Stronki na blogu

środa, 22 lutego 2023

Fernanda Melchor „Paradajs”

 

Mieszkający na zamożnym małomiasteczkowym meksykańskim osiedlu Paradajs w stanie Veracruz, puszysty nastolatek uzależniony od pornografii, Franco Andrade, ma obsesję na punkcie nowej sąsiadki, kochającej matki dwóch dorastających chłopców i szczęśliwej żony wpływowego prezentera telewizyjnego. Chłopak nader chętnie dzieli się swoimi fantazjami seksualnymi z jej udziałem z szesnastoletnim Leopoldem 'Polem' Garcíą Chaparro, wyzyskiwanym ogrodnikiem w Paradajs, zamieszkałym w sąsiedniej uboższej dzielnicy Progreso. Dla Pola regularne libacje z Frankiem są sposobem na opóźnienie powrotu do domu, gdzie niemal bez przerwy musi wysłuchiwać tyrad wiecznie niezadowolonej z niego matki, a od niedawna znosić też nieprzyjemne towarzystwo ciężarnej kuzynki. Czas spędzany z Frankiem bynajmniej nie jest dla Pola satysfakcjonującą odskocznią od domowego życia, ale chwilowo młodzian nie widzi lepszej alternatywy. W duchu Polo naśmiewa się z nieatrakcyjnego rówieśnika, najwyraźniej święcie przekonanego, że dystyngowana sąsiadka w końcu zacznie zaspokajać jego żądze. Młody ogrodnik uważa, że to tylko takie gadanie obdarzonego bujną wyobraźnią rówieśnika, ale z czasem dociera do niego, że Franco traktuje to absolutnie poważnie, że jest gotów przekroczyć wszelkie granice, by wreszcie posiąść swoją „ukochaną”.

Nominowany do Nagrody Bookera, doceniony przez krytyków thriller psychologiczny Fernandy Melchor, gwiazdy meksykańskiej sceny literackiej, autorki uhonorowanego między innymi International Booker Prize „Czasu huraganów” (oryg. „Temporada de huracanes”, ang. „Hurricane Season”). Melchor dorastała w Veracruz, według niej miejscu pełnym kontrastów i sprzeczności, które zwykła przywoływać w swojej twórczości. Ukończyła dziennikarstwo na Universidad Veracruzana, a potem zakotwiczyła się w The Paris Review, anglojęzycznym kwartalniku literackim z siedzibą w Paryżu. Na rynku wydawniczym zadebiutowała w 2013 roku reportażem „Aquí no es Miami” (pol. „To nie jest Miami”), a parę miesięcy później wypuszczono jej pierwszą powieść pt. „Falsa Liebre”. Światowa premiera „Paradajs” przypadła na rok 2021 (edycja hiszpańskojęzyczna pt. „Páradais”, natomiast pierwsze anglojęzyczna wydanie, w tłumaczeniu Sophie Hughes i pod nazwą „Paradais”, pojawiło się w roku 2022), a do Polski powieść przybyła w 2023 roku, na grzebiecie wydawnictwa Mova. Z hiszpańskiego przełożyła Katarzyna Sosnowska, a okładkę (oprawa twarda) zaprojektował Tomasz Majewski.

Banalność przemocy. Podczas gdy w „Czasie huraganów” Fernanda Melchor starała się w przekonujący sposób umotywować – niekoniecznie usprawiedliwić, rozgrzeszyć – brutalne czyny, w „Paradajs” zdecydowała się skonfrontować czytelników z innym, być może jeszcze bardziej przerażającym zjawiskiem. Niezwykle ciche narodziny... zbrodniarzy? Wszystko wskazuje na to, że dwóch nastolatków, jak to się mówi, z zupełnie innych światów, mniej czy bardziej świadomie, krążą wokół „bezdennej dziury w ziemi”, z której niepodobna się wydostać. Już patrzą w otchłań, ale wciąż mogą odwrócić się na pięcie i spokojnie oddalić od tej diabelskiej gardzieli. Większe nadzieje odbiorcy „Paradajs” mogą pokładać w Leopoldzie 'Polu' Garcíi Chaparro, szesnastoletnim chłopaku, który zawsze miał pod górkę. Nader dobrze poznał przeokropnie cierpki smak biedy, a co gorsza nie widzi zbawczego światełka w tym depresyjnym tunelu. Za swoje niepowodzenia i ten brak perspektyw zwykł obwiniać wszystkich poza sobą. Uważa, że przegrał swoje życie już na starcie. Nie miał tyle szczęścia co Franco Andrade, los odmówił mu tak dostatniego gniazdka rodzinnego, tym samym determinując jego głęboko rozczarowującą przyszłość. Przeklęte rozwarstwienie ekonomiczne, przeklęty kapitalizm. Jedni mają wszystko, inni nic. Brutalna rzeczywistość, pod ciężarem której takie liche gałązki jak Polo w każdej chwili mogą się złamać. Bo jeśli nie masz nic do stracenia... Gdyby ten młodzieniec zmusił się do uczciwszego przeanalizowania swojej sytuacji życiowej, pewnie doszedłby do wniosku, że największym winnym jest on sam. Na pewno nie matka, która w gruncie rzeczy harowała jak wół, by on mógł całkowicie skupić się na nauce, zdobyciu takiego wykształcenia, które znacząco ułatwiłoby mu funkcjonowanie na rynku pracy. Polo mógł odmienić swój los, ale przekuł owo koło ratunkowe rzucone przez rodzicielkę. Wyrzucony ze szkoły przez absencję młody człowiek pielęgnujący w sobie urazę do świata, który widać się na niego uwziął. Polo użala się nad sobą, ma się za godną najwyższego współczucia ofiarę, nad którą jednak nikt nie raczy się pochylać. Poczucie niesprawiedliwości jest w nim niezwykle silne, ten robak nieubłaganie konsumuje jego już i tak okrutnie poranioną, niemożliwie udręczoną duszę. Powoli budzą się wewnętrzne upiory. We Francu te krwiożercze bestie przebudziły się już wcześniej. Może jeszcze przed przybyciem do Paradajs (fonetyczny zapis), reprezentacyjnego zakątka gdzieś w meksykańskim stanie Veracruz, czteroosobowej rodziny Maroño. A konkretnie Marián Maroño, wyfiokowanej gospodyni domowej, która niejedno pożądliwe spojrzenie na siebie ściąga. Bezimienny narrator omawianej minipowieści pani Melchor – wymyślony pod wpływem opowiadania „Good Old Neon” ze zbioru „Oblivion: Stories” pióra Davida Fostera Wallace'a – daje do zrozumienia, że ta zawsze elegancka żona bogatego prezentera telewizyjnego pławi się pod ostrzałem rozochoconych męskich spojrzeń. Z drugiej strony ten „głos z offu”, ta nieobecna ciałem, eteryczna istota, może nie tyle dzielić się swoimi spostrzeżeniami na temat pani Maroño, ile przekazywać opinię Pola, odmienną od jego własnej. „Paradajs” to penetracja niepięknych, alarmujących młodych umysłów, potencjalne studium zła, bez huku, jakby niepostrzeżenie rozpleniającego się w nastoletnich sercach. Degrengolada jednostek w świecie pełnym rażących kontrastów. Różowe Paradajs przytulone do brudnoszarego Progreso. Dla Pola to zdecydowanie duszący uścisk, wręcz pocałunek śmierci, do przyjęcie którego niewybrednymi słowami głośno zachęca go rodzona matka. Tak widzi to on, niewykształcony, niemający żadnego fachu w rękach, młodzieniec, który w odróżnieniu od niej wcale nie uważa, że ciężka, uczciwa praca popłaca. W zasadzie Polo nie ma wątpliwości, że jest ofiarą wyzysku, że to prędzej współczesne niewolnictwo, aniżeli uczciwa praca. Zgniły kapitalizm. Bo daje wędki, zamiast całych gór ryb? Niektórym daje to drugie, dlatego Polowi tak trudno się z tym pogodzić. Zaakceptować tak jaskrawą niesprawiedliwość. Żeby taki kretyn jak Franco Andrade dostawał wszystko zupełnie za darmo, a on Polo, miał do końca swoich dni zadowalać się nieświeżymi okruchami ze stołów tych wszystkich zadzierających nosa durniów w markowych ciuchach, szpanujących drogimi gadżetami. Czy dla Pola nie lepiej byłoby iść w ślady uwielbianego kuzyna? Czy aby większe zyski nie płyną z nielegalnych źródeł? Chore? Witajcie w prawdziwym świecie!

Paradajs” Fernandy Melchor to dość wymagająca, niełatwo się czytająca króciutka powieść, której według mnie największą siłą jest naturalizm. Twarde, niezakłamane, brzydkie realia, których wielu lepiej sytuowanych ludzi zdaje się nie dostrzegać. Ślepi na skrajne ubóstwo lub, co gorsza, z premedytacją zaznaczający swoją wyższość nad szarymi bliźnimi. Ego dokarmiane poniżaniem maluczkich. Zwarty tekst (co prawda są akapity, ale próżno szukać tradycyjnych dialogów – nieliczne wypowiedzi meksykańska autorka celowo powkładała w szpaler opisowych „drzew”), rwący potok często wulgarnych słów (mowa potoczna, przytoczenie specyficznego slangu miejskiego - przynajmniej w oryginalne który według Melchor nieustannie brzęczy, właściwie z całą mocą wybrzmiewa w stanie Veracruz), swobodny przepływ doznań, myśli, w większości niespektakularnych, żeby nie powiedzieć banalnych wydarzeń. Ślizgi i skoki: płynne i raptowne wejścia w kolejne sceny z dnia codziennego głównie Leopolda 'Pola' Garcíi Chaparro. Jego irytujący kompan od kieliszka, uzależniony od pornografii Franco Andrade (w oczach samej autorki to duet trochę jak Beavis i Butt-Head z amerykańskiego serialu animowanego z lat 1993-2011), nie uzyskał porównywalnej uwagi autorki, bo i może nie za bardzo było o czym pisać:) W każdym razie Franco nie wydaje się być tak złożoną postacią, jak jego wierny, acz przeważnie nieuważny słuchacz. Cały świat wygodnie żyjącego sobie w „rajskim zakątku” Veracruz, nastolatka sprowadza się do bujania w erotycznych obłokach. Od niedawna główną bohaterką jego fantazji erotycznych jest Marián Maroño, boska sąsiadka, ale akurat nie w oczach Pola. Owszem, niebrzydka, jednakże niedobry kolega młodocianego obsesjonata niewątpliwie widział już ładniejsze sztuki. Sztuki mięsa, bo dla tych dorastających chłopców tym właśnie zdają się być przedstawicielki płci przeciwnej. A przynajmniej te ich zdaniem co bardziej rozwiązłe, te wszystkie mocno hipotetyczne ladacznice, które spokojnie można gwałcić. Same się o to proszą, więc to żadna zbrodnia. Prędzej przysługa, wielka łaska, którą wypada (bo dlaczego nie?) zsyłać także na dalsze - a może i bliższe? - krewne. Najprościej byłoby obwinić za wszystko Franca – stwierdzić, że to nikt innych, jak ten stale podniecony, niewyżyty, przez jednych okrutnie wyśmiewany, a przez innych kompletnie ignorowany, panicz z Paradajs (ewidentnie buzują hormony w zblazowanym chłopaczku) zajadle popycha Pola na straceńczą ścieżkę. Namawia do złego, wodzi na pokuszenie, jest jak ten kreskówkowy diabełek, który przycupnął na jednym ramieniu, by zakrzyczeć siedzącego na drugim „aniołka” (tj. matkę chłopaka), któremu, szczęściem dla jej metaforycznego oponenta, kończy się już cierpliwość. Właściwie nie ma dnia, by Polo nie był obrzucany inwektywami przez tę, która sprowadziła go na ten podły świat. Bity, poniżany, „okradany” ze swoich jakże ciężko zarobionych pieniędzy. Zabrano mu nawet łóżko, bo z jakiegoś nieznanego mu powodu jego biologiczna matka uznała, że ono bardziej należy się kuzynce Pola. W oczach chłopaka podręcznikowej wyznawczyni tak zwanego kultu nieróbstwa, która na domiar złego (takie plotki krążą na mieście) nie przebiera w partnerach seksualnych. W świecie przedstawionym w „Paradajs”, w prawdziwym świecie, słyszałam echa „Funny Games” Michaela Hanekego. Podobne, jeśli już nie identyczne nasienie. Przeraźliwie zimne, surowe, bezlitosne i niemożliwie frustrujące studium zła. Nuda, rozczarowanie, rozpacz, wściekłość. Po trupach do różnych celów? Mniej i bardziej wzniosłych, ale w żadnym wypadku nietłumaczących tego... co musi się stać. Fernanda Melchor błyskawicznie odziera nas z wszelkiej nadziei. Jak ze ściąganiem plastra, tyle że, wbrew obiegowym opiniom, ból wcale nie jest mniejszy. Niemniej odrobinkę rozczarował mnie punkt kulminacyjny tej bezkompromisowej i jakże życiowej historii. Zabrzmi dziwnie, ale łaknęłam detali, dłuższej i bardziej intensywnej przeprawy przez absolutnie niedziewiczy ocean absurdu. „To samo dzieje się każdego dnia. Na całym świecie” - że pozwolę sobie wyrwać z kontekstu słowa Johna Coffeya, a właściwie Stephena Kinga (patrz: powieść „Zielona mila”). Nie pytaj „dlaczego?”, bo w większości przypadków nie otrzymasz zadowalającej odpowiedzi. To się po prostu działo, dzieje i dziać będzie. Po prostu...

Ciężkawa lektura. Na niepokrzepienie serc. Obmierzłe stworzonko ożywione przez nagradzaną meksykańską pisarkę, Fernandę Melchor. Brzydkie, bo niemityczne. To nie jest świat kolorowych reklam ani inna telewizyjna utopia. Minipowieść „Paradajs” to coś w rodzaju okna na prawdziwy świat. Lustereczko, które nie kłamie. Może nieco toporne, niepotrzebnie aż tak „wykoślawione” (nietradycyjna, niezbyt przyjazna czytelnikowi, tj. średnio przystępna konstrukcja), ale w epoce tak zwanej postprawdy takie niepolukrowane wynalazki siłą rzeczy zyskują na wartości. W zdumiewająco szybkim tempie kurczą się zasoby tego cennego „kruszcu”: nagiej, nieupiększonej, brutalnej prawdy. „Paradajs” pewnie nie zatrzyma tego zgubnego trendu, ale przynajmniej próbuje. Grunt, że nie każe nam patrzeć na świat przez różowe okulary. Nie dołącza do pozornie beztroskiego, radosnego chóru ślepców i/lub zwykłych kłamczuszków. Mała paskuda, której nie mogłabym nie polecać. Tak jakoś sumienie mi zabrania zniechęcać kogokolwiek (no, poza dziećmi) do lektury „Paradajs”, tego na pewno nierozrywkowego dzieła.

Za książkę bardzo dziękuję księgarni internetowej

https://www.taniaksiazka.pl/

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz