczyć się Topherowi, w głębi serca uważa, że tak by wypadało, że wtedy zachowałaby się w zgodzie z samą sobą, ale zanosi się na to, że postąpi inaczej. Z jednak strony dziewczyna jakby stara się nas przekonać, że pieniądze nie są dla niej najważniejsze, a z drugiej zbiera się w sobie, żeby wbić nóż w plecy człowiekowi, który kiedyś w nią uwierzył. Czyli szykuje się do przytulenia tych niby niechcianych milionów... Niby? Z Liz i Topherem sprawa była jasna, ale nie mogę tego samego powiedzieć o jej znajomości z Evą. Współzałożycielka Snoopa przypomina jej, że zawsze mogła na nią liczyć, a Liz nie zaprzecza. Z grzeczności czy rzeczywiście kiedyś była blisko z tą „królową śniegu”? Wspomnienia, które Liz można powiedzieć udostępnia użytkownikom omawianej książki, przekonują, że ta zamknięta w sobie kobieta, nie znalazła ani jednej przychylniejszej jej duszy w Snoopie. Już wtedy trzymała się na uboczu. Tak samo jak teraz była prawie niewidzialna. Chciałaby znowu taka być, ale przez te przeklęte akcje znalazła się w centrum zainteresowania przynajmniej dwóch śliskich osób. Choć w alpejskim domku dość mocno oddalonym od innych zabudowań, jeszcze przed zejściem lawiny atmosfera jest dość napięta, to wygląda na to, że jedynym gościem w tych niezbyt skromnych progach, który nie czerpie żadnej satysfakcji z tych wakacji na koszt firmy Tophera St. Clair-Bridgesa, jest właśnie Liz. Dla niej to czysta męka, dla reszty umiarkowanie przyjemna odskocznia od bardziej różowej niż szarej prozy życia. Da się zrelaksować, bo walka jaka trwa w tych szeregach to nie walka na noże. Przynajmniej jeszcze nie. Trudno wszak nie podejrzewać niezidentyfikowanego morderczego osobnika, który uaktywni się na chwilę przed zejściem lawiny, albo niedługo po wpadnięciu w tę mroźną pułapkę, o pobudki finansowo-gospodarcze. Sprawa, która poróżniła między innymi Tophera i Evę - każdy z nich uformował swój obóz złożony z akcjonariuszy i nie tylko, bo przynajmniej niektórzy pracownicy nieposiadający udziałów w Snoopie najwyraźniej też wybrali stronę w tej „partii szachów” - może mieć zasadnicze znaczenie w polowaniu na ludzi. Pierwsza, tylko domniemana, ofiara tajemniczego sprawcy, który prawie na pewno ukrywa się na widoku – drapieżnik w stadku owiec – wskazuje na motywację stricte finansową. Ale potem sytuacja mocno się komplikuje. Najpóźniej potem, bo szczerze mówiąc miałam poważne wątpliwości w związku z pierwszym zgonem w tym świecie przedstawionym. Co więcej, z biegiem akcji coraz bardziej utwierdzałam się w przekonaniu, że Erin i Danny pobłądzili już na samym początku. Ze wszystkich postaci uwiezionych w szybko wychładzającym się, coraz zimniejszym górskim domku, to oni najbardziej przypominali mi detektywów. Takie role moim zdaniem Ware przypisała im w tej postępującej tragedii. Erin, Danny, ale i pozostali uznali za pewnik coś, co dla mnie wcale nie było takie oczywiste. Bynajmniej. Tuż przed zejściem lawiny na stoku narciarskim jedna z osób odłączyła się od grupy i już nie wróciła. Teoria o prawie na pewno, z naciskiem na prawie, śmiertelnym w skutkach wypadku, szybko została wyparta przez podejrzenie graniczące z pewnością, że w rzeczywistości to była pierwsza ofiara mordercy. Moje myśli pobiegły inną drogą. Myślenie życzeniowe – w końcu sprawa dotyczyła postaci, która najmocniej przykula moją uwagę, ten typ, za którym wprost przepadam, ale zdecydowanie nie w prawdziwym świecie;) - czy tylko mnie w tym niewesołym gronie, złożonym z niezbyt godnych zaufania, ale dość barwnych jednostek na zawsze uwięzionych na kartach „Jedno po drugim”, udało się nie wpaść w sidła zastawione przez Ruth Ware? Tak czy inaczej, byłam pewna, że odpowiedź na najważniejsze pytanie już mam, pozostały już tylko motyw i rzecz jasna nazwiska największych przegranych. Średnio wydajny survival thriller (przydałoby się więcej opisów oślepiająco białego otoczenia, za to w środku, w mocno wątpliwym schronieniu przed siłami nieubłaganej Matki Natury panuje dostatecznie klaustrofobiczna atmosfera), przebiegły kryminał zbudowany na klasycznym fundamencie zwanym zagadką zamkniętego pokoju (tutaj domu) i całkiem zajmująca opowieść psychologiczna w jednym. Dogłębne portrety dwóch kobiecych postaci, które mają swoje sekrety (a na pewno Erin, ona zdecydowanie coś ukrywa nawet przed swoim najdroższym przyjacielem Dannym) i już mniej wyczerpujące, ale nie powiedziałabym, że powierzchowne rysy pozostałych osób, których złośliwy los rzucił na to śnieżne pustkowie tuż przed zejściem lawiny i przybyciem nader zawziętej burzy śnieżnej. Kto się oprze takiej historii?

Plan minimum wykonany. No dobrze, więcej niż minimum, ale „Jedno po drugim” to według mnie nie jest szczyt możliwości Ruth Ware, a właściwie Ruth Warburton. Przeżyłam już lepsze przygody z tą księżniczką powieściowego thrillera psychologicznego i kryminału, która łączy nowe ze starym. Młodą glinę miesza ze starszą i z dość dużą koncentracją na szczegółach, lepi swoje stosownie klimatyczne światy. Tworzy historie, które czyta się z prawdziwymi wypiekami na twarzy. Elektryzujące, zaskakujące opowieści o zwykłych, sympatycznych, choć nie zawsze całkowicie szczerych, ludziach, których spotyka coś bardzo złego. Ciężkie doświadczenia zwykle w jakichś chwytliwych, atrakcyjnych dla fanów ciemniejszych obszarów beletrystyki, miejscach. W „Jedno po drugim” Ruth Ware swoich bohaterów też z całą pewnością nie oszczędza. Śnieżna pułapka, w której na domiar złego czai się śmiertelnie niebezpieczna jednostka. Szkoła przetrwania, której osobiście nie poleciłabym na pierwszy kontakt z jej prozą, ale potem, tak z rozpędu można się „zrelaksować” w tych nawiedzonych górach. Nawiedzonych przez człowieka.

Za książkę bardzo dziękuję księgarni internetowej

https://www.taniaksiazka.pl/

Więcej nowości literackich

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz