Stronki na blogu

niedziela, 12 lutego 2023

Carlos Augusto Casas „Ministerstwo Prawdy”

 

Madryt, rok 2030. Studentka dziennikarstwa Julia Romero rozpoczyna praktyki w czasopiśmie internetowym, gdzie poznaje dawnego kolegę swojego ojca, Alfredo Varonę. Po śmierci żony i publikacji serii niewygodnych dla władzy artykułów, kariera jednego z ostatnich prawdziwych dziennikarzy śledczych, Gabriela Romero, nieodwracalnie się załamała. Nieliczni wciąż pamiętają jego zasługi, ale w oczach mieszkającej z nim Julii, Gabriel jest bezrobotnym alkoholikiem i paranoikiem, który nawet nie próbuje stanąć na nogi. Nagła śmierć rodziciela zmusza Julię do przeprowadzenia własnego śledztwa w tej sprawie. Oficjalna wersja to samobójstwo, ostatecznie nieszczęśliwy wypadek, ale dziewczyna ma powody przypuszczać, że jej ojciec został zamordowany. Co gorsza, wszystko wskazuje na to, że to efekt jego działalności wymierzonej w Ministerstwo Prawdy, wszechmocną instytucję, która teraz bacznie przygląda się nieodrodnej córce nieprawomyślnego dziennikarza.

Ministerstwo Prawdy” (oryg. „El ministerio de la verdad”), jak już sama nazwa wskazuje, jest hołdem dla arcydzieła literatury światowej, niestety wiecznie aktualnej dystopijnej powieści George'a Orwella pt. „Rok 1984” aka „1984”. Epicki pomnik postawiony przez Carlosa Augusto Casasa, hiszpańskiego pisarza i dziennikarza (pracował między innymi w takich stacjach telewizyjnych, jak Antena 3, TVE i Cuatro, ma też własną rubrykę w gazecie Público zatytułowaną „Oveja Negra”). Autora obsypanej nagrodami, pierwotnie wydanej w 2017 roku powieści „Ya no quedan junglas adonde regresar”, który w przeszłości imał się różnych prac – między innymi był dostawcą reklam i kontrolerem jakości w linii lotniczej. W swojej rodzimej Hiszpanii „Ministerstwo Prawdy” Casasa ukazało się w roku 2021 (światowa premiera), a pierwsza polska edycja weszła na rynek w roku 2023, z inicjatywy wydawnictwa Mova. Okładkę zaprojektował Tomasz Majewski, a z hiszpańskiego przełożyła Iwona Michałowska-Gabrych.

Dystopijny thriller osadzony w nieodległej przyszłości, niespecjalnie różniącej się od teraźniejszości. Po Wielkiej Pandemii niemal całe hiszpańskie społeczeństwo pogrążyło się w słodkim śnie na jawie. Realiach utkanych z pięknych kłamstw. Atrofia mózgu, ewolucja wsteczna, wysyp żywych trupów pod rzekomo opiekuńczymi skrzydłami „demokratycznie wybranego” rządu. Roboty Ministerstwa Prawdy, okrutnie zmanipulowany szary tłum radosnych niewolników. „Niemal pogardliwie obojętni na to, co spotyka innych. Prości i sterowalni niczym marionetki, którym się wydaje, że są wolne, bo postanowiły nie widzieć poruszających nimi sznurków”. Carlos Augusto Casas w „Ministerstwie Prawdy”, podobnie jak swego czasu George Orwell, jest głosem wołającym na puszczy. „Próżność i pozory. Wszyscy publikują w mediach społecznościowych te same bzdury. Jedni mają więcej kasy, inni mniej, ale wszyscy epatują fałszywym szczęściem jak w reklamie płatków śniadaniowych”. Prawda już powoli staje się przeżytkiem. Zabawne filmiki, ogłupiające aplikacje i gry, błahe sprawy sprzedawane jako wielkie afery, sensacyjne nagłówki i puste artykuły oraz instytucjonalne dyskredytowanie opornych. Bo kto kłamstwem wojuje... ten zwycięża. Ludzie ludziom zgotowali ten los. Wolność za bezpieczeństwo. Uczciwy układ, prawda? Człowiek stale inwigilowany, to człowiek bezpieczny. A jeśli ktoś zgłasza sprzeciw, to niezawodny znak, że ma coś do ukrycia. Nie tylko godzimy się na kolejne zakazy i nakazy, ale wręcz sami się o nie dopraszamy. Od równiejszych, bo jak przystało na ludzi rozumnych, akceptujemy „folwarczne status quo”. Uprzywilejowani, stojący ponad prawem to wielka cywilizacyjna zdobycz. Coś czego najwyraźniej warto bronić zacieklej niż niepodległości. Przelewać krew dla ukochanych polityków. Każda manifestacja antyrządowa wywołuje gniew prawomyślnej części społeczeństwa. Protestujący to wrogowie publiczni, zdrajcy narodu, bo naród to rząd. Kto atakuje demokratycznie wybranych przywódców, ten atakuje państwo. Główna bohaterka „Ministerstwa Prawdy” Carlosa Augusto Casasa, Julia Romero to typowa przedstawicielka dystopijnych realiów. Bohaterka dynamiczna, owieczka, która stopniowo przeobraża się w wilka. A przynajmniej powoli otwiera oczy na niewygodną prawdę. Umiera konformistka, rodzi się rewolucjonistka. W królestwie Wielkiego Brata. A może niejakiego Poety? Bezwzględnego likwidatora największych mącicieli, czyli ostatniego bastionu prawdy. Czwarta władza już jakiś czas temu została obalona – udało się zniszczyć tak zwane wolne media, ale niewielu zdaje sobie z tego sprawę. Zewsząd sączy się propaganda rządowa, niemal wszyscy hiszpańscy dziennikarze tańczą tak, jak zagra im Ministerstwo Prawdy, a ich czytelnicy i widzowie nawet nie mają ochoty weryfikować przekazywanych przez nich informacji. Protestują już tylko emeryci, praktycznie niewidzialni dla młodszych pokoleń uzależnionych od nowoczesnych gadżetów. Życie z nosem w smartfonie, najlepszym przyjacielu człowieka. Aplikatorze pięknych kłamstw. Pigułek szczęścia bezrefleksyjnie połykanych w zatrważających ilościach. Pokarm młodych bogów w niezauważalnych okowach potężniejszych istot, reżyserów tego spektaklu nazywanego życiem. Większości wydaje się, że są kowalami swojego losu, że posiadają coś takiego jak wolna wola, ale tak naprawdę wszystkie decyzje podejmują za nich Wielcy Architekci. Doskonali stratedzy, zimni manipulanci, którzy w zamkniętych gabinetach zaśmiewają się do rozpuku z naiwnych obywateli. W dobie internetu wbrew pozorom łatwiej podporządkować sobie społeczeństwo. Autor „Ministerstwa Prawdy” przekonuje, że postęp technologiczny bardziej pomaga, niż przeszkadza w budowaniu autokratycznych systemów. Prędzej wróg niż sprzymierzeniec demokracji?

W całej swojej historii ludzkość nigdy nie była tak kontrolowana, tak uwarunkowana, tak zmanipulowana. Na dźwięk przychodzącej na komórkę wiadomości rzucamy wszystko, bo musimy natychmiast ją przeczytać. Jeśli nie potrafisz już odróżnić prawdy od kłamstwa, to znaczy, że kłamcy zwyciężyli. Żyjemy w świecie fikcji, w świecie papierowej wolności.”

Wielki Brat patrzy... na studentkę dziennikarstwa i świeżo przyjętą praktykantkę „Obserwatora Cyfrowego”, czasopisma internetowego, którego redaktorem naczelnym jest podręcznikowy oportunista. Ojciec dobrej koleżanki protagonistki „Ministerstwa Prawdy” - obie studiują na Uniwersytecie Madryckim, ale w różnych trybach. Lepsi i gorsi na uczelniach. Jasny podział na dwie klasy społeczne. Julia Romero jest w tej niższej, bo najzwyczajniej nie stać jej na uiszczanie comiesięcznych opłat, które z kolei dla rodziców jej najlepszej przyjaciółki nie są żadnym obciążeniem. Gdyby jej ojciec, swego czasu prawdziwa gwiazda dziennikarstwa śledczego, postąpił jak większość jego kolegów po fachu, to i jego jedynemu dziecko teraz żyłoby się łatwiej. Gabriel Romero wybrał drogę słuszną, a zatem mniej opłacalną. W tym ułomnym świecie twarde kręgosłupy moralne niezwykle rzadko są doceniane. Bardziej opłacalne jest sprzymierzanie się z diabłami. Gonienie za prawdą w królestwie kłamstw to prosta droga do grobu. Droga przez mękę. Z Gabriela zrobiono istnego pariasa, zepchnięto na margines społeczny. Paranoik wiecznie przyssany do butelki. Wygumkowany zasłużony dziennikarz, na którego nawet rodzona córka patrzy z pogardą. Bezrobotny pijaczek, którego Julia doceni dopiero po jego nagłej śmierci. Matka Julii zginęła w wypadku samochodowym, gdy ta pierwsza była jeszcze dzieckiem. W duchu dziewczyna zawsze żałowała, że łaska Opatrzności wtedy spadła na jej ojca. Z czasem bowiem nabrała właściwie niczym niepopartego przeświadczenia, że lepiej dla niej byłoby, gdyby to ojciec zginął w tamtym wypadku. Może i nie zdążyła dobrze poznać swojej matki, ale za to zdążyła nabrać przekonania, że lepiej sprawdziłaby się w roli rodzica. Życie z Gabrielem mocno dało jej w kość, a jego śmierć bynajmniej niczego nie ułatwiła. Julia oddałaby wszystko za wskrzeszenie człowieka, za którego tak długo się wstydziła. „Ministerstwo Prawdy” Carlosa Augusto Casasa można czytać jako uwspółcześnioną wersję „Roku 1984” George'a Orwella – egzemplarze tego drugiego tytułu w tym umownym 2030 roku są wykorzystywane w charakterze alarmu, cennego ostrzeżenia od tajemniczego ruchu oporu. Antyutopijna wizja nieżyjącego już kolegi po piórze dostosowana do dzisiejszych realiów. Do epoki mediów społecznościowych, elektrycznych samochodów, wirtualnych asystentów i farm trolli. W gruncie rzeczy mocno konwencjonalna powieść dystopijna, jak dla mnie z niedostatecznie rozwiniętymi postaci. Powierzchowne rysy psychologiczne stereotypowych protagonistów. Desperacka walka z machiną państwową, śmiertelnie niebezpieczna pogoń za prawdą, bolesne przebudzenie jednostki w reżimowym piekle. Fabuła „Ministerstwa Prawdy” w największej mierze podąża za Julią Romero i Alfredo Varoną. Śmiała współpraca młodej kobiety, która dotąd żyła w kłamstwie i mężczyzny mniej więcej w wieku jej ojca, któremu strach amputował dziennikarskie skrzydła. Impuls do działania dostarcza może nie tyle śmierć jego dawnego kolegi, ile mocne postanowienie jego córki, by obnażyć podłe kłamstwa na jego temat. W konsekwencji pogrążając tytułowe ministerstwo, gdzie jak Julia dobrze wie pracuje jej nowy kolega, który przedstawia się jako Max. Właściwie dziewczyna powoli i po części wbrew sobie zakochuje się w tym podejrzanym rycerzu w lśniącej zbroi. Tymczasem Varona skupia się na najnowszym programie rządu. Mężczyzna ma nadzieję na zdobycie materiałów, które wstrząsną opinią publiczną. Wierzy, że domniemana gehenna ludzi w jesieni życia rozpocznie upragnioną rewolucję. Tak naprawdę Varona już czuje się jak zwycięzca, bo niezależnie od wyniku jego starań, odtąd prawdopodobnie będzie mógł śmiało patrzeć w lustro. Dziennikarz, który odzyskał szacunek do samego siebie i dziennikarka, która nabrała szacunku do swojego nieodżałowanego ojca. Nieskomplikowana intryga w technologicznej i konsumpcjonistycznej matni. To jutro czy już dziś? Nasza przyszłość czy teraźniejszość? Czy ta historia może dobrze się skończyć? Straceńcza misja niezłomnej studentki czy początek końca sekretnego pokoju sto jeden w Ministerstwie Prawdy? I w ogóle całej tej przeklętej instytucji, symbolu orwellowskiej nowomowy, „tajemnego języka” środowiska politycznego. Doceniam to dzieło przede wszystkim za szczerość i w gruncie rzeczy na to liczyłam sięgając po ten, jak się okazało rozpędzony dreszczowiec. Żadna z przygotowanych przez autora niespodzianek - włącznie z tą największą, którą przyjęłam z otwartymi ramionami, bo obawiałam się, że Casas ostatecznie ulegnie słodszej pokusie (z brutalnych realiów w polukrowaną czystą fikcję literacką) - nie wywołała we mnie pożądanej reakcji. Musiałam obejść się bez niespodziewanych wstrząsów, ale to niespecjalnie mi przeszkadzało. Nie tak jak pobieżnie scharakteryzowane, żeby nie powiedzieć papierowe postacie.

Konkurencji „Rokowi 1984” George'a Orwella dzieło hiszpańskiego powieściopisarza i dziennikarza Carlosa Augusto Casasa pt. „Ministerstwo Prawdy” raczej nie zrobi. Bo i chyba nie taki był plan. Nie sądzę, by autorowi tej młodszej dystopijnej opowieści zależało na strąceniu z piedestału swojego niestarzejącego się epickiego kolegi. „Ministerstwo Prawdy”, thriller na motywach „Roku 1984”, to prędzej jedna (nie)wielka laurka dla jednego z najwybitniejszych utworów George'a Orwella. Godna uwagi oferta nie tylko dla osób zaznajomionych z najgłośniejszym, obok „Folwarku zwierzęcego”, osiągnięciem Wielkiego Prozaika. Nieidealna, ale najważniejsze, że do bólu szczera relacja z „krainy mlekiem i miodem płynącej”.

Za książkę bardzo dziękuję księgarni internetowej

https://www.taniaksiazka.pl/

Więcej nowości literackich

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz