Okładka książki. „Objawicielka”, Mag 2023 |
… A w 2023 roku na polskim rynku wydawniczym objawiła się, nomen omen, „Objawicielka” (oryg. „Revelator” 2021). Edycja wydawnictwa Mag w twardej oprawie, ze stosownie mroczna ilustracją na froncie sporządzoną przez Dark Crayon (opracowanie graficzne okładki: Piotr Chyliński) i starannym tłumaczeniu Roberta Walisia. Dość osobista historia Daryla Gregory'ego w fantazyjnym przebraniu. Wspomnienie Cades Cove, malowniczej doliny w Parku Narodowym Great Smoky Mountains stanie Tennessee. Wspomnienie nieodległych przodków, nad którym zawisło widmo wywłaszczenia. W zasadzie większość musiała opuścić swoje skromne posiadłości, ale nielicznym mieszkańcom tego rajskiego zacisza politycy „łaskawie” pozwolili dożyć swoich dni na ich ukochanej ziemi (umowa dzierżawy dożywotniej, oczywiście nieprzewidująca prawa do dziedziczenia). Russell Gregory, antenat autora „Objawicielki”, był jednym z pierwszych założycieli odizolowanej osady w dolinie, który oddał życie w jej obronie – poległ pod koniec wojny secesyjnej, broniąc doliny przez żołnierzami Konfederacji. A wujek Daryla Gregory'ego ze strony matki pędził wyśmienity bimber i lubił „wygłaszać kazania”. Barwna postać, co prawda mającą trochę zatargów z prawem, ale chętnie spędzająca czas ze swoim dociekliwym siostrzeńcem. Dorastającym chłopcem często odwiedzającym Cades Cove; niezapomniane wypady z tatą. Dzieje fikcyjnego rodu Birchów amerykański wielokrotnie nagradzany powieściopisarz - przez czytelników kojarzony głównie z fantasy i science fiction, ale deklarujący nieprzywiązywanie się go gatunkowych szufladek - spisał pod natchnieniem kroniki rodu swego. „Objawicielka” to sprytna mozaika faktów i wymysłów. Owoce wyobraźni z historycznymi pestkami. Bo Daryl Gregory przysięga, że jego rodzina nie czciła Boga w Górze alias Duchojca (oryg. Ghostdaddy), a przynajmniej nic mu o tym nie wiadomo:) W moim odczuciu najbliżej „Objawicielce” do dark fantasy, zdania są jednak podzielone, co można potraktować jako potwierdzenie publicznych wypowiedzi Gregory'ego o jego podejściu do obszarów gatunkowych. O nieograniczaniu się takimi szczegółami. Niepętaniu wyobraźni gatunkowymi kajdanami. Powieściowy szwajcarski zegarek: tak to niebanalne dziełko w myślach podsumowałam. Szalenie precyzyjna robota, artysty najwyraźniej niebojącego się wyzwań. Lubiącego sobie utrudniać? Tak czy inaczej, nawet bardziej wymagający czytelnicy mogą nie przypadkiem dojść do wniosku, że to doskonale przemyślana kompozycja; dopracowana w najmniejszych szczegółach, dokręcona (a raczej stopniowo dokręcana) do ostatniej śrubki, dobrze naoliwiona maszyneria, przewrotnie okryta płaszczykiem tuzinkowości. Innymi słowy, z nieoryginalnej formy stwórca „Objawicielki” odlał genialną w swojej prostocie osobliwość. Wybitna strategia artysty nieunoszącego się pychą – nie mogłam oprzeć się wrażeniu, że Gregory stara się wmówić swoim czytelnikom, że „Objawicielka” jest typową przedstawicielką szeroko pojętej literatury fantastycznej. Prostą historyjką o mrocznym przeznaczeniu. O amerykańskiej matriarchalnej rodzinie obłożonej straszliwą klątwą bądź obdarowanej czymś wyjątkowym. O wybrańcach Wielkiego Przedwiecznego... to jest pradawnego stwora, którego - słusznie czy nie - mają za najprawdziwszego boga. Wszechmocną istotę, która prędzej czy później wyjdzie z ukrycia. Opuści swoją coraz mniej wygodną górę, by zaprowadzić nowy porządek albo definitywnie zakończyć nieudany projekt Dnia Szóstego.
Okładka książki. „Revelator”, Knopf 2021 |
Równomierna przeplatanka teraźniejszości Stelli Wallace z jej przeszłością. Pierwsza z wymienionych nitek w całości rozciąga się w roku 1948, a druga zaczyna się w 1933, kiedy to główna bohaterka „Objawicielki” Daryla Gregory'ego liczy sobie całe dziewięć lat, a kończy w roku 1938. Zainspirowany kainowym piętnem i znakiem Szatana, empatyczny stwórca „wybranek Boga w Górze” odróżnił je od białego tłumu czerwonymi plamami. W tamtych czasach w Stanach Zjednoczonych kolor skóry miał znaczenie, o czym Stella boleśnie przekonała się jeszcze przed twardym lądowaniem w chacie Motty Birch. Zasadniczej babuni, która chcąc nie chcąc wspięła się na najwyższy szczebel rodzinnej drabiny. Jej słowo jest prawem, przynajmniej w kwestiach teologicznych. W sprawach ściśle i luźno związanych z Duchojcem. Stella wolała zostać z ojcem, on jednak wolał zostać sam. Wolał podrzucić swoje jedyne dziecko kobiecie, o której najwyraźniej nie miał najlepszego zdania. Apodyktycznej kobiecie mieszkającej w osamotnionej chatce u podnóża imponującej góry na ternie Parku Narodowego Great Smoky Mountains. Społecznego wyrzutka, który jedynego przyjaciela może mieć w człowieku nazwiskiem Abby Whitt, swoim najbliższym sąsiedzie, aktywnie uczestniczącym w wychowywaniu dziewczynek Motty. Przed Stellą była Lena, a po Stelli będzie Sunny. To Abby wprowadził czołową postać omawianej książki w arkana sztuki gorzelniczej – przekazał jej praktycznie całą swoją wiedzę o pędzeniu przedniego bimbru, z której Stella zrobiła użytek po opuszczeniu znienawidzonej kotliny. Rozkręciła nielegalny biznes z niemałą pomocą Alfonse'a Bowlina. Wielu z nieskrywanym niesmakiem spogląda na tę „egzotyczną parę”. Bała kobieta z czerwonymi plamami na ciele i czarnoskóry mężczyzna, a zatem podczłowiek dumnych Stanów Zjednoczonych Ameryki Północnej. Główna (właściwie jedyna) siedziba ich pokątnej firmy znajduje się w mieście Maryville; tam też Stella uwiła sobie całkiem przytulne domowe gniazdko – małe, ciasne, ale własne – nie zaprzątając sobie głowy mrzonkami o założeniu rodziny. Wystarczy jej zawodowy małżonek, wspólnik, do którego ma bezgraniczne zaufanie. W przeciwieństwie do swoich krewnych, ze szczególnym wskazaniem na wujecznego dziadka Hendricka Bircha, brata nieprzejednanej Motty. Twardej, jak wszystkie Objawicielki z amerykańskiej Krainy Czarów. Z pocztówkowej okolicy, do której Stella Wallace najchętniej już nigdy by nie wracała. Ponad swój komfort psychiczny przedkłada jednak dobro dziesięcioletniej kuzynki Sunny. Teraz, kiedy umarła wieloletnia „prezeska rodu Birchów”, teoretycznie jej nadzwyczajne uprawienia przeszły na Stellę. A zatem nadgorliwy wyznawca Boga w Górze, musi uszanować wolę zawodowej gorzelniczki? Może i musi, ale czy zechce? W oczach Hendricka Stella może być podłą zdrajczynią, wstrętną dziewuchą, która wyrzekła się mniejsza że swoich krewnych, większa że własnego boga. Daryl Gregory uprzedza niektóre fakty (na przykład zagadkowa śmierć niekoniecznie pierwszej miłości Stelli), ale zasadniczą część tej opowieści przebiegle może odsuwać w czasie. Dorosła Stella Wallace prawdopodobnie nie dopuszcza nas do wszystkich zakamarków swojego mrocznego skarbca pamięci, nie odkrywa wszystkich najważniejszych kart ze swojego poplątanego życia z piętnem Duchojca. Z drugiej strony niezwykła protagonistka tego niesamowicie plastycznego, magicznego świata przedstawionego (tak zwięźle, a tak sugestywnie!) nie daje po sobie poznać, że ukrywa jakieś istotne fakty o sobie i/lub swoich bliskich. Wydaje się być otwartą księgą, nieopędzającą się od zainteresowanych jej prywatnymi sprawami, ciekawskich czytelników, niemniej równie dobrze może to być iście prestidigitatorska sztuczka. Czeka aż jej młodsza wersja wyjmie wszystkie króliki z wszystkich kapeluszy? Prędzej maciory, bo Daryl Gregory nie robi żadnej tajemnicy z tego, że Motty Birch hodowała te szlachetne stworzenia. Do obowiązków Stelli należało codzienne karmienie żywego inwentarza „wiedźmy z bogobojnej kotliny”. Poganki straszącej dzieci i nastolatków, a dorosłych obrażającym swoim nieprzystojnym trybem życia. Wypisała się nie tylko ze wspólnoty lokalnej, ale i wspólnoty kościelnej. A może została wypisana? Wypchnięta na margines społeczny i znosząca to z godnością kłującą w oczy ludzi, którzy zgotowali jej ten los. „Objawicielka” to smutna opowieść o wykluczeniu społecznym, bezrefleksyjnym dążeniu do tego, by wszyscy byli jednakowi (wieczna walka z tak zwanymi innościami, cokolwiek to znaczy), o jeszcze mniej zrozumiałym niszczeniu planety Ziemia, o bezdusznym wywłaszczaniu rodaków, o umierającym bogu, o niespotykanej(?) bliskości boga, o nadgorliwym apostole (jeden z autorów Nowego Pisma Świętego?) i wreszcie wielopokoleniowym piekle powtarzalności. Pokornym przyjmowaniu niechcianej roli czy to ze strachu przed gniewem bożym, czy przez zobojętnienie, niewykluczone, że jedną z najsilniejszych toksyn na tym łez padole.
Fascynująca przypowieść Daryla Gregory'ego. Gorzka historia pewnej niezwyczajnej rodziny. Wprawiająca w głęboką zadumę, skłaniająca do refleksji pozycja z pogranicza horroru i fantasy. Brutalna rzeczywistość w mistycznej mgle. O bogu i jego owieczkach. O religijnym uniesieniu, fałszywych prorokach i drastycznym ochłodzeniu relacji z istotą wszechmocną. Żar, nie jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, zamieniający się w kostkę lodu. Skonstruowana z zegarmistrzowską precyzją mroczna saga o ludziach Góry. Błyskotliwa, hipnotyczna, hiperrealistyczna... rzecz o nadprzyrodzonym „dzikim lokatorze” amerykańskiego parku narodowego. Piękna rzecz, jak na mój gust.
Za książkę bardzo dziękuję wydawnictwu
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz