Stronki na blogu

czwartek, 22 grudnia 2022

„Terrifier 2. Masakra w Święta” (2022)

 

Minął rok od masakry w Miles County urządzonej przez osobnika zwanego Art the Clown. Nastoletnia Sienna Shaw kończy kilkumiesięczną pracę nad swoim halloweenowym kostiumem anielicy-wojowniczki, stworzonym w oparciu o rysunki jej nieżyjącego już ojca. Tymczasem dwunastoletni brat dziewczyny interesujący się prawdziwymi zbrodniami, Jonathan, nabiera przekonania, że upiorny klaun z Miles County niebawem uderzy ponownie. Siennę już od jakiegoś czasu niepokoi fascynacja makabrą jej młodszego brata, ale dotąd nie udało jej się uczulić matki na tę kwestię. Kobieta dotychczas twardo stała na stanowisku, że to zupełnie niegroźny etap przejściowy, ściśle związany z okresem dojrzewania, obawia się jednak, że czarne wizje Sienny na temat Jonathana właśnie zaczęły się spełniać. Ale jej córka też zmienia zdanie. Dziewczyna ma powody poważnie potraktować złowieszcze proroctwa brata. A przynajmniej brać pod uwagę możliwość, że potworny klaun wrócił.

Drugi pełnometrażowy spektakl przemocy, po „Terrifier” z 2016 roku (pol. „Masakra w Halloween”) z klaunem Artem, „życiowym dziełem” Damiena Leone, który straszył również w jego „All Hallows' Eve” (pol.„Cukierek albo psikus”), zbiorku krótkich opowieści grozy zawierającym dwa wcześniej wydane shorty: „The 9th Circle” (2008) i „Terrifier” (2011). Reżyser i scenarzysta „Terrifier 2. Masakry w Święta” (oryg. „Terrifier 2”), makabrycznego slashera w stylu retro, dołożył starań, by przeskoczyć poprzeczkę ustawioną w poprzednich dłuższych harcach Art the Clown. Osiągnąć wyższy poziom tak w jakości krwawych efektów specjalnych, jak narracji (Leone wziął sobie do serca słowa krytyki co poniektórych fanów gatunku na temat samego prowadzenia historii; w podszkoleniu w tej niełatwej sztuce pomogły poradniki dla aspirujących scenarzystów). Niewykluczone jednak, że największe nadzieje wiązał z główną bohaterką, która „prześladowała” go od 2008 roku. Wtedy to wpadł na pomysł dziewczyny w kostiumie anielicy-amazonki. To miało być coś na wzór superbohatera Batmana i super-złoczyńcy Jokera. Super-zabójca i super-wojowniczka. Pierwszym pozytywnym zaskoczeniem przy okazji tej filmowej operacji był wynik zbiórki na sfinansowanie projektu. Leone chciał pozyskać pięćdziesiąt tysięcy dolarów, a udało się zebrać aż dwieście pięćdziesiąt tysięcy. Ale to jeszcze nic, prawdziwy szok przyszedł po wypuszczeniu tego „odrażającego dziecięcia” w szeroki świat. Swoją drogą jednym z głównych dystrybutorów została amerykańska firma multimedialna Bloody Disgusting, którą można kojarzyć choćby z przestrzeni internetowej (jedna z najpopularniejszych witryn dla entuzjastów szeroko pojętego horroru). Wpływy z całego świata przerosły najśmielsze oczekiwania ekipy ds. „Terrifier 2”, można wręcz powiedzieć, że Damien Leone i jego wesoła ferajna rozbili przynajmniej mały bank – dwanaście milinów dolarów, a licznik wciąż bije. Ciekawostka: Leone rozpisał w „Terrifier 2” epizodzik, cameo, specjalnie dla kanadyjskiego wrestlera, wielkiego fana opowieści o jego złym klaunie Chrisa Jericho (właściwie Christopher Keith Irvine).

Premierowy pokaz „Terrifier 2” Damiena Leone zaliczył w sierpniu 2022 roku na FrightFest w Wielkiej Brytanii (nawiasem mówiąc, to jeden z tych obrazów, który przez tak zwaną nową normalność tłumaczoną pandemią COVID-19, powstał później niż planowano; zdjęcia na jakiś czas wstrzymano), a niedługo potem rozhulał się w kinach. Nie tylko w swoich rodzimych Stanach Zjednoczonych, ale tam dystrybucja kinowa została przedłużona pod naciskiem suwerenów. Prośby i/lub żądania jakiejś części tamtejszej ludności zostały wysłuchane. Tymczasem w Polsce „Terrifier 2” objawił się na Splat!FilmFest, ale prawdziwa niespodzianka dopiero miała się pojawić. W każdym razie mnie mocno zdumiała informacja o wpuszczeniu tej paskudnej substancji do dużego kinoobiegu. Moim zdaniem bardzo odważna, może nawet trochę szalona, inicjatywa Monolith Films. Coś takiego w polskich kinach, w dodatku w okresie świątecznym... Na kilometr pachniało mi skandalem, zwłaszcza że w Sieci krążyły przerażające informacje o omdleniach, wymiotach i innych sensacjach na niektórych publicznych pokazach tego filmowego wstręciucha. Nie wiem, ile w tym prawdy, ale tak czy owak na mnie zadziałało. Poprzednie dłuższe spotkanie z Art the Clown wspominałam nie najgorzej, ale też nie tak dobrze, żebym pragnęła to powtórzyć, tj. obejrzeć kolejną rzeź mima, którego bądź co bądź uważam za postać o niebo upiorniejszą od nowego Pennywise'a (z dwóch rozdziałów „To” Andy'ego Muschiettiego, readaptacji jednej z najdłuższych powieści Stephena Kinga), największej czarnej gwiazdy wśród strasznych klaunów (tak, tak, z Pennywise'em sprawa jest bardziej złożona: przybiera różne formy). Autentyczne czy nie, opowieści o przykrych zdarzeniach w niektórych salach kinowych (także dla Damiena Leone, a w każdym razie główny sprawca tego zamieszania zarzekał się, że jego intencją nie było wywołanie aż tak gwałtownych reakcji), okazały się skutecznym lepem na taką muchę jak ja. I tak oto ponownie wylądowałam na podwórku morderczego osobnika w stroju klauna, który powstał z połączenia Michaela Myersa (cichy prześladowca), Jasona Voorheesa (nieokiełznana brutalność) i Freddy'ego Kruegera (wisielczy humor). Czołowy architekt tej na razie skromnej, ale z bardzo dobrymi widokami na przyszłość, franczyzy – w swoich najbliższych zawodowym planach Damien Leone ma trzeci pełnometrażowy film z szatańskim Artem, a i pewnie też czwarty, bo wątpi, żeby zdołał upchnąć wszystkie pomysły w mniej niż dwugodzinnej produkcji (liczący sobie prawie dwie godziny i dwadzieścia minut - a podobno jest też wersja uncut - ma być wyjątkiem, najdłuższą krwawą ucztą w haniebnej karierze zdrowo rąbniętego przebierańca) – niezmiennie stara się jak najbardziej zbliżyć do atmosfery podpatrzonej w „Teksańskiej masakrze piłą mechaniczną” Tobe'ego Hoopera. Ta chropawość, ziarnistość, ten brud, domniemany smród i ubóstwo. Bieda z nędzą, którą w „Terrifier 2. Masakrze w Święta”, nie bez obaw, zdecydował się szczodrzej doprawić fantasmagorią. Nie był pewien, jak przyjmie to od początku najbardziej obiecująca grupa docelowa Art the Clown Universe, ale po dogłębnym przemyśleniu tematu, postanowił zaryzykować. I moim zdaniem tylko odrobinkę przeszarżował. Tylko jeden ukłon w stronę fantasy wydał mi się mocno niezgrabny. Tandetny blask Excalibura, czy jak kto woli Miecza Gryffindora:)

Znajomość „Masakry w Halloween” Damiena Leone nie jest niezbędna do odnalezienia się w świecie przedstawionym w „Terrifier 2. Masakrze w Święta” tego samego reżysera i scenarzysty. Nawiązania są - halloweenowa masakra w Miles County, kobieta ze zdeformowaną twarzą, która swoje „pięć minut” w tej odsłonie dostanie w trakcie napisów końcowych: przeurocza makabreska UWAGA SPOILER (syndrom sztokholmski i efekt lucyfera w jednym) KONIEC SPOILERA – ale myślę, że przedstawiono je na tyle przejrzyście, klarownie, by niezorientowani w zbrodniczej działalności pana Arta, widzowie, mogli podgonić materiał. Przyśpieszony kurs dla początkujących. „Terrifier 2: Grossin' you out old-school” - taki oto wpis Stephen King zamieścił w mediach społecznościowych, jak mniemam bardziej chcąc zachęcić, niż zniechęcić sympatyków szeroko pojętego horroru do wrzucenia tej zgniłej rybki na ruszt. Ja jednak ośmielę się zasugerować, by potraktować to również jako przestrogę. Odstraszacz na osoby zwyczajnie, po ludzku niekochające tanich horrorowych rąbanek z drugiej połowy XX wieku (mnie to najbardziej przypomina szalone lata 80., nie 70., na co wskazywałyby niektóre wypowiedzi Damiena Leone – o „Teksańskiej masakrze piłą mechaniczną” Tobe'ego Hoopera). Dobrze, nie trzeba od razu kochać, ale nietolerancja takich koszmarków prawie na pewno przysporzy niepotrzebnych cierpień. Slasher, który przez pomyłkę trafił do multipleksów. Takie wrażenie można odnieść znając „krwisty(?) rozkład jazdy” tych wielkich parków rozrywki dla kinomaniaków. W każdym razie polskie kina zdecydowanie nie rozpieszczają amatorów mocniejszych wrażeń. Mocniejszych od „Halloweenów” Davida Gordona Greena. To też slashery, oczywiście, ale nie takie jak opowieści o klaunie Arcie. Te ostatnie nie świecą się jak psu... wiadomo co. Te ostatnie to okropne niechluje. Aż obrzydzenie człowieka ogarnia z samego patrzenia na takie rażące zaniedbanie higieny osobistej. Rynsztok, patologia, tandeta. Tak zły, że aż dobry – oczywiście zależy jak dla kogo. W moich oczach Damien Leone zrealizował swój plan minimum, pobił pierwszy długometrażowy obraz z Art the Clown na wszystkich frontach, aczkolwiek ostatni „akt” (nie licząc bonusu pomiędzy planszami końcowymi, rzecz jasna i tu mocno zawieje milusią starzyzną; retro is the best!) bym skróciła, a te skradzione minuty dodałabym do najmniej agresywnej partii, czyli opowieści o zwyczajnej amerykańskiej rodzinie z niewielkiej, niespokojnej mieściny. Zbliża się pierwsza rocznica masakry w Miles County. Sprawca, szczupły jegomość w stroju klauna (zaryzykuję twierdzenie, że to życiowa rola Davida Howarda Thorntona, w każdym razie jako Art nadal w najwyższej formie), którego dodatkowym znakiem rozpoznawczym jest szeroki, histeryczny uśmiech – zepsute uzębienie w całej okazałości – podobno pożegnał się z życiem, podobno to niebezpieczeństwo zostało raz na zawsze zażegnane, ale dwunastoletni Jonathan Shaw (nieprzekonująca, „kwadratowa” kreacja Elliotta Fullama) w to nie wierzy. Od śmierci ojca wychowywany tylko przez matkę, zaradną kobietę imieniem Barbara (bardzo podobała mi się Sarah Voigt w tej roli), która tak na marginesie w halloweenowy wieczór potowarzyszy swojej imienniczce: samotny domowy seans „Nocy żywych trupów” George'a Romero. À propos, Damien Leone miał (nie)cichą nadzieję, że „Terrifier 2” będzie jego „Świtem żywych trupów”, „Martwym złem 2” czy „Koszmarem z ulicy Wiązów 3: Wojownikami snów”, ale miał tutaj chyba bardziej na myśli przeskoczenie oryginału, bo wygląda mi na to, że wymienione pozycje ceni sobie bardziej od złotych jedynek. Wracając do Shawów. Została jeszcze jedna żyjąca członkini tej ciężko doświadczonej przez los rodzinki. Starsza siostra Jonathana, też nastoletnia Sienna (charyzmatyczny pokaz Lauren LaVery), która można powiedzieć odziedziczyła po ojcu zdolności artystyczne. Martwi ją jednak hobby Jonathana, zaczytywanie się w biografiach Charlesa Mansona, Jeffreya Dahmera i innych takich. Podczas gdy dziewczyna czyni ostatnie przygotowania do halloweenowej imprezy... i śni zjawiskowy koszmar - ależ genialne spotkanie makabry z groteską (swoje robi też wesolutki utwór country and western, wariacki występ później żywej pochodni, a jeszcze później postraszyły mnie białe oczy – tu, tam i jeszcze tutaj, ma-sa-kra) - chłopak coraz bardziej utwierdza się w przekonaniu, że klaun Art już za moment urządzi następną rzeź. Możliwe że razem z dziewczynką (cudna Amelie McLain), która nie pokazuje się każdemu. Pasują do siebie: dwie szaleńczo roześmiane buzie, podobnie pomalowane, przy czym upiorna panna zadbała też o fantazyjny fryz. Nie muszę chyba dodawać, że zachwyciłam się tą postacią. Uspokajam jednak fanów franczyzy, głównym złoczyńcą pozostaje nasz (nie)kochany Art, który tym razem pokaże między innymi jak w oryginalny sposób rozdawać cukierki w Halloween, jak wkurzyć ekspedienta (tutaj sprzedawca w sklepie z kostiumami i różnymi gadżetami) i zmusić upartą babkę do obdarowania go jakąś słodkością. Bo skąd pomysł, że tylko dzieciom należą się rarytasy w tę magiczną noc? Krwawą noc, ale bez przesady, w światku horroru bywało drastyczniej. Tym razem substancja robiącą za krew nie zepsuła mi, hmm, zabawy. Efekty specjalne głównie praktyczne, choć Leone przyznał, że małe wspomaganie cyfrowe też było (nie zauważyłam, więc jest dobrze). Mięsiste, przesadnie broczące jak w starych dobrych szokerach. Nie będę oryginalna, wyróżniając długą akcję w domu, jak się wydawało członkini głównej paczki (grupka, która weźmie udział w głównej imprezie człowieka z iście niezdrowym poczuciem humoru), gdzie zobaczymy między innymi skalpowanie, odrywanie kończyny gołymi rękami, rozdzieranie innej jakby to był papier, przymierzanie cudzej gałki ocznej, łamanie, cięcie, wbijanie... no wszystko, co sobie wymyślicie;) Drugie miejsce w tej, nie tak znowu traumatycznej jak mówią, uczcie przyznaję mordowi w obskurnej łazience, już na wejściu obficie skropionej krwią (przytulna miejscówka, nie ma co; w każdym razie aura panująca w tym miejscu chyba najbardziej mi posmakowała – wiem, wiem, to nie jest normalne), w którym najważniejszym „rekwizytem” była fiolka z jakąś nieciekawą cieczą.

Skarb... ale nie oglądajcie! Nie, jeśli jesteście koneserami wartościowego kina. Też nie, jeśli jesteście smakoszami wyłącznie współczesnych mainstreamowych slasherów i innych grzecznych siekanin z horrorowej gleby. „Terrifier 2. Masakra w Święta” Damiena Leone to obiekt krwawiący skonstruowany przez totalne bezguścia zapewne z myślą o podobnych sobie. Tych, co to łażą po filmowych śmietnikach i rozpływają się w zachwytach nad swoimi okrutnie śmierdzącymi wykopaliskami. Bezwstydnych entuzjastach dziadowskiego i co gorsza brutalnego kina. Exploitation 2022.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz