Rok
1983. Inspektor Noah Scott Sherrington ze szkockiej policji prowadzi
nieoficjalne śledztwo w sprawie Biblijnego Johna, nieuchwytnego
osobnika, który pod koniec lat 60. XX wieku zabił trzy młode
kobiety. Noah podejrzewa, że lista jego zbrodni jest znacznie
dłuższa i że tajemniczy morderca wciąż jest aktywny, wbrew
optymistycznym założeniom czynionym w szkockich organach ścigania.
Misja Sherringtona pozornie dobiega końca w turystycznym miasteczku
przytulonym do Glasgow, nad brzegiem jeziora Katrine, nieopodal
domostwa zwanego Harmony Cottage. Po latach wytężonego śledztwa
inspektor wreszcie poznaje tożsamość zabójcy, ale podczas
zatrzymania podejrzanego następuje gwałtowny zwrot wydarzeń.
Koniec końców Biblijnemu Johnowi udaje się zbiec, a Noah Scott
Sherrington obiecuje sobie, że resztę życia poświęci na ściganie
tej śmiertelnie niebezpiecznej jednostki, za którą podąża do
Bilbao w Kraju Basków.
|
Okładka książki. „Zanim przyjdzie
potop”, Mova 2023
|
W
latach 1968-1969 w Glasgow w Szkocji niezidentyfikowany sprawca
pobił, zgwałcił i udusił trzy młode brunetki, które w chwili
śmierci miały menstruację, a swojego oprawcę poznały w
Barrowland Ballroom. Zabójca zyskał przydomek Biblijny John, gdyż
podobno często cytował Pismo Święte. Jego prawdziwa tożsamość
pozostaje nieznana (wśród głównych podejrzanych jest, a
przynajmniej był przez jakiś czas Peter Britton Tobin, człowiek
skazany na dożywocie za trzy inne morderstwa, który zmarł w 2022
roku), nie ma również zgodności co do tego, że zbrodnie
przypisywane Biblijnemu Johnowi popełnił jeden człowiek. W 1983
roku w Kraju Basków miała miejsce wielka katastrofa naturalna –
powódź w ponad stu miejscowościach pochłonęła dziesiątki
ofiar, a straty materialne sięgnęły dwustu milionów peset.
Dolores Redondo, autorka między innymi hitowego powieściowego cyklu
Dolina Baztán („Niewidzialny strażnik”, „Świadectwo kości”,
„Ofiara dla burzy” i prequel „Kształt serca”), miała
wówczas czternaście lat i niewątpliwą nieprzyjemność zobaczyć
na żywo Bilbao po wielkiej powodzi (spadło sześćset litrów wody
na metr kwadratowy). Ten widok oczywiście głęboko wrył jej się w
pamięć i już wtedy wykluł się w jej głowie pomysł na opisanie
tej tragedii w przyszłości. I tak się stało, „Zanim przyjdzie
potop” (oryg. „Esperando al diluvio”) nie jest jednak
faktograficznym zapisem wydarzeń, tylko zbeletryzowaną wersją
autentycznych historii. Fikcyjne życie Biblijnego Johna.
Wyczerpujący, dogłębny thriller psychologiczny od bestsellerowej
hiszpańskiej powieściopisarki, który swoją światową premierę
miał w roku 2022. A polską w 2023 – edycja wydawnictwa Mova w
wybornym tłumaczeniu Barbary Bardadyn i stylowej okładce Łukasza
Werpachowskiego (projekt).
„Nawet
sobie nie wyobrażasz, co znaczy dla normalnych ludzi żyć w
państwie policyjnym, gdzie wszystkich traktuje się jak
podejrzanych, gdzie zniewagi są na porządku dziennym i gdzie ludzie
postrzegają policjantów jako przeciwników, osoby niegodne
zaufania, brutalne, dzikie, wrogie; nie jako obrońców, tylko
przestępców.”
Powieść,
która rodziła się aż trzydzieści dziewięć lat. Przez
zdecydowaną większość tego czasu pisała się wyłącznie w
głowie Dolores Redondo, ona jednak uważa, że to też powinno się
liczyć. Przelewanie na papier to w końcu tylko jeden z etapów prac
nad książką. Fabuła „Zanim przyjdzie potop” zawiązuje się w
Glasgow w Szkocji, a niedługo potem przenosi do Bilbao w Kraju
Basków, które zarówno w oczach ścigającego jak ściganego (też
ich stwórczyni) uchodzą za coś w rodzaju miast bliźniaczych. W
każdym razie inspektor Noah Scott Sherrington i Biblijny John w
Hiszpanii poczują się niemal jak w swojej rodzimej Szkocji,
najpierw jednak skonfrontują się nad „magicznym jeziorem” w
malowniczej miejscowości sąsiadującej z Glasgow. A jeszcze
wcześniej rzucimy okiem na chłopca mieszkającego z matką i
ciotkami w Harmony Cottage, który akurat oddaje się jakiemuś
szczególnie przykremu zajęciu. Wstrętny obowiązek domowy chłopca,
do którego co jakiś czas będziemy się przenosić – stopniowe
odkrywanie przeszłości jednej z ważniejszych (w sumie od początku
wiadomo jakiej) postaci „Zanim przyjdzie potop”. Najbardziej
zaangażowanym przewodnikiem po tym plastycznym świecie
przedstawionym jest samotny młody człowiek z misją. Z obsesją na
punkcie seryjnego mordercy, któremu nadano przydomek Biblijny John.
Scott Noah Sherrington nie ma ani rodziny, ani przyjaciół (może
nie licząc jego bezpośredniego przełożonego) i póki co nie jest
zainteresowany nawiązywaniem jakichś bliższych relacji choćby z
kolegami z pracy. Nie ma na to czasu, bo wszystko wskazuje na to, że
jest jedynym policjantem tropiącym nadzwyczaj przebiegłego
zbrodniarza. Człowieka, który w pewnym sensie oszukał szkockie
organy ścigania. Uznany za zmarłego, ewentualnie zdezaktywowanego,
uśpionego od kilkunastu lat. Noah niebawem wyprowadzi kolegów z
błędu, udowodni, że racja była po jego stronie, ale żadnej z
tego satysfakcji miał nie będzie. Już prędzej poczuje gorzki smak
porażki – nieuczciwie pokonany przez zdeprawowanego osobnika.
Morderca uratowany przez nieuleczalną chorobę swojej nemezis.
Najbardziej zdeterminowany przeciwnik Biblijnego Johna powraca z
martwych, tylko po to, by dowiedzieć się, że wkrótce znowu umrze,
tym razem już definitywnie. Właściwie nie tylko po to, bo ze
wszystkich ludzi na świecie Noah Scott Sherrington zdaje się mieć
największe szanse na powstrzymanie groźnego człowieka, którego
tożsamość w gruncie rzeczy zwykłym przypadkiem udało mu się
odkryć. Co może nie okazać się szczególnie pomocne, ponieważ
Biblijny John... przypomniał mi obraz D.J. Caruso, filmowy serial
killer thriller, luźno oparty
na powieści Michaela Pye'a) pt. „Taking Lives” (pol.
„Złodziej życia”). Podczas gdy jego koledzy skupią się na
poszukiwaniach diabelskiego Johna na terenie Szkocji (oczywiście
licząc się z jego emigracją), nauczony doświadczeniem młody
śledczy, któremu Śmierć praktycznie nieustannie zagląda w oczy,
zaufa przeczuciu i popłynie do krzykliwego Bilbao gdzie nędza i
rozpacz mieszają się z huczną zabawą. Zupełnie jak w Glasgow,
małej ojczyźnie zaprzysięgłych wrogów(?). Niezupełnie, bo ten
upalny i najprawdopodobniej wybitnie deszczowy sierpień dla każdego
z nich będzie czasem rozpraszania samotności, zbliżania się do
bliźnich w stopniu, jakiego żaden z nich dotychczas nie
doświadczył. Dla jednego dar od losu, dla drugiego bardziej
przekleństwo, a w każdym razie sytuacja niezbyt komfortowa, bo w
depresyjnie nieodległej przyszłości, w bliskiej perspektywie
mająca potop łez.
|
Okładka książki. „Esperando al diluvio”, Destino 2022
|
Sentymentalna
podróż Dolores Redondo? Nie, hiszpańska gwiazda współczesnej
sceny beletrystycznej nie ukrywa, że nie zachowała wielu dobrych
wspomnień z okresu dorastania. Bo to był bardzo niespokojny,
niepewnym czas przynajmniej dla większości mieszkańców Hiszpanii.
A już zwłaszcza po potopie wykrakanym przez niejakiego Noaha Scotta
Sherringtona. Rzecz jasna to postać fikcyjna, ale ruina gospodarcza
w Kraju Basków była jak najbardziej realna. Nie, Dolores Redondo na
pewno nie oddaje się słodkim marzeniom o cofnięciu się do
przedostatniej dekady XX wieku. Powtórzeniu tamtego koszmaru, w
przetrzymaniu którego pomogła jej między innymi miłość do
muzyki. Bakcyla połknęła w wieku czternastu lal i po dziś dzień
jest zapaloną słuchaczką nie tylko utworów Nika Kershawa, którego
wyróżniła w „Zanim przyjdzie potop” - tytułowanie niektórych
rozdziałów wersami z jego przeboju „Wouldn't It Be Good”, który
przewinie się również w fabule. W historii miłosnej, do której
miałam zaskakująco przychylny stosunek. Nienużące romantyczne
perypetie bohaterów; nieczęsto mi się to zdarza, tym bardziej więc
doceniam siłę narracji Redondo. Hipnotyczną moc jej wrażliwości.
Miłośnicy powieściowej serii z inspektor z wydziału zabójstw
Policji Regionalnej Nawarry Amaią Salazar, w rzeczywistości
inspektora Noaha Scotta Sherringtona i Biblijnego Johna mogą czuć
się nie niepokojąco podobnie. Za sprawą charakterystycznego
mistycznego klimatu, będącego chyba największą wizytówką, swego
rodzaju marką hiszpańskiej powieściopisarki, która podbiła
świat. Tytuł omawianej powieści ma dwojakie znaczenie. To bardziej
czytelne odnosi się oczywiście do historycznej katastrofy
naturalnej, wielkimi krokami zbliżającej się do części ludności
„Zanim przyjdzie potop” - widmo wiszące nad Bilbao, jak by nie
patrzeć niejedynym miejscem akcji. Ale i widmo wiszące nad głównym
bohaterem książki, którego imię należy traktować jak metaforę.
W każdym razie autorka tak je traktowała – nawiązanie do
biblijnej przypowieść o Arce Noego, a ściślej niszczycielskiego
żywiołu zesłanego przez Boga Wszechmogącego – bo w centralnym
punkcie tej opowieści zmyślnie (genialny suspens) postawiła
jednostkę, która ma się utopić niezależnie od tragedii, jaka
niebawem dosięgnie Kraj Basków. Właściwie powódź dla Noaha
Scotta Sherringtona zaczęła się jeszcze w Glasgow, przed dobiciem
do zaskakująco życzliwego brzegu Hiszpanii. A myślał, że
ostatnie miesiące na tym łez padole (jeśli będzie miał
szczęście, bo w gruncie rzeczy nasz zawzięty protagonista w każdej
chwili może zejść z tego świata; niby jak my wszyscy, ale nie
wszystkim lekarze nie dają żadnych szans na przeżycie całego
roku) spędzi w dobrze znanych okowach samotności. Nie, tak naprawdę
jeszcze ciaśniejszych, bo bez względu na to, jak bardzo Bilbao
przypomina mu jego małą ojczyznę, Noah jest obcym w obcym kraju. W
Glasgow mimo wszystko miał jakąś garstkę znajomych i może
jednego prawdziwego przyjaciela, a w tej burzliwej krainie
prawdopodobnie zna jedynie seryjnego mordercę. Tam, gdzie zamieszki
są na porządku dziennym i gdzie ludzie potrafią się bawić. Ostre
starcia zwykłych zjadaczy chleba z wiernymi żołnierzami
niemiłościwie panującej władzy tuż obok hucznych obchodów Aste
Nagusia. Agresja i fajerwerki. Terroryści i bandyci w mundurach -
wskaż różnice. Tak czy inaczej, w Kraju Basków Anno Domini 1983
pośród nieuprzywilejowanych obywateli ze świecą szukać osób
przekonanych, że policjant to ich przyjaciel. Prawdę mówiąc
solidaryzowałam się z nimi, ze społecznością terroryzowaną
przez ludzi bez honoru. Tych, którzy chronią i służą. W świecie
niestety niezupełnie wykreowanym przez Dolores Redondo (historia się
kłania), dominuje przekonanie, że mundurowi chronią wyłącznie
władzę i tylko jej służą. Noah Scott Sherrington pozna jednak
członka policyjnej formacji, która ma szansę zmienić nastawienie
ludu do organów porządku publicznego. Mam jednak podejrzenie
graniczące z pewnością, że w oczach niejednego odbiorcy ta, bądź
co bądź, piękna męska przyjaźni zblednie przy młodzieńcu z
porażeniem mózgowym i jego wiernej suczce. W tym literackim świecie
liczy się człowiek; jego kondycja psychiczna, zmieniające się
nastroje, przemyślenia, introspekcje i oczywiście osobowość.
Nieważne, biały czy czarny charakter, autorka „Niewidzialnego
strażnika” nieustraszenie zagłębia się w swoje postaci, kreśli
imponująco szczegółowe portrety psychologiczne (swoją drogą w
jednej ze swoich drobiazgowych analiz podeprze się przypadkiem z
„Psychozy” Alfreda Hitchcocka, ponadczasowej ekranizacji kultowej
powieści Roberta Blocha) z niedenerwującą powolnością. A
przynajmniej ja byłam autentycznie oczarowana leniwym rytmem „Zanim
przyjdzie potop”. Całkowicie straciłam kontakt z rzeczywistością.
Ugrzęzłam w tym melancholijnym klimacie i wcale nie było mi z tego
powodu przykro. A moim największym przeżyciem w tej ogromnej
skarbnicy doznań był zaraźliwy stan ducha Noaha Scotta
Sherringtona, człowieka bez przyszłości. Okropna nieuchronność
śmierci.
Fenomenalna
opowieść o umieraniu. O ściganiu się z przeznaczeniem, żegnaniu
z nadzieją i przerażającym rozpraszaniu samotności. Skłaniający
do zadumy, zainspirowany prawdziwymi wydarzeniami thriller
psychologiczny z solidnym podłożem społeczno-obyczajowym, mocno
osadzony w niedzisiejszych realiach. Wyśmienity serial killer
thriller od hiszpańskiej mistrzyni gatunku, którego pewnie nie
poleciłabym zwolennikom dynamicznych fabuł. Ten grupie czytelniczej
„Zanim przyjdzie potop” Dolores Redondo może bowiem (ale nie
musi!) ciągnąć się jak te przysłowiowe flaki z olejem. Oby
jednak te słowa nie zniechęciły umiłowanych słuchaczy
wolniejszych epickich melodii. Tak naprawdę to nikogo nie chcę
zniechęcać do tego cudeńka. Nie chcę i nie muszę, więc...
Resztę sobie dopiszcie:)
Za
książkę bardzo dziękuję księgarni internetowej
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz