Stronki na blogu

piątek, 16 czerwca 2023

Dolores Redondo „Zanim przyjdzie potop”

 
Rok 1983. Inspektor Noah Scott Sherrington ze szkockiej policji prowadzi nieoficjalne śledztwo w sprawie Biblijnego Johna, nieuchwytnego osobnika, który pod koniec lat 60. XX wieku zabił trzy młode kobiety. Noah podejrzewa, że lista jego zbrodni jest znacznie dłuższa i że tajemniczy morderca wciąż jest aktywny, wbrew optymistycznym założeniom czynionym w szkockich organach ścigania. Misja Sherringtona pozornie dobiega końca w turystycznym miasteczku przytulonym do Glasgow, nad brzegiem jeziora Katrine, nieopodal domostwa zwanego Harmony Cottage. Po latach wytężonego śledztwa inspektor wreszcie poznaje tożsamość zabójcy, ale podczas zatrzymania podejrzanego następuje gwałtowny zwrot wydarzeń. Koniec końców Biblijnemu Johnowi udaje się zbiec, a Noah Scott Sherrington obiecuje sobie, że resztę życia poświęci na ściganie tej śmiertelnie niebezpiecznej jednostki, za którą podąża do Bilbao w Kraju Basków.

Okładka książki. „Zanim przyjdzie potop”, Mova 2023

W latach 1968-1969 w Glasgow w Szkocji niezidentyfikowany sprawca pobił, zgwałcił i udusił trzy młode brunetki, które w chwili śmierci miały menstruację, a swojego oprawcę poznały w Barrowland Ballroom. Zabójca zyskał przydomek Biblijny John, gdyż podobno często cytował Pismo Święte. Jego prawdziwa tożsamość pozostaje nieznana (wśród głównych podejrzanych jest, a przynajmniej był przez jakiś czas Peter Britton Tobin, człowiek skazany na dożywocie za trzy inne morderstwa, który zmarł w 2022 roku), nie ma również zgodności co do tego, że zbrodnie przypisywane Biblijnemu Johnowi popełnił jeden człowiek. W 1983 roku w Kraju Basków miała miejsce wielka katastrofa naturalna – powódź w ponad stu miejscowościach pochłonęła dziesiątki ofiar, a straty materialne sięgnęły dwustu milionów peset. Dolores Redondo, autorka między innymi hitowego powieściowego cyklu Dolina Baztán („Niewidzialny strażnik”, „Świadectwo kości”, „Ofiara dla burzy” i prequel „Kształt serca”), miała wówczas czternaście lat i niewątpliwą nieprzyjemność zobaczyć na żywo Bilbao po wielkiej powodzi (spadło sześćset litrów wody na metr kwadratowy). Ten widok oczywiście głęboko wrył jej się w pamięć i już wtedy wykluł się w jej głowie pomysł na opisanie tej tragedii w przyszłości. I tak się stało, „Zanim przyjdzie potop” (oryg. „Esperando al diluvio”) nie jest jednak faktograficznym zapisem wydarzeń, tylko zbeletryzowaną wersją autentycznych historii. Fikcyjne życie Biblijnego Johna. Wyczerpujący, dogłębny thriller psychologiczny od bestsellerowej hiszpańskiej powieściopisarki, który swoją światową premierę miał w roku 2022. A polską w 2023 – edycja wydawnictwa Mova w wybornym tłumaczeniu Barbary Bardadyn i stylowej okładce Łukasza Werpachowskiego (projekt).

Nawet sobie nie wyobrażasz, co znaczy dla normalnych ludzi żyć w państwie policyjnym, gdzie wszystkich traktuje się jak podejrzanych, gdzie zniewagi są na porządku dziennym i gdzie ludzie postrzegają policjantów jako przeciwników, osoby niegodne zaufania, brutalne, dzikie, wrogie; nie jako obrońców, tylko przestępców.”

Powieść, która rodziła się aż trzydzieści dziewięć lat. Przez zdecydowaną większość tego czasu pisała się wyłącznie w głowie Dolores Redondo, ona jednak uważa, że to też powinno się liczyć. Przelewanie na papier to w końcu tylko jeden z etapów prac nad książką. Fabuła „Zanim przyjdzie potop” zawiązuje się w Glasgow w Szkocji, a niedługo potem przenosi do Bilbao w Kraju Basków, które zarówno w oczach ścigającego jak ściganego (też ich stwórczyni) uchodzą za coś w rodzaju miast bliźniaczych. W każdym razie inspektor Noah Scott Sherrington i Biblijny John w Hiszpanii poczują się niemal jak w swojej rodzimej Szkocji, najpierw jednak skonfrontują się nad „magicznym jeziorem” w malowniczej miejscowości sąsiadującej z Glasgow. A jeszcze wcześniej rzucimy okiem na chłopca mieszkającego z matką i ciotkami w Harmony Cottage, który akurat oddaje się jakiemuś szczególnie przykremu zajęciu. Wstrętny obowiązek domowy chłopca, do którego co jakiś czas będziemy się przenosić – stopniowe odkrywanie przeszłości jednej z ważniejszych (w sumie od początku wiadomo jakiej) postaci „Zanim przyjdzie potop”. Najbardziej zaangażowanym przewodnikiem po tym plastycznym świecie przedstawionym jest samotny młody człowiek z misją. Z obsesją na punkcie seryjnego mordercy, któremu nadano przydomek Biblijny John. Scott Noah Sherrington nie ma ani rodziny, ani przyjaciół (może nie licząc jego bezpośredniego przełożonego) i póki co nie jest zainteresowany nawiązywaniem jakichś bliższych relacji choćby z kolegami z pracy. Nie ma na to czasu, bo wszystko wskazuje na to, że jest jedynym policjantem tropiącym nadzwyczaj przebiegłego zbrodniarza. Człowieka, który w pewnym sensie oszukał szkockie organy ścigania. Uznany za zmarłego, ewentualnie zdezaktywowanego, uśpionego od kilkunastu lat. Noah niebawem wyprowadzi kolegów z błędu, udowodni, że racja była po jego stronie, ale żadnej z tego satysfakcji miał nie będzie. Już prędzej poczuje gorzki smak porażki – nieuczciwie pokonany przez zdeprawowanego osobnika. Morderca uratowany przez nieuleczalną chorobę swojej nemezis. Najbardziej zdeterminowany przeciwnik Biblijnego Johna powraca z martwych, tylko po to, by dowiedzieć się, że wkrótce znowu umrze, tym razem już definitywnie. Właściwie nie tylko po to, bo ze wszystkich ludzi na świecie Noah Scott Sherrington zdaje się mieć największe szanse na powstrzymanie groźnego człowieka, którego tożsamość w gruncie rzeczy zwykłym przypadkiem udało mu się odkryć. Co może nie okazać się szczególnie pomocne, ponieważ Biblijny John... przypomniał mi obraz D.J. Caruso, filmowy serial killer thriller, luźno oparty na powieści Michaela Pye'a) pt. „Taking Lives” (pol. „Złodziej życia”). Podczas gdy jego koledzy skupią się na poszukiwaniach diabelskiego Johna na terenie Szkocji (oczywiście licząc się z jego emigracją), nauczony doświadczeniem młody śledczy, któremu Śmierć praktycznie nieustannie zagląda w oczy, zaufa przeczuciu i popłynie do krzykliwego Bilbao gdzie nędza i rozpacz mieszają się z huczną zabawą. Zupełnie jak w Glasgow, małej ojczyźnie zaprzysięgłych wrogów(?). Niezupełnie, bo ten upalny i najprawdopodobniej wybitnie deszczowy sierpień dla każdego z nich będzie czasem rozpraszania samotności, zbliżania się do bliźnich w stopniu, jakiego żaden z nich dotychczas nie doświadczył. Dla jednego dar od losu, dla drugiego bardziej przekleństwo, a w każdym razie sytuacja niezbyt komfortowa, bo w depresyjnie nieodległej przyszłości, w bliskiej perspektywie mająca potop łez.

Okładka książki. „Esperando al diluvio”, Destino 2022

Sentymentalna podróż Dolores Redondo? Nie, hiszpańska gwiazda współczesnej sceny beletrystycznej nie ukrywa, że nie zachowała wielu dobrych wspomnień z okresu dorastania. Bo to był bardzo niespokojny, niepewnym czas przynajmniej dla większości mieszkańców Hiszpanii. A już zwłaszcza po potopie wykrakanym przez niejakiego Noaha Scotta Sherringtona. Rzecz jasna to postać fikcyjna, ale ruina gospodarcza w Kraju Basków była jak najbardziej realna. Nie, Dolores Redondo na pewno nie oddaje się słodkim marzeniom o cofnięciu się do przedostatniej dekady XX wieku. Powtórzeniu tamtego koszmaru, w przetrzymaniu którego pomogła jej między innymi miłość do muzyki. Bakcyla połknęła w wieku czternastu lal i po dziś dzień jest zapaloną słuchaczką nie tylko utworów Nika Kershawa, którego wyróżniła w „Zanim przyjdzie potop” - tytułowanie niektórych rozdziałów wersami z jego przeboju „Wouldn't It Be Good”, który przewinie się również w fabule. W historii miłosnej, do której miałam zaskakująco przychylny stosunek. Nienużące romantyczne perypetie bohaterów; nieczęsto mi się to zdarza, tym bardziej więc doceniam siłę narracji Redondo. Hipnotyczną moc jej wrażliwości. Miłośnicy powieściowej serii z inspektor z wydziału zabójstw Policji Regionalnej Nawarry Amaią Salazar, w rzeczywistości inspektora Noaha Scotta Sherringtona i Biblijnego Johna mogą czuć się nie niepokojąco podobnie. Za sprawą charakterystycznego mistycznego klimatu, będącego chyba największą wizytówką, swego rodzaju marką hiszpańskiej powieściopisarki, która podbiła świat. Tytuł omawianej powieści ma dwojakie znaczenie. To bardziej czytelne odnosi się oczywiście do historycznej katastrofy naturalnej, wielkimi krokami zbliżającej się do części ludności „Zanim przyjdzie potop” - widmo wiszące nad Bilbao, jak by nie patrzeć niejedynym miejscem akcji. Ale i widmo wiszące nad głównym bohaterem książki, którego imię należy traktować jak metaforę. W każdym razie autorka tak je traktowała – nawiązanie do biblijnej przypowieść o Arce Noego, a ściślej niszczycielskiego żywiołu zesłanego przez Boga Wszechmogącego – bo w centralnym punkcie tej opowieści zmyślnie (genialny suspens) postawiła jednostkę, która ma się utopić niezależnie od tragedii, jaka niebawem dosięgnie Kraj Basków. Właściwie powódź dla Noaha Scotta Sherringtona zaczęła się jeszcze w Glasgow, przed dobiciem do zaskakująco życzliwego brzegu Hiszpanii. A myślał, że ostatnie miesiące na tym łez padole (jeśli będzie miał szczęście, bo w gruncie rzeczy nasz zawzięty protagonista w każdej chwili może zejść z tego świata; niby jak my wszyscy, ale nie wszystkim lekarze nie dają żadnych szans na przeżycie całego roku) spędzi w dobrze znanych okowach samotności. Nie, tak naprawdę jeszcze ciaśniejszych, bo bez względu na to, jak bardzo Bilbao przypomina mu jego małą ojczyznę, Noah jest obcym w obcym kraju. W Glasgow mimo wszystko miał jakąś garstkę znajomych i może jednego prawdziwego przyjaciela, a w tej burzliwej krainie prawdopodobnie zna jedynie seryjnego mordercę. Tam, gdzie zamieszki są na porządku dziennym i gdzie ludzie potrafią się bawić. Ostre starcia zwykłych zjadaczy chleba z wiernymi żołnierzami niemiłościwie panującej władzy tuż obok hucznych obchodów Aste Nagusia. Agresja i fajerwerki. Terroryści i bandyci w mundurach - wskaż różnice. Tak czy inaczej, w Kraju Basków Anno Domini 1983 pośród nieuprzywilejowanych obywateli ze świecą szukać osób przekonanych, że policjant to ich przyjaciel. Prawdę mówiąc solidaryzowałam się z nimi, ze społecznością terroryzowaną przez ludzi bez honoru. Tych, którzy chronią i służą. W świecie niestety niezupełnie wykreowanym przez Dolores Redondo (historia się kłania), dominuje przekonanie, że mundurowi chronią wyłącznie władzę i tylko jej służą. Noah Scott Sherrington pozna jednak członka policyjnej formacji, która ma szansę zmienić nastawienie ludu do organów porządku publicznego. Mam jednak podejrzenie graniczące z pewnością, że w oczach niejednego odbiorcy ta, bądź co bądź, piękna męska przyjaźni zblednie przy młodzieńcu z porażeniem mózgowym i jego wiernej suczce. W tym literackim świecie liczy się człowiek; jego kondycja psychiczna, zmieniające się nastroje, przemyślenia, introspekcje i oczywiście osobowość. Nieważne, biały czy czarny charakter, autorka „Niewidzialnego strażnika” nieustraszenie zagłębia się w swoje postaci, kreśli imponująco szczegółowe portrety psychologiczne (swoją drogą w jednej ze swoich drobiazgowych analiz podeprze się przypadkiem z „Psychozy” Alfreda Hitchcocka, ponadczasowej ekranizacji kultowej powieści Roberta Blocha) z niedenerwującą powolnością. A przynajmniej ja byłam autentycznie oczarowana leniwym rytmem „Zanim przyjdzie potop”. Całkowicie straciłam kontakt z rzeczywistością. Ugrzęzłam w tym melancholijnym klimacie i wcale nie było mi z tego powodu przykro. A moim największym przeżyciem w tej ogromnej skarbnicy doznań był zaraźliwy stan ducha Noaha Scotta Sherringtona, człowieka bez przyszłości. Okropna nieuchronność śmierci.

Fenomenalna opowieść o umieraniu. O ściganiu się z przeznaczeniem, żegnaniu z nadzieją i przerażającym rozpraszaniu samotności. Skłaniający do zadumy, zainspirowany prawdziwymi wydarzeniami thriller psychologiczny z solidnym podłożem społeczno-obyczajowym, mocno osadzony w niedzisiejszych realiach. Wyśmienity serial killer thriller od hiszpańskiej mistrzyni gatunku, którego pewnie nie poleciłabym zwolennikom dynamicznych fabuł. Ten grupie czytelniczej „Zanim przyjdzie potop” Dolores Redondo może bowiem (ale nie musi!) ciągnąć się jak te przysłowiowe flaki z olejem. Oby jednak te słowa nie zniechęciły umiłowanych słuchaczy wolniejszych epickich melodii. Tak naprawdę to nikogo nie chcę zniechęcać do tego cudeńka. Nie chcę i nie muszę, więc... Resztę sobie dopiszcie:)

Za książkę bardzo dziękuję księgarni internetowej

https://www.taniaksiazka.pl/

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz