Stronki na blogu

poniedziałek, 27 marca 2023

„Kołysanka” (2019)

 

Paryż. Niespełna rok po narodzinach ich drugiego dziecka Myriam namawia swojego męża Paula do poszukania opiekunki, tak żeby mogła wrócić do pracy w adwokaturze. Po przesłuchaniu wielu kandydatek młode małżeństwo w końcu natrafia na mającą doświadczenie w interesującym ich zawodzie, starszą od nich kobietę imieniem Louise, która natychmiast nawiązuje kontakt z pięcioletnią Milą, pierworodnym dzieckiem Myriam i Paula. Zapracowane małżeństwo już w pierwszych dniach pracy Louise nabiera przekonania, że trafił się im prawdziwy skarb: nad wyraz kompetentna, sumienna pracownica, dbająca o dzieci, utrzymująca nieskazitelny porządek w ich niewielkim mieszkaniu i zawsze chętna do brania nadgodzin. Z taką pomocą domową Myriam i Paul mogą nie tylko więcej czasu poświęcać pracy, ale też dłużej cieszyć się wyłącznie swoim towarzystwem. Zupełnie jak przed narodzinami ich pierwszej pociechy. Taki układ najbardziej jednak cieszy Louise, która zrobi wszystko, co w jej mocy, by utrzymać ten stan rzeczy. Na zawsze.

Francuski thriller psychologiczny oparty na inspirowanej prawdziwym wydarzeniami powieści Leïli Slimani pierwotnie wydanej w 2016 roku. Autorka literackiego pierwowzoru chciała, by obraz wyreżyserowała Maïwenn Le Besco, twórczyni między innymi „Le bal des actrices” (2008), „Poliss” (2011) i „Mojej miłości” (2015), ale ostatecznie kierownictwo artystyczne nad projektem objęła Lucie Borleteau - „Kołysanka” (oryg. „Chanson douce”, międzynarodowy: „Perfect Nanny”) to jej drugi pełnometrażowy obraz, po „Odysei Alicji” (2014) – a Maïwenn brała udział w pracy nad scenariuszem. Razem z Lucie Borleteau i Jérémiem Elkaïmem. W swojej rodzimej Francji (światowa premiera) film wyszedł w październiku 2019 roku, a w Polsce pojawił się w maju 2020 roku w strefie VOD. Kreacja niani w wykonaniu Karin Viard została wyróżniona nominacjami do César Awards i Lumières Award w kategorii Najlepsza Aktorka. W styczniu 2023 roku ujawniono, że rozpoczęto przymiarki do amerykańskiej adaptacji powieści „Chanson douce” (ang. „The Perfect Nanny”, pol. „Kołysanka”) Leïli Slimani; miniserialu HBO i Legendary Television z Nicole Kidman i Mayą Erskine.

Historia, którą w zasadniczym zakresie napisało samo życie. UWAGA SPOILER Sprawa Yoselyn Ortegi, która została skazana na bezwzględne dożywocie za morderstwo pierwszego i drugiego stopnia sześcioletniej Lucii i dwuletniego Leo Krimów. Ortega zadźgała swoich małych podopiecznych nożem kuchennym (po czym nieskutecznie targnęła się na własne życie, zadając sobie wielokrotne ciosy nożem w szyję) w apartamentowców na Upper West Side na Manhattanie w Nowym Jorku, gdzie ofiary mieszkały ze swoimi rodzicami i siostrą, wówczas trzyletnią i szczęśliwie przebywającą poza domem. Tamtego potwornego październikowego dnia w 2012 roku KONIEC SPOILERA. Kameralny psychologiczny dreszczowiec, mogący nasuwać delikatne skojarzenia z kultową Trylogią Apartamentową Romana Polańskiego. Ta intymność, to zamknięcie, ta intensywność. No, troszeczkę;) Szorstkie zdjęcia Alexisa Kavyrchine'a i subtelna, wyważona oprawa muzyczna Pierre'a Despratsa pięknie korespondują z coraz bardziej gorączkowym, nerwowym montażem Laurence Briaud. Wrażliwość artystyczna, która może zrekompensować, przykryć ewentualne braki i/lub niedociągnięcia w warstwie tekstowej. Mnie w każdym razie urzekł klimat „Kołysanki” Lucie Borleteau (adekwatnej powieści Leïli Slimani niestety nie miałam jeszcze okazji przeczytać), klaustrofobicznego thrillera w społeczno-obyczajowym sosie, który pewnie można było bardziej zagęścić; poświęcić więcej uwagi trudom rodzicielstwa we współczesnym świecie. Jak pogodzić karierę z wychowywaniem dzieci w pendolinowej rzeczywistości? Pasję z domowymi obowiązkami i przyjemnościami? On pracuje w branży muzycznej, a ona jest prawniczką. Można powiedzieć, że oboje są pracoholikami. Robią to, co lubią. To, co kochają bardziej od własnych dzieci? Nie, niezupełnie tak to wygląda, choć w ich bliższym otoczeniu jest przynajmniej jedna osoba żywiąca takie podejrzenia. Myriam i Paul (przekonujące kreacje Leïli Bekhti i już trochę ustępującego jej Antoine'a Reinartza) po pracy zwykle rozmawiają o pracy. Większość ich znajomych też najwyraźniej preferuje ten temat, co najmocniej rzuci się w oczy podczas pierwszego przyjęcia z Louise (widowiskowy występ Karin Viard), gdzie jedyną zainteresowaną z kolei ulubionym tematem cudownej (cudownie podejrzanej) opiekunki kilkuletniej Mili (urocza Assya Da Silva) i jej młodszego brata Adama („gra” wszystkich chłopczyków w moich oczach niezmiennie spychała na dalszy plan praktycznie wszystko inne; wprost nie mogłam oderwać oczu od tych malców) jest chyba nazbyt angażująca się, ciut nadopiekuńcza mamuśka. Louise wkracza w mały światek Myriam i Paula w jedenastym miesiącu życia ich drugiego dziecka. Paul co prawda wolałby żeby dziećmi nadal na pełen etat zajmowała się jego kochana małżonka, ale Myriam upiera się przy powrocie do pracy. Gotowa oddawać nawet całą swoją pensję babysitterce, byle wreszcie wyrwać się z domu. Wrócić do ukochanego zajęcia, pożegnać się z przykrym poczuciem bezproduktywnego spędzania czasu. Praktycznie każdego wieczora Myriam ma wrażenie, że przez cały dzień nie zrobiła absolutnie nic i nie przemawiają do niej, bądź co bądź, słuszne kontrargumenty Paula. Opieka nad dziećmi i prowadzenie domu to też praca, w dodatku bardzo ciężka i nie mniej wartościowa – jak już, to bardziej – od pracy zarobkowej. Łatwo powiedzieć, ale jak widać na jego własnym przykładzie, trudniej zrobić. Nic nowego na tym świecie, wymagać poświęceń od innych. Pogodzi ich Louise, perfekcyjna niania i gosposia. Kobieta, która ciężkiej pracy się nie boi. Kobieta, która chętnie odciąży przedstawicieli francuskiej klasy średniej. Z nią u boku każde z nich będzie mogło całkowicie poświęcić się pracy. Do tego więcej spotkań towarzyskich i chwil tylko we dwoje (ile dusza zapragnie, a właściwie na ile pozwolą ich napięte harmonogramy służbowe). Będzie czas na pracę, czas na rozrywkę i odpoczynek. Na wszystko... poza dziećmi?

Jak to zazwyczaj w tego typu opowieściach bywa nastawienie widza do Louise praktycznie od samego początku będzie drastycznie odbiegać od spojrzenia jej nowych pracodawców. „Kołysanka” Lucie Borleteau buduje się na motywie potencjalnie śmiertelnie niebezpiecznej niani. Istnej ośmiornicy, która powoli, acz niepowstrzymanie obejmuje swoimi odstręczająco śliskimi macami wszystkie punkty na mapie życia młodego państwa z Paryża. Młodych dorobkiewiczów, którym mimo wszystko przydałoby się więcej oszczędności, na co zresztą w pocie czoła pracują. Marzą bowiem - a przynajmniej takie marzenie ma Myriam - o zakupie większego mieszkania, tak aby ich dzieci miały osobne pokoje. Zgodnie z regułami gatunku sygnały alarmowe niepowstrzymanie zyskują na natężeniu. Szum w tle, brzęczenie i wreszcie rozdzierający pisk. Nie wiem, ile w tym zasługi filmowców, a ile autorki powieściowego oryginału (gdybym musiała strzelać, to pewnie postawiłam na to drugie), ale centralna postać tej stosownie drażniącej „Kołysanki” zdecydowanie przykuła moją uwagę. Fascynująca na swój demoniczny(?) sposób. Osobowość złożona. Nieobliczalna jednostka z ogromnym bagażem doświadczeń. Zajmująca ciasne, zagracone i wiecznie ponure mieszkanko w niezbyt okazałej, żeby nie powiedzieć podłej dzielnicy Paryża, dotkliwie samotna kobieta, która jakąś namiastkę rodzinnego ciepła odnajduje w pracy. Właściwie ona traktuje to bardziej jak życiowe powołanie. Możemy się tylko domyślać, jak to wyglądało wcześniej - bo mamy powody przypuszczać, że Mila i Adam nie są jej pierwszymi podopiecznymi (oczywiście mowa jedynie o gruncie zawodowym) – ale dla odbiorcy omawianej produkcji pewnie szybko stanie się jasne, że Louise zbytnio wsiąkła w rodzinne gniazdko, do którego, jak by nie patrzeć, została zaproszona. Nie wepchnęła się na siłę, choć istnieje możliwość, że z premedytacją uśpiła czujność Myriam i Paula. Wytrawna manipulantka czy po prostu osoba, która desperacko pragnie czuć się potrzebna? Chce być częścią rodziny, koniecznie taką, która decyduje o wszystkim, co związane z domem. A już zwłaszcza z dziećmi. Dyscyplina i zabawa. Jedną z najważniejszych rzeczy dla Louise jest niemarnowanie jedzenia. I jak się okaże twardszy orzech do zgryzienia będzie miała z tymi „większymi dzieciakami”. To znaczy podopiecznymi, bo nie da się ukryć, że Myriam i Paul stają się zależni od Louise. Niecałkowicie, ale nie mogłam oprzeć się wrażeniu, że powoli oduczają się radzenia sobie bez niani i gosposi w jednym. Nawet gdy nadarza się pierwsza okazja do dłuższego skupienia na dzieciach, spędzenia z nimi całych tygodni, a nie najwyżej weekendu, zgodnie uznają, że lepiej będzie zabrać ze sobą Louise. Zabrać na wakacje – morze, plaża, prażące słońce i wątpliwa przyzwoitka na doczepkę. Więcej niż wątpliwa, aczkolwiek w tym przekonaniu postronnych obserwatorów owej - mnie tam trzymającej w nieustającym napięciu, wybornie złowieszczej - sagi rodzinnej Louise utwierdzi dopiero po powrocie do Paryża. Już wcześniej - dużo wcześniej? - można jednak podejrzewać Louise o jakieś problemy natury psychicznej. Chora czy nie, niektóre jej metody wychowawcze mogą spotkać się z dezaprobatą jeśli już nie wszystkich, to na pewno jakiejś części odbiorców „Kołysanki”. Zmuszanie dziecka do wylizania pojemnika po jogurcie (ściśle rzecz biorąc jeszcze z jogurtem) to tylko przygrywka, nieśmiałe preludium, subtelny wstęp do niesmacznych, oburzających, wstrętnych czy po prostu dyskusyjnych zachowań niemłodej opiekunki. Zabawa w potwora polującego na świeżutkie i młodziutkie mięsko? Zdarza się, choć pewnie istnieją rodzice niepochwalający takich pomysłów. Wcześniejsza szarża na „małego złodziejaszka” na placu zabaw, jak przypuszczam, ściągnie jeszcze mniej – jeśli w ogóle – przychylnych spojrzeń, a clou tego pseudo opiekuńczego programu nastąpi podczas zabawy w sklep. Abstrahując od zakończenia. Jak dla mnie idealnego, a bardzo łatwo można to było zepsuć, ulec jakże częstej we współczesnym kinie grozy pokusie UWAGA SPOILER złagodzenia przekazu, obchodzenia się z widzem, jak z jajkiem. Przyjmując gorszą (według mnie bardziej prawdopodobną, co opieram także na wygrzebanych informacjach na temat literackiego pierwowzoru i prapierwowzoru, czyli autentycznej tragedii z Nowego Jorku) z możliwych interpretacji, bo w gruncie rzeczy twórcy zostawili tutaj jakieś pole do dyskusji. Mogli dopiąć to bardziej kategorycznie, nie pozostawić żadnych pytań (jak na przykład o to jedno ciało i los nieszczęsnej matki, jej reakcję - samobójstwo? - na masakrę, ale dla mnie dobrze, że tego nie zrobili KONIEC SPOILERA. Ciekawostka: naga włamywaczka na kanapie to osobista inicjatywa Karin Viard. Akcja, której Lucie Borleteau, według odtwórczyni roli Louise, nie miała śmiałości proponować/wymagać. Tak czy inaczej, reżyserka z nieskrywanym zadowoleniem przyjęła tę decyzję Viard, ucieszyło ją, że „trafiła” na aktorkę, która bez najmniejszych oporów przedłożyła rolę nad naturalną skromność. Nie bała się pójść na całość.

Można utyskiwać na niedostateczną świeżość czy zupełny brak gatunkowych innowacji. Można narzekać na niewyczerpujące studium rodzicielstwa w tych wariacko wymagających czasach, w jakich przyszło nam żyć. I wreszcie można mieć za złe twórcom tej niespokojnej „Kołysanki” - drugiego pełnometrażowego obrazu Lucie Borleteau, klimatycznego, wybornie kameralnego thrillera psychologicznego na podstawie powieści Leïli Slimani – że nie pokusili się o większą dynamikę zdarzeń. Bo przecież nie wszyscy muszą lubić powoli rozwijające się opowieści. Ja lubię, więc miałam łatwiej;) Właściwie całkiem dobrą znajomość nawiązałam z tym francuskim dziełkiem. Ciasnym, chłodnym, surowym.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz