Siedem opowieści niesamowitych od Susan Hill, autorki między innymi dwukrotnie przeniesionej na ekran (przez Roberta Wise'a w 1989 roku i przez Jamesa Watkinsa w roku 2012) kultowej „Kobiety w czerni”, uhonorowanej Somerset Maugham Award powieści pt. „Jestem królem zamku”, która na ekran trafiła w roku 1989 roku (francuska produkcja w reżyserii Régisa Wargniera w Polsce dystrybuowana pod nazwą „Pan na zamku”) i kryminalnej serii z inspektorem Simonem Serraillerem. Urodzonej w Scarborough w hrabstwie North Yorkshire absolwentki King's College London i założycielki wydawnictwa Long Barn Books, czołowej kontynuatorki tradycji gotyckiej. W 2021 roku wydawnictwo Zysk i S-ka wypuściło skromne wydanie zbiorcze zawierające najsłynniejszą powieść Hill, czyli „Kobietę w czerni” i minipowieść pt. „Rączka” (filmowa wersja wyreżyserowana przez Justina Molotnikova swoją światową premierę miała w roku 2019), a opublikowane w 2022 roku „Zagrabione życie i inne opowieści niesamowite” - w tłumaczeniu Jerzego Łozińskiego i twardej oprawie z obwolutą zagospodarowanej przez Maćka Wolańskiego - to ciąg dalszy tej inicjatywy, na co poza wszystkim innym wskazuje spójna szata graficzna.
Wybór historii rewelacyjnych i bardzo dobrych. W mojej ocenie mocno wyrównany zbiorek dla miłośników literatury gotyckiej, choć w rzeczywistości wszystkie zgromadzone „na tym planie” teksty zostały skreślone ręką współczesnej angielskiej powieściopisarki – na rynku wydawniczym Susan Hill zadebiutowała w 1961 roku minipowieścią „The Enclosure”, a cała zawartości omawianego tomu światło dzienne ujrzała już w XXI wieku. W wyższej szufladce umieściłam cztery opowiadania, przy czym ze szczególnym pietyzmem złożyłam „Alice Baker”, pierwotnie wydany w 2016 roku w zbiorze „The Travelling Bag and Other Ghostly Stories” horror paranormalny z elementami body horroru. Praca biurowa w starym budynku, który całemu zespołowi zdążył już porządnie dać się we znaki. Kierownictwo od dawna zapowiada rychłe przeniesienie do nowej siedziby, ale nikt, włącznie z bezimienną narratorką i może z wyjątkiem świeżo zatrudnionych pracowników, nie wierzy w te obietnice. Pewnego dnia ten w gruncie rzeczy zżyty zespół administracyjny rozrasta się o tytułową postać. Alice Baker okazuje się nad wyraz pracowitą „mróweczką”, która najwyraźniej zazdrośnie strzeże swojej prywatności. W każdym razie to bardzo skryta osoba, ale w sumie lubiana. Narratorka zauważa jednak, że jedna z jej koleżanek zachowuje zastanawiający dystans względem Alice. Pytana zwykle usiłuje zmienić temat. Można odnieść wrażenie, że sama nie wie, na czym opiera się jej niechęć do nowej znajomej z pracy. Czuje, że coś jest mocno nie tak z tą zamkniętą w sobie kobietą, ale co konkretnie? Nie, nie potrafi tego wyjaśnić. Jak można się spodziewać więcej informacji – na swoje nieszczęście – pozyska umowna sprawozdawczyni tych niecodziennych wydarzeń. Ależ klimat! Osaczenie przez siły nieczyste, zepsute, a może nieszczęsne? Niemal wyczuwalny odorek rozkładu bijący z tytułowej postaci, okropny fetor nieubłaganie rozchodzący się po całym szalenie ciasnym światku przedstawionym. Silne poczucie klaustrofobii z domieszką paranoi. Odpychająco-przyciągająca cielesna nadnaturalność.
„Lalka” (oryg. „Dolly”) to jedno z dłuższych opowiadań goszczących w tym pięknie wydanym zbiorze, które równie dobrze można uznać za minipowieść. Po raz pierwszy wydany w 2012 roku koszmar Edwarda Laurence'a Cayleya, fikcyjnej postaci po latach wracającej do Iyot House w Iyot Lock, skąpo zaludnionego bagnistego angielskiego zakątka. W związku z odczytem ostatniej woli jego ciotki, z którą spędził najbardziej niesamowite wakacje w swoim już nie tak krótkim życiu. W testamencie uwzględniono też kuzynkę Edwarda, Leonorę Sebastian, za panny von Vorst, z którą mężczyzna w zasadzie nie utrzymywał kontaktu od tego nieszczęsnego lata, przywołanego w środkowej partii opowiadania. Lalki potrafią być upiorne, co dobitnie pokazuje Susan Hill w tym fascynującym opowiadaniu. Powoli, prawie niepostrzeżenie, jakby ukradkiem, kropla po kropli dolewa benzyny do nadnaturalnego ognia. Jakby jakaś widmowa łapa powoli zaciskała się na gardle. Doskonale rozłożona, soczyście klimatyczna, niebanalna historia z potężnym dreszczem.
We „Frontowym pokoju” (oryg. „The Front Room”) z 2016 roku (patrz: „The Travelling Bag And Other Ghostly Stories”) poznajemy dobrych chrześcijan(?), Belindę i Normana Irwinów, wraz z trójką dzieci mieszkających w przytulnym domku wybudowanym w XX wieku. Małżeństwo bierze sobie do serca kazanie swojego pastora i przygarnia, jak się wydaje, boleśnie samotną, mocno posuniętą w latach macochę Normana imieniem Solange. Miłosierdzie obwarowane warunkami. Oni mają się za altruistów, ale... Czy to na pewno bezinteresowna pomoc? I czy to w ogóle można nazwać pomocą? Jedna samotnia zamieniona na inną, w dodatku dużo mniejszą. Tytułowy pokój, do którego nie docierają promienie słoneczne, gdzie Solange wprawdzie nie zostaje zamknięta, ale jakoś trudno było mi oprzeć się skojarzeniom z ciasną, zakratowaną celą. Dla jednych to będzie opowieść o oburzającej niewdzięczności, pokaraniu dobrych samarytan, a dla innych komentarz do bądź co bądź powszechnego zjawiska polegającego na uciszaniu głosu sumienia jak najniższym kosztem. Tragiczna saga rodzinna w gęstych oparach niesamowitości. Rytmiczna, utrzymana w idealnym tempie, bez ustanku trzymająca w napięciu, mroczna opowieść o „wężu w mocno hipotetycznym raju”. Cudny suspens i przerażający finał.
„Zagrabione życie” (oryg. „Printer's Devil Court”) to historia z 2014 roku w przeważającej części ubrana w formę samodzielnie oprawionego rękopisu nieżyjącego już doktora Hugh Mereditha. W tym świecie autobiograficzny tekst, swój początek biorący w mrocznym domostwie przy Printer's Devil Court 2 w pobliżu Fleet Street w Londynie. W lokum zajmowanym przez młodych adeptów sztuki lekarskiej, wśród których jest oczywiście nasz narrator. Osadzona w epoce wiktoriańskiej, oparta na klasycznych motywie ożywiania zmarłych, depresyjna i odrobinę makabryczna opowieść o zabawie w Boga. Tajny projekt dwóch współlokatorów Hugh, niemoralne igraszki studentów medycyny, które położą się cieniem na dalszym życiu człowieka, który z własnej nieprzymuszonej woli wstąpił na pierwszy stopień do Piekła. Kreatywne podejście do sprawdzonego motywu. Ostrzeżenie przed igraniem z Naturą. Archetypiczni szaleni naukowcy, wstrętni burzyciele w akcji. Suspens, pełzający niepokój i dławiący smutek.
Pora zajrzeć do niższej szuflady. Wydobyć pozostałe skarby z tej czarodziejskiej komody Susan Hill. Poczynając od „Mężczyzny z obrazu” (oryg. „The Man in the Picture”), dłuższego opowiadania bądź minipowieści po raz pierwszy opublikowanej w 2007 roku. Kompozycja szkatułkowa klimatem zbliżona do „Nie oglądaj się teraz” Daphne du Maurier, niedługiego utworu zekranizowanego w 1973 roku przez Nicolasa Roega. W sumie cztery opowieści, z których większość rozgrywa się w czasach nam współczesnych, o czym zaświadczy chyba tylko telefon komórkowy wspomniany w ostatniej partii „Mężczyzny z obrazu”. Wszystko zaczyna się od podobno autentycznej opowieści emerytowanego wykładowcy uniwersyteckiego Theo Parmittera, którą w tym świecie przedstawionym raczy swojego dawnego studenta, niejakiego Olivera. Rzecz dotyczy obrazu z jego prywatnej kolekcji, utrwalonego na płótnie karnawału w Wenecji. Niezamaskowana męska twarz w tłumie przebierańców, wywołująca jakiś zagadkowy niepokój w patrzącym. Dość długo wykluwające się „prozatorskie pisklę” pani Hill, ale warto uzbroić się w cierpliwość, bowiem w końcu wyłania się cała olśniewająca moc narracji królowej literatury neogotyckiej. Zimne okrycie utkane z aluzji, niedopowiedzeń, niejednoznaczności. Zgroza w Wenecji!
Gilbert Roper, prywatny detektyw specjalizujący się w analizie psychologicznej przedstawia znajomemu najbardziej intrygującą sprawę, z jaką zetknął się w swojej karierze. Tak zaczyna się „Torba podróżna” (oryg. „The Travelling Bag”), pierwotnie wydana we wspominanym już zbiorze, któremu użyczyła nazwy. W przeciwieństwie do wesoło konwersujących dżentelmenów czytelnik posiądzie pełną wiedzę na temat pewnych zawirowań w środowisku naukowym. Kiedy odkrywca i badacz Walter Craig podupadł na zdrowiu postanowił zatrudnić asystenta, młodego mężczyznę nazwiskiem Silas Webb. Ten pierwszy liczył na satysfakcjonującą dla obu relację nauczyciel-uczeń, ale zachłanny młodzian spił całą śmietankę. Ukradł swemu mentorowi jego wieloletnią pracę, co uczyniło zeń ważną osobistość. Złodziej zyskał sławę, a jego ofiara praktycznie popadła w zapomnienie. Zemsta, niesłodka zemsta. Prosta, umiarkowanie emocjonująca kryminalna opowiastka o potencjalnym zabarwieniu paranormalnym. Najbardziej pomysłowa, acz nienowatorska (przypomniało się „Lubią się podkradać” z „Opowieści makabrycznych” Stephena Kinga – komiks zilustrowany przez Berniego i Michele Wrightsonów) jest końcówka, którą można odczytywać na dwa sposoby: od strony nadnaturalnej i psychologicznej.
„Dwudziesty pierwszy” (oryg. „Boy Twenty-One”) też zadebiutował w zbiorze „The Travelling Bag and Other Ghostly Stories”, czyli jest to „produkt” z 2016 roku. Głównym bohaterem jest Toby Garrett, dorosły mężczyzna, który traci z trudem wypracowany spokój ducha na wieść o pożarze Cloten Hall lub Cloten House. Zabytkowego budynku, któremu całkiem niedawno przywrócono dawną świetność. Susan Hill, swoim zwyczajem, raptownie przeniesie nas do czasów młodości Toby'ego. Trzynastoletni uczeń szkoły z internatem, któremu rodzice nie poświęcają nawet minimum uwagi. Matka żyje w ciągłym strachu, na domowym polu minowym zaprojektowanym przez jej przemocowego męża. Nic dziwnego, że Toby jak ognia unika tych toksycznych domowych pieleszy, a po pojawieniu się Andreasa jeszcze słabnie jego ochota na tymczasowe „wymeldowywanie się” z internatu. Niezwykła przyjaźń dwóch ciężko doświadczonych przez los chłopców, którzy prawie świata poza sobą nawzajem nie widzą. Jakby naprędce napisana ghost story (opisy sprowadzane do pojedynczych wyrazów i nader krótkich, niewiele mówiących zdań), w której jakąś rolę prędzej czy później pewnikiem odegra ponure domostwo „skazane na ogień (nie)piekielny”. Kompozycja niedostatecznie zwarta – lekko wytrącające mnie z rytmu gwałtowne przeskoki w akcji – ale za to smakowicie zagadkowa. Hipnotyczna atmosfera tajemniczości, frapująca szarada nie z tego świata. Porusza wyobraźnię, a momentami wręcz rozpala ją do czerwoności.
Siedem cennych podarków od miłościwie nam panującej królowej „nowego gotycyzmu”. Liderki, prawdziwej ekspertki w dziedzinie przywoływania magicznego ducha zaklętego między innymi w upiornych opowieściach z epoki wiktoriańskiej. Susan Hill w wysokiej formie. „Zagrabione życie i inne opowieści niesamowite” to prawdziwa gratka dla mniej i bardziej zdeterminowanych poszukiwaczy podskórnych strachów. Stylowych, wysmakowanych, wyrafinowanych, wybornie klimatycznych historii o duchach i innych niepokojących zjawiskach. Kapitalna rzecz!
Za książkę bardzo dziękuję wydawnictwu
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz